sobota, 28 grudnia 2013

21.

*

Byliśmy już prawie, prawie na miejscu. Aktualnie staliśmy na światłach. Mario położył dłoń na moim udzie.
- Ta rączka jest po to, byś biegi zmieniał. - warknęłam.
- Teraz nie muszę. - zaśmiał się.
- Ale zaraz będziesz musiał. - zrezygnowany, posłuchał się mnie.
- Jak zwykle niedostępna... - mruknął, ledwo słyszalnie.
- Co?
- Nic, śpiewam se. - skłamał.
Po pięciu minutach, zaparkował i zgasił silnik samochodu.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam, iż na dworze było ciemno i nie dało się rozpoznać okolicy, no dobra - ja nie mogłam.
- Nocujesz u mnie. - oznajmił. - Chyba, że chcesz przeszkodzić w czymś bratu? W śnie, albo w czymś innym. - poruszał brwiami, na co zawsze reaguję śmiechem.
- Dobra, ale nie rób tak! - zaśmiałam się.
- Jak? - ponowił ruch.
- No tak.
- Tak? - i znów.
- No weeeeź!
- Co mam wziąć?
- Naprawdę jesteś taki tępy, czy tylko udajesz? - zapytałam.
- Już Cię biorę! - wysiadł z auta i szedł na moją stronę.
Otworzył mi drzwi, podał rękę. Normalnie poczułam się jakby był moim szoferem czy coś. :D
- Nie! - rzekłam stanowczo, gdy chciał mnie wziąć na ręce.
- Czemu?
- Bo nie!
- Aha. - weszliśmy do domu.
Nie czekając, od razu podążyłam na górę do sypialni gościnnej. Götze najwyraźniej także skorzystał ze swojego łóżka, gdyż słyszałam jak wchodził do swego pokoju, który zaraz mieści się obok. Tak znam jego dom na wylot. Po niecałej godzinie zasnęłam, niestety nie na długo. Mój sen trwał około dwóch godzin, wybijała druga w nocy. Ja przekręcam się z boku na bok i nic. Nie mogłam ponownie powędrować do krainy Morfeusza. Zeszłam do kuchni, tam Mario.
- Też nie możesz spać? - zapytałam, a chłopak odwrócił się w moją stronę.
- Byłem zmęczony, marzyłem o łóżku, a tu dupa... - odpowiedział.
- Mam pomysła! - olśniło mnie.
- Dawaj.
- Dam Ci coś na lepsze spanie. I sobie też, oczywiście.
- Nawet wiem o co Ci chodzi. - złapał mnie za rękę i kierował się na piętro.
- Oj, nie wiesz. - uwolniłam się z uścisku i z powrotem znalazłam się w kuchni.
- Jak nie? Co jest innego na szybkie zaśnięcie, oprócz...
- Nie kończ! - przerwałam mu i sprzedałam lekkiego kuksańca w bok. - Zboczeniec. - dodałam jeszcze.
- Ale noo. Wytłumacz mi, jakim cudem istnieją inne sposoby? - odparł.
- Normalnie debil... - skwitowałam. - Na przykład to! - wyciągnęłam z torebki zieloną herbatę.
- Co to?
- Meliska. - zaśmiałam się.
- Zawsze to ze sobą nosisz?
- No tak, a jak pójdę w gości, i nie będą mieli herbaty, to ja mam różne. Zwykłą, owocową, zieloną, do tego kawę i ciastka. - powiedziałam.
- Serio?
- Nie. - rzekłam. - Wzięłam, dlatego, iż, ponieważ, bo... musiałabym się uspokoić, jakbyś mnie odstawił z kwitkiem.
- Jak można olać taką osobę... którą... znaczy. To nieistotne. - zmieszał się. - W każdym razie, nie mógłbym. - uśmiechnął się.
- Zapamiętam. - zaśmiałam się i zaparzyłam dwie zielone herbaty. Jedną dałam Götze'mu. A sama poszłam na górę z drugą. Po wypiciu nie myliłam się - zasnęłam. To zawsze tak na mnie działa.



*



Następnego dnia wstałam, wypoczęta, może nie do końca, lecz da się normalnie funkcjonować. Ubrałam się, byłam skazana na wczorajsze ubrania. Ogarnięta i bez makijażu zeszłam na dół. I po raz kolejny spotykam tam Mario z laptopem na kolanach.
- Co robisz? - zapytałam.
- Śpię. - odpowiedział.
- Aha, widać. - dziwny jakiś był.
- Ta Twoja meliska nie działa na mnie, nawet dwa kubki wypiłem. - powiedział.
- Czy ty nie spałeś? - zapytałam.
- Jakoś mi się nie chce. - rzekł.
- Nie dziwię się, ile ty kaw wypiłeś? - zauważyłam puste szklanki i kubki.
- No trzy,
- Lol, na Twoim miejscu bym dostała skrzydeł i latała jak głupia po domu. - zaśmiałam się.
- Zależy od osoby, mnie akurat po kawie się spać chce, tylko nie wiem dlaczego tym razem nie zadziałało. - tłumaczył.
Postanowiłam zrobić szybkie byle jakie śniadanie. Były to po prostu naleśniki, dom sie zapuścił przez te kilka dni i nawet nie było jak zrobić kanapek, chleba brak. Po konsumpcji, pozmywałam, aby nie zostawiać zbędnego bałaganu.
- Co ty taka dobra dla mnie? - zdziwił się.
- Wolę nie ryzykować. Stawiam, że ręce masz niemrawe. - odpowiedziałam.
- Przesadzasz. - odparł, poczym zwalił ze stołu swój telefon.
- Mówiłam... - zaśmiałam się.
- Przypadek.
- Na pewno. - mruknęłam. - Dobra, ja lecę na chatę. - oznajmiłam i kierowałam się w stronę drzwi.
- Czekaj, przecież Cię odwiozę. - poderwał się z miejsca, podbiegł do mnie i także zaczął się ubierać.
- A może na początek się przebierz, najlepiej od razu umyj. - przegoniłam go.
- Ale poczekasz?
- Dobra, niech stracę. - zaśmiałam się.
- Dzięki! - poleciał migiem na górę.
Ja w międzyczasie skorzystałam z jego laptopa. Nie wylogował się z Facebook'a, więc musiałam coś temu zadziałać. Znalazłam w jednym z folderów, głupie zdjęcia jeszcze z wakacji, na których męczyłam się z nimi. Dlatego nie brakowało też moich zdjęć, i paskudnych Caro z Ann -,- Jednakże nie zwracałam na to większej uwagi. Po prostu usunęłam, nie dało się na nie patrzeć. Jedna korzyść, to strasznie ciotowate zdjęcie Mario, które po chwili znalazło się na prywatnym fb Mario z dopiskiem: " Taki byłem pączuś, zjarany *.*   Pozdrówki dla Lei! " i opublikuj.
- Weszłam sobie na fejsa. - powiedziałam, gdy wrócił odświeżony.
- Spoko, mnie wylogowałaś?
- Mhm.
Szczerze, trochę bałam się jechać z kimś kto nie spał całą noc, a wcześniej przejechał setki kilometrów. Na szczęście, jakoś się udało dojechac bez żadnych komplikacji. Weszłam do domu, Mario zaraz za mną, lecz trochę się skradał.
- O Lea! Jak tam? - zauważyła moją obecność, przyjaciółka.
- Tak sobie. - odpowiedziałam.
- A weż nie zaczynaj znowu! Tym razem nie uwierzę, że tam został i nie wróci. - rozgryzła mnie. - Oj no, Mario wyłaź, doskonale wiem, że tam jesteś.
Posłuchał się.
- Chodź, niech Cię wyściskam! - zaczęła go przytulać, a ja stałam i gapiłam się, złowrogim wzrokiem, nawet nie wiem czemu. Jess to zauważyła i przerwała big hug'a.
- Nie bądź zazdrosna. - zaśmiała się, za co miałam ochotę ją udusić, własnymi rękami.
- Gdzie mój i tylko mój, braciszek? - zapytałam.
- W sklepie, zaraz powinien być. - odparła. - Mario co się nie odzywasz?
- Nie pytaj. - uprzedziłam go,
- Uhuhuhu dzika noc?
- Wiesz co? Ty lepiej się zamknij! Chłopaczyna nie spał w nocy i nawet melisa nie pomogła! - wyjaśniłam. - Gadaj Ty! Co robiliście sami, we dwoje, chłopak i dziewczyna... - śmiałam się. - Pewnie filmy oglądaliście?
- Nom, zgadłaś. - powiedziała.
- Jestem! - wkroczył wysoki blondyn.
- Braaaaacisek wlócił! - krzyknęłam.
- O masz Ci los. Znowu oni. - zaśmiał się, Reus.
- Ej, ej. Przecież miałaś być już wczoraj! - przypomniała sobie, brunetka.
- Późno wróciliśmy. - odpowiedziałam.
- Kto spał od ściany? - zapytał z miną poważną, Marco.
- Yyy, nikt... - powiedziałam, nieco zdziwona tym pytaniem.
- Boo, łóżko mamy na środku. - dokończył Götze i objął mnie ramieniem.
- Wydawało się, że jesteś zmęczony. - warknęłam, strącając jego rękę ze mnie.
Oni wybuchnęli śmiechem, a ja tylko zmroziłam ich, dosłownie zabójczym spojrzeniem.
- Nie gniewaj się. - usiadł obok mnie.
- Spadaj. - poszłam do swojego pokoju.
Założyłam słuchawki i zatraciłam się w muzyce.
I might be, anyone
I lone fool, out in the sun
Your heartbeat of solid gold
I love you, you' ll never know...

Mimo głośnej muzyki, usłyszałam, że ktoś dobija mi się do drzwi, które zamknęłam. Postanowiłam otworzyć. Przekręciłam kluczyk i z powrotem rzuciłam się na łóżko. Do pomieszczenia wszedł Mario, można było się domyślić. Usiadł obok, na więcej nie mógł sobie pozwolić, ze względu na mnie. Rozłożyłam się tak, że całe wyro zajmowałam. Nie reagowałam nawet, na jego obecność. Chciałam się odezwać, już otwierałam usta, ale to by było chamskie z mojej strony, dlatego w porę ugryzłam się w język. Zdjęłam słuchawki i poszłam do łazienki. Trochę poprzeglądałam się w lustrze i wyszłam, Götze spał... Nie zdziwiło mnie to. Kiedyś musiał zasnąć. Poszłam na dół do reszty towarzystwa.
- Gdzie Mario?
- Śpi. - rzekłam obojętnie.
- Aż tak?
Opowiedziałam im, a szczególnie Reus'owi przyczynę nagłego padnięcia piłkarza.
- Aaaaaa.
- Beeee. - zawyłam. - Ej która godzina? - zapytałam.
- Po piętnastej.
- Nieeeeeeeeeeee! - krzyknęłam na cały dom. - Choooooleraaaaaa, cholerkaaa. - zaczęłam głośno nucić.
- Co Ci? - zapytali, oszołomieni moim zachowaniem.
- Do roboty się kur, spóźnię. - nadal jakby śpiewałam te słowa.
- Jakiej znowu roboty?
- Niewaaaażne. - ciągle to robiłam.
Pobiegłam na górę, wzięłam torbę, w którą zapakowałam mój strój i telefon. I ponownie zbiegłam na parter.
- Narka! - wyszłam szybko.
Na moje szczęście po drodze napotkałam taksówkę, z której bez żadnego wahania skorzystałam. Po dziesięciu minutach byłam na miejscu.
- O jesteś! - przywitała mnie szefowa. - Myślałam, że nie przybędziesz na czas.
- Szczerze? Ja też. - zaśmiałyśmy się.
- No już, leć się przebieraj. - popędziła. - Musisz mnie jakoś do siebie przekonać. - zażartowała. - W końcu pierwszy dzień w pracy.
Gotowa i zwarta do obowiązków, zaczęłam robić swoje.




