czwartek, 29 sierpnia 2013

9. ~

... A jednak zrobił to.. Wrzucił mnie do basenu w ubraniach włącznie z conversami. Wyszłam z wody, przemoczona do suchej nitki.
- Ja pier*ole, zgiń głupi człowieku. - parsknęłam.
Oni się śmiali, bo co można innego zrobić w tej sytuacji. Pośmiać się z całej mokrej przyjaciółki.
- Przepraszam, skarbie. - zaśmiał się.
- Dawaj mi teraz swoje ciuchy, popaprańcu! - krzyknęłam zła.
- Spokojnie, młoda.. Trochę szacunku.
- Do Ciebie? O nie! - powiedziałam.
- Okej, okej, będziesz coś chciała. - odparł i poszedł na górę.
Po chwili wrócił z jakimiś spodniami i bluzką, te rzeczy były damskie...
- Skąd ty masz takie ubrania? - zapytała Jessica.
- A to Ann zostawiła, kiedyś..
- I ja mam je założyć?
- No tak, chyba że chcesz moje. - wyciągnął rękę zza siebie, w której miał swoje szare dresy i czarną bluzkę.
- Ok, daj to. Nie mam zamiaru nosić na sobie rzeczy tej żmiji, Twoich też nie, ale to wyjątek. - poszłam do łazienki.
Wyglądałam jak worek po ziemniakach, ale to szczegół..
Wyszłam z pomieszczenie i znowu ten śmiech -,- Mario starał się być poważny, choć jak zawsze mu to nie wychodziło.
- Dzięki, przynajmniej mam pewność, że na ulicy nikt mnie nie wyśmieje. - parsknęłam.
- Nikt, a nikt. - zaśmiała się. - Trzeba ukazywać nową modę!
- Pięknie wyglądasz, kochanie. - podszedł do mnie.
- Pysiu srysiu. - złapałam go za policzki. - Nie mów tak do mnie. Rozumiesz?
- Pewnie, słonko. - wkurzał mnie.
- Zamknij się, palancie. - rzuciłam oschle.
- Powinnaś mówić do mnie: "Mario misiaczku, daj buzi.", a nie wyzywać od debili, idiotów, głupków, Bóg wie jak jeszcze. - powiedział.
- Pomarzyć możesz Götze. - rzekłam.
- Nie ładnie tak po nazwisku.. - odparł.
- Hahahaha, jak ja kocham wasze konwersacje. - dusiła się ze śmiechu, brunetka.
- Wysusz te ubrania, wtedy je odbiorę, daj mi jeszcze jakieś buty i spadamy. - rozkazałam.
- Moje, czy Ann? - szukał w szafce. - Jaki masz numer? - zapytał.
- 38. - odpowiedziałam.
- To masz Felix'a, i tak są na niego za małe. - podał mi addidasy z logo BVB.
- Wyglądam jak chłopczyca. - podsumowałam, przeglądając się w lustrze.
- Kiedyś nią byłaś. - powiedział brunet.
- Nie gadaj, że pamiętasz? - spytała z nadzieją, że nie.
- Patrz. - pokazał mi zdjęcia sprzed pięciu lat, byłam tam ja jako piętnastolatka, Götze jako szesnastolatek i Marco - dziewiętnastolatek. Miałam wtedy aparat na zębach, grzywkę ściętą na prosto i ogólnie ciemniejsze włosy. Byliśmy kiedyś fajną paczką, a teraz to nie to samo.
- Fajnie wyglądałaś. - skwitowała przyjaciółka.
- A ilu miała wielbicieli, no nie Lea?
- Pewnie, w nich Ty! - zaśmiałam się.
- Nie przypominaj. - odparł.
- Bujałeś się w niej?
- Niee! - zaprzeczył.
- A wierszyki miłosne co roku na walentynki same mi się przesyłały? Od: M. - powiedziałam.
- To nie w moim stylu. - wyparł się.
- To pewnie nie pamiętasz też, jak zwierzałeś się Marco, że mnie kochasz i w ogóle. - nadal po nim cisnęłam.
- Młody i głupi byłem. - rzekł.
- Starszy i głupszy. - śmiałam się.
- Ha ha ha! Ty to masz poczucie humoru. - zakpił.
- Wiem, wiem. Jestem zarąbista. - stwierdziłam.
- Ogarnijcie, bo zaraz nie wyrobię.. - wydukała przez śmiech, Jess.
- Zwijamy dupki, laska. - zawołałam. - Mario, asekuruj... Nikt nie może mnie zobaczyć w takich stanie, tym bardziej pod Twoim domem.
- Mogę Cię zanieść. Chcesz?
- Nie! Przejdę się te kilka metrów..
- Ale tak będzie szybciej. - podbiegł do mnie, szybkim ruchem przerzucił przez ramię i "władował" do auta przyjaciółki.
- Ta, dzięki.. - parsknęłam. - Nigdy więcej tak nie rób.
- Sama będziesz chciała. - zaśmiał się.
- Nie ma dnia, abyś mnie nie wnerwił.. - powiedziałam. - A i pamiętaj, że masz szlaban przez tydzień na odwiedzanie Marco i mnie. - wystawiłam mu język.
- Kiedyś mawiałaś: "Nie wystawiaj języka, bo Ci krowa nasika." A teraz sama to robisz.
- Bo mogę! - rzekłam i zamknęłam drzwi od samochodu.
- Wpadaj częściej! - pomachał nam...





<*Tydzień później*>
O jedenastej, obudził mnie dzwonek do drzwi. Chcąc, nie chcąc, zwlokłam się z łóżka i podążyłam otworzyć drzwi.
- Cześć. - odparł... Mario.
- Czego tu? - zapytałam.
- Cześć.
- Narazie! - zamknęłam drzwi, które po chwili ponownie się otworzyły.
- Pytam jeszcze raz: Co chcesz?
- Odwiedzić moich starych znajomych nie mogę?
- No nie, przecież za.. - nie skończyłam.
- Tydzień minął. - powiedział.
- Co kur*a? Tak szybko? - zdziwiłam się.
- Dla Ciebie to szybko? Ja tu się w domu sam męczę. Wprost umieram z nudów bez was. - tłumaczył. - Normalnie czułem jakby minął już cały miesiąc.
- Ojej biedactwo. - udałam przejętą.
- Nom. - zawył.
- A teraz spadaj, bo idę w kimę. - rzekłam.
- Mogę z Tobą.
- Spadaj! - odparłam. - Idź do Marco.
- A gdzie on jest?
- W sypialni. - odpowiedziałam. -  W JEGO sypialni. - poprawiłam.
Poszłam zawiadomić Reus'a o tym, że ma gościa.
- Te rudy. Twój z zaburzeniami psychicznymi kolega, złożył Ci wizytę.. - obudziłam go.
- Czyli który? - spytał zaspany.
- Serio nie wiesz? Czy udajesz? - zaśmiałam się.
- O tej porze nie kontaktuję, czemu ten ktoś nie może przyjść w dzień?
- Nie wiem, sam go o to zapytaj... - powiedziałam. - DEKLU JEST PRAWIE DWUNASTA.. Co ty robiłeś w nocy, że śpisz do późna? - darłam się.
- A to i to. - śmiał się.
- Czyli nic konkretnego. - odparłam zrezygnowana.
- Może ty się przyznasz, o której wstałaś, co?
- Eeee, no chyba tak z ... dopiero. - przyznałam.
- I widzisz, to czego gadasz na mnie?
- Znowu muszę to powiedzieć....: Bo mogę!
- To ja też mogę! - rzekł.
- Nie!
- A bo co?
- A bo to!
- Nie sprzeczaj się ze mną!
- Bo? - zapytałam.
- Bo nie możesz!
- Mogę!
- Nie.
- Czemu?
<cisza>
- To ja odpowiem za Ciebie. - zaśmiałam się. - A bo kochany braciszku, uroiłeś sobie coś w tej zapełnionej piłką i laskami, głowie.
- Porozmawiamy, jak ty w końcu będziesz miała chłopaka.
- Prędzej se sprawie węża Boa. - odparłam. - Wyłaź z tego wera, migiem. - rzuciłam na odchodne.
- Haaalo!? Gdzieś się schował idioto? - krzyknęłam.
- W łazience. - odkrzyknął brunet.
Powędrowałam z powrotem do pokoju, zamknęłam drzwi i walnęłam się na łóżku.
- Buuuu!
- Co ty robisz na moim prywatnym terenie? - zrobiłam groźną minę.
- Zwiedzam se. - odparł.
- To idź do muzeum, jak żeś taki ciekawy. - zakpiłam.
- Jeśli będziesz mi towarzyszyć.
- No tak, zawsze to samo! A beze mnie nie możesz nigdzie iść? - zapytałam.
- Wolę w towarzystwie pięknej dziewczyny.
- Zaprowadzić Cię do burdelu? - zaproponowałam.
- Nie trzeba, jakby co, drogę znam na pamięć.
- Ha! Wiedziałam, że często tam bywasz.
- Trzeba się jakoś odstresować, a jak ty mi nie chcesz tańczyć to kto będzie? - zażartował.
- Napalone fanki. - dokończyłam.
- Nie lubię takich.
- To będziesz musiał polubić. - odparłam. - A teraz won mi stąd! - krzyknęłam, a on posłusznie opuścił pokój.
Po kilkunastu próbach ponownego zaśnięcia, otrzymałam wiadomość, sms.


