niedziela, 20 października 2013

13.

*

- O mój Boże.. - zdziwił się.
- Co nie spodziewałeś się mnie? - zapytałam.
- Nie o to chodzi, co się stało?
- Chris. - wymamrotałam. Przytulił mnie, a ja potajemnie roniłam łzy.
- Zabije chu*a. - mruknął. - Coś Ci zrobił? - zapytał po chwili, gdy siedzieliśmy już w salonie.
- Nie. - skłamałam i schyliłam głowę.
- Nie? A to co? - odgarnął mi włosy z twarzy. A jednak zauważył siniaka na skroni. - Pobił Cię?
- Raz uderzył, bo powiedziałam, że z nami koniec.
- No to sku*wiel nie będzie miał życia w Dortmundzie, ani na świecie. - zdenerwował.
- Daj mu spokój!
- Tak? I nadal będzie bił niewinne dziewczyny?
- A rób co chcesz. - westchnęłam.
- Yhymm. A jeszcze coś. Dlaczego z nim zerwałaś?
- Kolejny babiarz... Dupek chciał mnie zaliczyć. - powiedziałam i położyłam głowę na kolanach Mario.
- Nie był Ciebie wart. - odparł cichutko, ale i tak słyszałam.
Mu chyba serio na mnie zależy... A ja tego nie doceniam. Zaczął głaskać mnie po włosach...
- Aaaa Mario idę na randkę! - do domu wpadł uradowany blondyn. - Ups, chyba przeszkadzam. - zauważył mnie. - Poza tym, ja Cię już w ogóle nie rozumiem. Myślałem że kochasz moją siostrzyczkę, a Ty już za inną się bierzesz. - mówił.
- Cześć debilu. - odwróciłam głowę w jego stronę.
- O blondi, co ty tu robisz?
- Nie ważne. - odparłam.
- Z kim na tą randkę idziesz? Z "Nieprzewidywalną"? - zapytał z uśmiechem, Götze.
- Noo. - wyszczerzył się.
- A wiesz jak ona wygląda?
- Nie, ona też nie wie jak ja. - wytłumaczył.
- A to jakiś pasztet. - zakpiłam.
- Pasztet to masz w lodówce, młoda.
- Jasne, stary.
- Dobra za dużo o mnie. Mówcie co u was? - zaśmiał się.
- U nas? - zdziwiłam się.
- No u nas, wspaniale. - powiedział Mario, za co dostał ode mnie kuksańca w bok.
- Nomm i tego. - chciałam zmienić temat, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
- A ten Chris? To co?
- Nic, nie jestem z nim już.
- Bo woli mnie. Proste i logiczne. - wtrącił brunet.
- Właśnie. - próbowałam nie wybuchnąć śmiechem, ale co prawda to prawda.
- Serio? Coś wam nie wierzę.
- Dlaczego?
- Bo Mario się nie pochwalił. - zaśmiał się.
- Kochanie, czemu mu nie powiedziałaś?
- A to ja miałam? - zapytałam, a on mnie znienacka pocałował.
- Mhmm.
- Ekhem, ja tu jestem.
- Wiemy.





«Marco»
Gdy wszedłem do domu mojego przyjaciela, bardzo mnie zdziwiło, że zastałem tam Leę. Normalnie szok, ostatnia osoba, którą mogłem się spodziewać. A nie, ja się nikogo nie spodziewałem. Aleeee. Fajnie jakby byli razem, bo coś im nie wierzę. Udawali jak nic. Tak czy siak, dałem im czas, aby mogli posiedzieć we dwójka, a ja jak najszybciej chciałem dojechać do domu, szykować się na randkę. Byłem strasznie podekscytowany, a zarazem zżerała mnie ciekawość. Myślałem o tej dziewczynie, jak wygląda? Czy jest fajna? Jakaś zamuła? Czy jak to Lea powiedziała "pasztet"? Oby nie...
     Gdy byłem już wpełni gotowy, powoli, powoli wyszedłem z domu, wsiadłem do auta i ruszyłam do kawiarni, w której mieliśmy się spotkać...
     Tam było troszkę ludzi, jednak usiadłem sam, bo nie wiedziałem gdzie jest i jak wygląda "Nieprzewidywalna". Stolik dalej, zauważyłem przyjaciółkę mojej siostry, z nudów dosiadłem się.
- Hej. - powiedziałem.
- O Marco, co tam?
- Chyba dobrze. - odpowiedziałem.
- Chyba? - dociekała.
- Noo, miałem się z kimś spotkać, ale chyba ta osoba nie przychodzi. A u Ciebie? Jak tam?
- To samo. Dosłownie. - odarła.
- A na kogo czekasz? - zapytałem.
- Na kolegę, ale kompletnie nie wiem jak on wygląda..
- Czekaj, czekaj. - olśniło mnie. - Chcę się upewnić..
- Hmmm?
- Nieprzewidywalna?
- Tak, a ty to Woody?
- Noo. Omg, świat jest mały.





