niedziela, 24 listopada 2013

17.

...

- Powiedz nam, jaka jest ta panienka? Imię? Na pewno śliczna, co? - zapytałem.
- Imienia Wam nie zdradzę, bo to moja tajemnica. - zaśmiał się.
- Niech zgadnę. Lea? Wszyscy się w niej bujają. - spojrzałem na Goetze.
- Niee, no gdzie? Nie zrobiłbym tego przyjacielowi. - dziwnie się tłumaczył.
- To kto?
- Nie znacie. - odparł.
- Czuję, że kłamiesz. - zauważył Mario.
- Jeżeli naprawdę to moja siostra, to młody odpuść. Może nie do końca jest zajęta, ale zakochana - tak. - wyjaśniłem.
- Nom. - przytaknął.
- Ale na serio to nie ona... - mówił.
- Mam nadzieję. - spojrzał na niego groźnie.
- To my już lecimy. - odezwałem się, żeby nie doszło do kłótni, bo patrząc na Goetze'go miał chęć wybuchnąć.
Wyszliśmy z domu kumpla.
- Myślałem, że mu przypier*olę! - mówił wkurzony. - Na pewno chodziło mu o Leę, tak to by powiedział...
- Zauważyłem. - zaśmiałem się. - Spokojnie, Lea chyba za nim nie przepada.
- Żadne pocieszenie. Mnie też nie znosiła, a teraz?
- Szczerze, to naprawdę było wkurzające, jak się do niej czepiałeś. - przyznałem.
- No wiem, pamiętam... - staliśmy przy samochodach.





Retrospekcja:
Młoda Polka miała już trochę dość docinek przyjaciela, brata.
- Zostaw mnie już! - denerwowała się, gdy ten zaczął ją dźgać w brzuch. - Wiesz cioto, że to boli? Nie? To patrz! - zrobiła to samo, z całej siły.
- Nie boli. - odparł.
- No jak ma się taki bojler, to wiadomo, że nie. - zażartowała.
- Gdzie ty widzisz bojler? - podniósł koszulkę do góry.
- Weź to zakryj, wszyscy się na Ciebie gapią.
- Bo zazdroszczą. - powiedział dumnie.
- Ciekawe czego.. - zaśmiałam się.
- Że prowadzę się z Tobą.
- Niby kiedy?
- Teraz.
- Weź spadaj. - poszła sobie.





Lub inna sytuacja:
Cała trójka: Marco, Lea, Mario i ich rodzice, przebywali u państwa Goetze. Siedzieli na dworze, gdyż było lato i w miarę ciepło + do tego ognisko. Chłopaki grali w piłkę, jak zawsze. Natomiast Lea, kucała przy ognisku. Nie zwracała uwagi na nic, dopóki dwójce przyjaciół nie ubzdurała się nowa zabawa, mianowicie chcieli skakać nad ogniem. Dziewczyna im nie kazała, bo może się coś stać itd... Ale oni nie mieli zamiaru się jej słuchać. Korzystając z chwilowej nieobecności rodziców, Mario już brał rozpęd.
- Chyba zwariowaliście. - stanęła im na drodze.
- Nie bój się, nie pierwszy raz to robię.
- Dupę sobie zjarasz i tyle z tego będzie. - skomentowała.
- Nie martw się o mnie. Dam radę. - zaśmiał się.
- Lepiej nie... Zaraz obydwoje będziecie mieć takiego ochrzana, że głowa mała!
Chłopak nie zwracając na jej słowa, już biegł w stronę ognia. Jednak 15-latka go odepchnęła tak, że poleciał na ziemię, na szczęście.
- Ha! Wiedziałem, boisz się o mnie.. To przeznaczenie! - szczerzył się.
- Ta.. A jakbyś sobie coś zrobił, to by było na mnie.. Lea! Dlaczego go nie powstrzymałaś? Mądrzejsza jesteś!
- Jasne, jasne. Wmawiaj sobie. - stawiał na swoim.
- Głupi jesteś, byłeś i zawsze będziesz. Z tego się nie wyleczysz. - odpowiedziała mu.
- A co to za wrzaski? - powrócili dorośli.
- To Lea się wydziera. - złożyli na mnie.
- Starsi, a jeszcze gorsi. - skwitował tata Reus'a.





Wracając do teraźniejszości:
- Wbijasz do mnie? - spytałem.
- No mogę, ale zdajesz sobie sprawę, że jest dziewiąta? - odparł.
- Młoda godzina, cho! - wsiadłem do auta i odjechałem, Goetze zaraz za mną.




*



Mój dom wyglądał, jak opustoszały, bez żadnej żywej duszy, co znaczyło, że blondynka już spała? Co było strasznie dziwne. Z reguły ona leży do 1,2 w nocy z telefonem w ręku, więc miałem prawo, tym razem się zdziwić.
- A tu co tak pusto? Domy pomyliliśmy? - zaśmiał się, gdy byliśmy już w środku.
- Nie no.. To mój, na pewno. - mówiłem. - Chyba. - dodałem.
- Salon taki jak u Ciebie. To raczej dobrze trafiliśmy. - stwierdził.
- Czyli ona śpi?
- Na to wygląda.
- LOL! - nie dowierzałem. - Mam pomysła! - olśniło mnie.
Włączyłem muzykę głośno, ale nie za bardzo, aby uniknąć uwag sąsiadów. Myśleliśmy, że dzięki temu, przyjdzie wnerwiona i nam wpier*oli, ale nie. Jakby jej nie było, a była, iż były jej buty, kurtka... Zaawansowany układ zdania.
W końcu daliśmy sobie spokój, po stwierdzeniu, że ma dziewczyna mocny sen. Wyciągnąłem z szafki dwa czteropaki procentowego napoju i zaczęliśmy sączyć. Należy nam się, po trzech treningach z rzędu.




*



Po wypróżnieniu całej zawartości puszek, strasznie nam się nudziło. Z tego powodu, Goetze coś wykombinował. Poszliśmy do pokoju siostry i upewniliśmy się, że serio odpłynęła do krainy Morfeusza.
Mario, jak to Mario wskoczył jej na łóżko, tak że bidulka podskoczyła ze strachu.
- Cholera jasna! - krzyknęła. - Myśleliście, że nie słychać tej muzyki, otwieranych puszek, czy śmiechów!? - wydzierała się na nas. - Jesteście debilami, zejdźcie mi z oczu... Spać człowiekowi nie dadzą.
- Co ty piłaś? - zapytaliśmy jednocześnie ze spokojem, co zabrzmiało bynajmniej dziwnie.
- Nic. - odpowiedziała.
- Jasne.. Miałem jeszcze cztery piwa i zginęły gdzieś. - powiedziałem.
- Sami wypiliście i nie pamiętacie. - wykręcała się.
- Tak, tak.. - śmialiśmy się.
- Spiep*zać! - wyszła z łóżka w samej koszuli nocnej? Tak to się nazywa? Na dodatek była krótka, co wywołało ogromnego banana na twarzy Mario. Wzięła kule, chyba spod łóżka i przegoniła nas nimi. Z napadami śmiechu, migusiem opuściliśmy pokój rozzłoszczonej blondynki.




*



Nie puściłem Mario do domu, gdyż obaliliśmy jeszcze razem pół czystej... Kazałem mu się przespać w gościnnej. 