" Mogę go obudzić? Proszę, proszę, proszę.. <3 "

" A budź. "

- O KUR*A. - usłyszałam wrzask z sąsiedniej sypialni.
Z ciekawości podreptałam do nich.
- Ale posłuchaj no. - śmiał się brunet. - Tak słodko spałeś, aż grzech było budzić, ale musiałem.. - tłumaczył, a ja wybuchłam niepohamowanym śmiechem na widok mokrego Reus'a w łóżku z ochlapniętą grzywką.
- Ślicznie wyglądasz. Nowy image? - zakpiłam.
- No to teraz możemy iść na miasto. - oznajmił Mario.
- Odawalcie się.
- Czemuż? Nie chcesz pokazać światu, że jesteś przystojniejszy z nową fryzurą? - zaśmiał się.
- Może innym razem. - powiedział blondyn.
- Ale to najlepsza okazja. - przekonywał go.
- Wiesz co? Jednak NIE skorzystam.
- Szkoda, to ja podjadę po mojego kolegę dziennikarza. - śmiał się.
- NIE! - krzyknęliśmy równo.
- Nudziarze z was! - skwitował Götze.
- I kto to mówi? - powiedziałam.
- Lamus! - zaśmiał się Marco...




**************************
Rozdział numer 9 :D
*
Mam już 21 obserwatorów! WOW!
Nie spodziewałam się takiej liczby ;>
*
Ale komentarze maleją...
Tym razem liczę na więcej.
Rekord był 19, dacie radę 20?
Na więcej się nie obrażę :D
*
Zapraszam na mojego drugiego bloga ;*
http://praca-laczy-ludzi-bvb.blogspot.com/
*
Poza tym, fajny sparring - 8:0 xd
*
Komentujcie ;3
Pozdrawiam.
Juliana ;*

sobota, 24 sierpnia 2013

8. ~

...
Tak ten debil zgłosił nas do tego konkursu. Już wiadomo dlaczego kazał nam zakładać sukienki. Wszystko jasne. Z góry zakładał, że zgodzimy się na tą imprezę, ale nie było odmowy. On jest strasznie nieznośny, a znam go kilka dobrych lat. Ciągłe docinki i wkurzanie siebie nawzajem... Wracając do konkursu.
- Mamy już 10 kandydatek, czyli wszystkie. - poinformował. - Zaczynamy!!! - cała widownia zaczęła piszczeć. - Pierwsza konkurencja polega na zareprezentowaniu siebie z jak najlepszej strony, czyli oceniamy wygląd. ( było trzech jurorów, w tym ten DJ )
Każda z nas miała na sobie naklejkę z imieniem i cyframi od 1-10. Oczywiście ja miałam dziesiątkę. Ciekawe dlaczego ... Hmmm ... Mario!
Musiałam czekać na moją kolej, trochę to potrwało, ale była beka. Jak można nie potrafić chodzić na obcasach!? Jedna to totalne potorondzie, może i ładna z twarzy, wysoka - mutant, szczupła, ale krzywe nogi... I do tego zaliczyła glebę na "pokazie".
Miałam niezłą konkurencję, czyli tylko Jess, reszta to puste blondynki, bez urazy, sama nią jestem, ale mózg przynajmniej posiadam. Nadeszła moja kolej. Na początku zaczęłam trochę nieśmiało..
- Leeeeeaaaaa! Woooooo! - krzyczał Götze i Marco. - Dajesz mała!
Ja go zabiję, ale potem! Teraz mam zadanie do wykonania. Tak wkręciłam się w to! Zrobiłam kilka sexy póz i wróciłam na miejsce. Zarąbisty doping, nie ma co! Zresztą u Jess było to samo.
- Świetnie dziewczyny. - zaśmiał się "prowadzący".
Odpadły cztery dziewczyny... A w nich nie znalazłyśmy się my, więc gramy dalej.
- Haha nie jest aż tak źle. - powiedziała do mnie przyjaciółka.
- Beka i tyle. - podsumowałam.
- Następnym waszym zadaniem będzie ... - tu zrobił przerwę. - Uwodzić jakiegoś faceta, najlepiej którego nie znacie. Przyprowadzić go tu na scenę, nie siłą -  musicie jakoś zachęcić. Posadzić go na "tronie" - wskazał na krzesło xd. - I usiąść na kolanach. - wytłumaczył. - Kto pierwszy ten lepszy. Są tylko dwa krzesła.
Zeszłam ze sceny i podążyłam na parkiet.
- To który chętny? - zaśmiałam się z własnej głupoty.
Przede mną powstała grupka kolesi, tego to się nie spodziewałam. Wśród nich wypatrzyłam Götzego, co przebijał się tak, że w końcu dotarł do mnie.
- Mogę udawać, że się nie znamy. - szepnął mi na ucho.
- Gram uczciwie. - odpowiedziałam.
Przyglądałam się tym chłopcom krótki czas. No i boom! Był tam taki przystojniak.
- Wybieram.. Ciebie! - wskazałam na Mario. - A nie sorry pomyłka. - poprawiłam. - Ty! - pociągnęłam te ciacho za rękę. Odwróciłam się, mój niby kolega piłkarz aż gotował się ze złości. W połowie drogi zrzuciłam szpilki z nóg i biegłam dalej. Hop, hop po schodkach na scenę... Popchnęłam go na tak zwany tron. I szok! Podmienili mi przystojnego bruneta na tego idiotę! Domyślacie się jakiego? Nie? To Götze, nie wiem jak, nie wnikam, ale jestem w stu procentach pewna, że go załatwię.
- Kandydatka z numerem dziesięć - mowa o mnie. - Jak widać ma powodzenie. - powiedział, a ja się zaśmiałam.
Już nie chciałam się kłócić usiadłam mu na tych kolanach..
Drugi tron zajęła Jess, nie zgadniecie z kim! Z moim bratem! Do tego przyniósł ją na rękach! No niemoźliwe, a jednak prawdziwe.
- Jak się nazywają wasi partnerzy? - zapytał DJ i dał mi mikrofon.
- No, jak masz na imię? - skierowałam się do bruneta.
- Mario.
Podałam mikrofon Jessice.
- To jest? - zaśmiała się. - Nie wiem. - skłamała.
- Marco. - uśmiechnął się.
- Dziewczyny naprawdę nie zajarzyłyście, że to piłkarze?
- Nie. - odpowiedziałyśmy równo. - Piłka to nie nasza bajka. - dodałam po chwili.
- Rozumiem. - odparł prowadzący. - Przejdźmy do finału... Ostatnim decydującym zadaniem będzie.. - przedłużał. - Taniec na rurze! - dokończył, a my wytrzeszczyłyśmy oczy.
- Panowie zostaną na scenie. - zwrócił się do tych piłkarzy z BVB.  
Zapodali jakąś fajną, imprezową melodię. Nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać... Nie ogarniałam jak ja w ogóle mam na tym czymś tańczyć!? Stałam jak głupia obok tej rury, kiedy moja przyjaciółka wywijała na drugiej. No nieźle.
- Dawaj, dawaj. - krzyczeli chłopcy do mnie.
Już wiedziałam, że nigdy więcej do tego klubu nie wstąpie...
Zaczęłam tańczyć? To jest taniec? Moim zdaniem nie.
Postanowiłam się trochę postarać, ale jak? Gdy nigdy nie miałam doczynienia z rurą? Wdech - wydech i kontynuowałam.
- Jak w filmach. - pomyślałam.
Nareszcie upragniona chwila, czyli nastał koniec tej muzyki!
- No ładnie się spisałyście, prawda? - zapytał chłopaków.
- Gorąco mi, gorąco. - wachlował się ręką, Götze.
- Która tak na Ciebie zadziałała, przyznaj się. - zaśmiał się DJ.
- Zdecydowania sexy dziesiąteczka. - puścił mi oczko. Nie no kolejny powód, żeby go zamordować.
- Ja jestem za panienką z jedynką. - zabrał głos Reus.. a była nią Jessica.
- Zdania są różne.. Wyniki będą po krótkiej przerwie na reklamy. - nastała cisza. - Żartowałem. - dodał.
- O kur*wa śmieszne... - pomyślałam.
- Kto jest za tym, że wygrała Jessica? - zapytał podnosząc rękę brunetki do góry. Rozległy się piski, co znaczyło, że tak. - A kto woli Leę? - podniósł moją rękę. Znowu piski, ale chyba trochę głośniejsze. - Czyli mamy zwyciężczynie.
Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem, robiąc przy tym sobie siarę. - Że ja? - odparłam, gdy złapałam oddech.
- Tak Ty.
- Mówiłem, skarbie. - podszedł do mnie.
- Weź się odwal, ja Cię nie znam. - odparłam i odepchnęłam go.
Dostałam małą koronę i szarfę z napisem "Miss 2013", a Jess "Vice Miss 2013".
Była już druga w nocy, więc na zakończenie imprezy musiałyśmy zatańczyć do ostatniej piosenki ... z chłopakami, nie na rurze.