«Lea»
- Co robimy? Bo zaraz spadam. - oznajmiłam.
- Nieeeeeee!
- Co nie?
- Nie spadasz!
- To pójdę.
- Nieee pójdziesz!
- Pobiegnę.
- Nie pobiegniesz!
- Mario noooo. - zawyłam.
- Słucham Ciebie? - zaśmiał się.
- I tak idę. - powiedziałam stanowczo i kierowałam się w stronę drzwi.
- NIE! - krzyknął, podbiegł do mnie i pociągnął mnie za rękę.
- Będziesz mnie tu trzymał?
- Mhmm.
- I co?
- Mhmm.
- Götze!
- Mhmm.
- Powiesz coś innego?
- Mhmm.
- To powiedz.
- Mhmm.
- Nie denerwuj mnie, kuź*a!
- Mhmm. - mruknął, za co dostał ode mnie z liścia. - Ałłł. - złapał się za policzek.
- Nadal tak będziesz tak mruczał? - wkurzyłam się.
- Mhmm. - tym razem, ledwo powstrzymywał śmiech.
- Jesteś największym debilem, tego debilnego świata!
- Mhmm. - śmiał się.
- Spodobało Ci się?
- Mhmm. - zwijał się ze śmiechu, a ja postanowiłam przemilczeć.
     Poszłam do kuchni po coś do picia. Najlepiej zimnego. Znalazłam tylko jakąś czystą, Jack Daniels'a, sok i piwo. Oczywiście wzięłam browara. Usiadłam z powrotem na kanapie, otworzyłam procentowy napój i powoli go sączyłam. W pewnej chwili Mario położył się tak, że głowę miał na moich kolanach, wpatrywał się we mnie.
- No sorrkii... - jęczał.
- Nie pójdę Ci po piwo. - pokazałam mu język.
- Taa super, ale nie o to chodziło.
- Jasne. - mruknęłam.
- Powiedzieć Ci?
- No ciekawa jestem...




«Marco»
Rozmawialiśmy dłuuuugo. Przyznam, że jeszcze bardziej polubiłem Jess. Wcześniej za bardzo nie zwracałem na nią większej uwagi, ale to się chyba zmieniło. Fajna, zabawna, no i śliczna. Nie wiem co będzie dalej, ale wydaję mi się, a raczej to jest faktem, że się zaprzyjaźniliśmy. Po spotkaniu odwiozłem ją do domu, a ona pocałowała mnie w policzek. To mi się podoba.





«Lea»
- Może się powtórzę, ale Kocham Cię. - powiedział cichutko.
Uśmiechnęłam się delikatnie...




************************
13 ;D
Nie wiem czy wyszedł, ale oceńcie! ;*
Komentujcie ! xD
Pozdrawiam.
Juliana.

sobota, 5 października 2013

12.



( Tydzień później )
     Teraz wszystko jest po staremu. Ugadałam Mario i został, ale nie jestem z nim, nawet przedłużył kontrakt z Borussią...
     A ja... Nadal kocham Chris'a ... Yyyy, Mario chyba też. Przynajmniej tak mi się wydaję. Ja to zawsze muszę mieć poje*ane życie. Chyba taki mój los. Jak tak, to chętnie sprzedam, ktoś chętny? Taaa. Pewnie nie jedna laska -,- Czyli  nie ja.
     Aktualnie wracam do domu z uczelni, potem jedziemy z Reus'em do rodziców, no a wieczorem idę do Chris'a. Tak więc dzień mam w miarę zaplanowany... Najgorsza pogoda, czuć że idzie zima. Zimno mi nawet w domu pod kocem.