[Mario]
Tak fajnie mi się spało... Akurat musieli sie drzeć i mnie obudzić.
- Głośniej nie można? - zapytałem zaspany.
- To Lea. - Marco od razu złożył na siostrę.
- Gdzie ona jest?
- Sami nie wiemy, mówiła o jakiejś pracy. - zastanawiali się.
- Aaa, to nie powiedziała wam? - zaśmiałem się.
- No nie, ale Ty coś wiesz. Gadaj! - rozkazała Jessica.
Wyjaśniłem im wszystko dokładnie i po kolei.
- Zwariowała. - skwitowali jednocześnie. 
- Ja się was boję. - odsunąłem się.
- Trening dziś, idziesz? - zmienił temat.
- No, wypadałoby. - odrzekłem.
- To się zbieraj.
- Już? Tak szybko?
- Ziom, za godzinę trening.
- Aaa.
- Poza tym, ja też spadam. - oznajmiła Jess.
- Dokąd? - zdziwił się, Reus.
- Jakbyś nie pamiętał, to nie mieszkam tu, w końcu powinnam zjawić się w domu. - zaśmiała się.
- Dla mnie, to możesz tu się przeprowadzić.
- Oj, Marco. - poczochrała jego włosy. - Niestety, nie skorzystam.
- A ja sam będę siedział. - zasmucił się.
- Masz Leę, aczkolwiek. Odwiedzę Cię czasem. - roześmiała się.
- Czasem... - powtórzył.
- Jak dzieciuch. No ej! Walnij smile'a! - poprosiła, a on to zrobił.
- Tak wiem, jesteście tacy słodcy, że wcale. - mruknąłem. - Ale obowiązki wzywają, moi mili. - zaśmiałem się.
- Ty i obowiązki. - wybuchnęli śmiechem.
- Nigdy nie dacie mi czegoś poważnego powiedzieć. - oburzyłem się.
- Boś nigdy poważny nie był. Na bankietach - Mario się śmieje, konferencje prasowe - chichrasz się. Nie ważne gdzie jesteś, a Ci wesoło. - podsumował mnie przyjaciel.
- Powinieneś się cieszyć, bo dzięki niemu i Twój ryjek się cieszy. - wtrąciła, Jessica.
- Właśnie. - poparłem ją i przybiliśmy żółwika.
- Dobra, lecim. - zaśmiał się. - Jess, jesteś gotowa?
- Właśnie nie... - odparła.
- To zamkniesz dom, jak będziesz wychodziła, a klucze oddasz przy okazji. - powiedział. - Chyba, że zatrzymasz je w razie W.
- Ufa Ci. - szepnąłem jej na ucho, na co się zaśmiała.
- Ok, ok. Spadajcie, bo się spóźnicie. - "wygoniła nas"




*



W szatni wszyscy uchachani, bo jak zwykle rozbawiał wszystkich Pierre, nasz nowy zawodnik. Jest jeszcze Papa i Miki, z którym dzielę miejsce w składzie. Niestety... Jeszcze nie zdążyliśmy się poznać. Na razie najlepiej z nich dogaduję się z Aubą, zarąbisty gostek, a na boisku szybki jak nikt inny. Jednymi słowy: skarb BVB. A może tajna broń.
- Ooo, bliźniaki przyszli! - zawsze tak nas nazywa. Mnie i Marco.
- A ten znowu zaczyna. - zaśmiałem się i przybiłem z nim high five.
- Moja wina, że macie identyko fryzurki?
- Za to Ty, oryginalny. - zauważyłem, że tym razem, ma z boku zamiast nietoperza, twarz spiderman'a.
- No toć, ba! - szczerzył się. Pozytywny człowiek.
- Nasz Auba, to zawsze jak na haju. - roześmiał się, Marco.
- Bo trzeba się śmiać, wariatkę grać... - przerwał sobie. - Kur.. nie ta kwestia. - po tej wypowiedzi cała nasza grupka wybuchnęła śmiechem.
- A co tu się dzieje? - wszedł trener. - Chciałem Wam pozwolić poćwiczyć na siłce, aleee po tych hałasach muszę się zastanowić.
- Czułko, trenerze. - powiedzieliśmy chórem. To nasz rytułał przed każym treningiem.
- O Mario! To pewnie Ty ich tak rozbawiłeś, co? - zaśmiał się, podchodząc do mnie.
- Nie trenerze, ktoś przejął po mnie tę pałeczkę. - odpowiedziałem.
- Ach tak... Nawet się domyślam się kto, nie Aubuś! - Nasz Kloppik to naprawdę świetny człowiek. - Powiedz mi Mario. Jak tam babcia? - zapytał.
- A dobrze. - raczej mówiłem prawdę, gdyż babci nic nie jest, a dawno jej nie widziałem.
- Wyzdrowiała?
- Tak. - uśmiechnąłem się.
- I świetnie, pozdrów ją kiedyś tam.
- Na pewno. - zapewniłem.
- Trzy minuty i widzę Was na murawie! - dodał jeszcze i wyszedł.
I znowu wszyscy zaczęli się śmiać. Ze mnie...



*



Po treningu...
- Eee, bracia! - krzyknął ktoś za nami, to był Pierre.
- Ta?
- Znam fajny pub, w którym wieczorami są dzikie imprezki, a w dzień zwykły poukładany lokal. Iiii chodźcie na kawę! - zaproponował. - Albo cokolwiek, piwo i te sprawy.
- Dobra, czemu nie. - zgodziliśmy się, wsiedliśmy wszyscy do mojego auta i odjechaliśmy, gdzie Gabończyk nas pokierował.
- W ogóle. Kevin miał jeszcze dojść, pojechał na chwilę do domu. - oznajmił nam.
- Spoko, spoko.
Dojechaliśmy na miejsce. Jednak nie byliśmy pierwsi, bo Großkreutz był pierwszy i zajął najlepszy stolik, z wielką, skórzaną, wygodną kanapą. Jednak zanim usiadłem spostrzegłem na drugim końcu lokalu blondynkę, wycierającą puste stoliki. Chłopaki się rozsiedli, gdy ja podążałem ku jej, celowo przechodząc otarłem się o nią, ta jednak nie zwracała uwagi. Wróciłem do kumpli. Oni tylko podsumowali mnie, śmiechem.
- Auba, weź ją zawołaj. - poprosiłem i nakazałem Reus'owi założyć kaptur, a miał jeszcze full cap'a. Mniejsza.. miał po prostu gapić się w szybę, żeby nie zostać rozpoznanym. Ja zrobiłem to samo, tyle że gapiłem się w telefon, który trzymałem na kolanach. Dałem znak Aubie, aby przywołał ją tu. Dziewczyna, na sobie miała czarną, obcisłą i zbyt krótką spódniczkę, która idealnie eksponowała jej szczuplutkie nogi. Podobało mi się to, jednakże jest i minus tego stroju, zwracała uwagę innych ludzi, zwłaszcza facetów. Oczywiście dokładnie wiedziałem kim ona jest. Podeszła, stała przodem do Kevina, który zagadywał ją zamówieniami ;D Wkroczyłem do akcji, przyciągnąłem ją do siebie na kolana, na co Großkreutz wywalił gały, no tak nie znał jej. Lea zamachnęła się, zapewne po to, aby mi przywalić.
- Akuku. - złapałem jej rękę.
- Znowu Ty... - westchnęła. - Wyspałeś się?
- Nie, bo żeś się darła. - zaśmiałem się.
- Dobra, puść, bo szefowa mnie ochrzani. - posłusznie puściłem ją. - Ludzie się lampią. - oznajmila, rozgladając się.
- Lea, to jest Kevin, a to Auba, którego pewnie kojarzysz, bo był ostatnio. - powiedział Reus, który do tej pory siedział cicho.
- Aaa, Lea, siostra Marco! - olśniło go.
- Nooo.
- Nie było Cię, jak odwiedzałem Marco.
- Na uczelni była. - odpowiedział za nią.
- Dobra, zaraz przyniosę wasze zachcianki. - zaśmiała się i poszła.
Po niedługiej chwili, wróciła z zamówieniami...




[Lea]
- No, no. Widzę, że nasza Lea, ma powodzenie. - zaśmiała się Amelia - barmanka.
- To tylko znajomi i brat. - wyjaśniłam.
- To u znajomych się siedzi na kolanach?
- O daj spokój. Moja wina, że są postrzeloni? - warknęłam. - Amelia, wiem że jesteś spoko, dlatego nie mów nic Evie. Najlepiej nikomu. - odparłam.
- Wspomnę tylko, że odwiedziły nas gwiazdki Borussi. - powiedziała.
- Ok. - zgodziłam się.
Zauważyłam, że Matthias wchodzi do lokalu. Poszłam go przywitać.
- Czeeść! - przytuliłam go.
- No, siemka. - uśmiechnął się. - Przyszedłem w odwiedziny. - oznajmił.
- Widzę, widzę. Chcesz coś do picia? - zapytałam.
- Ty siadaj. Amelia, chętnie przyniesie. - zaśmiał się i zwołał tu ją.
Ona od niechcenia, ale spełniła prośbę chłopaka.
- I widzisz. Nic Ci się nie stało. - zwrócił się do niej.
Pogadaliśmy, pośmialiśmy się i lepiej poznaliśmy. Fajny gość, tylko szkoda, że jest gejem, Mimo to, da się z nim pogadać. W pewnym momencie, ktoś mnie objął od tyłu. Mati tylko promiennie się uśmiechał. A ja przypomniałam sobie, że Götze jest tu obecny.
- Czego chcesz? - odwróciłam się.
- Oj, kochanie. Stęskniłem się.
- Taa, siedzisz i obczajasz ciągle co ja robię. - zaśmiałam się i miałam ochotę dać mu w ryj.
- Lubię na Ciebie patrzeć... Mniejsza, może przedstawisz mnie koledze? - zapytał.
- Mat, to jest Mario, Mario to Matthias. - powiedziałam niechętnie.
- Miło mi. - odezwał się, podając piłkarzowi rękę.
- Mnie również. - rzekł oschle, za co przy najbliższej okazji, go zabiję.
- Wypieraj stąd. - szepnęłam mu na ucho, a on mnie pocałował w policzek.
- Dobra, wracam do kumpli. - oznajmił. - Do zobaczenia w domu, skarbie. - poszedł.
- Nie wspominałaś, że Twój chłopak to Mario Götze. - zaśmiał się.
- Sama nie wiedziałam. - mruknęłam.
- Co?
- Nie, nic. Głośno myślę. - skłamałam.
W końcu zabrałam się do pracy, Matthias zakończył odwiedziny. Tamci na szczęście też...





______________________________
Hej, cześć, siemanko! :)
Jak widać, jest nowy rozdział, w miarę długi. Przynajmniej tak mi się wydaję.
Dziękuję za nominację do LA, postaram się tym zająć, jak tylko znajdę czas.
Jako iż, niedługo zakończy się rok 2013, chciałabym Wam życzyć:
Szalonego Sylwestra, szczęśliwego Nowego Roku i żeby 2014 był o wiele lepszy od poprzedniego! <3
A poza tym...
Zapraszam na nowego bloga!


Pozdrawiam.

czwartek, 19 grudnia 2013

20.

*
Wróciłam do domu...
- Gdzie Ty byłaś? - zapytała z wejścia, Jess.
- Jejuuu, na mieście. Zostawiłam kartkę przecież. - powiedziałam. - Marco! Mam prośbę!
- Co? Jaką? - spytał.
Wyjaśniłam mu wszystko, a on zaczął realizować mój plan. Zadzwonił do Mario i wziął na głośnomówiący.
- No co tam, Marco? - odebrał.
- Nudzi mi się tu bez Ciebie, stary. - jęknął.
- Mi bez Ciebie też. - zaśmiał się.
- Mam pomysł.. Chętnie odwiedziłbym Cię jeszcze dziś czy jutro. Zrobilibyśmy sobie męski wieczór. Co ty na to? - zaproponował.
- A wiesz, że chętnie. - odpowiedział.
- Dawaj adres. -  zaśmiał się.
- Jak na razie mieszkam w hotelu. - oznajmił i podał dokładny adres, a nawet numer pokoju.
- Dzięki. Widzimy się. - odparł.
- No, czekam. - rozłączył.
Tak, dobrze zrozumieliśmy. Mam zamiar jechać tam i to jeszcze dzisiaj!
- Dziękuję! - rzuciłam się mu na szyję.
- Spoko, ale proszę nie zepsuj tego! On ma wrócić, natychmiast. - powiedział.
- Nasza Lea, ratuje związek. No niemożliwe. - zaśmiała się, brunetka.
- Oj, cicho. - skarciłam ją wzrokiem.