*

W końcu, po imprezie taksówka "porozwoziła" nas do domów. Byłam totalnie wykończona. Jest około trzecia nad ranem. Świetnie. Od razu po przebraniu w piżamę walnęłam się na łóżko i momentalnie zasnęłam. Takie uroki imprezy.
*
Rano, znaczy po południu, gdy wstałam, o mało głowa mi nie eksplodowała. Wiedziałam, że muszę dzisiaj coś załatwić... Przypomniało mi się! Złożyć "miłą" wizytę Götze'mu, razem z Jess.
Wstałam i nie zważając na mój strój, nadal byłam we wczorajszej sukience. (Wiadomo, spać się chciało, ale przebierać już nie). Wkroczyłam do kuchni i szukałam tabletek. Zamiast ich wyjąć, cały koszyczek z lekami spadł na podłogę.
- Cicho tam, ja śpię. - odezwał się Reus, który leżał w dziwnej pozie na kanapie.
- Ciężko ruszyć zadziec i iść do sypialni? - zapytałam.
- Mhmm. - wymruczał. - Ale ciiii.
- Ta. - powiedziałam pod nosem.
Zażyłam tabletkę przeciwbólową i podążyłam na górę się ubrać. Gdy byłam już gotowa, zadzwoniłam do przyjaciółki.
- Halo? - ziewnęła.
- Robimy napad na Mario, pamiętasz? - spytałam.
- Lea, tak wcześnie? Ja nie wstanę już. - wymamrotała.
- Wstawaj i nie dyskutuj ze mną!!! - krzyknęłam do telefonu, a po chwili usłyszałam huk. - Co ty żeś zrobiła?
- Spadłam z łóżka. Przez Ciebie downie! - odparła.
- Aha, ok. - zaśmiałam się. - Daję Ci pół godziny na ogarnięcie! Ani sekundy dłużej.
- Dobra rozumiem. Zajechać po Ciebie?
- Nom. - odpowiedziałam. - To siem. - rozłączyłam się.
Tak jak było umówione, po trzydziestu minutach pojawiła się Jessica.

*

Właśnie podjechałyśmy pod dom Götze'go. Z dojazdem nie było problemu, bo kiedyś wysłał mi adres, dobrze, że nie usuwałam wiadomości.
Podreptałyśmy pod drzwi i zadzwoniłyśmy dzwonkiem.
Otworzył nam chłopak ubrany, jedynie w bokserki.
- Cześć dziewczyny, co tam? - zacząłam.
- Pytasz co tam? Tak? - odparłam. - To ja opowiem, więc tak: Przyjechałyśmy do Ciebie w jednej konkretnej sprawie, może się domyślasz?
- Nie wiem o co chodzi, kontynuuj. - zaśmiał się.
- Zaraz nie będzie Ci do śmiechu. - stwierdziła brunetka.
- Impreza. Konkurs na Miss wieczoru. - gdy to mówiłam przybliżałam się do piłkarza. - TY, wygrana!
- Chyba pomyliłyście mnie z kimś innym. - powiedział, a ja przycisnęłam go do ściany. Oczywiście jakby chciał to by się oderwał, bo ma przecież więcej siły ode mnie, ale nie zr
obił tego, i dobrze. - Toć to Marco. - rzekł.
- Reus? Ten Reus co był w totalnej rozbitce przed imprezą? Na pewno nie!
- Mario, załatwmy to szybko. - zabrałam głos.
- Uuu, jeżeli masz na myśli to co ja. To okej! - zaśmiał się.
- Idiota -,- - podsumowałam.
- To moje marzenie. - kpił.
- Weź ogar cioto!
- Auu, nie wbijaj tych pazurów w moją klatę! - zawył. rozbawiony. - Bo porysujesz!
- No i super!
- Będziesz miał znak rozpoznawczy. - śmiała się Jess.
- Z nami! Znaczy szczególnie ze mną... się nie zadziera. Pamiętaj! - mówiłam.
- Dziewczyno, chcesz mieć mnie na sumieniu? Czy pomóc Ci obciąć paznokcie? - zapytał.
- Ja tylko sprawdzam, czy masz mięśnie, czy mięso. - zaśmiałam się.
- Teraz przegięłaś. - wziął mnie na ręce i niósł gdzieś.
- Puszczaj, bo ugryzę! - zagroziłam.
- A gryź i tak przeżyję, chyba że masz wściekliznę.
- Zamknij się ciołku! Jess bądź prawdziwą przyjaciółką i mi kur*wa pomóż! - krzyczałam. Ta nic nie odpowiedziała, za to śmiała się wniebogłosy. - Fajnie mieć pomocnych przyjaciół. - rzekłam sarkastycznie. - Nie, nie, nie! Puść proszę! Dam Ci nagrodę, wiesz jaką, ale nie rób tego! - prosiłam...