[Lea]
Obudziły mnie wrzaski Reus'a.
- Lea! Nie wiesz gdzie jest Mario? - krzyczał zza drzwi. 
- Hmmmm. Niech pomyśle. W swoim domu? - zdziwiło mnie jego pytanie.
- Ale nocował u nas i go nie ma. - odparł.
- To nie wiem.
Postanowiłam wstać, zaczęłam od otwarcia oczu... 
- Marco! Chodź tu, szybko! - krzyknęłam.
- Co?
- Znalazłam go!
Blondyn wpadł do mojego pokoju jak poparzony.
- Oooo, jak słodko. - rozczulił się.
- Ciii, śpię. - wymruczał.
- Nie! - krzyknęłam mu do ucha, tym razem to on się wystraszył. - Co ty tu robisz?
- Hello? Nie widać?
- Miałeś iść pokój dalej. - zaśmiał się Marco.
- Bałem się, a Lea by mnie obroniła swoimi kijami. - zażartował.
- Taa. Pierwsza bym uciekła. - skwitowałam.
- Ty? Taka odważna baba? - śmiał się.
- Zaraz Ci dam, babę! - kopnęłam go.
Oddał mi w formie łaskotek. Za to ja go biłam. Jakimś cudem się przeturlałam, bo siedziałam na nim... Znaczy to on mnie przestawił? 
- Powiedzcie seeeeeeeeer. - ten debil zrobił nam zdjęcie.
Wyskoczyłam z wyra i zaczęłam go gonić. W końcu udało mi się zabrać mu telefon. Zaczęłam przeglądać mu galerię: Sweet focia z Jess.. , moje zdjęcie jak obżeram się spaghetti, cała upaćkana, filmik jak tańczyłam na rurze, Goetze na zgrupowaniu także w formie filmiku, włączyłam go, bo mnie zaciekawił. Zamknęłam się w łazience, gdy Reus wędrował odebrać mi komórkę. Wracając do nagrania - Mario udający, że płacze, bo chłopaki zabrali mu mydło.. To z ostatniego zgrupowania - beka.. Następne to moje fotki, głupszych nie było. Oczywiście pousuwałam swoje, a tamten filmik z udziałem bruneta, przesłałam do siebie. Nareszcie dotarłam do zdjęcia sprzed chwili. Stwierdziłam, że nie najgorzej wyszliśmy, choć wyglądało to dwuznacznie, miałam z tego niezłą polewę. 
Opuściłam pomieszczenie i dumna z siebie oddałam mu iPhone'a. Wróciłam do pokoju, z wejścia skręciłam w stronę szafy, aby "pomodlić się" nad nią i myśleć co ubrać. Nie zauważyłam obecności kolegi.
- Wszędzie wleziesz. - skwitowałam.
- Jestem, tak gdzie byłem. - odpowiedział.
- Rozumiem, że moje łóżko jest naprawdę wygodne, ale mógłbyś już z niego wyjść. - powiedziałam.
- Tak mi tu dobrze, że mógłbym siedzieć calutki dzień.
- To świetnie... - udałam taką "happy". - Spraw sobie takie, to będziesz mógł leżeć do woli, ale nie u mnie.
- Dobra, tylko mi pomóż, wstać nie mogę.. - wyciągnął rękę.
Pociągnęłam go, ze skutkiem niefajnym dla mnie, gdyż leżałam na podłodze, a przygniatało mnie jakieś 75 kilo..
- Duszę się! - krzyczałam.
- Wiem, jak temu zapobiec! - zmienił się w bohatera.
- Ja też. Po prostu zejdź ze mnie. - zaproponowałam.
- Nie! To nic nie da. - miałam ochotę mu przywalić, ale nie miałam jak. - Trzeba użyć sposobu usta-usta!
- Aaaaaa, on mnie... - nie dokończyłam, bo mnie pocałował. 
Zaczęłam się wiercić i zepchnęłam "pączusia".
- Co tu się dzieje? - wszedł blondyn.
- Wiesz co kur*a? On jest NIENORMALNY! - zwróciłam się do brata. - Zabierz go stąd!
- Oboje jesteście nie z tego świata. - skwitował.
- Znalazł się człowiek poważny. - mruknęłam...



*******************
Rozdział 17 leci w wasze ręce :)
Nie będę się rozpisywać o meczu,
bo swoją opinię dałam pod rozdziałem na
 http://praca-laczy-ludzi-bvb.blogspot.com/
Udany, nieudany? :D
Potrzebna Wasza opinia <3
Pozdrawiam
Dżuliaaans xd

Następny - 20 komentarzy!

sobota, 16 listopada 2013

16.

...

- Ja też chcę pograć. - zabrałam Reus'owi pada.
- No ej...
- Cicho. - zaśmiał się Mario. - Teraz gram ja, z moją ... świetną! Tak.
- Nom. - poparłam. - No weź mi daj tą piłkę. - prosiłam po kilku minutach gry.
- No jak nie umiesz grać, to nie graj. - powiedział.
- Ja grać nie umiem!? Wypraszam sobie! - skarciłam go wzrokiem.
- Dobrze.. Już. - pod swoją bramką, celowo stracił piłkę.
- Twój bramkarz jest głupi. - skomentowałam.
- A bo?
- Obronił, no... - zawyłam.
- Super powód. - mruknął pod nosem.
- Słyszałam. - upomniałam go.
- No wybacz. - pocałował mnie w policzek.
- Nie przy ludziach. - skomentowałam.
- Spauzuj grę, zaraz wrócę. - powiedział.
- Tak, idź grzywę popraw. - zaśmiałam się, a gdy zniknął za drzwiami łazienki.
Oczywiście jak to ja, musiałam oszukać. Strzeliłam mu gola i z powrotem zatrzymałam grę.
- Jeszcze dłużej było.. - skwitowałam, jak wrócił.
- Przy Tobie muszę jakoś wyglądać. - szczerzył się. - Co żeś zrobiła? - zauważył mojego gola.
- Niby co? - udałam zdziwioną.
- A skąd niby ta bramka?
- Nie wiem. - powiedziałam, a zza nas rozległy się śmiechy jeszcze nie doszłych gołąbeczków.
- I po co kłamać?
- Ja nie kłamię. - wypierałam się.
- Yhym..
- W związku potrzebne jest zaufanie, ale dobra.. Po co mi chłopak? - wypaliłam.
- Szczerość też. - dodał.
- Nie gadam z Tobą! Masz i nie daj mu wygrać. - zwróciłam się do brata i odeszłam stamtąd...
- Nie przyznasz się? - zapytała cicho Jess.
- Nigdy. - odparłam.




*~Kolejnego dnia~*
Już od rana siedziałam na Facebook'u, nie mogłam spać.. Przeglądałam tablicę, prawie nic nowego. Na czacie tylko kilka osób. Jednym słowem: nudy.
Napisał do mnie ten cały Dawid.
- Hej. Jednak mnie pamiętasz?
- No pamiętam, w końcu byliśmy sąsiadami. - odpisałam, choć szczerze nie mialam ochoty na żadne konwersacje.
- To były czasy, ale widzę, że zmieniłaś się, nawet bardzo. Oczywiście z wyglądu.
- Patrząc na zdjecia, to też mogę stwierdzić, że inny chłopak. W rzeczywistości nie poznałabym Cię.
- W ciągu 10 lat, ludzie się zmieniają.. :D Tobie tylko pozazdrościć.
- Uwierz, nie ma czego.
- Jak nie. Internet huczy, pełno Ciebie..
- Żartujesz?
- No nie. Np. Są zdjęcia z treningu Borussi i ty tam jesteś w dość dziwnej sytuacji.
- O Matko, mój najgorszy dzień w życiu... ;p
- Nie przesadzaj. Tak poza tym, jak to jest poznać tych wszystkich piłkarzy?
- Nienawidzę o tym mówić.. wszyscy się o to pytają, ale ok.. Nic specialnego, wszyscy są spoko. Sorry, bo muszę kończyć. Pa.
- Pa. - zamknęłam laptopa.
"Taki sam jak wszyscy." - pomyślałam.
Kolega się znalazł, tyle lat o mnie nie pamiętał... Niech spada.