*



Spakowałam małą podręczną torbę na drogę. Znajdowało się w niej m.in butelka wody, kanapki, portfel, coś na przebranie, jakby był mus przenocowania. Wszystkie niezbędne rzeczy do życia. Gdy byłam już gotowa, Marco z Jessicą odwieźli mnie na dworzec, gdyż miałam zamiar do Monachium jechać pociągiem. Była dopiero godzina trzynasta, stawiam że dojadę na wieczór. 




[Mario]
Ucieszyłem się, że Marco do mnie wpadnie. Nie widzieliśmy się tylko kilka dni, ale strasznie mi go brak. To mój najlepszy przyjaciel, można śmiało powiedzieć, że brat. Nasze więzi są niezniszczalne, dobrze że jednak nie straciłem go. Czy on mnie? Dziwne to wszystko... Oprócz niego, tęsknie też za wszystkimi z Dortmundu, ale i tak najbardziej za ... Leą. Oszalałem przez tą dziewczynę, a ta tak bardzo mnie zraniła. Leo też. Przeczuwałem, że wpiep*zy się w relacje pomiędzy mną, a blondynką. Zrobił to i wszystko runęło niczym domek z kart. Jak wrócę, to nie mam zamiaru się z nią spotkać, a co gorsza przepraszać. To ona zawiniła, a ja tylko uciekłem od problemów, z którymi sobie całkowicie nie radziłem. Jednak ciągle mam głupie nadzieje, że wszystko się ułoży i to już niedługo. Marzenie...
Poszedłem do sklepu po jakiś prowiant, żeby się przygotować na przyjazd Reus'a. Wkładałem do koszyka same pyszności, mianowicie żelki, chipsy, colę, coś mocniejszego, piwo oczywiście też. Zapłaciłem i powolnym krokiem udałem się do domu. Tak, do sklepu chodzę pieszo, gdyż mieści się bardzo blisko hotelu. Teraz, wystarczyło czekać na zjawienie się kumpla.




[Lea]
W ciągu długiej podróży nieźle się wyspałam na dodatek przy muzyce. Relaks... Ale nie ukrywam, że lepiej by było na wygodniejszych fotelach, najlepiej na mięciutkim łóżku. Po wyjściu z pociągu, niedaleko ujrzałam stojącą taksówkę, z której migiem skorzystałam. Podałam kierowcy adres i po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu, zapłaciłam przemiłemu panu i ruszyłam wprost do wielkiego budynku, jakim był nowoczesny hotel, zapewne jeden z najlepszych w tym mieście. Wywnioskowałam to rozglądając się po parterze. Nie dziwię się, że Mario w nim się zatrzymał. Podeszłam do recepcji, bo nie pozwolono mi przejść tak po prostu.
- Ja do Mario Goetze. - oznajmiłam.
- Kim pani jest?
- Przyjaciółką, bliższą przyjaciółką.
- Pan Goetze, wspominał, że ktoś do niego wpadnie, ale na pewno to nie pani, przepraszam. - powiedział recepcjonista.
- Brat nie mógł, ale jestem ja. - pokazałam mu, mój dowód.
- Lea Reus. - przeczytał. - Coś nie chce mi się wierzyć. - powiedział.
Odeszłam chwilę od niego, zadzwoniłam do Marco i wytłumaczyłam mu wszystko.
- Proszę. - podałam telefon panu mądralińskiemu.
- Po co mi to pani daje?
- Proszę, niech pan pogada z bratem. - wziął komórkę do ręki.
Zaczął dyskutować z blondynem i chyba udało się.
- Przepraszam za nieporozumienie. Następnym razem będę pamiętał, że pan Reus, ma siostrę.
- Świetnie... - powiedziałam mało entuzjastycznie. - Mogę już iść? - dodałam po chwili.
- Tak, oczywiście.
Pojechałam windą na trzecie piętro, gdyż tam znajdywał się pokój bruneta. Kiedy już stałam pod jego drzwiami. Nie wiedziałam co robić. Pukać, czy też nie. Szczerze, to bałam się. Strasznie się bałam, że odstawi mnie z kwitkiem do domu i nie będzie chciał znać. Bezradnie usiadłam pod drzwiami i zaczęłam się zastanawiać czy dobrze robię. W końcu odważyłam się zapukać. Nikt nie otwierał, ponowiłam czyn i tak w kółko...



 " Are you gonna stay the night? "

[Mario]
Kąpiąc się, usłyszałem stukanie do drzwi. Szybko zakończyłem czynność, ubrałem bieliznę i z ręcznikiem w ręku poszedłem otworzyć. Byłem pewien, że to mój przyjaciel. Otworzyłem i nikogo za drzwiami nie zauważyłem. Wychyliłem głowę i rozejrzałem się. Pod moim pokojem siedziała skulona, dziewczyna.
- Lea? - zdziwiłem się na max'a.
W tym momencie uniosła głowę i spojrzała na mnie.
- Mario... - odparła.
- Co Ty tu robisz? - zapytałem, nie mając pojęcia jak to odbierze.
- Wiedziałam... - mruknęła. - Wiedziałam, że nie będziesz chciał mnie widzieć. Sorry za zamieszanie. - poszła sobie...
Nie mogłem pozwolić, aby ot tak poszła... nie teraz, nie znów.
Nie zważając na to, że byłem w samych bokserkach, zacząłem ją gonić i udało mi się to. Złapałem ją za rękę i pociągnąłem do pokoju. Żeby bardziej ośmielić blondynkę posłałem jej ciepły uśmiech.
- Czemu mnie zatrzymałeś? Przecież... nie chcesz mnie znać. - powiedziała cicho.
- Ty to sobie wmawiasz. - zaśmiałem się. - Nie wierzę, że tu jesteś. W ogóle jak Ty tu dotarłaś?
- Pociągiem. - odpowiedziała.
- Chcesz coś do picia? A może zmęczona jesteś, co?
- Poproszę. - wszystkie słowa wypowiadała bez żadnej pewności, jakby się czegoś bała. - Spałam w pociągu. - oznajmiła.
Poszedłem do kuchni.
- Sok, czy może piwo?
- Naprawdę, nie wiesz? - zaśmiała się, cieszyłem się z tego powodu. Uwielbiam jej uśmiech...
- Wiem, ale mogłaś zmienić zdanie?
- W tej kwestii, nigdy nie zmienię. - odparła.
- Może i tak. - usiadłem obok.
- Mario nie przedłużajmy. Jestem Ci winna wyjaśnienia.
- Dobrze.. - nie chciałem wracać do tego tematu, ale jak muszę tego słuchać, to zrobię to... dla niej.
- Ja... ja go wtedy pocałowałam, bo... byłam pewna, że to Ty. - zaczęła. - Ale pomyśl, co byś zrobił na moim miejscu? Wyobraź sobie... Przychodzi ktoś za Tobą, chłopak, który zaczyna Cię całować w szyję i co byś pomyślał? - mówiła. - Bo to wszystko momentalnie skojarzyło mi się z Tobą.
- Rozumiem. - powiedziałem.
- Dopiero wtedy, gdy zobaczyłam, że jesteś totalnie w innym miejscu, zorientowałam się co zrobiłam...
- Lea, wiem.
- Uwierz, ja do niego nic nie czuje... Nawet nie wiem czy go lubię...
- Lea!
- To znaczy, że...
- Skończ! - zaśmiałem się.
- Ach tak, nie chcesz tego słuchać.
- Nie, nie. Ja wszystko dokładnie wysłuchałem, ale Ty mnie nie słuchasz. - rozbawiła mnie ta sytuacja.
- Wybacz... - wyglądała tak niewinnie.
- Jesteś rozgrzeszona. - odparłem.
- Serio? - zdziwiła się.
- Jak mógłbym inaczej? - zaśmiałem się.
- Nie no. Od początku powinieneś wiedzieć, że nie miałeś innej opcji. - humor jej się poprawił.
- I wiedziałem.
- To dobrze.




[Lea]
Wybaczył mi... siedzimy i rozmawiamy jakby nic nigdy się nie stało. W pewnej chwili zadzwonił mój telefon. To Marco.
- Halo? - zaczęłam cicho.
- I co?
- Masakra. - pociągnęłam nosem.
- Nie płacz, nie warto. Kiedyś mu przejdzie. - odezwała się Jess.
- Czyli kiedy?
- Nie wiem, miejmy nadzieję, że niedługo.
- Ale... on nie wróci do nas, już nigdy. - udałam, że płaczę. - Powiedział mi to.
- Co to za śmiechy? Wrabiacie nas!
- Jestem w hotelu na kolacji... Wiesz ile tu zakochanych par? A wśród nich jedna samotna ja...
- Zaraz zadzwonię do tego... Mario! Jess daj mi swój telefon. - usłyszałam.
Po chwili komórka bruneta zaczęła wydawać dźwięki.
- Co to znowu? Hmmm, niech zgadnę, jednak nas wrabiacie?
- Wiesz ile tu ludzi? Co druga osoba gada przez telefon.. O Matko! Tracę zasięg. Pip, pip, pip.. ha-ha-hallo! - rozłączyłam się.
- Odbieraj. - rozkazałam mu.
- Mario jak mogłeś ją tak potraktować! To moja siostra. - w tym momencie ja nie wytrzymałam, zaczęłam się śmiać. - Jesteście debilami! Gorszych imbecylów nie ma na świecie! - zaczął się drzeć na nas.
- To Lea zaczęła!
- A ty skończyłeś. 1:1. - zaśmiałam się.
- Dobra, nie przeszkadzam, powodzenia. - pożegnał się blondyn.
W międzyczasie Mario stwierdził, że mu zimno i poszedł się ubrać.
- A może Ty mnie rozgrzejesz? - wystawił głowę zza drzwi sypialni.
- Z chęcią. - zaśmiałam się, a on szybko do mnie podszedł.
Nie wiem na co on liczył, ale jestem pewna, że mój pomysł, jest dużo lepszy. Delikatnie popychałam go do tyłu, patrząc mu prosto oczy, aby nie wzbudzić podejrzeń. W końcu oparłam go o ścianę, na której jest grzejnik.
- Auuu! Tyłek mi płonie! - zaczął panikować, natomiast ja - wybuchnęłam śmiechem.
- Nigdy się nie zmienisz. - skwitowałam. - Lepiej, idź się ubierz. - popędziłam go.
- Czemu?
- Tak jakoś dziwnie.. Zresztą.. to Twój pokój. - zmieniłam zdanie. - Pójdę do recepcji. Załatwię sobie własny. 
- Nigdzie nie pójdziesz. Chodź. - pociągnął mnie za rękę i prowadził gdzieś. - Proszę. Sypialnia jest do Twojej dyspozycji. 
- A ty?
- No ja mogę z Tobą. - zaśmiał się. - Ale jeśli nie chcesz, będę spał na kanapie.
- Masz szczęście, że jest wygodna.
- Nawet jeśli.. Dla Ciebie wszystko. - uśmiechnął się.
Poszłam do łazienki przebrać w piżamy, zmyłam makijaż, zrobiłam sobie warkocza i po piętnastu minutach opuściłam pomieszczenie. W sypialni leżał Mario i śmiał się wniebogłosy oglądając telewizję.
- Co się tak ryjesz? - zapytałam.
- Patrz. - wskazał na ekran plazmowego telewizora.
Faktycznie śmieszne. Leciał teledysk piosenki Caroliny Marquez i Pitbull'a "Get on the floor". A w nim jakieś dziewczyny w majtkach i krótkiej bluzeczce grają w nożną..
- Uuuu, tyłkiem odbija! - zaśmiał się. - No takiemu bramkarzowi bym strzelał. - dodał po jakiejś chwili.
- Ta, każdemu z cyckami. - mruknęłam, zabierając mu pilot i wyłączając to ustrojstwo. - Spać! - zarządziłam lekko podirytowana tamtym widokiem.
- No co robisz?
- Trzeba iść spać, jutro rano odwieziesz mnie na dworzec.
- Jaki dworzec?
- No, muszę wracać do Dortmundu. - wyjaśniłam.
- A co, Marco sobie nie radzi?
- Nie, nic z nim związanego, a jak jesteś taki ciekaw, to do pracy muszę iść.
- Pracy? - zdziwił się.
- Dokładnie, więc spadaj lulu ! - zaśmiałam się.
- Nie wierzę. - stał jak wryty wgapiając się we mnie.
- To uwierz. - wypchnęłam go z pokoju i wcisnęłam mu w rękę poduszkę.