__________________________
No siemm ;3
Trzymajcie już ósemkę! ;)
Trochę wkręciłam się w tą imprezkę, przepraszam ;>
Rozdział mi chyba nie wyszedł .. xd
...
Poza tym dzięki, dzięki, dzięki za 19 komentarzy pod poprzednim <3
Normalnie WOW! ;*
...
Kto oglądał wczorajszy mecz  z Werderem? ;)
JA! xd
1:0 - nie tak źle, ale i nie najlepiej ;P
W końcu Lewy strzelił gola, dawno tego nie było :D
...
A i zapraszam do zakładki "Zapytaj bohaterów"
...
Tyle ode mnie ;>
Komentujcie, obserwujcie ;)
Pozdrawiam ;*
Juliana.

wtorek, 20 sierpnia 2013

7. ~

...
- Naprawdę? - próbowała się do niego przytulić.
- Żartowałem. - odepchnął ją. - Sama wyjdziesz? Czy Ci pomóc?
- Takiego brata znam i lubię! - nie wiem dlaczego, ale rzuciłam mu się na szyję.
- Udusisz mnie. - zaśmiał się. - A ty tu nie wracaj. - zwrócił się do wielkiej damy, która już wychodziła.
- Pożałujesz, Ty mała żmijo. - rzuciła na odchodne.
- Papa. - pomachałam jej.
- Przepraszam Lea.. nie wierzyłem Ci, a za każdym razem mówiłaś prawdę.
- Spoko rudzielcu, wybaczam. - przytuliliśmy się.
- Awww, jakie to słodkie... *.* - wył Mario.
- Też chcesz? - zaśmiałam się.
- Z Tobą? Zawsze! - powiedział wesoły.
- Z Tobą? Nigdy! - pokazałam mu język.
- No wiesz co?
- Co?
- Gunwo :D - odparł. ( od autorki: celowo napisałam z błędem xd )
- Twoje? - zapytałam.
- Nie! - wyparł się.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Nie.
- Tak.
- Aaa mam Cię! - zaśmiałam się.
- Jaka wredota! - oburzył się.
- HALO!? My tu też jesteśmy. - powiedziała Jess.
- Tak, tak. - odparł Götze. - Wracając do tematu... To nie moje.
- Mario. - krzyknęliśmy wszyscy.
- No co ja wam takiego robię?
- Głupiejesz! - powiedział Leo.
- Lea, ja spadam, nie wiem idziesz ze mną, czy...? - spytała Jess.
- Maaarco! - zawyłam.
- Mogę tu znowu mieszkać? - zrobiłam oczy kota ze Shreka. - Please, ja nie wytrzymam z jej rodzicami.. A jutro wracają.
- Ej, chyba aż tacy źli nie są. - mówiła przyjaciółka.
- Nie obraź się Jess, ale moim zdaniem dziwni są. Przynajmniej tak zachowują się przy mnie. - oznajmiłam.
- O chwila szczerości... No więc jestem gejem. - wypalił Mario, a wszyscy spojrzeliśmy na niego jak na osobę chorą psychicznie. - Żartowałem. - zaśmiał się.
- No wiesz, po Tobie wszystkiego można się spodziewać. - skwitował Marco, a ja przytaknęłam kiwając głową.
- Dzięki, jesteście dla mnie tacy mili. - wymusił uśmiech.
- Dobra, Lea mówisz, że są dziwni? - kontynuowała brunetka. - To dlatego, że Cię nie lubią za bardzo. - wyjaśniła.
- No to wszystko wyjaśnia, więc jak braciszku? - przymilałam się do niego.
- Możesz, możesz. - śmiał się.
- Jej! - okrzyk radości.
 - To pa mordki. - pożegnała się i wyszła.
- Siem.
- To ja też już pójdę. - powiedział Bittencourt i także wyszedł.
- Goń ją! - krzyknął Mario, jednocześnie się śmiejąc.

*

- No chodźcie na tą imprezę! - prosił nas brunet już około godziny.
- Nie chcę mi się! - jęczałam.
- Ale mi się chcę. - mówił.
- To idź sam. - powiedział Marco.
- Właśnie.
- Samemu wstyd. - rzekł.
- Niby czemu? Bo to raz chodziłeś? - zapytał blondyn.
- Wtedy to było z Ann. - wytłumaczył. - A teraz byśmy poszli jako przystojni kawalerzy i Lea.
- Pfff. Chciałbyś. - zaśmiałam się. - Koleżanek innych nie masz?
- Mam, Ciebie. - uśmiechnął się.
- I Twoje byłe. - wtrącił Reus.
- A kij tam z wami. - odparł i sobie poszedł.

*

Postanowiłam przyrządzić kolację... Marco bezsensownie siedział na kanapie nic nie robiąc. Nie wiem czy on myślał, czy co, ale miny to nie miał zadowolonej. Zrobiłam "biedakowi" spaghetti.
- Chodź Marco, zabij swoje smutki w kolacji. - zaśmiałam się.
- To nie takie śmieszne. - powiedział.
- Rozumiem, ale nie wspominaj, dobrze zrobiłeś. - odparłam.
- Chyba tak. - odparł.
- Na pewno. - poklepałam go po ramieniu.




 «Marco»
Ja ją kochałem, a ona mi takie coś -,- Brak słów na nią. Ciekaw jestem ile to trwa? Może od początku naszej znajomości? 4 lata? Po niej nie wiem czego mogę się spodziewać. Ale ja głupi byłem, wierzyłem w każde jej słowo, zamiast wierzyć własnej siostrze, która akurat nie chciała mi dopiec, tylko mówiła prawdę. Ostrzegała mnie przed nią, a ja? Ja nie zdawałem sobie sprawy, jaka jest naprawdę. Teraz wiem, że Caroline była największym błędem w moim życiu. 




 *Next day* 
«Lea» 
Chłopaki na treningu, a ja jak zwykle się opierniczam. Niedługo szkoła, do której i tak będę uczęszczać tylko zaocznie. Kierunek - fotografia. To jest to! Chłopaki mnie namawiali, że załatwią mi praktyki na stadionie i będzie fajnie... NIE! Nie mam zamiaru tak często oglądać co oni wyprawiają, zwłaszcza Götze'go on to dopiero ma coś z głową. Niedługo powinien się skończyć ich trening. A nie... To już. Właśnie weszli do domu. 
- No weeeeeź. - prosił Mario. 
- Nie. - odpowiadał stanowczo Reus. 
- Ale czemu? 
- Bo nie ma dżemu. - odparł. 
- O co znowu chodzi? - wtrąciłam. 
- O ten tramwaj co nie chodzi. - chyba chciał być śmieszny -,- nie wyszło. - A tak dokładniej o to co wczoraj. 
- Jenyyy, czy ty się kiedyś ogarniesz? - zapytałam. 
- No chyba nie, ale no weeeeeeźcie! - powiedział Götze. 
- Jak powiemy, że tak. Odczepisz się? 
- Czyli tak? 
- Tego nie powiedziałam. 
- Ale pomyślałaś. 
- Nie! - wyparłam się. 
- Ok, to do wieczora miśki. 
- Czekaj, czekaj. - cofnęłam go. 
- Noo? 
- Pójdziemy z Tobą, ale ty przez tydzień tu nie przychodzisz, ok? - zapytałam. 
- Wiecie, że tak was uwielbiam, że tyle nie wytrzymam. - odparł brunet.
- Będziesz musiał. - skomentował Marco. 
- No dobra. - zgodził się. - o 19 pod klubem. - oznajmił i wyszedł. 
- Yhymm. 
- Co żeś zrobiła? - zapytał Reus. - Nie mam ochoty na żadne imprezy. 
- Ale on by nie odpuścił. - powiedziałam. 
- W sumie racja. - przyznał. - Czemu nie pójdziesz sama? 
- A jakby mnie upił i bym na noc nie wróciła to co? - spytałam. 
- Zawsze musisz mieć jakieś wytłumaczenie? - odparł zrezygnowany. 
- Tiiaaa. - zaśmiałam się. 

