sobota, 22 lutego 2014

26.

        Wieczorem szłam sobie powoli po schodach, iż nie chciało mi się czekać na windę. Stwierdziłam, że trochę ruchu nie zaszkodzi. Coś się chyba ze mną dzieje. Ja i wysiłek fizyczny? Nieee, a jednak. Na drugim piętrze, czyli tam, gdzie znajduje się mój pokój napotkałam... Ugh, nie zgadniecie. Ann Kathrin! Tak, tą żmiję. Przyśpieszyłam kroku, iż do moich, cudownych drzwi było jeszcze kilkanaście metrów. Ten korytarz się nigdy nie kończył... Nie udało mi się jej wyminąć.
- O! Dobrze, że Cię widzę. - zaczepiła mnie, co mnie zdziwiło. Nie samo to, że zagadała, ale nie była wredna...
- Dżizyyys! Co Ty tu robisz? - zajęczałam.
- Przyjechałam do Mario, zazdrościsz? - powiedziała, a mnie zatkało.
- Nie, niby dlaczego? - spytała. - Dobra nieważne. A co ode mnie chcesz?
- Ty kochana, powiesz mi, w którym pokoju on się znajduje.
- Oho, czuj się. - rzekłam.
- Powiesz.
- A co, Twój chłopak Ci nie powiedział? - zaśmiałam się to głupio.
- Nie.
- To zadzwoń do niego. - odparłam zła.
- A może u Ciebie jest, co? - zakpiła.
- Niby po co mi on?
- Żebyś się trochę... hmm, ogarnęła. - obczaiła mnie od stóp do głów.
- Wiesz.. Ja nie muszę pokazywać biustu, żeby mnie zauważali. - odgryzłam się.
- Bo nie masz.
- Spieprzaj! Bo Ci wyrwę te farbowane włosy! - krzyknęłam.
- Lea się przejęła. - mówiła jak do dziecka. - O mój Boże...
- Tam jest Twój kochany Mario. - wskazałam na drzwi. - Idź se do niego i nie pokazuj mi się więcej na oczy, rozumiesz? - powiedziałam, choć wcale nie chciałam... zabolało mnie to, że ona tu jest. On się mści na mnie, czy co? Albo wrócili do siebie, a ja nic nie wiem? Tylko ona potrafi zepsuć mi humor, zresztą Goetze nie lepszy... Idealnie do siebie pasują. Byłam zła.. sorry nie. Gorzej - wściekła... wkurwiona! Poszłam wziąć prysznic i usunąć z siebie negatywną energię, która wcale nie miała zamiaru mnie opuszczać. Z tego wszystkiego już o dwudziestej postanowiłam się położyć, no i zasnęłam. Z trudem, ale zasnęłam.


*


     Obudziłam się. Nie... obudziło mnie... obudził mnie czyjś dotyk, który czułam na policzku. Z zamkniętymi oczami, machnęłam ręką w celu strącenia czyjejś dłoni, udało mi się. I doskonale wiedziałam, kto to.
- Zniknij! Zgiń. Cokolwiek. Wypierdalaj! - krzyknęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej, on patrzył na mnie, niewinnym wzrokiem, jakby nie wiedział o co chodzi. - Co... Zostawiła Cię, tak? I do drugiej lecisz... No tak, mogłam się tego spodziewać. - nawijałam jak głupia, nie dawałam mu dojść do słowa.
- Kto mnie niby zostawił do jasnej... cholery?! - zapytał zdziwiony, a zarazem podirytowany.
- Ann. Twoja Ann. Przecież przyjechała Cię odwiedzić. Przyznaj się, sam po nią zadzwoniłeś. - patrzyłam na niego z wyrzutem.
- Leaa. Obudź się! Nie ma tu żadnej Ann.
- Jak nie kur*a!? Gadałam z nią, wczoraj.
- Chyba Ci się śniło.
- Weeź, nie kłam. I wypieraj stąd, ale już. Póki jestem grzeczna. - wskazałam na drzwi. - W ogóle jak Ty tu wlazłeś? Hmm? - spytałam. - Ach, tak. Sławny, przystojny i młody Mario Goetze, jemu żadna się nie oprze, nawet ta za ladą. - przewróciłam teatralnie oczami i rzuciłam w niego poduszką.
- Nie wiem, czym Ci zawiniłem, ale przepraszam. - zbliżał się do drzwi, a jak już do nich doszedł. Walnął z całej siły ręką w ścianę. - Wszystko się pieprzy! - krzyknął, trzasnął drzwiami i już go nie było.
Życie jest do dupy, a szczególnie moje. Dziś sylwester, na którego nie pójdę. Nie ma bata... nie namówią mnie. Najchętniej to bym teraz pojechała do domu. Do Dortmundu, albo do Polski! Najlepiej, do Brazylii, jak najdalej. Lecz co mi z tego będzie? Nic, a nic. Przegrałam życie, proste. Nic dodać, nic ująć.