*



Z samego rańca rozbrzmiał mój budzik, odruchowo sięgnęłam po telefon, który zamiast znaleźć się w moich dłoniach spadł z hukiem na dębowe panele. Po niedługiej chwili do pokoju wtargnął Mario.
- Nie śpisz? - zapytałam.
- Mam spokojnie spać, kiedy słyszę jakieś bombardowanie.
- Sorry, godzina góra dwie i mnie nie ma - powiedziałam.
- Na którą idziesz do tej pracy?
- Jutro na południe. - odpowiedziałam.
- I masz zamiar się tłuc pociągiem, naprawdę?
- A co samolotem?
- Nie, wrócisz ze mną, wieczorem. - oznajmił.
- To ty nie będziesz grać w Bawarii?
- Nie ciągnie mnie tam. Wolę Dortmund, żółto-czarne stroje, ponad 80 tysięcy kibiców i wspaniałą atmosferę na stadionie. - uśmiechnął się.
- I już mnie nie zostawisz? Znaczy.. nas. - zmieszałam się.
- Jeśli nie wywiniecie mi jakichś numerów i ...
- Mario!
- Żartowałem. Jak na razie nigdzie się nie wybieram, a już na pewno nie tu...
- Mam nadzieję.
- Możesz być tego pewna. - uśmiechnął się.



*



Pora wracać... do domu.




*************
Łapcie 20 rozdział ;)
Muuuuuusiałam ich pogodzić! Inaczej bym nie wytrzymała długo xD
Mam nadzieję, że się cieszycie? :D Ja też.
Jutro ostatni dzień szkoły i to jaki luźny ... xd Giit.
Komentuuuujcie! <3

Pozdrawiam.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

19.

...

Zrezygnowany wróciłem do domu... Wchodząc do niego, mocno trzasnąłem drzwiami. Z góry zeszła Jess. Spojrzała na mnie ze współczuciem, no tak - miałem zaszklone oczy.
- Straciłem wszystkich.. - wyszeptałem, a dziewczyna przytuliła mnie. - Nie wierzę... Nie da się tego pojąć tak po prostu...
- Marco, coś się stało? - zapytała cicho.
- Oni... oni wyjeżdżają. Już ich pewnie nie ma. - ledwo to z siebie wydusiłem.
- Dokąd? I to wszystko przez to?
- Niestety. - opowiedziałem jej wszystko.
- Powiemy Lei?
- Ale co?
- Że Mario wyjechał. Powinna wiedzieć. - odparła.
- Jess, nie teraz. Niech ona się trochę pozbiera.
- Dobrze, a teraz chodź zrobiłam obiad.
- Nie musiałaś, jakoś damy sobie radę. - powiedziałem.
- Daj spokój. Ja chcę i nie zostawię Was z tym wszystkim. Jestem tu po to, by Was wspierać. - po jej wypowiedzi, nie wahając się, przelotnie pocałowałem ją w usta.
- Mmm, jak ładnie pachnie. - usiadłem przy stole.
- Proszę. - postawiła przede mną talerz.
- A ty?
- Jadłam już. - uśmiechnęła się. - Lea też. - przejrzała co chciałem powiedzieć.



*



Blondynka siedziała w pokoju, użalając się nad sobą, choć doskonale wiedziała, że to nic nie da. Pragnie spotkania z Mario, chce go przeprosić, poczuć smak jego ust.. Teraz jest w stu procentach pewna - kocha go. Ale dlaczego zrozumiała to dopiero teraz? Gdy może już go więcej nie zobaczyć? Nie chciała nawet o tym myśleć, lecz... nie dało się. Jeszcze nigdy nie wylała z siebie tylu łez, ani przez chłopaka, ani nic. Płacze, ze swojej winy i z bezsilności. Nie może nic zrobić w tym kierunku, bo wie, że nie ma żadnych szans u piłkarza, który pewnie teraz pije, siedzi załamany, a nie daj Boże, coś sobie zrobił. - To były przemyślenia dziewczyny. Tak naprawdę on jest w drodze do Monachium. Nie chce tam jechać, ale czuje, że jest do tego najzwyczajniej zmuszony. Podejmując taką decyzję, a nie inną ryzykuje bardzo mocną więź przyjaźni pomiędzy nim, a Marco. Kiedy będzie grał dla FC Hollywood, jednocześnie będzie rywalizował ze swoim najlepszym przyjacielem, który pewnie nie chce go widzieć. Średniego wzrostu brunet sam nie wie co zrobić. Czy iść do Bayernu, czy na razie spasować, jednak bardziej myśli, że najlepiej dla niego będzie, jak poczeka, przemyśli wszystko jeszcze raz, ale tym razem porządnie. Chciałby wybaczyć dziewczynie, ale teraz nie ma do tego głowy. Ten ich pocałunek, rozdarł go od środka. Ciekaw jest, co Lea teraz czuje, myśli i robi...




[Lea]
Postanowiłam w końcu zejść na dół. Byłam w opłakanym stanie, ale co na to poradzę? Jestem we własnym domu, mogę wyglądać jak tylko zechce, w ogóle nie obchodziło mnie jaki mam stan zewnętrzny.. W lusterko nie miałam zamiaru spojrzeć, bo jeszcze by pękło... Podsumowując: Czułam się fatalnie!
- Chodź do nas, kochana. - zauważyła mnie przyjaciółka.
- Marco, co u niego? - usiadłam na przeciwko.
- Na pewno gorzej niż u Ciebie. - odparł.
- Rozmawiałeś z nim?
- Tak, po raz ostatni.
- Aha. - powiedziałam cicho. - Co? - po chwili skumałam o co chodzi.
- A to, że już go tu nie ma. - krzyknął.
- Marco, spokojnie. - uspokajała go, Jess.
- Coś mu się stało? - przestraszyłam się.
- Nie, Lea. On wyjechał. - wytłumaczyła, a ja nie dowierzałam...




[Mario]
Dojechałem na miejsce, zatrzymałem się w hotelu, iż nie chcę jeszcze szukać sobie mieszkania. Gdy siedziałem tak w apartamencie, ciągle myślałem... Po kilkunastu minutowej ciszy, zadzwoniłem do Reus'a, nie mogę niszczyć tej przyjaźni.
- Mario... - odebrał.
- Cześć. - przywitałem się, niemal niesłyszalnie. - Marco, ja... chciałem Cię przeprosić.
- Za co? Przecież nic nie zrobiłeś.
- Nic? To wszystko przeze mnie! - odparłem i jednocześnie usłyszałem szloch w słuchawce. - Ty płaczesz? - zdziwiłem się.
- Ja? Nie... to..
- Lea. - przerwałem mu. - Wyłącz ten głośnik, proszę.
- Dobra, już. Sorry, ale chciała Cię usłyszeć. - tłumaczył się.
- Rozumiem.
- Dlaczego się obwiniasz? - zapytał.
- Bo pozwoliłem, żeby wyszła, sama. - wyjaśniłem.
- Mario, nie mogłeś tego przewidzieć.
- Właśnie, że mogłem. Mało tam napalonych, pijanych i obleśnych facetów.
- Ale to nie był żaden z nich. Tylko nasz przyjaciel. Pamiętasz wszystkie wspólne chwile?
- Pamiętam, ale to nie ma teraz znaczenia. Źle zrobił, a bardzo dobrze wiedział, że ją kocham!
- Wyprowadził się, też.
Dyskutowaliśmy tak jeszcze długo, zdziwiło mnie to, że Bittencourt przeszedł za darmo do Hannoveru. Opowiedziałem mu także, aktualną sytuację, w której się znajduję.
Jak tylko przypomnę sobie, gdy na mój głos, blondynka się rozpłakała, wiedziałem, że cierpi, ale co z tego? Mogła go przynajmniej odepchnąć, a tak serio to nawet nie wiem jak było naprawdę. Kto zaczął. On czy też ona? Jeśli jednak Lea, to nie wiem nawet co myśleć... Wracając. Wziąłem tydzień wolnego od treningów, Klopp niechętnie, ale jednak się zgodził, bo na ściemniałem mu, że moja babcia jest chora, muszę przy niej być, i z całej rodziny, ja mam z nią najlepszy kontakt. Kupił to, na szczęście.




[Lea]
Poprosiłam Marco, żeby dał na głośnik i zrobił to. Mogłam usłyszeć jego głos, ale przez to, ponownie pękłam i się rozryczałam.. Potem wyszedł z pokoju i dalej z nim rozmawiał. Brakowało mi go... tego rozbrajającego śmiechu, głupich tekstów, często zboczonych... no i wszystkiego co z nim związane.




*~Kilka dni później~*
Dziś poszłam na uczelnię na zajęcia, nic się u mnie nie zmieniło przez ten czas, oprócz tego, że dziś pierwszy raz się ogarnęłam. Podążałam nieśmiało korytarzami szkoły, już byłam blisko sali, w której mam zajęcia. Wyciągnęłam rękę, aby otworzyć drzwi, jednak ktoś mnie od nich odciągnął. Okazało się, że to Chris.
- Czego chcesz? Zajęcia mam. - warknęłam.
- Pogadać.
- Widzisz, że się śpieszę! - krzyknęłam.
- Cicho bądź. Musimy porozmawiać. - zarządził.
- Zadzwonię do Ciebie, wieczorem. - skłamałam, przynajmniej mnie puścił.
- A jak nie?
- Jak mówię, że zadzwonię, to zadzwonię. Jasne? - ominęłam go.
Weszłam do sali, w której już wszyscy byli. Oczywiście zostałam obdarowana spojrzeniami wszystkich zgromadzonych, ale przeprosiłam za spóźnienie i potem nie zwracali na mnie uwagi. Usiadłam obok Niny, ona jedyna była spoko.
- Dawno Cię tu nie było. - powiedziała.
- Wiem... - odpowiedziałam.
Dalej słuchałam co typ opowiada. Opisywał nam budowę aparatu, no kurde. Jakbym nie wiedziała jak go używać i co gdzie jest -,- Nudy... Po dwóch godzinach wszystko się skończyło i mogłam wreszcie wrócić do domu. Po wyjściu z budynku złapałam za telefon i chciałam zadzwonić do Mario.. nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam.
- Lea? To ty? - nie odezwałam się... Nie wiedziałam co powiedzieć. - Lea, jesteś tam? - mówił.
Uwielbiam głos, ten jego głos...
- Nie uciekniesz mi. - znowu zaczepił mnie Chris. Czego on ode mnie chce.
- Halo!? - krzyknął. Rozłączyłam się.
- Co zrobił Ci ten kochaś, że z nim nie gadasz?
- Niby jaki kochaś?
- No ta.. gwiazdka Borussi, dobrze mówię? - zapytał głupio.
- A co Cię to obchodzi! Mów, co chcesz i spadaj. - powiedziałam stanowczo.
- Spokojnie, kochanie.
- Nie mów tak do mnie!
- Chciałem się z Tobą spotkać, boo.. stęskniłem się. Bardzo. - chciał mnie pocałować, ale go odepchnęłam.
- Odwal się!
- Czyli jesteś z nim?
- Tego nie mówiłam...
- Nie kłam, widziałem.
- Co znowu?
- Jak poszłaś do niego i rzuciłaś się mu na szyję, a później szliście zadowoleni do sklepu. - opowiedział.
- Śledziłeś mnie! Ty, ty jesteś chory! Wymyślasz sobie jakieś scenariusze, bo to co mówisz, to zwykła bajka. - zawaliłam mu z liścia.
- Do zobaczenia, skarbie. - posłał mi buziaka w powietrzu.
- Spiep*zaj! - uciekłam.
- Widzimy się niedługo! - krzyknął za mną.
Co to miało znaczyć? Ja nie mam zamiaru go więcej oglądać.. Nie mam pojęcia, do czego jest zdolny...