*

Powoli szykowałam się na imprezę. Jeszcze wkręciłam w to Jessicę, a co będzie w domu siedzieć? O nie! Na początku założyłam spodnie, ale niedługo potem dostałam sms'a. 

" Zakładaj sukienkę i szpilki. ;* Proszę! " - Mario

" Skąd wiedziałeś, że jestem w spodniach? :D " - odpisałam. 

" Przeczucie ;) Przebieraj się! Przekaż też Jess. " 

" Zabiję Cię ... Kiedyś xD " 

" Spoko, czekam ;* " 

- Idiota. - powiedziałam sama do siebie. 
Tak więc spełniłam jego prośbę. Gotowa zeszłam na dół. Zamówiliśmy taksówkę i ruszyliśmy pod najlepszy klub w mieście. Tam czekała już Jess. No i Götze. 

*

Tańczyliśmy. Co jakiś czas sączyliśmy drinki z umiarem. Reus'owi się już chyba humor poprawił, bo wywija z jakimiś laskami na parkiecie. 
A o północy: 
- Uwaga, uwaga! Zaczynamy konkurs na Miss Wieczoru! - ogłaszał DJ. 
Mario wziął mnie i brunetkę za rękę i zaprowadził na scenę. Byłam nieco zdezorientowana, ale potem zajarzyłam o co chodzi. 
- Tu są dwie chętne. - powiadomił DJ'a, Mario. 
- Teraz to obiecuję, że Cię zabije! - rzuciłam oschle do "przyjaciela", a Marco się śmiał. 
- Ja Ci w tym pomogę. - powiedziała Jess. 
- Będziesz martwy. - zakończyłam...




__________________
Heeej! ;**
Niespodzianka xD Marco i Caroline już nie ma :D WooHoo! 
Na to czekałyście, przyznawać się xD
A tak serio... Wena jest fajna! <3
Lea będzie z ... Nie powiem :D To tajemnica xd
Dobra już się ogaaaarniam ^^

Komentujcie, obserwujcie, polecajcie :)

Pozdrawiam ;**
Juliana.

piątek, 16 sierpnia 2013

6. ~

«Jessica»
Tak się zagadaliśmy, że nie zauważyliśmy jak Caro wyszła. Szybko popędziliśmy do wyjścia, i zauważyliśmy ją z jakimś gościem, trzymali się za ręce. Leo zrobił im zdjęcia, ale chyba to żaden dowód, bo nie widać dokładnie, że to akurat ona. Weszliśmy do samochodu, a tam Mario i Lea śmieją się i rozmawiają.
- Wiecie co? Po kij Wy tu siedzieliście? Caroline wyszła ślepoty jedne. - uniosłam się.
- Fuck, zapomnieliśmy w ogóle o niej. - zaśmiał się Götze.