*



Zeszłam na dół, Marco już ogarnięty siedział w salonie.
- Też nie możesz spać? - zapytałam z wejścia.
- Dziewczyno jest dwunasta, dawno się wyspałem.. - odpowiedział.
- Nie pi*rdziel. - mruknęłam.
- No patrz. - pokazał mi czas.
- Jakim cudem? - zdziwiłam się.
- Życie.. czas leci. To normalne, ale za to ty - nie. - powiedział.
- Dobra, bez zbędnego pitolenia.. To z Jess to na poważnie? Tylko szczerą odpowiedź poprosiłabym.
- Nie będę Ci nic mówić, bo wygadasz..
- Spoko, czyli tak. - zaśmiałam się.
- A ona? Spotyka się ze mną, boo?
- Wiem, ale Ci nie powiem. - wytknęłam mu język.
- Mario ma rację. Jesteś wredna. - skwitował.
- Hola, hola mój drogi. Też nie chciałeś powiedzieć.
- Dobra.. powiem. On Cię kocha. - odparł.
- To, to ja wiem.. - szłam na górę.
- Zachowujecie się jak para! - krzyknął za mną, cofnęłam się.
- Serio to tak wygląda? - spytałam.
- No strasznie.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Że serio?
- Tak! - denerwował się powoli.
- Ale.. - nie dokończyłam.
- TAK! - przerwał mi. - Dotarło?
- Raczej.. - odpowiedziałam.
- Dobra, nie ważne. Wiesz, że dziś jedziemy na konie? - zapytał, a ja zrobiłam minę typu "wtf!?".
- Jedziemy? Że my? - chciałam się upewnić.
- No tak. Ja, Jess, Ty i Mario. - oznajmił.
- Mario?
- Noo.
- Omg.. - skomentowałam.
- Jak nie chcesz to nie musisz, ale Twój romeo się zasmuci.
- Daj spokój. - walnęłam go poduszką w ryjca. - Ja chcę, ale on zawsze, wszędzie musi być?
- To mój najlepszy przyjaciel. Jak się dobrze bawić, to tylko z nim.. - odpowiedział.
- No tak. - mruknęłam.
- Coś Ci nie pasuje?
- Nie, nic, ale widujemy go codziennie, mam dość już jego głupoty.
- A ja Twojej. - zaśmiał się.
- No dzięki.
- Ale przyznaj.. Obydwoje macie na bani. - szczere.
- Fakt, faktem, to prawda. - przyznałam.




*



Marco przywiózł do nas Jessicę, a on sam pojechał do fryzjera. W międzyczasie dotarł Goetze. Rozsiedliśmy się w salonie i rozmawialiśmy.
- Weź się ode mnie odsuń. - powiedziałam do bruneta.
- Niby po co? - zdziwił się.
- Bo ku*wa mam taki kaprys! - wrzasnęłam.
- A tak serio?
- Nie mogę normalnie oddychać. - mruknęłam.
- A co ja mam do tego?
- Odsuń się, radzę Ci... - zagroziłam, a moja przyjaciółka, jak zwykle miała z nas niezłą polewę.
- Dobra, już dobra.
- I tak by the way, jeszcze bardziej było się wypryskać. - skwitowałam.
- Sugerujesz, że mam brzydkie perfumy?
- Nie, ale uwierz. W mniejszej ilości byłoby gites. - wyjaśniłam.
- Lepiej sobie zapiszę, bo jeszcze zapomnę. - wyjął telefon i pisał w notatniczku, a ja się gapiłam.

"ZAPAMIĘTAĆ:  Lea nie lubi moich perfum... Używać w mniejszych ilościach, najlepiej iść kupić nowe.."

Wyrwałam mu iPhone'a z rąk i nieco zmieniłam zdania.

"ZAPAMIĘTAĆ: Lea nie lubi moich perfum, bo się przez nie  dusi. Nie używać ich wcale. Jechać z nią na zakupy, niech sama wybierze."

- Ok, Twoje lepsze. - zaśmiał się.
- No wiem. - oddaliłam się od niego, a gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć.
- O KUR*A! MILEY CYRUS! - krzyknęłam, a moi towarzysze zaczęli się śmiać. - Przyjechałaś na koncert? Tu w Dortmundzie? Wiesz, możesz trochę u mnie pobyć. Brat gdzieś pojechał. Tylko czemu jesteś w takim stroju? Masz przy sobie ten z "Wreking ball" ? W ogóle, gdzie masz walizki? W hotelach się będziesz dusić? Wróć się po nie, oddam Ci sypialnie brata za free. Czekaj, czekaj. Rozumiesz po niemiecku? Czy tłumaczyć? - nawijałam jak katarynka.
- Skończyłaś? - spytał zirytowany Reus.
- Ale masz męski głos, w piosenkach tego nie słychać. Nieźle, nieźle. - skomentowałam.
- Lea, skończ!
- Wow, znasz moje imię? Fajnie.. Ja Twoje też. - kontynuowałam.
- Weźcie ją ogarnijcie!
- Ich też znasz? Musimy być popularni, on jest. - wskazałam na Mario. - My to już nie, raczej. A może...
- Wracam do rudego... Tylko nie rozumiem was... Czy ja wyglądam jak Miley? - zapytał.
- Nooooooo. - przeciągnęłam. - Gdyby nie wzrost, ubrania i brak.. Ekhemm. To tak. - w tej chwili już nie wyrabiałam ze śmiechu.
- Głupia jesteś. - skwitował.
- No ty też, głupia jesteś. - zaśmiałam się.
- Tak poza tym.. Po co dzwoniłeś do drzwi? - zapytała Jessica.
- Iż, myślałem, że jesteście na tyle inteligentni, aby się skapnąć, że macie wyjść, bo jedziemy!? - wytłumaczył.
- Aaaaaaaa. - zawyliśmy wszyscy.
- Beeeee.




*



Wyszliśmy w domu.
- Chodźcie jedziemy moim, specjalnie wziąłem większy. - zaproponował.
- Ok, nie będę musiał tankować. - zaśmiał się Marco i zasiadł  z przodu, a my chcąc, nie chcąc musiałyśmy siąść na tyły. Szyby były przyciemniane, więc gówno było nas widać, tylko tym lordom na przodzie, będą się przyglądać. Reakcja ludzi: " Boże, Boże toć to Goetzeus! Zaraz się zesram z wrażenia, Oh my god! " No i ten, moje przemyśleń czas się skończył.
- Daleko jeszcze? - pytałam.
- Tak.
- Serio daleko?
- Tak.
- No to daleko, czy nie? - podłapała Jess.
- Nie.
- To w końcu jak? - zaśmiałam się.
- Srak.
- Grzeczniej. Pytam kulturalnie przecież. - odparłam.
- Nie chcą powiedzieć, downy. - strzeliłyśmy focha.
- Zaraz sprawdzicie, jak będziecie szły z buta. - zdenerwował się Reus.
- Mario nie zrobisz mi tego? Prawda? - udałam zmartwioną.
- I mi? - dołączyła przyjaciółka.
- No jasne dziewczyny, że nie. - szczerzył się. - Prędzej Reusik wyleci. - zaśmiał się.
- Hahahaha. - przybiłyśmy piątkę.
- A miałem jechać sam, ale nieeee. Zachciało mi się siedzieć z boku. - mówił pod nosem do siebie.
- On ma już... FobięGadaniaSamemuZeSobą. - zażartowałam.
- Interesujące. Bardzo. - czuć było ironię w głosie blondyna.
- Komentator z niego będzie, jak nikt inny. - zaśmiał się kierowca.
- Ty też przeciwko mnie? Nie mam tu już nikogo..
- Szkoda mi Cię. Jess na pewno za Tobą obstanie. - zaśmiałam się, za co dostałam kuksańca od brunetki.
- Tak, tak. - mruknęła.