[Mario]
Gdy wtedy Lea do mnie zadzwoniła, miałem mieszane uczucia, ale jednak odebrałem. Mówiłem do niej, lecz nie odpowiadała. W pewnej chwili usłyszałem coś niepokojącego. Myślałem, że coś się stało, dlatego szybko i sprawnie wykonałem telefon do Marco i wyjaśniłem mu wszystko dokładnie. On powiedział, że dziewczyna jest na uczelni i już powinna wracać. Miał rację, usłyszałem w słuchawce otwieranie drzwi, do tego głośne "Jestem".
- Co tak długo? - spytał. Zapewne znów miał włączony głośnik.
- Nie śpieszyłam się. - odpowiedziała.
- Na pewno nic się nie stało?
- Zwariowałeś? Niby co?
- Nie wiem, cokolwiek.
- Jak widać nic. Wróciłam cała i zdrowa! Mogę już iść? Strasznie się czuję...
Słuchałem uważnie.
- Potem Jess do Ciebie przyjdzie. - oznajmił.
- Fajnie, możecie zająć się sobą. Wolę nie ryzykować, że coś źle zrobię i zostanę sama, wezmę ślub z jakimś bezdomnym i będziemy razem mieszkali pod mostem. - burknęła.
- Nie przesadzaj.
- Marco, proszę. Daj mi spokój, to wszystko mnie przerosło..
- Lea...
- Lepiej uważaj, bo pomylę Ciebie z Mario i zacznę całować. - rzekła sarkastycznie.
- Widzisz, a raczej słyszysz. Żyje. - zaśmiał się Marco.
- Ta... - kolejne rozkminy w mojej głowie. - Dobra, kończę. Narka. - rozłączyłem się.
Po tym, jeszcze bardziej się we wszystkim pogubiłem.. Czyli co? To była pomyłka? Nie mam pojęcia, więc postanowiłem jak na razie o tym nie myśleć. Dla relaksu, zrobiłem sobie chillout przed telewizorem, aby chodź na chwilę zapomnieć.




[Marco]
Dziewczyny siedziały w salonie, a ja w ramach rekompensaty za dzisiejszy obiad, przyrządzałem kolację. Jess zostaje u nas przez najbliższy czas. Zaproponowałem jej to, żeby nie przychodziła codziennie od rana do wieczora, a była tu ciągle... Zgodziła się, dlatego jest. Smażąc naleśniki zerkałem przez okno. Tak, naleśniki to mój specjał, ale wracając... Koło naszego domu, kręcił się jakiś typ w kapturze. Było już ciemno, lecz na ulicy mamy takie coś jak latarnie, i dzięki nim, udało mi się dostrzec, że gostek miał na sobie ubrania w stylu "swag". Czapka z jakimś tam napisem, rurki itd... Nie mogłem go rozpoznać, więc uznałem, że go nie znam. Gdy Lea weszła do kuchni, powiedziałem jej o tym typie. Spojrzała w okno.
- O cholera! - szybko się schowała.
- Znasz go? - zapytałem. Odpowiedziała mi cisza. - Lea, kto to!? 
- Chris... - mruknęła.
- Ten pedał? Znowu... - jęknąłem.
- Taa. Zaczepił mnie dziś i powiedział, że się jeszcze zobaczymy. - wyjaśniła.
- I dopiero teraz mi to mówisz?
- No..
- Idę go wygnam na kopach! - wkurzyłem się.
- Stój, debilu nie idź! - zatrzymała mnie.
- Co wy robicie? - zdziwiła się brunetka.
- Chris tu się kręci. - powiedziałem.
- Czy on Ci da kiedyś spokój? - zapytała zrezygnowana.
- Czekaj, czekaj. Przecież już długo nie jesteście razem, czy Ty się z nim spotykałaś? - nie mogłem zrozumieć.
- Nie, po prostu wydzwaniał do mnie kilka razy dziennie, a teraz postanowił mnie odwiedzić. - powiedziała bez emocji.
- I Ty to tak spokojnie mówisz? - dziwiłem się.
- Marco, po tym co się stało... Wszystko jest mi obojętne. - oznajmiła.
- No tak. - przyznałem.
- Smaż te naleśniki, bo zaraz je zjarasz. - skwitowała.
Skupiłem się na smażeniu, lecz i tak nie wytrzymałem, musiałem zerknąć przez te okno. Właśnie odchodził... To dobrze, myślałem że będzie gorzej... Skończyłem przygotowywać "danie".
- Podano do stołu! - krzyknąłem.
Po konsumpcji zebrałem talerze i wrzuciłem je do zmywarki, oczywiście wcześniej musiałem je troszkę opłukać, aby się dobrze odmyły.
- Dziewczyny, ja może sprawdzę czy na pewno go tu nie ma. - odparłem, sięgnąłem po cieplejszą bluzę i wyszedłem.
- Uważaj, tylko. - powiedziała Jessica.
Rozejrzałem się dookoła, nawet wyszedłem na ulicę. Pustka, tyle co w domach u ludzi się świeciło światło. Wracając do domu, zauważyłem jakąś kartkę, leżącą na trawie, niedaleko drzwi. Podniosłem ją i wszedłem do cieplutkiego domku.
- I co? - zapytały z wejścia.
- Nic, oprócz tego... eeee listu? - odpowiedziałem.
Otworzyłem go i przeczytałem zawartość, po cichu.
A było tam napisane: " Sama do mnie wrócisz, czy mam Ci pomóc? Kocham, Chris. "
Co za bezczelność!
- Co tam pisze?
- To z banku, że mogę wziąć jakąś tam pożyczkę. - skłamałem, podarłem to na kawałeczki i wyrzuciłem do kosza. Chyba uwierzyły. - Nie ma go. Możecie spokojnie spać. - dodałem jeszcze.
- Doskonały pomysł. Idę się walnąć na łóżko. - powiedziała blondynka. - Przecież i tak nic nie ma sensu. - mruknęła pod nosem, ale dało się usłyszeć.




[Lea]
Mimo jeszcze wczesnej pory, przygotowałam się do spania i wlazłam pod kołdrę. Tylko, że nie mogłam zasnąć. Niby jestem farbowaną blondynką, ale dużo myślę.. szczególnie teraz, co da się zauważyć. Rozpłakałam się po raz sto pierwszy dziś.. tak serio nie liczę, lecz wiem, że w ciągu dzisiejszego dnia, wylałam hektolitry łez... Idiotka ze mnie, beczę przez swoją głupotę. Otarłam łzy i usiłowałam zasnąć. Stwierdziłam, że muszę być silna! I walczyć o swoje. Do tego będę dążyć w najbliższych dniach. Do upragnionego przeze mnie celu... Nie poddam się, nawet jeśli to miałoby być nierealne...




[Jessica]
Szkoda mi Lei i ich wszystkich... Zdaję sobie sprawę, że ta trójka cierpi, ale żeby tak oddalić się od siebie, dosłownie.. Niefajnie.
Siedziałam z uroczym blondynem w salonie, oglądaliśmy jakiś film. Ja patrzyłam tylko w ekran, iż coś mnie rozpraszało, nie słyszałam nic, prócz swoich myśli. Dziwne, ale prawdziwe. Kiedy ten serial się zakończył, przełączyliśmy dalej gdzie leciało Fast & Furious 6. Oglądałam już, jednak nie w całości. Dlatego tym razme uważnie słuchałam jak i oglądałam ten film. Już przed końcem zaczęłam ziewać.
- Idziemy spać? - zapytał czule.
- Nie! Chcę to obejrzeć do końca. - uparłam się.
- Spoko, nie ma sprawy. Służę kolanami. - zaśmiał się, a ja skorzystałam z oferty i położyłam się głową na jego kolanach.
- Dzięki. - także się zaśmiałam.
Potem już nic nie pamiętam. Najwyraźniej zasnęłam...





[Lea]
Wstałam wcześnie, coś około ósmej rano. Strasznie bolała mnie głowa. Zeszłam na dół, aby zażyć tabletkę przeciwbólową. Jednak widok jaki znajdywał się w salonie, całkowicie mnie zaintrygował. Mianowicie.. Marco i Jess śpiący w pozycjach na pewno niewygodnych. Pierwszy raz od kilku dni na mojej twarzy zagościł uśmiech, niestety nie na długo, nie umiałam zapomnieć o wszystkim.. Co chwila to wszystko wracało do mojej głowy... A nasi zakochani, choć nie są tego świadomi.. telewizora nie wyłączyli.. no świetnie. Zrobiłam to za nich. W międzyczasie przykryłam ich kocem, bo zimno. Moje dzisiejsze wczesne obudzenie się, nie było przypadkowe, czy spowodowane mocnym bólem.. Po prostu ustaliłam sobie wczoraj, że dziś wezmę się za siebie i znajdę sobie jakąś pracę. Zarobki nie interesowały mnie do tej pory, żyłam na ciągłym utrzymaniu rodziców, którzy zawsze przesyłali mi kasę na konto. Teraz tak nie chcę. Wolę sama na nie zapracować, a przy okazji mieć jakieś zajęcie, zamiast obijać się codziennie w domu. Takie życie jest nudne... Non stop to samo, każdego dnia, identyczny scenariusz dnia... Muszę to zmienić.
Zostawiłam kartkę, z powiadomieniem, że wyszłam na miasto. Żeby nie było żadnych pretensji lub teksu typu: "Martwiliśmy się." Przecież jestem dorosła, po jakiego ja się im wszystkim tłumaczę? Sama nie wiem.
Załatwiłam taksówkę, bo nie mam ochoty wlec się przez pół miasta z buta... Gdy dotarłam na miejsce, zaszłam najpierw do kiosku po jakąś gazetkę z ogłoszeniami, a potem tym razem piechoto poszłam do mojego ulubionego lokalu, w dzień zwykła restauracja, natomiast wieczorami dzikie balangi, jednak na imprezy jeździliśmy gdzie indziej... Rozsiadłam się wygodnie i zaczęłam co chwila przekładać strony czarno - białych kartek papieru. W tej samej chwili podszedł do mnie przemiły kelner, u którego złożyłam swoje zamówienie. Po niecałych pięciu minutach ponownie dotarł do mojej osoby, tym razem już z kawą i ciastkiem.
- Szuka pani pracy? - zagadał.
- Tak, ale coś mi nie wychodzi. - odpowiedziałam.
- Rozumiem... - milczał przez chwilę. - Bo to mam dla pani pewną propozycję. - odparł, a ja zaczęłam się zastanawiać o co chodzi. Zapewne o jakąś robotę, tylko jaką?
- W takim razie, słucham. - uśmiechnęłam się do niego.
- Dostałem ofertę nowej pracy, a dzięki niej, mógłbym rozwijać się w swoim zawodzie.. - urwał. - Mogłaby pani mnie zastąpić tu, jako kelnerka.
- Nie mam pojęcia.. - zaczęłam się wahać. Z jednej strony nic trudnego być kelnerką, ale z drugiej... - Nie mam nawet doświadczenia. - powiedziałam.
- Spokojnie, ja na początku także nie miałem, lecz szybko je zdobyłem, i jestem pewien, że to samo byłoby z panią. - wyjaśnił.
- Zatrudnili pana, tak bez niczego? - zdziwiłam się.
- Tak, dokładnie. - uśmiechnął się.
- Wobec tego... Hmmm. Zgadzam się. - odparłam.
- Naprawdę? To super. - ucieszył się. - To jeszcze jedna prośba. Poczekasz tu, a ja pogadam z szefową? - zapytał.
- Jasne. - schowałam gazetę do torebki i cierpliwie czekałam. Miałam nadzieję, że nie będę żałować tej decyzji.
Po dłuższej chwili, chłopak wrócił, jak się domyślałam wraz z szefową.
- To jest Eva. - odparł.
- Dzień dobry. Lea - podałam jej rękę.
- Doszły mnie słuchy, że mogłabyś zająć miejsce Matthias'a. - powiedziała.
- Oczywiście, z wielką chęcią.
- No cóż, to wystarczy załatwić wszelkie formalności i możesz zaczynać. - uśmiechała się.
- Tak szybko?
- Moja droga. Masz chęci, a to się najbardziej liczy. Proszę za mną. - tak jak powiedziała, poszłam za nią na zaplecze. Tam podpisałam jakieś papiery, z którymi wcześniej się zapoznałam. Dała mi także strój, w którym mam obsługiwać ludzi, a dokładniej była to firmowa na krótki rękaw, pudrowa bluzka oraz spódniczka mini. Do tego czarne rajstopy i dla wygody - trampki. Dostałam także bluzę, ale w środku ona się nie przyda, iż wnętrze było nieźle nagrzane.
- Myślę, że strój Cię nie spłoszy, kochana. - zaśmiała się.
- Nie, skąd.
- To świetnie, od kiedy możesz zacząć? - zapytała.
- Najprędzej jutro, tylko że na wieczornej zmianie. - odpowiedziałam. - W ciągu dnia, będę musiała coś załatwić.
- To może po jutrze? Załatwisz wszystkie sprawy na spokojnie.
- Dobrze.
- Widzimy się. - powiedziała.
- Do widzenia. - pożegnałam się.
Praca jak praca, gorsze były w ogłoszeniach m.in zatrudnię sprzątaczkę lub opiekunkę. Ooo w życiu, bym się tego nie podjęła.
- Zaczekaj! - krzyknął za mną... Matthias.
Poczekałam na niego.
- Dzięki, wielkie. - uśmiechnął się.
- Spoko. - odwzajemniłam gest.
- No wiesz, dzięki Tobie mogę spełniać marzenia.
- Bez przesady.
- Serio mówię.
- Sorry, muszę spadać. Wpadnij kiedyś do pub'u. - zaśmiałam się.
- Okej!
- Pa!
Jestem spełniona, jeśli chodzi o dzisiejsze sprawy... Jutro muszę zrobić coś znacznie ważniejszego... Dłużej tak nie wytrzymam. Po prostu muszę! ...