[Wieczór, ok. 17:00.]
     Nadal siedziałam bezczynnie na łóżku, przeglądając różnorodne strony internetowe. Nudziło mi się strasznie, ale co poradzić. Chciałam siedzieć w hotelu to siedzę.
- A Ty jeszcze nie gotowa? - do pokoju wpadła moja przyjaciółka.
- Nigdzie nie idę! - odpowiedziałam od razu.
- Jak to nie? Co to się stało, że odmawiasz imprezki, i to takiej, która jest raz w roku. Dziewczyno raz w roku. Mega balet! - namawiała mnie.
- Nie uda Ci się, nie wybieram się tam. - mówiłam bez emocji.
- Masz jeszcze. - spojrzała na zegarek. - pół godziny, zdążysz. Za dziesięć minut będę, sprawdzę czy się ubrałaś. - wyszła.
Ech... Jess nie przegadasz. Ale po co ja tam? No po co? Ona ma Marco, będzie z nim latała, a ja? Z rodzicami mam siedzieć? Wprawdzie są jeszcze dziewczyny, lecz one także mają już swoich partnerów życiowych. Nie chcę iść, bo nie mam z kim, po prostu nie chcę patrzeć na szczęśliwą Ann, która będzie niemiłosiernie radosna, gdy zobaczy jak źle się bawię. Niechętnie wygrzebałam się z wygodnego łóżka i podeszłam do szafy, w której wisiała jedynie sukienka na Sylwester i stały buty. Inne rzeczy nadal grzecznie leżały w walizce, no jeszcze oprócz kosmetyczki, która była na stoliczku. Ubrałam się i zaczęłam robić makijaż.
- No, grzeczna dziewczynka. - ponownie brunetka mnie odwiedziła.
- Nie wiesz, jak bardzo nie chcę tam iść. - powiedziałam cicho.
- A dlaczego, Lea. Stało się coś? - spytała.
- No właśnie stało... zresztą nieważne. Zobaczysz na miejscu.
- Nie wnikam, bo aż się boję, co tam zobaczę. - odparła i dalej czekała na mnie.
Jessica wyglądała bosko, dobrze jej doradziłam wczoraj z sukienką. Ja natomiast po skończonym makijażu, prezentowałam się nie najgorzej. 
- I co, ciężko było? - pokiwałam głową, że nie. - No! To idziemy. - pociągnęła mnie za rękę. W ruchu złapałam szybko torebkę i zamknęłam pokój. Zaszłyśmy po Marco.
- Chodźcie po chłopaków. - powiedział.
- Nie! - szybko zaprzeczyłam. - Znaczy, jak chcesz, ale ja idę sama. - i poszłam.
- Co ją ugryzło? - usłyszałam jeszcze.
- Nie wiem... - i się pewnie nie dowiedzą.
Poszłam czym prędzej na zewnątrz, gdzie już zaczynała się dzisiejsza impreza. Nadal nie rozumiałam, po co ja tam potrzebna i po co się zgodziłam. No cóż, Sylwester jest raz w roku... Trzeba zaszaleć, choć ze świadomością, że pewnie będzie tam Ann, się nie da. Postanowiłam sobie nie zawracać głowy tą dwójką siebie wartą... Po drodze napotkałam... no na szczęście siostrzyczki, do których od razu dołączyłam, aby zatopić się w tłum.