*



W końcu dojechaliśmy na miejsce, tak serio to nie było, aż tak daleko, ale ponarzekać zawsze można. Zapłaciliśmy za, można powiedzieć bilety? Nie wiem, jestem pierwszy raz w takim miejscu. W każdym razie, każdy ma już swojego konia. Mój jest zarąbiście biały z kilkoma czarnymi łatkami i jest najładniejszy ze wszystkich. Trasa była wyznaczona. Można było jechać przez las, za którym było małe jeziorko, przez łąki także. Wybrałam tą pierwszą opcję, a jak ja to i ... Mario. No tak, trudno nie zgadnąć. W tyle podróżowali Marco z Jess. Właścicielka miała rację za tym lasem, było piękne miejsce, aż przystałam i podziwiałam widoki.
- Ładnie tu. - skomentował.
- Wyjątkowo się z Tobą zgodzę. -  uśmiechnęłam się.
- Lea.. Kim my dla siebie jesteśmy? - zapytał prosto z mostu.
- Nie wiem, Mario. Jakimś cudem, pogubiłam się już w tym wszystkim. - odparłam.
- Szczerze, ja też, ale gdy ja robię krok ty mnie nie odpychasz, a to chyba coś znaczy?
- Chyba... Jest w ogóle inaczej niż wcześniej. - powiedziałam.
- Bo teraz się lubimy-lubimy? - zaśmiał się.
- Można tak to ująć.
- Wracamy? - zapytałam po kilku nastu minutach. - Jesteśmy tu już jakieś pół godziny.
- Spoko.
Zawróciłam, i chciałam już kierować się w drogę powrotną, ale Goetze musiał coś odwalić. No musiał! Mianowicie spadł z konia. Zaczęłam się śmiać, gdy zauważyłam, że nic mu nie jest.
- Przynajmniej Ci nie uciekł.
- To nie takie śmieszne..
- Dobrze, że na tyłek spadłeś, a nie inaczej. - śmiałam się.
- No i teraz mnie dupa boli. - jęknął i wstał, a ja ponownie wybuchnęłam śmiechem. Ubrudził spodnie na tym co upadł... Chciał strzepnąć, ale zorientował się, że coś jest nie tak.
- Eee, Lea co ja mam na..? - mówił z przerażeniem w głosie.
- Spokojnie, to tylko piach. Wpadłeś w kopiec kreta. - oznajmiłam.
- Uff, myślałem, że to..
- Gówno? - ponowny atak śmiechu.
- Taaak. - on także się śmiał.
Z powrotem wsiadł na swojego rumaka i już mogliśmy wracać.
- No wreszcie są. - usłyszałam głos Reus'a.
- Gdzie wy byliście?
- Nad jeziorkiem i mieliśmy mały wypadek. - zaśmiałam się na samą myśl. Mario zaś próbował zejść z konika. - Uważaj, bo znowu z niego zjedziesz. - skomentowałam.
Tym razem obyło się bez żadnych komplikacji, ale jak zobaczyli spodnie piłkarza z 10 na plecach, także zaczęli się śmiać.
- Ahaa, to już wszystko wiemy. - powiedziała opanowując się brunetka.
- To nie to co ja myślę? - zapytał blondyn.
- Nieee. Tylko piach. - wytłumaczyłam.
- Chodź pomogę Ci zejść, bo też zaliczysz glebę i co wtedy? - powiedział, a ja przełożyłam nogę, tak że siedziałam na moim białasie, bokiem.
Goetze złapał mnie za biodra, ledwo dosięgając. Byłam w powietrzu przez moment.. Zaczął mnie całować, nie protestowałam. W końcu postawił mnie na ziemię i mogłam stabilnie stać.
- Chwila nie uwagi i już.. - szczerzył się Reus, a ja oderwałam się od bruneta.
- I widzisz, coś narobił? - pchnęłam go lekko.
- Nic takiego. - zaśmiał się.
- Zakochani..
- Jasne. - parsknęłam.




*



W wyśmienitych humorach wróciliśmy do domu... Każdy do swojego.





[Marco]
Zadzwonił do mnie Leoś i poprosił o spotkanie. Zgodziłem się i po kilku minutach byłem u niego pod domem. Podjechało także auto Mario
Weszliśmy do domu we dwójkę bez pukania, stwierdziliśmy, że nie ma takiej potrzeby, przecież się przyjaźnimy.
- Siema. - przywitałem się.
- Cześć. - odpowiedział. - Siadajcie.
Postąpiliśmy jak nam kazał.
- Chłopaki zwołałem was tu, żebyście mi doradzili. W końcu jesteście ekspertami, jeśli chodzi o dziewczyny. 
- On zna się lepiej. - wskazałem na Goetze'go, a on się zaśmiał.
- Dobra, do rzeczy.
- Zakochałem się, a wiecie jaki jestem... Nie powiem jej tego nigdy. - powiedział.
- Młody, wiemy że jesteś trochę nieśmiały, ale to nic strasznego. Dla mnie osobiście to żaden problem. - powiedziałem.
- Widać, dlatego tu jesteś. - zaśmiał się.
- Ale to nic strasznego, wyznać co się czuje. Da Ci kosza, to nic. Trzeba żyć dalej, a nawet próbować dalej. U mnie to poskutkowało. - odezwał się Mario.
- Powiedz, nam jaka jest ta panienka? Imię? Na pewno śliczna, co? - zapytałem...






***************
Szesnacha! ;>
Jak tam po spotkaniu z podłogą? :D
Wiecie.. starałam się na maksa z głupimi tekstami,
ale są momenty (krótkie) poważne xD
Czekam na opinie!
Mam nadzieję, że w końcu uda Wam się pobić rekord komentarzy.
Najwięcej było 19.
Kto da więcej? ;-)
A jest was sporo, bo aż 34! Za co Was kocham! <3
Dla Was, to żaden problem, c'nie? ;)
Bez przedłużania... 
dodam co najważniejsze:
m.in. zmieniłam nazwę.
Już nie Juliana, a Dżuliaaans. 
Raczej się przyzwyczaicie c; Wierzę w Was!
Pozdrawiam ;*



wtorek, 12 listopada 2013

15.

*
...