«Lea»
- Jedziemy za nimi. - wskazałam na ciemnego Land Rover'a. 
Tym razem doprowadzili nas do parku. Wyszliśmy za nimi, tylko bardzo dyskretnie. Tym razem zadanie podjęłam ja i Mario. Nie wiem dlaczego, ale schowaliśmy się za krzakami, w celu obserwowania tlenionej blondynki. Mieliśmy przy sobie aparat fotograficzny, robiłam im zdjęcia co kilka sekund. Gdy zniknęli nam z oczu, miałam lekkie obawy.. Sprawdziły się.
- Ekhem. - chrząknęła Caroline, która ni stąd ni zowąd stała nad nami. - Co tu robicie.
- Obserwujemy Car... - odparł Mario, po czym dostał ode mnie w bok.
- Cary. To taka śliczna odmiana motyli. - zmyśliłam na poczekaniu.
- Aa, okey, nie będę wam przeszkadzać. Pa. - zapiszczała.
- Pa. - zaśmiałam się. - Ty durniu, prawie wypaplałeś. - zwróciłam się do bruneta.
- Sorry no, tak jakoś mi się wymsknęło. - powiedział.
- Na szczęście jest taka tępa, że każdą bajeczkę można jej wcisnąć. - rzekłam, a on przytaknął.
- Kto jest tępy? - znowu Caro.
- Moja nauczycielka od matematyki. - kolejne kłamstwo.
- Aha, chciałam zobaczyć tego motylka. - nienawidzę jej głosu.
- Aaa kurde, Mario debilu gdzie on jest!? - udałam wkurzoną.
- Jenyy, uciekł nam. - zasmucił się.
- Miałeś go obserwować! - krzyczałam. - Caro sorry, ale ten idiota go nie dopilnował i zwiał. - mówiłam najmilej jak mogłam.
- Może innym razem. - odparła.
- Kochanie idziesz? - krzyknął chyba ten typ.
- Chyba ktoś Cię woła. - zaśmiał się Mario.
- Nie znam go. - wypierała się. - Pewnie się pomylił.
- Nie umiesz kłamać. - powiedziałam.
- Ale naprawdę. - stawiała na swoim.
- Z nieznajomymi się całujesz? - zapytał Götze, pokazując jej zdjęcie, na którym się "lizali".
- Skąd to masz? - widać było, że się zdenerwowała.
- Akurat motyl tamtędy przelatywał. - zaśmiał się.
- Nie mówcie nic Marco, proszę. - błagała.
- Jak to? Musimy. Zawsze jestem szczera z moim bratem, w porównaniu do Ciebie. - miałam ochotę, wybuchnąć śmiechem, ale jakoś się opanowałam.
- Ile chcecie? - zapytała.
- Chora jesteś, ja mam więcej hajsu przy sobie niż ty w życiu. - mówiłam, a Mario się lał. - Taka prawda.
- To co?
- Po prostu sama zniknij z naszego i Marco życia, albo my Ci pomożemy. - zaszantażowałam. - Wyjedź gdzieś, chętnie Ci kupię bilet.. Hmm najlepiej na Alaskę, albo do jakiejś dżungli, na pewno zaprzyjaźnisz się z dzikimi zwierzętami.
- Nigdy, już lećcie się poskarżyć, i tak wam nie uwierzy. - rzuciła oschle.
- Zobaczymy, zobaczymy. - zaśmiałam się. - Bye! Była bratowo!
*
Wróciliśmy do samochodu i we czwórkę pojechaliśmy do domu Reus,a.
- Siema. - powiedział, gdy otworzył nam drzwi. - Lea?
- Tak, tak. Chyba znowu mnie nie wygonisz? - zapytałam.
- Nie i prze-prze..... - nie mógł się wysłowić.
- No mów, słuchamy. - zaśmiał się Götze.
- Przepraszam.. Byłem wściekły.
- Dobra, nie ważne. Mamy sprawę..
- Wchodźcie. - powiedział.
- Ok, więc tak.. Mówcie wy, bo mnie zapewne ochrzani. - zaśmiałam się.
- Caro Cię zdradza. - zaczął Leo.
- Boże, wiem, że za nią nie przepadacie, ale nie musicie zmyślać. - podniósł głos.
- Poprawka.. - nienawidzimy jej, choć nie jesteśmy na tyle głupi, żeby Cię okłamywać, Marco serio! - mówił Mario.
- Dobra.. W ogóle skąd takie przypuszczenia? - zapytał.
- Żadne przypuszczenia, tylko czysta prawda. Patrz. - pokazaliśmy mu zdjęcie.
- Śledziliście ją!? - krzyknął.
- Ktoś musiał Ci to udowodnić, dla Twojego dobra. - odezwałam się.
- Ja pie***le. - złapał się za głowę.
- Maaarco! - do domu wbiegła Caroline.
- Wynoś się stąd. - odparł stanowczo.
- Nie, Marco dopóki mnie nie wysłuchasz, nie wyjdę. - powiedziała.
- Jak masz zamiar nakłamać, to tam są drzwi. - wskazałam na wyjście.
- Zamknij się gówniaro!
- Kapkę szacunku, poproszę. - zaśmiałam się, iż nie ruszały mnie jej słowa.
- Marco. - zawyła. - Ten typek, on się na mnie rzucił, obmacywał... - udawała, że płacze.
- Tak kur*wa, gadaj dalej głupoty.. Byłaś z nim w kawiarni, szliście za rękę po parku, wołał na Ciebie "kochanie", a ty pieprz***, że się na Ciebie rzucił.. - wkurzyłam się na maksa, miałam straszną ochotę jej przywalić i mało brakowało, tylko IDIOTA o nazwisku Götze mnie powstrzymał. Marco siedział i patrzył się w podłogę, domyślam się, że nie wiedział co robić, ale ja sama bym ją wywaliła za drzwi, bez żadnego wahania. - I co teraz zrobisz? - zwróciłam się do brata.
- Nie wiem, co o tym myśleć. - powiedział. - Skąd wy możecie wiedzieć, że mnie zdradziła?
- Nie rusza Cię to, że migdali się z innym? Serio? - tym razem uniosła się Jess, co do tej pory siedziała cicho.
- To nie znaczy, że zaraz wskoczyła mu do łóżka! - odparł.
Tamta dalej wymuszała płacz. Wkurzył mnie ostro Reus... Niech jeszcze powie, że my wszyscy chcemy ją po prostu udupić. Chcemy, ale jego dobra. Ona do niego nie pasuje. Jest strasznie zazdrosna, o byle co, że aż mi szkoda jej głupoty i tej pustej główki. Mózg ma mniejszy, niż pestka od wiśni. Jak jej to wybaczy, to jest masakrycznym dupkiem, ale niech nie myśli, że ja odpuszczę. Będę szukać nadal dowodów, póki w końcu zdobędę taki na którym definitywnie zakończy się ten chory związek.
- Wierzysz jej? - zapytał Bittencourt. - Okej, ale my jako Twoi przyjaciele i siostra. - wskazał na mnie. - Robimy to, abyś był szczęśliwy, zamiast dusił się w związku, jako chłopak jej. - wskazał na Caro.
- Przyjaciele, ot tak nie rozbijają związku kumpla. - rzekł.
- Marco, oni chcieli, żebym Cię sama zostawiła i namawiali mnie na wyjazd. - wydukała niby zapłakana blondynka.
- Trzymajcie mnie, bo zaraz jej przyrąbie... - próbowałam złagodzić słownictwo.
- Pamiętasz ten dzień, co się pokłóciliśmy? - zapytałam.
- Tak, no i co z tego?
- To, że ciągle wymiguje się tą samą wymówką. - powiedziałam, już spokojniej.
*
Marco z tego wszystkiego poszedł się położyć i zapewne przemyśleć te wszystkie sprawy. Szczerze, moim zdaniem to nie ma nic do myślenia.
Blondi na szczęście poszła, bo Reus ją o to poprosił -,-My zostaliśmy w jego domu, robiąc niemały burdel.
- Łooo, patrzcie co znalazłem. - Leo pokazał nam czerwone pudełeczko, a w nim śliczny pierścionek zaręczynowy.
- Hahahahahah. - nie mogłam powstrzymać śmiechu. - On serio jest taki głupi!?
Boże, że on niby chciał się jej oświadczyć, beka z ludzi.
Nie dopuściłabym do takiej hańby, ale chociaż niezła frajda by była, gdybym w dniu ich ślubu wleciała jak oparzona do kościoła i krzyknęła: "Koniec ceremonii, chałupa się pali!" To jako pierwsze mi weszło do głowy, i mina Caro - bezcenna. Już sobie to wyobraziłam, świetne widowisko ;D Dobrze, że tego nie zrobił...
- Marioo? - zapytał niepewnie Bittencourt. - Czy wyjdziesz za mnie, kochanie Ty moje?
- Oczywiście królewno. - powiedział.
- Ugh -,- Ja jestem księciem. - obraził się.
- Nie... Jesteś ode mnie mniejszy, czyli będziesz babą. - trzymał na swoim Götze.
- Wielka różnica, założę szpilki i będę wyższy.. Masz babo problem. - odparł.
- O-okey. - śmiałyśmy się z Jess.
- Nie śmiejcie się, tylko powiedzcie, który z nasz bardziej przypomina dziewczynę? - zapytali.
Chwilę się przyjrzałyśmy.
- Mario! - zaśmiałam się.
- Mario. - powtórzyła przyjaciółka.
- Ha! Wiedziałem to od początku. - cieszył się Leoś.
- Dzięki. - zwrócił się do nas ponuro.
- Nie ma za co! - szczerzyłam się.
*
W końcu na dole w salonie zawitał pan domu - Marco. Pytaliśmy się go, co dalej i w ogóle, ale on na żadne nie odpowiadał. No po prostu nic nie mówił. Oprócz tego, że zadzwonił do swojej dziewczyny, mam nadzieję, że zaraz byłej... Kazał jej przyjść, teraz, natychmiast.
*
Gdy już przyszła, miałam nadzieję, że ją wywali na zbity pysk.
- Caro, wiesz, oni Cię nie znoszą... ale to nie znaczy, że Ci nie wybaczę. - zaczął Reus, a we mnie aż się gotowało ze złości.
- Naprawdę? - zapytała i chciała się do niego przytulić...
- ... !



________________________
Zostawiam szósteczkę dla was! ;)
Moim zdaniem rozdział mi nie wyszedł ;/ Ale to wasza opinia liczy się najbardziej ;*
Zachęcam do motywacji dla mnie! Czyli duuuuużo w ciul komentarzy ;D
Zapraszam do zakładki : Zapytaj bohaterów! ;) Zadawajcie tam pytanie, chętnie odpowiem na wszystkie! ;>
Oczywiście dotyczące postaci występujących w tym blogu ;]
Zapraszam także na nowy rozdział, praca-laczy-ludzi-bvb.blogspot.com  ...
Każdy kom..... mile widziany ;) Tak samo z obserwatorami ;)
Starczy tego przynudzania :D 

Zostaw po sobie ślad <3

Pozdrawiam;*
Juliana.