*



     W końcu doszłam do upragnionego i mam nadzieję ciepłego domciu, tam zastałam.. Zresztą wiadomo. Papuszki nierozłączki.
- Siema geje. - odezwałam się.
- No cześć, dziunia.
- Gdzie? - zdziwił się blondyn.
- Nigdzie. - powiedziałam. - Ty downie - zwróciłam się do Mario. - Najpierw do mnie startujesz, a teraz wyzywasz, tak?
- Nawet nie wspomnę, kto zaczął. - powiedział.
- Czekaj, czekaj. Kto do kogo zarywa? - przerwał Reus.
- Nikt do nikogo. - odparł Goetze.
- Wstydzisz się mnie? Nie przyznajesz się nawet własnemu przyjacielowi? - zaczęłam grać jak aktorka.
- Coooo? - wywalił gały 'rudy'.
- Nie wstydzę się, kochanie. - objął mnie w pasie.
- Nie pozwalaj sobie. - powiedziałam pod nosem, ale tak, aby usłyszał.
- Czy ja mam zaćmę?
- Nie masz, przyjacielu. - zaśmiał się mały.
- Chyba jednak mam.
- No coś Ty. Twój kumpel sobie z Ciebie jaja robi. - wytłumaczyłam.
- Jasne zawsze na mnie! Ona zaczęła...
- Mówiłam to kiedyś, ale się powtórzę: Ja zaczynam, to Ty nie kończysz, rozumiesz? - odparłam.
- Starczy, dzieci! - krzyknął Marco.
- Odezwał się dorosły. - parsknęłam.
- Na wszelki wypadek, jakbyś nie wiedziała. Jestem od Ciebie starszy o calutkie cztery lata, maleńka. - powiedział duży...
- Ja też.
- Tak? A ja zawsze myślałam, że jesteś młodszy o dwa lata. - udałam zdziwioną.
- Śmieszne. - powiedział ironicznie.
- Wiem. - powiedziałam. - A Mario mam do Ciebie prośbę. - przypomniałam sobie.
- Dla Ciebie wszystko. - odparł, ale nie wiedział na co idzie.
- Weź, daj mi swoje zdjęcie, bo tata składa rower i nie wie jak wygląda pedał. - powiedziałam, a Marco już zwijał się ze śmiechu.
- Skąd Ty bierzesz te teksty? - zapytał Reus, powstrzymując się od śmiechu.
- Kupuję co jakiś czas na przecenie w biedronce.
- Skończyłaś? - zapytał podirytowany.
- A co 'Gecuś' nie sprzedali Ci? - zaśmiałam się.
- Ja nie czekam na przeceny...
- Och, naprawdę? Ja tak. - odarłam.
- Ej, a wy nie mieliście przypadkiem jechać do rodziców? - próbował zmienić temat.
- Mam dowód, że jesteś gejem! - krzyknęłam uradowana.
- A bo?
- Powiedziałeś 'Ej' , a tak mówią tylko ludzie o innej orientacji. - wytłumaczyłam.  
- Może wystarczy? - powiedział Mario.
- To jak? Dasz mi to zdjęcie? - szczerzyłam się.
- Jasne, podginam kiecę i lecę. - odparł sarkastycznie.
- To super. - zaśmiałam się.