- To co robimy? - spytał.
- Nie wiem.
- Czyli?
- Nic.
- A ja mam lepszy pomysł! - dostał olśnienia.
- No, dawaj. Zabłyśnij. - zaśmiałam się.
- Czy my jesteśmy ... razem? - speszył się, co było nie w jego stylu.
- Hmmmm.. A chciałbyś?
- Jasne, że tak. - odpowiedział.
- No to ... nie wiem. - śmiałam się.
- A więc chyba mogę zrobić tak? - położył mnie na łóżku. - I tak. - był nade mną, na szczęście mnie nie zgniótł tylko całował.
- Chyba. - odpowiedziałam cicho.
Pozbawieni koszulek. Kontynuowaliśmy czułości.
- Jestem! - w całym domu rozległ się krzyk blondyna.
- Cholera. Przecież miał tak prędko nie wracać. - zdenerwował się.
- Mario, już po północy. - oznajmiłam zerkając na zegarek w telefonie.
- To i tak za wcześnie.
- Weź idź do niego, a ja się ogarnę. - nakazałam.
- Dobra. - założył koszulkę i wyszedł.
Zrobiłam to samo i po niedługiej chwili zeszłam na dół. Reus zdążył już się rozsiąść na kanapie i nawet nie zauważył, że jesteśmy tuż za nim.
- A ty co tak się rozkraczyłeś jak żaba na liściu. - zaśmiałam się i przestraszyłam biedaka.
- Boże Lea, co się tak skradasz. - powiedział, a ja usiadłam obok niego, jednocześnie machając ręką w geście, żeby Götze po cichu się zmył.
- No nie machaj tak, bo zaraz mi się oberwie.
- Sorry, coś lata, jakaś mucha chyba. - kłamałam. - Coś zimno, chyba drzwi niedomknięte, sprawdzę. - poszłam w kierunku wyjścia, udałam że zamykam drzwi, a tak naprawdę wyszłam na moment.
- Czekaj. - szeptałam.
- Już myślałem, że puścisz mnie tak bez pożegnania. - mówił cicho.
- Dobrze myślałeś.
- Ale noo..!
- Cicho.
- To chodź tu do mnie. - wołał, a ja posłusznie podeszłam.
Oparł mnie o drzwi samochodu.
- Matko, te auto chyba z zamrażalki wytrzasnąłeś. - zadrżałam z zimna.
- Możliwe, ale za to Ty zawsze ogień w sobie masz. - złożył delikatny, subtelny pocałunek na moich ustach.
- Dobra, dobra. Spadaj już. - 'odkleiłam się' od autka.
- Pa.
- Szerokiej drogi, wąskich zakrętów. - powiedziałam na odchodne, i weszłam do cieplutkiego domu.
- Gdzie byłas? - zapytał braciszek.
- Na huśtawce.
- A Mario gdzie?
- Już dawno w domu, a co?
- Bo jego samochód stał przed domem.
- Zostawił, wiesz po piwie się nie jeździ. - odparłam.
- Słyszałem dopiero jak odjeżdzał.
- No kur*a , mieszkamy na dużym osiedlu, a ty myślisz, że tylko u nas samochody jeżdżą?
- Tak.
- Ale to prawda, jakiś frajer zakręcał w naszym wjeździe. - tłumaczyłam.
- Jasne.
- Nie wierzysz mi? Ok, idź sprawdź.
- Nie chcę mi się, idę spać. - poszedł do sypialni. - I Tobie też radzę! - krzyknął jeszcze.
- Yhym. - także podążyłam na górę.
- Erotycznych snów. - powiedział donośnie ze swojego pokoju.
- Mówisz sam do siebie? - zapytałam.
- Do Ciebie. - krzyczeliśmy.
- Ok, to erotycznych. - zaśmiałam się.
- Dzięki. - wybuchnęliśmy śmiechem.



*



Następnego dnia:
Obudziłam się ze smile'em na twarzy, a nie mam pojęcia czym to było spowodowane. Zeszłam na dół, a tam Reus cały w skowronkach.
- Ty nie śpisz? - zdziwiłam się.
- No nie.
- Dziwne, ale domyślam się dlaczego. - zaśmiałam się.
- To dlaczego?
- Jaki sen?
- Żaden.
- Jasne.. Przyznaj się. - mówiłam.
- +18. - odpowiedział roześmiany.
- Wiedziałam! Na dodatek Marco Reus w roli głównej.
- Ee, nie. Ty. - zażartował. - Zaraz, zaraz rozmawiamy o mnie, a ktoś tu się szczerzy. - zauważył.
- Aa, bo Mario wpadł do kibla. Myślałam, że serio, a tu się budzę. - zaczęliśmy się śmiać.
Wyciągnęłam telefon i napisałam sms'a do Götze'go.

"Przyjedź do nas i udawaj, że przyszedłeś po samochód, Reus nic nie wie :D"

Po chwili odpisał:

"Zaraz będę."

Dosłownie za dwie minuty był. Poszłam otworzyć drzwi.
- No czeeeść. - szczerzył się.
- Hej.
- Kto to? - spytał blondyn.
- Ja. - powiedział nie kryjąc banana na twarzy.
- Po auto. - dodałam.
- Siema. - przywitali się po swojemu.
- To co, teraz na trening?
- No, dobrze że jesteś. Zabiorę się z Tobą. - powiedział Reus.
- Spoko, spoko. Lea jedziesz z nami?
- Nie dzięki. Już mam dość tych treningów. - odmówiłam.
- Byłaś tylko na jednym. - zaśmiali się.
- I o jeden za dużo. - odparłam.
- Dobra nie zmuszam. Chodź Marco. - wyszlli, a ja stałam w drzwiach. - Narka.
- Ten samochód wczoraj stał inaczej. - zauważył.
- Coś Ty? Wszystko tak samo, co do milimetra. - wciskałam kit.
- Zwidy masz i tyle. - skomentował także brunet.
- Może i tak. - powiedział z rezygnacją w głosie.
Oni poszli, a ja postanowiłam urządzić sobie mały chillout'cik. Czyli: sofa, laptop, telewizja, chipsy, żelki i piwko Tak to dobry plan. Zaczęłam od usadowienia siebie wygodnie na kanapie, następnie piloty w ruch i włączyłam sobie jakieś kanały muzyczne. Potem laptop na kolana i ... nie dosięgam do przekąsek. Więc jeszcze raz, odłożyć przenośny komputer, wyciągnąć ręce i sięgnąć po smakołyki. Znowu te urządzenie, które umożliwia siedzenie bez liku na facebook'u. Odpaliłam przeglądarkę, 'fejsa', na którym nie byłam x czasu. Miałam zaproszenie do znajomych od niejakiego Dawida Bednarka. Kojarzyłam to nazwisko, ale dopiero po jakimś czasie przypomniałam sobie kto to, mianowicie mój kumpel z klasy, jeszcze z Polski, czyli ostatnimi czasy widziałam go ponad 10 lat temu. To sobie typek o mnie przypomniał. Będę miła i zaakceptuję go, bo kiedyś zawsze się razem bawiliśmy, oczywiście nie sami, iż była jeszcze Julka i Kamil. Szczerze mówiąc nie tęsknie za mieszkaniem w Polsce, wolę Niemcy i kochany Dortmund. Nawet nie zauważyłam, że minęły już dwie godziny.. Ba, więcej.
- Hahaha. - usłyszałam śmiechy. Odruchowo zestawiłam puszkę z alkoholem na podłogę.
Nawet się nie odwracałam, tylko dalej oglądałam teledyski zagranicznych piosenek, akurat leciało ''House party''. Dlatego też podwyższyłam głośność tak, abym nie słyszała rozmów kolegów Marco.
- Ścisz to! - krzyknął Reus, a ja minimalnie przyciszyłam telewizor.
- Hej mała. - dosiadł się do mnie Götze.
- Widzisz, że tu miejsca nie ma? - zapytałam.
- Już jest. - położył moje nogi na swoje kolana.
- Ta super.
Po chwili wszyscy rozsiedli się w salonie, chciałam wyjść, ale Mario mi zakazał -,- Chcąc nie chcąc sztucznie przywitałam się z wszystkimi, a byli tam: Lewandowski, Aubameyang, Sahin, Reus, Götze no i ja - Reus xd.
Mario zaczął łaskotać mnie w nogę, za co kopnęłam go gdzieś...
- Auu. - krzyknął nagle, że wszyscy przestali rozmawiać i gapili się na nas.
- Nic się nie dzieje. - zaśmiałam się.
- Oni tak zawsze. - wyjaśnił kolegom mój lokator, a zarazem brat.
I wrócili do drążenia jakiegoś tak tematu, nawet ich nie słuchałam, Götze to samo.
Po chwili ktoś zaczął dzwonić do drzwi, a nikt nie ruszył swoich piłkarskich czterech liter. Ja byłam zmuszona otworzyć. No i przez przypadek trąciłam tą puszkę, przewróciła się. Na szczęście była już pusta.
- Wydało się, kto w tej rodzinie pije. - skomentował rudy-blondyn.
- Spadaj. - rzuciłam.
Otworzyłam drzwi, a tam Bittencourt. Dobrze, że całej drużyny wraz ze sztabem nie zaprosił, zresztą kij go tam wie.
- Wchodź. - powiedziałam.
- Cześć.
Wróciłam na swoje legowisko, bardziej się ściskając, aby zrobić miejsce kolejnemu koledze. Dla wygody ponownie trzymałam nogi na kolanach bruneta.
Ciągle wgapiałam się w ekran telewizora.
I znowu dzwonek do drzwi.
- Pie*dzielę nie idę. - oznajmiłam.
- Otwarte. - darł się.
Do domu tym razem wszedł Langerak.
- Siema. - przywitali się.
- To może ja już pójdę. - powiedziałam, zwalniając miejsce bramkarzowi.
- Zostań, zaraz Jess przyjdzie. - odparł Reus.
- O moja przyjaciółka przyjdzie.. Jak zwykle nie do mnie. - rzekłam. - A tak poza tym, rusz zadziec i przynieś kolegom krzesła. - zaproponowałam.
Ponownie chciałam opuścić grono chłopaków i wyjść, ale znowu Götze zatrzymał mnie, tak że siedziałam mu na kolanach... Wyglądało to dziwnie z innej perspektywy. W międzyczasie doszła Jessica, która usiadła obok Marco..
Dalej rozmawiali, a ten niegrzeczny Götze szeptał mi na ucho.. głupoty.
- Chodź na górę, wiesz po co.
- Chciałbyś.
- No właśnie, chciałbym. - złapał mnie za rękę.
- Ja też dużo rzeczy chciałabym, ale nie mogę.
- Daj przykład. - nadal mówiliśmy bardzo cicho.
- Np. Zejść z Ciebie. - zaśmiałam się. - Jakkolwiek dziwnie to zabrzmiało, wiesz o co chodzi.
- Mhmm.
- Mario! - krzyknęli wszyscy.
- Co? Tak, tak. - odpowiedział, choć nie był świadomy jakie pytanie padło.
- Aha, dobrze wiedzieć. - wybuchnęli śmiechem. - Poza tym to w grupie nie ma sekretów.
- W ogóle to o co chodziło? - zapytał.
- Pytali, czy jesteś debilem. - tym razem to ja się roześmiałam.
- O Matko... Wiedziałaś?
- No, głucha nie jestem. - odpowiedziałam.
- O czym tak myślałeś?
- Ona wie. - wskazał na mnie.
- No powiedzcie.
- To nie dla dzieci. - zaśmiał się.
- Ughh.. - wyjęłam poduszkę, która robiła mi za podpórkę i walnęłam mu w łeb.
- Musisz zawsze mnie bić?
- Mhmm.
- Wredna. - skwitował.
- Ale i tak mnie kochasz. - zorientowałam się, że powiedziałam to głośno.
- Upss. - zaśmiał się.
- Czy my o czymś nie wiemy?
- Wiecie wszystko na bieżąco przecież. - wykręcałam się. - Późno już pójdę spać. - setna próba ucieczki... Nieudana.
- Jest siedemnasta. - oznajmił Sahin patrząc na zegarek.
- Czyli na mnie już czas. - mówiłam.
- Stop!
- Jesteście razem? - zapytała brunetka.
Mario spojrzał na mnie, jakby chciał o to samo zapytać.
W tym samym czasie, Leo stwierdził, że musi już iść i poszedł.
- Odpowiecie?
- Nie wiemy. - odpowiedział za mnie, ale to prawda.
- Ciekawe.. - Lewy powiedział coś Mario na ucho, ale ja jakimś cudem nie usłyszałam.
Götze wstał ze mną na rękach, odszedł kawałek od sofy, obkręcił się i z powrotem usiadł.
- Nie ogarniam. - powiedziałam.
Gdy znowu siedzieliśmy w tych samych pozycjach, przycisnął mnie do siebie. To wyglądało, tak jakby chciał mnie uśpić. Na dodatek dał mi buziaka w policzek.
- Ee, tam. W policzek to Ty nawet chłopaków możesz całować. - skomentował Langerak.
- Kiedyś za to, miałbym wpier*ol. - zaśmiał się.
- Hahahahahaha. - zaczęli się śmiać.
- No, ale serio.
- Potwierdzam, wiem coś o tym. - poparł go Marco...