****************
Nie wierzę, że znowu napisałam taki długi rozdział.. :D
To dziwne, bo zazwyczaj nie potrafię xd
Ale to dlatego, że mam wenę na tego bloga! 
Ten rozdział napisałam, dzień po tym, jak dodałam poprzedni. 
Sama siebie zaskakuję ;)
Poza tym dziękuję za komentarze! <3
Kocham Was ! ;)
Pozdrawiam.
Juliana ;*


środa, 4 grudnia 2013

18.

 Koniecznie przeczytajcie, to co napisałam pod rozdziałem! WAŻNE!
z góry dzięki za uwagę ;-*


...

Wieczorem, już po treningu wpadli Mario, Lewy i Mitch, a miałam mieć babski wieczór z Jess, bo już piłyśmy któreś piwo, natomiast oni dopiero zaczynali.
- Ej gramy w butelkę! - zaproponowali po godzinie.
Wszyscy byli na tak, ja też, żeby nie odstawać.
Na pierwszy rzut wypadł Lewandowski, miał za zadanie coś zaśpiewać.
- Mogę po polsku? - spytał.
- A po niemiecku nie umiesz?
- Nie, oprócz przyśpiewek Borussi.
- To po angielsku! - nakazał Marco.
- I po polsku i po angielsku, ok?
- Dobra. - zgodziliśmy się.
- I belive I can fly! I belive I can touch the sky... - wył.
- Będzie, będzie zabawa, będzie się działo i znowu nocy będzie mało...
- Będzie głośno, będzie radośnie, znów przetańczymy razem całą noc! - dołączyłam.
- My słowianie wiemy jak wódka na nas działa...
- Tego nie zaśpiewam. - zaśmiałam się.
- Zawsze zjemy wszystko to co mama w garach dała.. - kontynuował.
- Starczy! Bębenki puchną!
- Nie podobało Ci się. - Robert podszedł do Götze.
- Było pięknie, ale za dużo.
- Ok, wybaczam. - pokręcił butelką.
- Oooo Lea! - tak, wypadło na mnie.
- Omg...
- Huhuhu, ale mam pomysła! - Mario powiedział coś mu na ucho.
- Dobre!
- No wiem.
- Mówcie, bo zaczynam się bać.
- To idź do sąsiada..
- Tego po lewej czy po prawej? - przerwałam mu.
- Po lewej.
- Nieeeeeeeee. - zawyłam.
- Czemu?
- Haha, bo kilka dni temu wprowadził się. - wyjaśnił Reus.
- Wiecie jaki przystojny? - rozmarzyłam się.
- Nie, nie wiemy. - odezwał się Mitchell.
- I nie chcemy wiedzieć. - uzupełnił Mario.
- Idź, zapukaj i powiedz: Mam na imię Aga, rozbieram się do naga!
- Czyj to pomysł? - zapytałam, z ochotą zabicia tej osoby.
- Jego. - wszyscy wskazali na Götze.
- Nie żyjesz! - zagroziłam.
- A z kim będziesz ... - nie dokończył.
- Zamknij się! - uciszył się...
Wykonałam zadanie + do tego, potajemnie wytłumaczyłam mu o co chodziło, żeby nie miał mnie za jakąś dziewczynę z burdelu...





*~Next day~*
Dziś całą rodzinką w składzie ja, Marco, mama, tata.. Dobra nie całą, bo bez sióstr Yvonne i Melanie, które są daleko w świecie, jedna w Anglii, druga w Hiszpanii. Dlatego też o nich nie wspominałam.. Wracając, tak więc prawie całą familią zostaliśmy zaproszeni do państwa Götze. Oczywiście od razu było postanowione, że jedziemy, lecz standardowo nic o tym nie wiedziałam, bo wszyscy myśleli, że się nie zgodzę, a to błąd, bo chętnie się tam wybieram i nie ze względu na Mario, tylko jego spoko rodziców i uroczego piętnastoletniego Feliksa. Zawsze go lubiłam. Wracając.. Właśnie podjechaliśmy pod dom przyjaciół naszej rodziny. Jest godzina czternasta... Tata jak przystało zadzwonił do drzwi, w końcu ktoś musiał. Za to ja i Marco nie zdążyliśmy nawet dojść. On z telefonem w ręku, ja też.
- Co ta Jess tak wolno pisze. - mruknęłam pod nosem.
- Nom.. - przytaknął.
- Aha. Nie wnikam. - stanęliśmy dopiero pod drzwiami, komórki schowaliśmy do kieszonek, oboje w tym samym czasie i weszliśmy.
- Dzień doobry! - krzyknął.
- Witajcie, witajcie. Wchodźcie. - zawołała wesoła pani domu.
- Co tak się mazgacie? - zapytała mama.
- Tak jakoś.
- Jeśli nie chcecie tu być to nikt was nie zmusza, a nie ukrywamy, że miło by było jakbyście zostali. - powiedziała
- Oczywiście, że chcemy. - uśmiechnęłam się.
- I świetnie. - odwzajemniła gest. - Mario, długo jeszcze? - poszła do kuchni.
- Nie, już mamuś niosę. - postawił na wielkim stole dania.
- Pochwalę się, bo mój synuś bardzo mi pomógł w kuchni, wręcz zrobił wszystko za mnie.
Szczerze? Chciało mi się z tego śmiać, jednak starałam się być kulturalna i wychodziło mi to.
W pewnej chwili do domu z wielką torbą wparował mój ulubiony osobnik z tego domu.
- A co ty młody, trening miałeś? - zapytał młodszego brata.
- No, a gdzie niby mogłem być? - odpowiedział pytaniem.
- U dziewczyny?
- Nie mam. - zaśmiał się.
- To lipa. - szczerzył się.
- Sam nie masz. - odgryzł się.
- A skąd wiesz?
- Domyślam się.
- No to tu Cię zgaszę... - nie dokończył.
- Chłopaki spokój, Feliks przywitaj się ładnie, gości mamy. - przerwał im pan Jürgen.
- Dzień dobry. - uśmiechnął się promiennie. - Cześć. - zwrócił się do mnie i Marco.
- Chodź przystojniaku. - wskazałam na krzesło obok.
- Lea nie podrywaj. - śmiał się blondyn.
- Czemu? - po tej wypowiedzi wszyscy się roześmieli.
- Za młody dla Ciebie. - powiedział Mario.
- A gdzie tam. - zaśmiałam się.




*



My młodzież przenieśliśmy się do salonu, za to rodzice nadal siedzieli i dyskutowali w jadalni. W telewizji leciał jakiś film ,na którego ukradkiem spoglądałam. Siedzieliśmy sobie wygodnie na skórzanej sofie, niektórym to było aż za wygodnie...
- Oni do siebie pasują. - usłyszałam skądś.
Odruchowo się odwróciłam i ujrzałam nasze mamy, które przyglądały się nam, a w szczególności chyba mi i Mario, który prawie zasypiał na moim ramieniu.
- Nie ładnie tak obgadywać. - zwróciłam im uwagę, żartem oczywiście.
- My możemy. - zaśmiały się i poszły.
Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy w czwórkę. Tylko można było usłyszeć strzelaninę w jakimś głupim filmie, tak poza tym cisza.
- Mam ochotę na imprezę. - odezwałam się w końcu.
- Ktoś powiedział impreza? Idziemy do klubu? - nagle odżył.
- Wydawało mi się, że pewien osobnik wśród nas był bardzo, ale to bardzo zmęczony. - spojrzałam na niego.
- Wy to macie fajnie. - odparł Feliks.
- Niby czemu? - zapytał Marco.
- Idziecie sobie na dyskotekę i nikt nie każe wam wracać o tej i o tej godzinie. - rzekł.
- To duża odpowiedzialność. - powiedział jego brat.
- Potańczyć? - zdziwił się.
- Musisz jakoś siebie upilnować, żeby rano nie obudzić się gdzieś pod wycieraczką, a co gorsza u kogoś obcego... - tłumaczyliśmy mu.
- Chyba aż tak nie balujecie?
- Bo to raz. - zaśmiał się.
- Nie prawda. - odparłam. - On. - wskazałam na piłkarza. - Do żadnego klubu bez nas nie pójdzie, a jak już tam jest, standardowo z kimś to wraca tylko trochę podchmielony.
- Jednak częściej spity w trzy dupy. - zaśmiał się Marco.
- A potem ma jakieś idiotyczne pomysły.. - dodałam.
- Tak, tak.
- No co, chyba nie zaprzeczysz?
- Cicho.. - zaśmiał się.
- Prawda w oczy kole.
- Przecież to nieprawda i dziś to udowodnię.
- Ja idę sama. - oznajmiłam.
- Oo nie! - zabronił.
- Bo?
- To niebezpieczne.
- Ach tak?
- Mhmm. - mruknął. - Zboczeńców pełno na tym świecie, a co dopiero w klubie. -  skwitował.
- Znam jednego.. Już nie raz chciał... - przerwałam, bo przypomniałam sobie o obecności Feliksa.
- Powiedz kto.  Zamorduję.
- Chcesz popełnić samobójstwo? - zaśmiałam się.
- Nie było tematu.. - zorientował się o co chodzi, a my wybuchnęliśmy śmiechem. - Młody, jeśli coś wspomnisz rodzicom, a możesz zapomnieć, że kupię Ci nowe buty.
- To szantaż. - skomentowałam. - Nie słuchaj go i tak Ci kupi, a jak nie, to dzwoń do mnie. Ochrzanię go.
- Ok, przynajmniej Lea po mojej stronie.
- Wiesz jak Cię lubię. - poczochrałam mu włosy.
- Ja Ciebie też. - zaśmiał się.
- A ty maniaku! Zostaw ten telefon! - zabrał urządzenie Reus'owi.
- Co? Dawaj to, debilu! - zaczęli się ganiać.
- Kocham Cię! - udawał że czyta. - Ja Ciebie też Marco. Ile chcesz mieć dzieci? Z Tobą całą jedenastkę meczową + ławkę rezerwowych i sztab medyczny. - śmiał się. - Co? Tylu nie urodzę! - kontynuował. - Dasz radę kochanie, to da się zrobić. - w tej chwili ja z młodym Götze nie wyrabialiśmy ze śmiechu.
- Ale Ty głupi jesteś. - złapał go i chciał udusić, na niby oczywiście.
- Tak tam pisało. - tłumaczył.
- Jasne, cofnij się do przedszkola i ucz się czytać głąbie. - puścił go.
- No razem z Tobą. - dodał.
Po południu, dokładnie o szesnastej zameldowaliśmy się w domu. Posiedzieliśmy trochę w salonie z Marco, oglądając coś tam.. Trochę, czyli dokładnie półtorej godziny. Poszłam na górę, powoli na spokojnie zacząć się szykować. Po wykąpaniu się, wysuszyłam włosy i jak na razie byle jak je związałam. Długo grzebałam w szafie.. aż w końcu wynalazłam taki zestaw. Myślałam co zrobić z włosami, wyprostować, pokręcić, a może wykarbować. Postanowiłam, że i tak najpierw wyprostuję, następnie delikatnie przejadę karbownicą. Nie najgorzej się to prezentowało. Ostatnie wykończenia, czyli makijaż. Zrobiłam kreskę eyeliner'em, i potraktowałam rzęsy tuszem.Gdy byłam już w pełni gotowa było już po dziewiętnastej. Długo, jak nigdy. Zeszłam na dół.
- Gotowy? - zapytałam brata.
- Noo, już dawno. - zaśmiał się.
- Sorry, butów nie mogłam znaleźć. - powiedziałam. - Jess będzie?
- Nom, podjedziemy po nią.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta, iż Reus nie będzie dziś pił. Dziwne, ale cóż, musi mieć na oku Jessicę.
W drodze blondyn zatrzymał się na poboczu, nie wiedziałam o co chodzi, bo o ile wiem to moja przyjaciółka mieszka dalej. Marco nie chciał mi nic powiedzieć, a ja nie byłam w stanie dojrzeć gdzie jesteśmy, bo było strasznie ciemno. Do samochodu wsiadł Götze... Myślałam, że on z nami nie jedzie...
- No cześć. - zaśmiał się.
- Ugh... - tylko tyle z siebie zdołałam wydobyć.
Kolejny przystanek Jess i do klubu...