[Marco]
    Nie wiem co się ze mną dzieje. Spędzam więcej czasu z przyjaciółką Lei, niż ona sama. Jeszcze teraz, gdy dzielę z nią pokój... bardziej mnie do niej ciągnie. Szczególnie w tej pięknej sukience, co tu mówić. Cała jest śliczna. Mimo, że znam ją kilka lat, nigdy nie widziałem w niej kobiety, zawsze była dobrą kumpelą i tyle, a teraz? Dużo się zmieniło, zapewne przez ten czat na internecie, na którym poznałem ją jako "Nieprzewidywalną", a ona mnie jako "Woodiego". Gdy sobie o tym przypominam, aż śmiać się chce. Często się widywaliśmy, iż prawie codziennie odwiedzała Leę, a dzięki internetowi zbliżyliśmy się do siebie, tylko jeszcze nie tak, jakbym chciał. Ale myślę, że na to mam jeszcze czas. Dużo czasu.
    Aktualnie bawimy się, przecież jest Sylwester, czuję, że będzie najlepszy z mojego dotychczasowego życia, bo z nią. Niestety, nie wszyscy są dziś wieczorem w świetnym humorze, mam na myśli moją siostrę. Żałuję, że kiedyś tak źle ją przyjąłem, byłem wściekły na ojca, że chciał zastąpić mi mamę, moją prawdziwą mamę, która nie żyje już od trzynastu lat. Tak, miałem zaledwie jedenaście lat, gdy zginęła w wypadku. Nigdy tego nie zapomnę. Teraz jestem szczęśliwy, Manuela, znaczy mama jest cudowną kobietą, a ja kiedyś jej, jak i mojemu tacie, dałem nieźle popalić. Ugh, nieważne. Wracając, są dwie osoby na tej imprezie słabo balujące, jakieś smutne, nie wiem o co im chodzi. Oczywiście jak Lea, to i Mario. Mój przyjaciel, siedzi przy stoliku z rodziną, do tego niechętnie. Lea przesadza z alkoholem, dosłownie. Gdy ja piję drugiego drinka, a przypomnijmy, że dopiero pół godziny minęło... Ona pije z szóstego, jak nie więcej. Nie liczyłem, ale za każdym razem, widzę ją z innym kolorem drinka, a było ich tam do wyboru... Dużo, naprawdę. Każdy inny... Na pewno nie będzie dobrze wspominać tego dnia, w porównaniu do mnie... Nadal nie wiem co ich dwoje ugryzło. Ale... O kurwa. Ann Kathrin we własnej osobie, właśnie przemierza między gośćmi z dwoma procentowymi napojami. Wszystko jasne, ale skąd? Jak? Ona tu? Czyżby Mario? Niewierze. Przecież on jej nienawidzi. Za to ona, jest znakomitą kłamczuchą i cwaniarą. Kolejna intryga? Nie mam pojęcia, ale jak najszybciej chcę to wyjaśnić. Poprosiłem Jess, o przytrzymanie mojego drinka i czym prędzej podbiegłem do Mario, oczywiście byłem pierwszy, bo ja to nie Ann na niezwykle wysokich obcasach i w kusej sukience. Zgarnąłem go na bok, jakkolwiek to brzmi i zacząłem rozmowę.
- Co tu robi Ann? - spytałem w miarę głośno, żeby mnie usłyszał, iż muzyka była włączona, chyba na maksa.
- Co!? - nie usłyszał, dlatego odeszliśmy jeszcze dalej, gdzie wszystko było idealnie słychać, a muzyka nie zagłuszała naszych słów.
- Ann tu jest? Twoja sprawka? - ponowiłem pytanie.
- Jaka Ann, do cholery?
- Twoja była. - odpowiedziałem.
- Lea też mnie opieprzyła za nią... Ja jej w ogóle nie widziałem. Słowo. - odparł. - Lea, powiedziała, że niby przyjechała do mnie, tak jej tłumaczyła.. - tłumaczył.
- No to masz problem, stary. - powiedziałem.
- Wiem... ale trudno, już nie mam u niej szans. Wszystko co udało się nam zbudować, ta więź między nami, totalnie się rozpadła, lecz wiem jedno. Nie chcę więcej mieć dziewczyny, chyba że będzie nią Twoja siostra. - powiedział, a mi się go szkoda zrobiło. Będę próbował ich jakoś spiknąć, ale wiem jakie to trudne. Ona ma trudny charakter, i jest strasznie uparta, jak nikt inny.
Po dialogu przeprowadzonym z Goezte, wróciłem do mojej towarzyszki i wytłumaczyłem jej wszystko po kolei. Nie dowierzała, zresztą tak jak ja...