*



Chłopaki już poszli, no nie wszyscy, bo Mario został. Grali z Reus'em w fifę. Ja wraz z Jess siedziałyśmy w kuchni, popijając herbatkę i cicho rozmawiając.
- Wy serio nie wiecie, czy jesteście razem? - zapytała.
- Ta..
- A kochasz go? - zapytała, a ja przytaknęłam twierdząco głową, jednocześnie bawiąc się łyżeczką.
- Co to się porobiło.. Lea i Mario. Nie prawdopodobne, a jednak. - zaśmiała się, ale po chwili mina jej zmarniała. - Wiesz.. Bo ja też powinnam Ci coś powiedzieć. - zaczęła, a ja spojrzałam na nią. - Chyba się zakochałam.
- Powiedz szczerze... W Marco? - wypaliłam.
- Nie zabij mnie tylko. Tak. - odpowiedziała.
- Przecież wiesz, że ja nie stanę wam na drogę. Nie mam nic do tego, wręcz przeciwnie cieszę się! - powiedziałam co myślałam. - No ale...
- Ale? - przeraziła się.
- Spokojnie. Po prostu odwiedź mnie czasem. -  zaśmiałam się.
- Masz to jak w banku. - przytuliłyśmy się.
- No to bierz się za siebie i działaj, bo Ci ktoś księcia sprzed nosa sprzątnie. - zażartowałam.
- Niby kto? - zdziwiła się.
- Napalone fanki... Uwierz jest ich mnóstwo. - roześmiałam się.
- Domyślam się. - w wyśmienitych humorach, dołączyłyśmy do chłopaków...




*****************
Piętnastka napisana!
Mam nadzieję, że choć troszkę się udała. :)
Czytacie to jeszcze? Tak szczerze.
Serio mówiąc, to moim zdaniem te opowiadanie jest moim najlepszym.
Przerzucam na nie mój cały dobry humor/głupotę :D
Jak jestem rozbita, a czasem tak bywa, 
to nie potrafię tu nic napisać xd
Piszę wtedy, gdy wpadnie mi coś głupiego do głowy ;>
Dobra, dość zbędnego pitolenia.
Zapraszam do komentowania i czytania tego 
oraz:
Pozdrawiam.
Juliana ;*

poniedziałek, 4 listopada 2013

14.

[ - Może się powtórzę, ale Kocham Cię. - powiedział cichutko.
Uśmiechnęłam się delikatnie... ]