[Mario]
W dyskotece wszyscy bawili się w najlepsze. Dziewczyny tańczyły, a ja wyciągnąłem Marco do baru.
- Stary ja dziś nie piję. - oznajmił.
- Wiem... Po prostu wytłumacz mi co tu robi Leoś? - zapytałem.
- Nie wiem...
- Marco!
- Dobra, zaprosiłem go. Coś jeszcze?
- Kur*a.. i po co?
- Pisał do mnie, nudziło mu się, więc zaproponowałem, że może dołączyć... - wyjaśnił. - Jest naszym przyjacielem...
- Chyba Twoim.
- A Twoim nie? Od kiedy?
- Odkąd buja się w Lei...
- No tak. - rozeszliśmy się.
Dołączyłem do blondynki, którą była Lea oczywiście. Tańczyliśmy energicznie do rytmu. Stwierdziłem, że nie ma co się przejmować, Bittencourt'em..




*



Po dwóch godzinach, Lea ulotniła się z Jess do łazienki, jak to dziewczyny - poprawić make up. Z przyczyn niewiadomych dla mnie, brunetka wróciła sama... Zapytałem się o Reus'ową, poszła się przewietrzyć, bo się źle poczuła...




[Lea]
Od tych drinków, lekko zakręciło mi się w głowie, wyszłam na zewnątrz, sama. Oparłam się o ścianę budynku i czekałam aż mi przejdzie. Nie szybko to przeszło. Podeszłam kilka kroków do przodu i patrzyłam na gwiazdy. Nagle poczułam czyjś dotyk.. ktoś zaczął muskać moją szyję. Pewna, że to Mario, odwróciłam się i zaczęłam go całować. Jego ręcę wędrowały coraz niżej, ja nie przestawałam...




[Mario]
Pełen obaw wyszedłem z lokalu, poszukać dziewczyny i sprawdzić czy jest cała i zdrowa. Zastałem tam kilka osób w tym jakąś namiętnie całującą się parę.... Po chwili, gdy bardziej się przyjrzałem, załapałem wszystko. To była Lea i Leonardo... Coś we mne pękło. Wszedłem z powrotem cały zdenerowany do środka, powiedziałem przyjacielowi, że idę do domu i żeby nie pytał o szczegóły, bo i tak nic mu nie powiem, przynajmniej teraz. Przeszedłem obok nich i jeszcze raz spojrzałem.. wyglądali jakby byli w sobie zakochani i nie widzieli się jakiś czas... Ruszyłem wprost do swojego domu.




[Lea]
Usłyszałam, że ktoś przechodzi obok, otworzyłam oczy i kątem oka zerknęłam na tą osobę. To Mario, spojrzał na mnie z bólem w oczach. Odsunęłam się od tego kolesia, którego pomyliłam z NIM... Leo, całowałam się z Leo... Łzy zaczęły spływać mi po twarzy.. Zraniłam go, nie chciałam... Bittencourt przytulił mnie.
- Mario... - szepnęłam płacząc i uświadamiając sobie, że już go tu nie ma. - Co zrobiłeś! - odepchnęłam go.
- Przecież to Ty mnie całowałaś!
- Myślałam, że to Mario! Nie wiedziałam, że ty tu jesteś... - patrzyłam na niego z wyrzutem..
- Przepraszam. - powiedział cicho.
- To moja wina.. - usiadłam na zimną ziemię.. szlochając.





[Marco]
Nie wiedziałem co tak nagle stało się Götze'mu. Bałem się o niego. Wybiegliśmy z Jessicą za nim. Już go nie było, za to Lea.. ona płakała, a nad nią stał Leo.
- Co się stało? - brunetka widząc stan swojej przyjaciółki szybko do niej podbiegła i przytuliła ją.
- Ja... - nie mogła nic z siebie wydusić.
- Gdzie Mario? - zapytałem nagle, na co moja siostra bardziej się popłakała. - Coś zrobił, prawda?
- Nie.. - wydukała.
- To nieistotne. - odparła Jess. - Lea wstawaj, przeziębisz się, zimno jest. - nakazała.
- Najlepiej będzie jak umrę. - mruknęła.
- Co ty mówisz? Nieprawda, chodź. - podała jej rękę.
- Prawda. - podniosła się.
Podeszła i wtuliła się we mnie.
- Nie płacz. - pocałowałem ją w czoło. - Leoś, może wytłumaczysz nam co tu zaszło?
- Lepiej będzie jak Lea wam wszystko opowie. - chyba coś go trapiło, bo poszedł sobie..
- Gdzie idziesz? - krzyknąłem za nim.
- Zalać się śmierć! - od krzyczał.
- Oszalałeś?
- Nie, mówię serio.. - zniknął mi z oczu.
- Idźcie samochodu! - dałem im kluczyki, a san ruszyłem za kumplem. Złapałem go i próbowałem przemówić do rozsądku.
- Dlaczego? - zapytałem tylko.
- Bo ją kocham. - powiedział ze złością.
- Wiem.
- Skąd.
- Leoś, to widać. Naprawdę.
- Ona mnie nie chce..
- Musisz zrozumieć. Zakochałeś się w niewłaściwej osobie...
- Zawsze tak jest.. Zawsze osoby które kocham szybko odchodzą, albo po prostu mają mnie gdzieś... - no tak, Leo stracił swoją dziewczynę, ona umarła. Zginęła w wypadku.
- Znajdziesz jeszczs tą jedyną. Młody jesteś. Ja mam dwadzieścia cztery lata i jestem wolny.
- Do czasu. Marco nie widzisz jak Jessica na Ciebie patrzy? Lub ty na nią.. to jest miłośc.
- Nieważne Leoś, nie rób nic głupiego, bo przyrzekam, że nigdy Ci tego nie wybaczę.
- Masz moje słowo..
- Trzymaj się. - pożegnaliśmy się.
Wrociłem do dziewczyn, które siedziały w aucie. Odpaliłem silnik i ruszyłem. Blondynka już nie płakała, ale i słowem się nie odezwała... 




[Lea]
Schrzaniłam, wszystko schrzaniłam na maxa... Wątpię, że Mario się do mnie odezwie w najbliższym czasie... Byłam załamana, na szczęście była przy mnie Jess. Została na noc. Wpierała mnie, gdy mi się ryczeć chciało...



*~Next day~*
[Mario]
Nadal nie mogę uwierzyć w to co się stało, a jednak przeczuwałem, że coś się stanie... Nie chcę tu być. Zacząłem pakowanie, jednak przeszkodził mi dzwonek do drzwi. Nie miałem zamiaru sobie przerywać, a zarazem nie chcę nikogo widzieć... 
- Mario co się stało? - do mojego pokoju wszedł Marco. - Lea płacze od wczoraj, co jest nieprawdopodobne. - oznajmił.
- Mnie się pytasz? - zaśmiałem się. 
- W ogóle co ty wyprawiasz? - wskazał na walizki.
- Wyjeżdżam stąd. - powiedziałem.
- Dokąd? Mario, nie możesz...
- Jak nie mogę? To patrz. - zamknąłem walizkę i zszedłem na dół. Podążał za mną.
- Tylko nie mów mi, że do Monachium?
- Dokładnie. - mówiłem bez emocji.
- Wytłumacz mi proszę, o co chodzi! - krzyknął.
- Siadaj. - odparłem zrezygnowany i opowiedziałem mu całą historię.
- To jakieś nieporozumienie? - nie mógł tego pojąć.
- Prawda, czysta, okrutna prawda.. - ściszyłem głos.
- Przykro mi, ale ona sobie z tym nie daje rady.. Gdyby nie Jess, ja bym jej nie ogarnął. - wyjaśnił.
- Chciałbym ją zobaczyć... ale nie. Po prostu nie! Zabolało mnie, to...
- Super... Zarąbiście! - krzyknął zdenerwowany. - Nic tu po mnie. Narazie. - wyszedł.
Nikt mnie nie rozumie.. Na dodatek, nie mam już przyjaciół... Kto mi doradzi? Kto mnie ochrzani, jeśli będzie taka potrzeba? Zostałem sam.. znaczy... To ja ich wszystkich opuszczam.



[Marco]
 Jeśli on chce grać w Monachium, ok niech jedzie... Ale kiedyś obiecał mi, że nic, a nic nie zniszczy naszej przyjaźni, co właśnie teraz nastąpiło. Już mi go brakuje.. 
Postanowiłem pojechać do Leo, nie wiem co się z nim dzieje, bo nie odpisuje, ani nie odbiera. Czy on też nie chce mnie widzieć?
Dzwoniłem do drzwi, pukałem, wręcz waliłem. Nic. Jednak nie zapomniałem wziąć klucza, którym otworzyłem drzwi. Na dole go nie było, zresztą nigdzie. Stwierdziłem, że poczekam jakieś piętnaście minut.
Tak jak myślałem, niedługo później, wrócił.
- Marco, to ty? - krzyknął z wejścia.
- Tak. - poszedłem do niego. - Gdzie się podziewałeś?
- Byłem na SIP, pozałatwiać wszystko.
- Co?
- Transfer.
- Jaki transfer!? - zdziwiłem się.
- Do Hannover'u.
- Aaa, czyli ty też mnie zostawiasz... - powiedziałem.
- Jak ty też?
- Mario już pewnie jest w drodze do Monachium. - oznajmiłem.
- I to przez moją głupotę! Wiesz, co? Powinieneś się cieszyć, że się wyprowadzam, bo stwarzam same problemy. - mówił.
- Zwariowałeś? Jesteś moim przyjacielem! 
- Nie zasługuję, żeby się nim nazywać. Przeze mnie Twój najlepszy kumpel, można powiedzieć brat - wyjechał.
- Nie przez Ciebie! Lea mówiła, że to ona..
- Co z tego? Ja ją sprowokowałem, myślała, że ja to Mario.. - wytłumaczyłem.
- Jeśli myślisz, że wyjazd to odpowiednie wyjście.. Zrozumiem, ale nie obraził bym się, gdybyś czasem wpadł. - odparłam.
- Na pewno. - przytuliliśmy się.
- To cześć. - wyszedłem.
W trakcie jazdy do domu, dużo myślałem, aż za, bo jak było zielone to nie jechałem... 




**************
Mam nadzieję, że nie dostanę od Was ochrzana za to coś? :D
Nareszcie trochę akcji xd
To chyba najdłuższy rozdział, jaki kiedykolwiek napisałam ;>
Myślę, że Wam się spodoba, chodź mam wątpliwości.
Poza tym.
Pod poprzednim rozdziałem, dałam warunek 20 komentarzy.
I było 22, ALE. na pewno pięć, siedem z nich było pisane przez jedną osobę.
Drogie anonimki, to widać, że komentarze są co 1-3 minuty.
Nie chcę takich sytuacji.
Dałam warunek, ponieważ mam 40 obserwatorów, a nigdy nie miałam nawet połowy z tego komentarzy. 
Dlatego, ale żeby jedna osoba naginała 7 komci, to pozdro ...
Wybaczcie, ale to przesada. 
Mam prośbę. Od tej pory każdy anonim się podpisuję i nie wyczynia czegoś takiego, ok? ;-)
JESZCZE COŚ! :D
Założyłam nowego, bloga, który wystartuje, od razu gdy skończę któryś z aktualnych!