[Lea]
    Zaraz północ, a ja jak nie miałam towarzystwa, tak nie mam, nie licząc rodziny, na którą jestem skazana. Wypiłam łącznie.. jakieś... dużo, serio dużo napoi alkoholowych i czuje się świetnie, lecz niestety samotność daję się we znaki, niestety. Ale, trudno żyje się dalej, nieważne co będzie się działo... Tańczyłam.. prawie wcale, raz z Fabianem, Felixem, Marco i tatą... tyle. Innym odmawiałam, a przyznam, że kilku nieznanych typów mi to proponowało. Z jednym poszłam nawet na jednego drinka... Wszyscy goście odliczają, iż zostały sekundy do Nowego Roku.. Ja siedziałam sobie całkiem sama z szampanem przed sobą, patrząc w niebo. Mój wzrok pokierował w prawą stronę, gdzie był on. Jak zwykle w dobrej stylówie. Także stał sam, co mnie zdziwiło. Ann go nie dopadła? Albo poszła po coś... Nie, stop. Nie będę o niej myśleć, za dużo razy w życiu mi podpadła. Dość tego. Zaliczam ten rok, do nieudanych... Choć, czasem było miło... Pamiętam doskonale, do czego prawie dopuściłam pod nieobecność Marco, gdyby nie przyszedł w porę, przespałabym się z NIM, i to z własnej woli. A wcześniej tego samego dnia... nie powinnam tego wspominać. W moich oczach gromadziły się łzy, którym nie dałam spłynąć po mojej twarzy. Muszę być silna, bo przecież zawsze byłam. Kiedyś... nie wiem co się ze mną stało. A to wszystko przez niego. Gdyby, wtedy nie powiedziałby mi, tych dwóch pięknych słów.. Nadal miałabym wywalone na wszystko. Nic by mnie nie interesowało i nigdy żadna łza nie pokazałaby się na mojej twarzy. Przez przebywanie z nim, zmiękłam... Naprawdę mam uczucia...




_______________________
Tak oto powstał kolejny rozdział.
huehuehu, nie ma sielanki, nie ma nic śmiesznego.
Mamy kryzys, kryzys, kryzys ;>
Musiałam, musiałam, bo tak mnie naszło od kilku tygodniu na taką akcję, która będzie trwała... nie powiem, ale długo ;D
Mam tyle pomysłów do zrealizowania, że nie wiem za co się zabrać, ale już mniej więcej ich kolejność znam.
Tak szybko mnie jak i tego bloga, się nie pozbędziecie.
A ja mam nadzieję, że będzie jeszcze Was przybywać.
Więc zapraszam serdecznie! :') 
p.s dziękujcie "Piszczu26" :D
I ja też dziękuję za komentarz pod poprzednim xD
i Pozdrawiam ciepło ;*

niedziela, 16 lutego 2014

25.

   
  