- Nic nie powiesz? - zapytał.
- Chciałabym, ale nie potrafię. - szepnęłam.
- Hmm? - nie rozumiał.
- No nigdy tego nie mówiłam, nikomu. - nadal mówiłam cicho, ale tak, żeby dało się usłyszeć.
- Mogę Ci pomóc.
- Eee, jak? - tym razem to ja nie rozumiałam.
- Po prostu mów czy tak, czy nie. - powiedział, a ja przytaknęłam.
- Masz mnie dość?
- Czasem. - zaśmiałam się.
- Nie chcesz mnie widzieć?
- Nie.
- Lubisz mnie?
- Nie. - szczerzyłam się.
- Głodna jesteś?
- Trochę.
- Mam zrobić kolację?
- Potem.
- Ok.
- Jesteś alkoholiczką?
- Nie. - śmiałam się.
- Emm... Kochasz mnie?
- Nie, znaczy... Chyba. - spuściłam wzrok.
- Czyli mam szanse?
- Nom. - po tej odpowiedzi, lekko się zawahał, ale pochylił się nade mną (nadal leżałam mu na kolanach) i złożył na moich ustach delikatny pocałunek, odwzajemniłam gest, dając chłopakowi do zrozumienia, że mi także na nim zależy.
- Co na kolację? - odkleiłam się od niego.
- Ty. - zaśmiał się.
- Ale serio jeść mi się chcę. - nawijałam.
- W sumie mi też.
- To chodź. - pociągnęłam go za rękę do kuchni. - Co ty tu masz. - otworzyłam lodówkę. - Człowieku co ty jesz? Tu prawie nic nie ma.
- Było... Rano.
- Super, no to głoduj, a ja spadam do domu.
- Nie idź, już wiem! - krzyknął nagle.
- Oświeć mnie. - odparłam.
- Zróbmy naleśniki. - zaproponował.
- A mąkę masz?
- No tu w szafce. - wyjął.
- Już myślałam, że palniesz coś nie na temat. Ty tak potrafisz. - zaśmiałam się, gdy rozrabiałam ciasto.
- Ach tak? To niby kiedy coś powiedziałem nie tak?
- Ciągle tak mówisz. - rzekłam.
- Ja?
- No ty!
- Grabisz sobie. - podszedł bliżej.
- Grabić to można liście. - mruknęłam.
- Słyszałem.
- Super. - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Mam basen i nie zawaham się go użyć. - groził mi.
- Jej, nie wiedziałam, a ja mam mąkę i też się nie waham, patrz. - sypnęłam mu w twarz.
- O nie. - wziął mnie znienacka na ręcę i niósł w stronę tylnych drzwi.
- Kur*a nie zrobisz tego! - krzyczałam.
- Nie bądź taka pewna.
- Nie, nie, nie proszę. - piszczałam, gdy wisiałam już nas basenem, dosłownie.
- Nie zasługujesz na litość, czeka Cię cieplutka kąpiel.
- Dochodzi 23, jest zimno, a ty chcesz żebym była chora i nie wychodziła z domu? - "oburzyłam się."
- Chcę, żebyś miała nauczkę.
- Ale ja już za dużo razy łaziłam cała mokra, przez ten twój piep*zony basen!
- Dobra odpuszczam DZISIAJ, bo mi Ciebie szkoda. - zaśmiał się.
     Wróciliśmy do kuchni, skończyłam robienie naleśników, najedliśmy się i tyle.
- Narka. - powiedziałam i kierowałam się w stronę drzwi.
- Stój!
- Czy ty zawsze musisz mnie zatrzymywać?
- Noooo. - szczerzył się. - Przecież Cię nie puszczę o tej porze do domu.
- To mnie zawieź. - odparłam.
- Nie, dziś zostajesz ze mną.
- Chyba Cię Pan Bóg opuścił chłopcze. - zaśmiałam się.
- I tu się mylisz dziewczynko. - poczochrał mi grzywkę.
- Ja Ci dam dziewczynko, dzieciaczku!
- Ok, w sumie mogę być i dzieckiem, ale i tak zostajesz.
- Chciałbyś.
- Właśnie chciałbym, dlatego idziemy na górę. - zarządził.
- Jasne  i co jeszcze ciekawego powiesz? - totalnie zignorowałam jego słowa.
- Nie dyskutuj ze mną młoda.
- Tak jest mniejszy szeregowcu! - miałam z niego bekę.
- Ja Mario melduję, że ta oto niewiasta coś do mnie mówi, ale wcale jej nie słucham.
- Rzeczywiście śmieszny jesteś. - rzekłam ironicznie. - Nie no serio, albo mnie zawieziesz albo idę sama.
- Dobrze, chodź. - sięgnął po kluczyki od samochodu i razem udaliśmy się do tego pięknego Astona Martina DB9.





*~Miesiąc później~*
Przez te kilka tygodni, nieco się zmieniło, mianowicie mam inną fryzurę. No, a jeśli chodzi o Mario, to nie jesteśmy razem, ale przez ten czas zrozumiałam, że jest dla mnie ważny. Boże.. jeszcze kilka lat temu bym nawet nie pomyślała, że się zakocham w tym debilu. No cóż zdarza się...





Retrospekcja:
[gimnazjum]
- Mario debilu, wyrzuć to! - krzyczałam, gdy ten chodził z obrzydliwym pająkiem w ręku i jak zwykle mi dokuczał.
- Patrz Lea jaki on fajny, taki włochaty, wymiękasz? - podszedł do mnie.
- Fuuuu. - strzepnęłam mu spider'a z ręki. - Boże gdzie on jest? - panikowałam.
- Siedzi Ci na ramieniu. - powiedział całkiem poważnie.
- Coo!? Zabierz go. - darłam się wniebogłosy pod budynkiem szkolnym, a Marco z Mario się ze mnie śmiali.
- A co tu się dzieję? - ze szkoły akurat wychodziła wychowawczyni bruneta.
- Lea się boi takiego malutkiego stworzonka. - pokazał nauczycielce.
- Wy młodzież, tak dziwnie okazujecie uczucia. - skwitowała. - I nie strasz Lei, bo nic Ci nie zrobiła, to dobra dziewczynka. - powiedziała i poszła.
- Do czasu. - mruknął młody Götze.
- Słucham? - zatrzymała się. - Mówiłeś coś?
- Nie, nic.
- Do widzenia. - odparła.
- Do widzenia. - odpowiedzieliśny chórem.
- Tak na marginesie, jesteś idiotą number one jakiego kiedykolwiek spotkałam. Już Marco fajniejszy. - powiedziałam i strzeliłam "focha". - A i dziś się do mnie nie odzywaj!
     Resztę godzin w szkole go olewałam. Codziennie się kłóciliśmy za byle co i zawsze na tej samej przerwie czyli najdłuższej. To nasza tradycja.  Nie miałam innych przyjaciół, ale na szczęście rok póżniej do mojej klasy doszła Jess, z którą od razu się zaprzyjaźniłam. Spędzałyśmy ze sobą mnóstwo czasu, jednak nigdy nie należała do naszej paczki w składzie; Ja, Marco i Mario, którego szczerze nie lubiłam, a dużo z nim dyskutowałam.






Teraźniejszość:
*~Marco~*
Bardzo polubiłem i dobrze poznałem Jessicę, jest świetna po prostu. Miła, wyluzowana, no i przede wszystkim z poczuciem humoru. Teraz nie patrzę na nią jako kumpelę mojej siostry tylko jak na swoją przyjaciółkę, jak na razie. Jestem strasznie ciekawy reakcji Lei, co powiedziałaby na to, gdybym jej się wypaplał, no ale cóż na razie poczekam.





*~Lea~*
Strasznie nudziło mi się w domu, ale gdy ktoś zadzwonił do drzwi, leciałam jak głupia, żeby je otworzyć.
Okazało się, że to Jess.
- O hej! Boże, ratujesz mnie od tej szarej rzeczywistości. - przywitałam ją.
- Sorry Lea, jest może Marco? - zapytała, a ja wywaliłam gały na wierzch.
- Maaaaaarco białasie, masz gościa. - krzyczałam.
- Kto przyszedł? - od krzyczał. - Aa Jess, siemka. - uśmiechał się.
- Czy ja o czymś nie wiem? - stałam i gapiłam się, to na Marco, to na Jessicę.
- No nie patrz się tak. - powiedziała brunetka.
- A wiesz jak to wygląda z mojej perspektywy? Tak LOL! 
- No ja nie mówię, kto taki leżał u MOJEGO PRZYJACIELA NA KOLANACH! - podkreślił cztery ostatnie słowa.
- Dobra, uroczo wyglądacie wy mordki moje! - zaśmiałam się. - No idźcie na tą randkę, bo widzę Reusik, że z "Nieprzewidywalną" nie wyszło. - dodałam.
- No właśnie. - wybuchnęli śmiechem.
- Coś nie tak?
- Nie, ale nie obraź się, że tu zostaniemy.
- Nie no spoko, ja też mam plany na dziś. - ucieszyłam się.
"Ku*wa ja nie mam żadnych planów!" - mówiłam do siebie w myślach.
- A to baw się dobrze. 
- No tak, tylko pójdę się wypindrzę, trzeba jakoś wyglądać c'nie? - gadałam głupoty, co nieźle mi wychodziło.
- Gdzie się wybierasz?
- A no tu i tam... Nie wiem! Spontan Woohooo! - wymachiwałam dziwnie rękami.
- Brałaś coś?
- No co wy? Pff, ja!? Nigdy, lubię machać, nie wiedzieliście? 
- Nie.
- Dobra, zasady chyba znacie? - zapytałam.
- Jakie są? - zaśmiał się Marco.
- No wiecie.. łóżka nie rozwalcie, i w ogóle założyłam tam monitoring jakby co, więc wszystko będę miała nagrane, zresztą w łazience, salonie, kuchni i wszystkich pomieszczeniach oprócz mojego pokoju są kamery, świetnie ukryte przeze mnie. Nic się nie umknie, jak wrócę to zobaczę, czy byliście grzeczni. - rozgadałam się.
- Skończyłaś?
- Nie, jeszcze.. a tam. Tak skończyłam! - było mi gorzej, chyba.
- Dziękujemy za rady! Też Cię kochamy. - zaśmiała się przyjaciółka.
Ja pobiegłam się jeszcze przebrać i ogólnie poprawić makijaż i te sprawy.
Zeszłam na dół, gotowa do wyjścia.
- Narka, idę do mojego chłopaka, którego nie mam, jeszcze! - pożegnałam się.