*



     Dojechaliśmy już do rodziców, wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy w stronę drzwi.
- Ty pukasz. - odparł blondyn.
- Ty.
- Ty.
- Zresztą po jakiego kija, pukać? Wchodzimy. - zarządziłam.
- Dobra. Ty otwórz.
- Debil.
- Czemu?
- Bo do własnego domu boisz się wejść.
- Nie boję się, tylko chcę uniknąć pytań, typu: 'A gdzie Caroline?'
- W dupie. - zaśmiałam się.
- Okej. - on też parsknął śmiechem. - Wchodź pierwsza. - po chwili spoważniał.
- Dobra. - otworzyłam drzwi.
- Oo dzieci, jesteście. - zauważyła nas mama.
- Tak, tak. - powiedziałam.
- Akurat na obiad. - odparła.
- Mniam. - powiedział mi do ucha braciszek, na co ja się zaśmiałam.
- Siadajcie, siadajcie. - popędziła nas.
- A gdzie tata? - spytał.
- Tata poszedł do sklepu. - wyjaśniła. - Ooo już jest. - wyjrzała przez okno.
- Jak tam dzieciaczki? - do domu wszedł ojciec.
- Skąd wiedziałeś, że jesteśmy? - zdziwił się Marco, niczym tępa, farbowana blondynka.
- Samochód mistrzuniu. - powiedziałam.
- Lea ma rację. Zmieniłeś autko, co? - uśmiechnął się.
- Fajne nie? - zapytał z bananem na twarzy, młody Reus.
- Moja krew. - powiedział.
- No ba. - odpowiedział dumnie.
- A jak tam u was? - zmieniłam temat.
- Po staremu.
- Lepiej opowiadajcie, jak tam wasze sprawy sercowe.
- Mamo. - zajęczałam.
- No co? Odpowiedzcie.
- U mnie.. Emm, skomplikowanie. - zaśmiałam się.
- A Marcusiu (czyt. Markusiu) u Ciebie?
- Nie ważne, w ogóle jestem Marco. - odparł oschle, za co dostał ode mnie z łokcia w bok i zaczął się masować po tym miejscu. Twardy łokieć to podstawa :D
- Co się stało? - spytał.
- On nie ma dziewczyny, ani nic. - wytłumaczyłam, a Reus wstał od stołu i oparł się o blad kuchenny. - Sorry. - dodałam po chwili.
- Spoko. Zdradzała mnie. - powiedział bez żadnych emocji.
- Przykro nam. Wydawała się fajną dziewczyną.
- Ta, przy Was i Marco. - rzekłam.
- Mało co się nie pozabijały, jak zostawiłem je raz na chwilę.
- Oj Lea. - zaśmiała się mamcia.
- Oj mamo.





*



Po tej jakże przyjemnej wizycie, Marco odwiózł mnie do Chris'a, a sam pojechał na jakąś randkę, co mnie zdziwiło. Poznali się przez internet. On nieświadomy jak ona wygląda, a ona to samo. Dziewczyna o nicku: 'Nieprzewidywalna' , a Reus jako 'Woody' :D
      Chris mnie ciepło przywitał, a zarazem był trochę dziwny. Poszliśmy do jego pokoju, mieszkał z bratem, którego nie miało być cały dzień i noc w domu.
Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, ale w pewnej chwili szatyn zaczął mnie zachłannie całować, nie tak jak zawsze, inaczej. Byłam zdziwiona, bo to nie ten sam spokojny, życzliwy chłopak, którego poznałam. Próbował ściągnąć mi koszulkę, ale go uprzedziłam.
- Co znowu.
- Nie teraz, nie dziś. - wyjaśniłam.
- To kiedy? Po ślubie? - uniósł się.
- Jak będziesz tak nalegał to nigdy.
- Nie kochasz mnie? - zapytał nagle.
- Kocham.
- No to na co czekać.
- Na nic. - chciałam wyjść, ale zdążył mnie złapać za rękę.
- Boli. - odparłam.
- I dobrze.
- Nie znałam Cię od tej strony. Puść mnie zboczeńcu! - krzyczałam, kiedy zaczął błądzić rękami po moim ciele. - Wiesz co? To koniec.
- Coś powiedziała!? - zdenerwował się.
- To co słyszałeś. - za te słowa dostałam w twarz. - Nie wstyd Ci!? - w końcu się mu wyrwałam i wybiegłam z tego domu.



*


Biegłam przed siebie, choć już nie miałam siły. Mój cel, to dom faceta, co nigdy nie podniósłby na mnie ręki.
Zadzwoniłam do drzwi, otworzył mi ON, jak zwykle przystojny, z którego uwielbiam denerwować, ale to nie czas i miejsce na żarty...
- O mój Boże. - zdziwił się...




************************* 12. Wiem, dawno nie dodawałam, ale nie miałam weny, wcaleeee. Dopiero dziś udało mi się napisać coś takiego ;p Wybaczcie, ale jak to się mówi: Lepiej później, niż wcale. * Dziś meczyk :3 Stawiam wygraną, dla BVB. Jak zawsze :D * Jedna prośba: KOMENTUJCIE c; Pozdrawiam, Juliana ;)