    Wieczorem postanowiłam zrelaksować się, biorąc kąpiel w wielkiej, hotelowej wannie, która oczywiście znajdowała się w mojej prywatnej łazience. Tak też uczyniłam... Po wszystkim, zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą nic poza ręcznikiem, którym od razu się owinęłam i wyszłam z pomieszczenia. Zaczęłam grzebać w walizce, w celu znalezienia bielizny, bo Lea, jak to Lea, nie raczyła się nawet rozpakować, iż stwierdziła, że nie ma najmniejszego sensu. Cóż lenistwo mam wrodzone, no niestety. A gdy już się wkurzyłam, po prostu wywaliłam całą zawartość walizki, bo przecież tak będzie łatwiej znaleźć, a dużo ciężej to sprzątnąć i poskładać na nowo.
- Lea, pomóż! - usłyszałam za sobą i zobaczyłam Mario, który po moim odwróceniu w jego stronę, zaczął dziwnie na mnie patrzeć, i uśmiechać się, co mnie przeraziło. Ten uśmieszek, jakby miał zaraz mnie zgwałcić, czy co... - Oooo. - zawył.
- Co Ty tu robisz? - spytałam, akcentując wyraźnie każde słowo oddzielnie. Wyglądałam zapewne komicznie, stałam z bielizną w ręku z miną... zdziwioną na maksa.
- Przyszedłem prosić o pomoc. - zaśmiał się.
- Jaśniej? - ścisnęłam mocniej ręcznik.
- Miałem nadzieję, że odciągniesz mnie od tej strasznej nudy.. - rzekł. - No i tak się stało. Lea przyznaj się, specjalnie paradujesz w ręczniku i czekasz na mnie. - poruszał znacząco brwiami.
- Weź spadaj. - odepchnęłam go ręką, w której miałam te rzeczy... Widziałam już te głupie uśmieszki, ten błysk w oku, znam go dokładnie i wiem kiedy i w jakich okolicznościach, ma jakieś pragnienie, teraz także coś podejrzewałam.
- No, ale weź przyznaj. - położył rękę na moje ramię. Jego czyny były odważne, nie tylko teraz, tak było zawsze. Niczego się nie wstydził, nigdy się nie krępował, bez skrupułów może powiedzieć do kogoś coś typu: "Niezła dupa", czy też nieco gorsze i nie lubiane przez dziewczyny, gdy jakiś koleś powie, coś na temat biustu, osobie, którą nigdy wcześniej nie widział na oczy... To cały Mario, teraz już mniej, ale pamiętam czasy liceum, czy gimnazjum. Nie mógł się powstrzymać, aby na przykład nie powiedzieć głupiego tekstu, szczególnie do mnie... Przeważnie dlatego nie byłam w stanie z nim przebywać w jednym pomieszczeniu.
- Leaaaa...! - zawył, kiedy ja się od niego odsunęłam.
- Czego Ty ode mnie oczekujesz? - spytałam. - Żebym Ci pierwsza wskoczyła do łóżka? Już nie pamiętasz powodu, dlaczego zerwałam z Chris'em? - zdenerwowałam się.
- On to co innego, podniósł na Ciebie rękę, ja taki nie jestem...
- Wiem, ale on także chciał się tylko ze mną przespać!
- Lea, zrozum no. Może i jestem głupi, sama mi to powtarzasz, lecz potrafię też być czuły, opiekuńczy... - wymieniał, ale mu przerwałam.
- Udowodnij. - rzekłam, odwracając się do niego tyłem. Poczułam jego usta na szyi, nie o to mi chodziło, ale on nie przestawał. - Nie tak. - powiedziałam.
- A jak? - znowu staliśmy twarzą w twarz.
- Po prostu mnie przytul! - rozkazałam.
- Nic od Ciebie nie oczekuję. - szepnął mi na ucho, przytulając mnie mocno.
- Ok, ale sprawę stawiam jasno: NIE jesteśmy razem. Jesteśmy PRZYJACIÓŁMI! Ciesz się, że w ogóle pozwoliłam Ci się do siebie zbliżyć. - powiedziałam stanowczo i oddaliłam się od niego.
- Rozumiem. - spuścił głowę. - Przepraszam. - wyszedł.
Po tej całej akcji byłam zła, głównie na siebie, ale w tym była w większości jego wina, więc nie mam co się nad sobą użalać. Mam wyrąbane na to. Poszłam do łazienki, w końcu ubrałam się w piżamę i wysuszyłam włosy i tym razem NIKT mi nie przeszkadzał. Usiadłam skulona na podłodze, opierając się o łóżku. Zaczęłam rozmyślać, co nie było u mnie codziennością. Chciałabym zapomnieć, żeby wszystko to okazało się zwykłym snem i tak naprawdę nigdy nie wyjechałam do Niemiec, ojciec nas nie zostawił, nadal mieszkam w Polsce...  Ale nie. To niemożliwe. Poznałam go, mój brat to Marco, siostry Yv i Mel, tata Jürgen... Całkowicie inne życie, kiedyś nie miałam rodzeństwa. Cieszę się, że tworzymy prawdziwą rodzinę, ale... Zawsze jest jakieś ale!
- Siostra, chodź napijemy ... - wtargnął do pokoju, blondyn. - ...się? - spojrzałam na niego. - Co już się wydarzyło?
- Nic. Głupia jestem po prostu... - odparłam.
- Tak, tak... No chodź do nas, bo nie mam z kim się napić. - zaśmiał się.
- Tylko Ty umiesz mi poprawić humor. - podniosłam się z miejsca i ruszyłam za nim, ciul, że byłam w piżamie, ktoś mi zabroni tak paradować po korytarzu? Nie sądzę. Dotarliśmy do ich pokoju, od razu w oczy rzuciła mi się Jess, leżąca na łóżku.
- ONA! - wskazał na Jessicę. - Nie chcę piwa! - oznajmił.
- Żartujesz? ONA!? - zdziwiłam się.
- Tak, ONA!
- Ona ma imię. - odezwała się.
- Ej co Ci? Gorączka? Tabletki brałaś?
- Nie, nie, nie. Po prostu, nie mam ochoty. Wiesz... Potem brzusio rośnie. - poklepała się po brzuchu.
- Ta jeszcze Tobie. - mruknął Marco. - Z wami nie można pożartować, ta siedzi skulona w kącie, druga maruda... Co za dziewczyny!?
- Zamknij się i daj to... - odebrałam mu z rąk puszkę pełną alkoholu. Miałam ochotę napić się i mieć wywalone na wszystko.