*



     Jak można było się domyślić, poszłam do Mario. Drzwi otworzył mi uśmiechnięty brunet, nie odezwałam się i nie czekając na reakcję, szybko zarzuciłam ręce wokół jego szyi i wpiłam się w jego usta. Panowały nade mną emocje, ale to chyba dobrze, bo udowodnię tym, że też mam uczucia. Chłopak odwzajemniał moje gesty. Nie poznaję samej siebie! W końcu oderwał się ode mnie, oznajmiając, że:
- Moja rodzinka złożyła mi wizytę i siedzą w salonie. - mówił cicho.
- Kurcze, weź się wymknij na chwilę, powiedz, że idziesz do sklepu po coś czy co. - doradziłam mu.
- Dla Ciebie wszystko. - zamknął drzwi chwilowo. - Idę do sklepu, bo chleba nie ma, chcecie coś? - wszystko było słychać na dworze.
- Przecież masz chleb? - to chyba jego mama.
- Resztówka, niedługo będę, nie uciekajcie. - zaśmiał się i wrócił do mnie.
- Po chleb. Hahaha. - śmiałam się.
- No co? Wymyśliłabyś coś lepszego?
- Jasne, gdybyś Ty wiedział ile nazmyślałam w domu, zanim tu przyszłam. Jessica siedzi u mnie w domu. - powiedziałam.
- Zostawiłaś ją?
- Nie, ona przyszła do Reus'a. - odparłam.
- Żartujesz?
- Właśnie nie.
- Szykuję się jakiś związek? - zapytał.
- Nie wiem, nie wygląda, ale może... Jak coś to nawciskałam im bajeczki, że kamery są w całym domu i potem wszystko obejrzę. - zaśmiałam się.
- Niedobra ty! - szliśmy do sklepu.
- Wiesz co? Idź kup ten chleb.
- No wiem i jeszcze chipsy dla młodego. Widzisz jak mnie wykorzystują?
- Biedaczek. - udałam przejętą.
- Zaraz wracam. - pobiegł do sporzywczaka.
Po kilku minutach wrócił.
- Chodź gdzieś. - odparł. - W domu powiem, że kolejka była. - zaśmiał się.
- Krótki spacer?
- Może długi?
- Nie no, rodzina przyjechała. Zaraz Cię muszę odstawić do domu. - naśmiewałam się.
- A weź przestań. - rzekł. - Dobra mniejsza, teraz mi wytłumacz, co to było?
- Ale co?
- Te milutkie powitanie.
- To źle? - spytałam.
- Wręcz przeciwnie, ja mogę tak ciągle. Pokazać?
- Potem. - powiedziałam.
- Okej. - ucieszył się.
- To leć ugość rodzinkę. - powiedziałam, gdy byliśmy prawie pod domem Mario.
- Weź jeszcze raz! - poprosił.
- Co?
- No wiesz. - zaśmiał się.
- Proszę. - pocałowałam go delikatnie w usta.
- Potem wpadnę. - przesłał mi buziaka w powietrzu.



*



Było jakoś przed 21, a tamci nadal siedzieli w salonie. Nie przeszkadzałam im, tylko z nudów siedziałam na schodach. Nie podsłuchiwałam, oni po prostu zbyt głośno mówili.
- Wiesz, że ona tam siedzi na schodach? - zaptał blondyn swoją towarzyszkę.
- Hah wiem. - odpowiedziała rozbawiona.
- Wołamy ją?
- Tak, jest zbyt samotna. 
- Kto samotny? - zeszłam do nich, żeby nie było, że słucham.
- No ty. 
- Ja? Chyba was głowa boli... Ja i samotność, kto to słyszał? - wypierałam się.
- To co robiłaś, sama na górze?
- Oglądałam nagrania z monitoringu. - zmyślałam.
- To gdzie je masz?
- Wywaliłam przez okno na podwórko sąsiadów, a tam zabrał je pies i pobiegł gdzieś daleko. A dlaczego pytacie, nie macie życia prywatnego?
- No jak widać nie, Twoje życie jest takie interesujące. - zaśmiał się Reus.
- Nie mogłoby być inaczej. - powiedziałam i rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. - To pewnie do mnie. - poszłam otworzyć.
- Ona coś brała. - stwierdzili.
Otworzyłam drzwi, a tam Götze.
Tak samo jak ja wtedy, z samego wejścia zaczął mnie całować.
- Kto to? - zapytał Marco.
- No przecież mój narzeczony. - krzyknęłam, a chłopak próbował nie wybuchnąć śmiechem.
- Może nam go przedstawisz?
- Jasne. Poznajcie Franklina mojego przyszłego męża. - miałam bekę z siebie.
- Cześć, jestem Franklin, dla znajomych Franuś i jestem piłkarzem lepszym od tego Reus'a czy jak mu tam. - zmienił głos.
- A tak na poważnie to idźcie sobie gdzieś i nie wracajcie do północy. - powiedziałam.
- Mi pasuje. - stwierdził Mario.
- Dobrze, ale pamiętajcie dzieci, jestescie za młodzi na niańczenie dziecka. - odparł Reus. - Łoo Franuś niezła fura, za ile kupiłeś?
- Był na przecenie, ale drogi, całe 5 euro mnie to kosztowało, czyli calutka wypłata Reus'a. - odpowiedział.
- No to było się licytować tak, żeby za 1 euro kupić.
- Następnym razem będę pamiętał.
- Mam nadzieję, to Pa. - wyszli.
- To co robimy, narzeczono? - zaśmiał się.
- Pogadajmy o traktorach. - śmiałam się.
- No nie. Kunegundo zlituj się.
- Jeszcze raz tak powiesz to wylecisz z tego domu. - powiedziałam stanowczo.
- Przepraszam najdroższa. - pocałował mnie w ręke.
- Może być, ale wolę Mario tego prawdziwego idiotę. - wyznałam.
- Takiego? - wziął mnie na ręce, a ja owinęłam nogi wokół jego bioder.
- Mhmm.
- Fajnie co? - zaśmiał się.
- Mhmm. 
- To wkurzające. - skwitował.
- Mhmm.
- Lea nooo!
- Teraz wiesz co wtedy czułam. - odparłam rozbawiona... 






*******************
Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu czternastka.
Na razie dodaję w surowym stanie, czyli bez porządnej czcionki, dośrodkowań itd...
Jutro jak wbiję na kompa to to poprawię :-) 

Pozdrawiam.
Juliana.