Pozdrawiam.

niedziela, 24 listopada 2013

17.

...

- Powiedz nam, jaka jest ta panienka? Imię? Na pewno śliczna, co? - zapytałem.
- Imienia Wam nie zdradzę, bo to moja tajemnica. - zaśmiał się.
- Niech zgadnę. Lea? Wszyscy się w niej bujają. - spojrzałem na Goetze.
- Niee, no gdzie? Nie zrobiłbym tego przyjacielowi. - dziwnie się tłumaczył.
- To kto?
- Nie znacie. - odparł.
- Czuję, że kłamiesz. - zauważył Mario.
- Jeżeli naprawdę to moja siostra, to młody odpuść. Może nie do końca jest zajęta, ale zakochana - tak. - wyjaśniłem.
- Nom. - przytaknął.
- Ale na serio to nie ona... - mówił.
- Mam nadzieję. - spojrzał na niego groźnie.
- To my już lecimy. - odezwałem się, żeby nie doszło do kłótni, bo patrząc na Goetze'go miał chęć wybuchnąć.
Wyszliśmy z domu kumpla.
- Myślałem, że mu przypier*olę! - mówił wkurzony. - Na pewno chodziło mu o Leę, tak to by powiedział...
- Zauważyłem. - zaśmiałem się. - Spokojnie, Lea chyba za nim nie przepada.
- Żadne pocieszenie. Mnie też nie znosiła, a teraz?
- Szczerze, to naprawdę było wkurzające, jak się do niej czepiałeś. - przyznałem.
- No wiem, pamiętam... - staliśmy przy samochodach.





Retrospekcja:
Młoda Polka miała już trochę dość docinek przyjaciela, brata.
- Zostaw mnie już! - denerwowała się, gdy ten zaczął ją dźgać w brzuch. - Wiesz cioto, że to boli? Nie? To patrz! - zrobiła to samo, z całej siły.
- Nie boli. - odparł.
- No jak ma się taki bojler, to wiadomo, że nie. - zażartowała.
- Gdzie ty widzisz bojler? - podniósł koszulkę do góry.
- Weź to zakryj, wszyscy się na Ciebie gapią.
- Bo zazdroszczą. - powiedział dumnie.
- Ciekawe czego.. - zaśmiałam się.
- Że prowadzę się z Tobą.
- Niby kiedy?
- Teraz.
- Weź spadaj. - poszła sobie.





Lub inna sytuacja:
Cała trójka: Marco, Lea, Mario i ich rodzice, przebywali u państwa Goetze. Siedzieli na dworze, gdyż było lato i w miarę ciepło + do tego ognisko. Chłopaki grali w piłkę, jak zawsze. Natomiast Lea, kucała przy ognisku. Nie zwracała uwagi na nic, dopóki dwójce przyjaciół nie ubzdurała się nowa zabawa, mianowicie chcieli skakać nad ogniem. Dziewczyna im nie kazała, bo może się coś stać itd... Ale oni nie mieli zamiaru się jej słuchać. Korzystając z chwilowej nieobecności rodziców, Mario już brał rozpęd.
- Chyba zwariowaliście. - stanęła im na drodze.
- Nie bój się, nie pierwszy raz to robię.
- Dupę sobie zjarasz i tyle z tego będzie. - skomentowała.
- Nie martw się o mnie. Dam radę. - zaśmiał się.
- Lepiej nie... Zaraz obydwoje będziecie mieć takiego ochrzana, że głowa mała!
Chłopak nie zwracając na jej słowa, już biegł w stronę ognia. Jednak 15-latka go odepchnęła tak, że poleciał na ziemię, na szczęście.
- Ha! Wiedziałem, boisz się o mnie.. To przeznaczenie! - szczerzył się.
- Ta.. A jakbyś sobie coś zrobił, to by było na mnie.. Lea! Dlaczego go nie powstrzymałaś? Mądrzejsza jesteś!
- Jasne, jasne. Wmawiaj sobie. - stawiał na swoim.
- Głupi jesteś, byłeś i zawsze będziesz. Z tego się nie wyleczysz. - odpowiedziała mu.
- A co to za wrzaski? - powrócili dorośli.
- To Lea się wydziera. - złożyli na mnie.
- Starsi, a jeszcze gorsi. - skwitował tata Reus'a.





Wracając do teraźniejszości:
- Wbijasz do mnie? - spytałem.
- No mogę, ale zdajesz sobie sprawę, że jest dziewiąta? - odparł.
- Młoda godzina, cho! - wsiadłem do auta i odjechałem, Goetze zaraz za mną.




*



Mój dom wyglądał, jak opustoszały, bez żadnej żywej duszy, co znaczyło, że blondynka już spała? Co było strasznie dziwne. Z reguły ona leży do 1,2 w nocy z telefonem w ręku, więc miałem prawo, tym razem się zdziwić.
- A tu co tak pusto? Domy pomyliliśmy? - zaśmiał się, gdy byliśmy już w środku.
- Nie no.. To mój, na pewno. - mówiłem. - Chyba. - dodałem.
- Salon taki jak u Ciebie. To raczej dobrze trafiliśmy. - stwierdził.
- Czyli ona śpi?
- Na to wygląda.
- LOL! - nie dowierzałem. - Mam pomysła! - olśniło mnie.
Włączyłem muzykę głośno, ale nie za bardzo, aby uniknąć uwag sąsiadów. Myśleliśmy, że dzięki temu, przyjdzie wnerwiona i nam wpier*oli, ale nie. Jakby jej nie było, a była, iż były jej buty, kurtka... Zaawansowany układ zdania.
W końcu daliśmy sobie spokój, po stwierdzeniu, że ma dziewczyna mocny sen. Wyciągnąłem z szafki dwa czteropaki procentowego napoju i zaczęliśmy sączyć. Należy nam się, po trzech treningach z rzędu.




*



Po wypróżnieniu całej zawartości puszek, strasznie nam się nudziło. Z tego powodu, Goetze coś wykombinował. Poszliśmy do pokoju siostry i upewniliśmy się, że serio odpłynęła do krainy Morfeusza.
Mario, jak to Mario wskoczył jej na łóżko, tak że bidulka podskoczyła ze strachu.
- Cholera jasna! - krzyknęła. - Myśleliście, że nie słychać tej muzyki, otwieranych puszek, czy śmiechów!? - wydzierała się na nas. - Jesteście debilami, zejdźcie mi z oczu... Spać człowiekowi nie dadzą.
- Co ty piłaś? - zapytaliśmy jednocześnie ze spokojem, co zabrzmiało bynajmniej dziwnie.
- Nic. - odpowiedziała.
- Jasne.. Miałem jeszcze cztery piwa i zginęły gdzieś. - powiedziałem.
- Sami wypiliście i nie pamiętacie. - wykręcała się.
- Tak, tak.. - śmialiśmy się.
- Spiep*zać! - wyszła z łóżka w samej koszuli nocnej? Tak to się nazywa? Na dodatek była krótka, co wywołało ogromnego banana na twarzy Mario. Wzięła kule, chyba spod łóżka i przegoniła nas nimi. Z napadami śmiechu, migusiem opuściliśmy pokój rozzłoszczonej blondynki.




*



Nie puściłem Mario do domu, gdyż obaliliśmy jeszcze razem pół czystej... Kazałem mu się przespać w gościnnej. 



[Lea]
Obudziły mnie wrzaski Reus'a.
- Lea! Nie wiesz gdzie jest Mario? - krzyczał zza drzwi. 
- Hmmmm. Niech pomyśle. W swoim domu? - zdziwiło mnie jego pytanie.
- Ale nocował u nas i go nie ma. - odparł.
- To nie wiem.
Postanowiłam wstać, zaczęłam od otwarcia oczu... 
- Marco! Chodź tu, szybko! - krzyknęłam.
- Co?
- Znalazłam go!
Blondyn wpadł do mojego pokoju jak poparzony.
- Oooo, jak słodko. - rozczulił się.
- Ciii, śpię. - wymruczał.
- Nie! - krzyknęłam mu do ucha, tym razem to on się wystraszył. - Co ty tu robisz?
- Hello? Nie widać?
- Miałeś iść pokój dalej. - zaśmiał się Marco.
- Bałem się, a Lea by mnie obroniła swoimi kijami. - zażartował.
- Taa. Pierwsza bym uciekła. - skwitowałam.
- Ty? Taka odważna baba? - śmiał się.
- Zaraz Ci dam, babę! - kopnęłam go.
Oddał mi w formie łaskotek. Za to ja go biłam. Jakimś cudem się przeturlałam, bo siedziałam na nim... Znaczy to on mnie przestawił? 
- Powiedzcie seeeeeeeeer. - ten debil zrobił nam zdjęcie.
Wyskoczyłam z wyra i zaczęłam go gonić. W końcu udało mi się zabrać mu telefon. Zaczęłam przeglądać mu galerię: Sweet focia z Jess.. , moje zdjęcie jak obżeram się spaghetti, cała upaćkana, filmik jak tańczyłam na rurze, Goetze na zgrupowaniu także w formie filmiku, włączyłam go, bo mnie zaciekawił. Zamknęłam się w łazience, gdy Reus wędrował odebrać mi komórkę. Wracając do nagrania - Mario udający, że płacze, bo chłopaki zabrali mu mydło.. To z ostatniego zgrupowania - beka.. Następne to moje fotki, głupszych nie było. Oczywiście pousuwałam swoje, a tamten filmik z udziałem bruneta, przesłałam do siebie. Nareszcie dotarłam do zdjęcia sprzed chwili. Stwierdziłam, że nie najgorzej wyszliśmy, choć wyglądało to dwuznacznie, miałam z tego niezłą polewę. 
Opuściłam pomieszczenie i dumna z siebie oddałam mu iPhone'a. Wróciłam do pokoju, z wejścia skręciłam w stronę szafy, aby "pomodlić się" nad nią i myśleć co ubrać. Nie zauważyłam obecności kolegi.
- Wszędzie wleziesz. - skwitowałam.
- Jestem, tak gdzie byłem. - odpowiedział.
- Rozumiem, że moje łóżko jest naprawdę wygodne, ale mógłbyś już z niego wyjść. - powiedziałam.
- Tak mi tu dobrze, że mógłbym siedzieć calutki dzień.
- To świetnie... - udałam taką "happy". - Spraw sobie takie, to będziesz mógł leżeć do woli, ale nie u mnie.
- Dobra, tylko mi pomóż, wstać nie mogę.. - wyciągnął rękę.
Pociągnęłam go, ze skutkiem niefajnym dla mnie, gdyż leżałam na podłodze, a przygniatało mnie jakieś 75 kilo..
- Duszę się! - krzyczałam.
- Wiem, jak temu zapobiec! - zmienił się w bohatera.
- Ja też. Po prostu zejdź ze mnie. - zaproponowałam.
- Nie! To nic nie da. - miałam ochotę mu przywalić, ale nie miałam jak. - Trzeba użyć sposobu usta-usta!
- Aaaaaa, on mnie... - nie dokończyłam, bo mnie pocałował. 
Zaczęłam się wiercić i zepchnęłam "pączusia".
- Co tu się dzieje? - wszedł blondyn.
- Wiesz co kur*a? On jest NIENORMALNY! - zwróciłam się do brata. - Zabierz go stąd!
- Oboje jesteście nie z tego świata. - skwitował.
- Znalazł się człowiek poważny. - mruknęłam...



*******************
Rozdział 17 leci w wasze ręce :)
Nie będę się rozpisywać o meczu,
bo swoją opinię dałam pod rozdziałem na
 http://praca-laczy-ludzi-bvb.blogspot.com/
Udany, nieudany? :D
Potrzebna Wasza opinia <3
Pozdrawiam
Dżuliaaans xd

Następny - 20 komentarzy!