*



Następnego dnia, obudziło mnie walenie w drzwi, jak zawsze coś.. Czy ja nie mogę się z raz, sama obudzić!? Poczłapałam ziewając do drzwi, a tam... Jess. Wlazła mi do pokoju bez słowa.
- No co tak patrzysz? Strój się. - powiedziała.
- Pojebało Cię? - spytałam.
- Ach tak, Lea skacowana. - zaśmiała się. - Ogarnij się jak normalny ludź i idziemy na zakupy, mała. - darła się.
- Ja się kiedyś zemszczę! Zobaczysz. - rzekłam i poszłam doprowadzić się do porządku, po niecałych piętnastu minutach wróciłam ubrana i z wyprostowanymi włosami oraz lekkim makijażem, zgarnęłam torebkę ze stolika, zamknęłam pokój i ruszyłyśmy na zakupy. Oczywiście doskonale wiedziałam, gdzie się kierować, iż byłam tu rok temu na dwa tygodnie i standardowo musiałam zwiedzić każdy sklep.
- A powiedz Ty mi... Jakim cudem nachlałaś się tym co miał Marco!? Jak ja kładłam się spać to kończyliście pić i więcej nie mieliście. - spytała zdziwiona.
- Aaa, bo Auba doniósł. - zaśmiałam się.
- I wszystko jasne!
Po zakupach, resztę dnia leniuchowałyśmy, rozkoszując się słońcem na hotelowym basenie...





______________________________
Postanowiłam, że tym króciutkim czymś, zrobię Wam taki prolog do następnego rozdziału.
Po prostu myślę, że nie ma sensu ciągnąć tego rozdziału jakoś dłużej, bo nie współgrałoby z kolejnym. Tyle, jeśli chodzi o ten... yyy, to coś.
Oczywiście, chciałam Was przeprosić z całego serca, że nie dodawałam NIC.
Niektórzy wiedzą dlaczego, mianowicie napisałam pół, znaczy tyle, co powyżej i się zacięłam. Totalnie wszystko się zatrzymało... A wiem, że dużo osób wyczekuje rozdziału na tym blogu, niżeli na moich dwóch innych.
Nowy rozdział pojawił się także na: the-story-is-complicated.blogspot.com , a na: skoki-zyciem.blogspot.com jestem w trakcie tworzenia.
To chyba tyle.
Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam ;<
P.S. zapraszam na bloga Wiktorii! Polecam, bo warto wbić.  Pogon-za-szczesciem.blogspot.com
PA!

niedziela, 2 lutego 2014

24.