piątek, 9 sierpnia 2013

5. ~

Po przebudzeniu, czułam się wyspana... Tylko, że ja nie byłam u Jess. Obok mnie leżał Mario.
- Boże... - wyskoczyłam z łóżka, jednocześnie budząc chłopaka.
- Ann? - wymamrotał przez sen.
- Otwórz oczy, ciemnoto. - warknęłam.
- Lea? - zdziwił się.
- Nie, Matka Boska. - powiedziałam sarkastycznie.
- Wyspałaś się? - wybudził się.
- Ta, powiedzmy. - odpowiedziałam. - Poza tym, pamiętasz chyba, że wczoraj zerwałeś z Ann?
- Niee, ale widocznie dobrze zrobiłem. - zaśmiał się.
- Idź ty pijaku. - walnęłam go lekko w bok.
- Ty nie lepsza, jeszcze wmów mi, że głowa Cię nie boli? - głupio się uśmiechał.
- Noooo... Nie! - skłamałam. - Gdzie masz tabletki? - zapytałam.
- Ha! Wiedziałem! - zaśmiał się. - W kuchni, szawka u góry od lewej. - wytłumaczył. - Ale mi też przynieś.
- Bozia dała nogi?
- Nie.
- To rękami w nożną grasz?
- Pewnie.
Zeszłam na dół, wzięłam tabletki przeciwbólowe. Postanowiłam też, coś przekąsić. Lodówka świeciła pustkami, ale cud, że znalazłam jajka, mleko i mąkę to znaczy, że mogę zrobić naleśniki. Szybko się z tym uwinęłam, zjadłam i rozsiadłam się na kanapie przed telewizorem.
- A mnie to nie zawołałaś na śniadanko? - w progu pojawił się Mario.
- Widocznie, nie zasłużyłeś. Ale dobra jedz, i mnie zawieś do domu. - rozkazałam.
- Masz wymagania kobieto. - zajęczał.
- Jeszcze słowo. - pogroziłam mu palcem, na co on się zaśmiał. - Milcz!



*5 minut później*
- Okey, już możesz mówić. A więc jak ja się znalazłam na górze w twoim łóżku?
- Nie pamiętasz? Poszłaś na czterech! - zaśmiał się.
- Śmieszny jesteś. - parsknęłam. - Taka głupia to ja jeszcze nie jestem.
- Nooo.. wiesz. - szczerzył się.
- Obić Ci ryjek, kotku? - wkurzyłam się.
- Mrrrrr. koteńku. - nabijał się.
- Daruj sobie.
- Ty zaczęłaś.
- Ale ty kuź*a nie musisz kończyć, no nie? - uniosłam się.
- Spokojnie, spokojnie jus bende gzecny.
- Mówił Ci ktoś, że jesteś idiotą?
- Ty, za każdym razem.
- A no fakt. - przypomniałam sobie. - Dobra powaga... Prędko się Reus zmył?
- Zaraz po Twoim zgonie..
- Jakim zgonie, spać mi się chciało i tyle!
- Jak tam chcesz. - odparł.
- Koniec tematu! Streszczaj się.
*
- Może chcesz prowadzić? - zapytał, gdy siedzieliśmy już w aucie.
- Nie umiem. - przyznałam się.
- To mogę Cię nauczyć. - zaproponował.
- Może jeszcze nie teraz. - powiedziałam.
- Serio nie masz prawka? - zapytał.
- Mam, ale na motor.
- Ja też, Boże kiedy ja ostatnio jeździłem? Dwa lata do tyłu.
- Ja z rok, po wypadku, rodzice mi zakazali...
- Miałaś wypadek?
- Maluutki, ale oni i tak swoje: Mogłaś się zabić OOO!..
- Rozumiem. - odparł. - Dobra coś mi się należy za podwózkę. - zaśmiał się.
- Ee, co? - zrobiłam minę "WTF!?".
- Zamawiam to co wczoraj. - uśmiechnął się.
- Okej, zamówienie zostanie przyjęte za około 100 lat.
- No nie bądź taka. - zajęczał.
- Niby jaka?
- Niedostępna, nawet kumplowi buziaka nie dasz?
- Niee. - pokazałam mu język i wyszłam z auta.
- Chociaż to. - rzucił.
- Po treningu w parku, zaczynamy plan. - powiedziałam na odchodne.
*
- No iiiii? Jak tam? - zapytała Jess.
- A jak ma być? Normalnie. - zaśmiałam się.
- Okej, okej, nie musisz opowiadać ze szczegółami, zrozumiem. - powiedziała.
- Głupia jesteś..
- No co?
- Nic, nic... Może ty mi powiesz, co z tym Leo?
- Odprowadził mnie do domu i poszedł, nic wielkiego, a Ciebie to na rękach zanosili na górę. - nie ukrywała śmiechu.
- Że niby kto taki?
- A no Mario z Marco.
- Z Reus'em? Nie gadaj..
- No naprawdę. - zapewniała.
- Powiedzmy, że wierzę.
- Serio! Lea, czemu miałabym kłamać?
- Bo Marco mnie nienawidzi? I ja jego!? To nie realne. - zdziwiłam się.
- A jednak prawdziwe.
*
Spotkaliśmy się we czwórkę, Ja, Jess, Leo i Mario. Nasze przybory: bluza z kapturem i okulary przeciwsłoneczne. Wzięliśmy auto Bittencourt'a, które kupił nie dawno, więc szanse minimalne, aby ktoś nas rozpoznał. Rozpoczynamy akcję, pod domem Caro. Zaparkowaliśmy na przeciwko jej domu. Cud, że mieliśmy też przyciemniane szyby.
Czekaliśmy tak z dwadzieścia minut i nic, jakby żadnej żywej duszy w jej domu. Po pół godzinie, totalnie traciliśmy nadzieję, że ona aktualnie przebywa w tym domu.
Aa jednak! Podjechała taksówka, no i panna Böhs wsiadła do niej. My jako "Lea i partnerzy" śledziliśmy ją, oczywiście w bezpiecznej odległości. Poprowadziła nas do centrum miasta i w końcu przystała obok galerii handlowej.
- No tak, paniusia pewnie na zakupy. - skomentowałam i zrobiłam facepalm'a.
- Nie wiadomo jeszcze, spokojnie. - powiedział Götze, bacznie wpatrując się w blondynę.
- Weszła... Kurde wszyscy nie pójdziemy. - odparłam. - Mnie rozpozna.
- Tak samo mnie. - oznajmił Mario. - No to Leo i Jess.
- No okey. - powiedzieli.
- Ale no wiecie, udajcie szczęśliwą parę na zakupach. - zaśmiałam się. - Małe buzi-buzi, żeby nie było.
- Yhym.



«Jessica»
Weszliśmy do wielkiego budynku. Na początku nie zauważyliśmy wybranki Reus'a, ale potem w tłumie pojawił się ten farbowany łeb, wjeżdżający po schodach. Udaliśmy się za nią... Pewni, że idzie sobie nakupować sterty ubrań, ale nie! Weszła do kawiarni, która znajdowała się na piętrze, my też. W pewnej chwili Bittencourt niepewnie złapał mnie za rękę, pogłębiłam uścisk, dając mu znak, że tak, on tylko się uśmiechnął.
- Wchodzimy? - zapytał.
- No tak.
Usiedliśmy przy stoliku, można powiedzieć, że obok niej. Zamówiła sobie tylko kawę i niecierpliwie na coś, a może na kogoś czekała...



***************
Było 15 komentarzy jest i rozdział ;)
Mi się za bardzo nie podoba, ale może wy to oceńcie ;d
Anonimki proszę o podpisywanie się ;**
P.S zapraszam na : 
Praca-laczy-ludzi-bvb.blogspot.com
Fest-der-liebe-bvb.blogspot.com

Byłabym wdzięczna za polecenie mojego bloga;)

Pobijecie rekord? = 17?

piątek, 2 sierpnia 2013

4. ~

...
- Lea? - zapytał... Mario, który przywędrował tu z tym Leo.
- Ta, a co? - powiedziałam oschle.
- Co się stało? - dosiedli się do mnie, siedziałam między nimi.
- Serio chcecie wiedzieć? - zaczęłam krzyczeć. - Proszę bardzo! Wasz mega super fajny kumpel, kazał mi zniknąć, więc spełniłam jego prośbę.
- Że Marco?
- Tak, Marco! - unosiłam się.
- Spokojnie. - odparł Bittencourt. - Powiesz w ogóle dlaczego?
- Bo, pokłóciłam się z tą żmiją. - wyjaśniłam. - Jak nic go zdradza... Grr, Boże jak ja jej nienawidzę! A on jeszcze trzyma jej stronę, jakby była jakaś kurde święta!
- Może pójdziemy z Tobą i zrobimy z nim porządek. - zaproponował Goetze.
- Ooo nie! Ja tam nie wracam, nie pokażę się tam, dopóki mnie nie przeprosi! - mówiłam stanowczo.
- To gdzie pójdziesz? Pod most?
- A żebyś wiedział, że tam pójdę. - powiedziałam sarkastycznie.
- Przecież masz jeszcze rodziców...
- No mam, i? Nie jestem małą dziewczynką, że będę skarżyć się mamusi i tatusiowi. Ogarnijcie... - wnerwiali mnie tymi głupimi pytaniami...
- Możesz u mnie zamieszkać. - poruszył dziwnie brwiami, Mario.
- Śmieszny jesteś... Pod jednym dachem z Ann? Zabiłabym ją za pierwsze wypowiedziane przez nią słowo! - w końcu mu uświadomiłam co o niej myślę.
- Na wakacjach, dobrze się dogadywałyście. - zdziwił się.
- Hello!? Jestem świetną aktorką. - rzekłam dumnie.
- Chyba, że tak.
- A u mnie? Mam calutką wolną chatę! - zaproponował Leo.
- Nie dzięki, Jess mnie pewnie przygarnie. - zaśmiałam się. - Możecie coś dla mnie zrobić?
- Jasne, dla Ciebie wszystko. - powiedzieli.
- W takim razie, jedźcie po moje ciuchy. - odparłam.
- No okej, ale gdzie mamy Ci przywieść?
- Ulica Burgweg 26.
- To do zaraz. - uśmiechnęli się.
*
Najpierw musiałam poinformować Jessicę o mojej wizycie.
- Halo? - usłyszałam w słuchawce.
- Hej Jess, mam sprawę! - oznajmiłam.
- Mów.
- Mogłabyś mnie przenocować kilka dni? - zapytałam nieśmiało.
- Jasne, tak się składa, że od dziś mieszkam sama. - zaśmiała się.
- Jak to?
- No rodzice pojechali odwieść kuzynów do Monachium do ciotki i zostaną tam tydzień. - powiedziała uradowana.
- Czyli mam czuć się zaproszona? - upewniłam się.
- Ty? Zawsze! - odparła.
- No to świetnie, bo ja jestem pod twoim domem. - zaśmiałam się.
- Żartujesz?
- Niee! 
- Drzwi otwarte, przybywaj. - zaśmiała się.
*
Poczekałam jeszcze minutkę na chłopaków.
- Oo dzięki chłopcy... - uśmiechnęłam się. - Marco coś gadał?
- Prawie dostaliśmy w czapę, bo myślał, że Cię zbajerowaliśmy. - zaśmiał się Goetze.
- Jaki dupek. - skwitowałam.
- Poza tym, jak ty doszłaś tak daleko bez kul? - zapytał Leo.
- Dobiegłam. - powiedziałam z powagą.
- Kłamiesz?
- Nie...
- No to szacun. - zaśmiali się
*
Wraz z Jess, zostałyśmy zaproszone wieczorem na imprezkę do Götze'go. Oczywiście przystałyśmy na tą propozycję. Kilka minut temu wróciłam ze szpitala, musiałam pozbyć się tego nieszczęsnego gipsu, w końcu nic mnie nie boli, mogę skakać, biegać i co tylko mi się zachce. A od jutra będę wykonywać mój plan, który obgadałam z chłopakami, przynajmniej na czas jego realizowania będę dla nich miła. Będziemy bawić się w detektywów, czyli "Lea i partnerzy". Wahałam się nad stosownym ubiorem, Jess to samo. W międzyczasie dostałam dwa sms'y. Jeden od Mario z adresem jego domu, a drugiego od Leo, że może po nas przyjechać. Ostatecznie się zgodziłam na podwózkę. Doszłyśmy wspólnie do wniosku, że mi pasuję to, a Jess ładnie się prezentuje w tym. Potem tylko lekki makijaż i już z górki. Bittencourt oznajmił w kolejnej wiadomości, że będzie po nas za dwadzieścia 19. Zostało nam tylko czekać i gadać o tym jak tam będzie.                             *                                                                                                            
Jednak się myliłam, nie było wśród nas wrednej Ann-Kathrin, aktualnie jest w Hiszpanii na jakiejś sesji, dokładniej w Barcelonie. Jedna idiotka z głowy. Caro była, bo jak inaczej. Marco nie mógłby zostawić swojej kochanej księżniczki. Nie podchodziłam do nich, nie odzywałam się, jednym słowem: unikałam. On też nie miał zamiaru do mnie zagadać, i dobrze! Świetnie się bawiłam z kolegami braciszka. Byłam nieco wstawiona, jak i wszyscy... Śpiewaliśmy, znaczy wszyscy chłopcy śpiewali sobie w konkursie karaoke. Nie wiem kto to wymyślił, ale chyba Mario, bo nagrodą był buziak ode mnie i Jess. Nie zaprzeczałam z powodu nietrzeźwości. Pierwsze miejsce, Götze, drugie Leo. Czyli musiałam się "lizać" z zajętym gościem...               
- Chodź tu mała. - zawołał.                    
Pocałowałam go, nie w policzek, a w usta. Procenty tak na mnie podziałały, czy co? Nie mogłam się oderwać.                                   
- Hej kotek, wróciłam. - rozległ się pisk w domu, to była Ann, od razu się od siebie oderwaliśmy.               
- O kur*a. - westchnął.            
- Co ty odwalasz? - zaczęła krzyczeć.                                      
- Daruj sobie! - wyprosił ją z domu. Nie no nie wierzę, on ją wygonił? NO LOL! Nie poznaję go. - I nie wracaj! - powiedział do niej na odchodne.                                      
Czułam się winna, ale to był jego pomysł, więc oboje zawiniliśmy.                                  
- Przepraszam Mario. - ja przepraszam? Kolejna niemożliwa rzecz. - Głupio wyszło. -,- Wiem, że ją kochałeś.                                         
- Nie martw się, dawno miałem to zrobić. Udawałem takiego zakochanego. - wytłumaczył. 
- Sztama? - zapytałam.                                                
- Sztama. - zaśmiał się i mnie przytulił. 
Marco się krzywo gapił, buhahaha, niech patrz jak jego siostrzyczka się świetnie bawi! Nadszedł czas na nagrodę dla Leosia (tak go chłopaki nazywali), którą podarowała mu Jess, w porównaniu do nas był to zwykły, krótki pocałunek. Aaa tam i tak dla mnie to nic nie znaczyło... Zabawa trwała w najlepsze. My pijaki, lubimy pić! :D


*****************************************
No to nieźle przynudzam tym razem ^^ Wybaczcie ;)
Dziękuję za 14 Komentarzy! <3 Kocham was! ;*
Sorry, że taki krótki, ale ważne, że jest;)

Zmotywujcie mnie do szybkiego napisania kolejnego rozdziału ... ;]
Proponuję 15 komentarzy i next! Wierzę w was! <3