    *

   Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie i z tego powodu, zaczęłam malować sobie paznokcie.. Myślałam trochę, co dzieje się w kilku pokojach dalej, to znaczy, u Jess i Marco, bo z tego co mi wiadomo, mają tam dwa łóżka, ale blisko siebie, nie trudno złączyć. Ale znając moją przyjaciółkę, nawet boi się go dotknąć, nieśmiała jest, czasem aż za bardzo. Gdy skończyłam malować, podziwiałam moje dzieło, iż na szybko, nieźle mi to wyszło. Po niespełna chwili, ktoś zapukał do mych drzwi. Coś dużo gości w ostatnim czasie mnie odwiedza. Otworzyłam... a tam Auba!
- Zbieraj się! Na plażę mieliśmy iść. - powiedział pełen entuzjazmu, jak zawsze.
- Już? Przecież dopiero... - spojrzałam na zegarek. - Ouuu, przed jedenastą. Ale jak? Wstałam o ósmej... Ej no! Tak szybko ten czas leci dziś... - zdziwiłam się.
- Jak widać... Chodź! - złapał mnie za rękę i wyciągnął z pokoju i szedł dalej... - Ale masz oczojebne paznokcie! - zauważył.
- Tak Pierre, tak. - odparłam śmiejąc się. - Może pozwolisz mi się ubrać? - powiedziałam, gdy Auba chciał mnie wepchnąć do windy.
- Aaa.. tak! Idź się ubierz, bo wstyd z Tobą wyjść. - zaśmiał się i przegonił mnie do pokoju. Spojrzałam na niego groźnie, zanim jeszcze weszłam do apartamentu. - Żarcik, taki. - przeraził się, aby zaraz wybuchnąć śmiechem. - No zmykaj! - rozkazał.
Szybko się ubrałam, włosy niechlujnie związałam, makijaż odpuściłam, wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i wróciłam do kumpla. Najpierw poszliśmy na śniadanie, przy którym dość szybko się uwinęliśmy, natomiast chwilę potem, wychodziliśmy z hotelu... gdy:
- Cocia! - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam biegnącego za nami, Nico. A nieco dalej, Yvonne.
- Co tam mały? - ukucnęłam przy nim.
- Kto to? - wskazał palcem na Gabończyka.
- To wujek Pierre. - zaśmiałam się.
- Tak? - zdziwił się.
- Mhmm. - przytaknęłam, a maluch podszedł do niego.
- Ceść ujek. - przywitał się z nim.
- Witam, małego kawalera. - szczerzył się, jak to ma w naturze Aubameyang.
- Nico! Chodź tu szybko! - krzyknęła jego mama. - I nie przeszkadzaj cioci.
- Spoko siostro, ja mogę go wziąć ze sobą. - zaproponowałam.
- A dokąd ruszacie? - spytała.
- Na plażę. - odpowiedziałam.
- Dobra, tylko...
- Tak, tak, będę go pilnować. - zaśmiałam się.
- Jak go...
- Nie zgubię. - znowu jej przerwałam. - Wyluzuj Yv.
- Jak coś się stanie, to dzwoń.
- Nie będzie takiej potrzeby. - odparłam.
- Ale ja będę dzwonić. - oznajmiła. - Nico pilnuj się cioci i wujka. - podeszła do syna.
- Wiem, mamusiu. - przytulił rodzicielkę i ruszył z nami.
- Boże jak w jakimś filmie. - mruknęłam, wychodząc z hotelu.
- Potwierdzam.
- Przewrażliwiona jest, i to bardzo. - dodałam po jakimś czasie.
Gdy doszliśmy na miejsce, rozłożyliśmy ręczniki, na których już siedział młody. Ja wyskoczyłam z ubrań, aby ukazać się w stroju kąpielowym, Auba podobnie, tyle że on tylko dolną część. Położyłam się w celu opalenia, jednakże nie było mi to dane, ponieważ Nico siedział mi na brzuchu... Postanowiłam zmienić pozycję na siedzącą.
- Nie dasz mi się przystojniaku, poopalać? - zaśmiałam się.
- Nie. - cieszył się, mały.
- Nie. - odparł Auba. - Aa, myślałem że to do mnie. - zaczęliśmy się śmiać.
- Nie żeby coś, ale to nie Ty, siedzisz mi na brzuchu.
- Wiesz.. ja też mogę. - szczerzył się.
- Niestety nie skorzystam, wolę mieć płaski brzuch, niż spłaszczony. - zaśmiałam się.
- Aż taki ciężki nie jestem. - trzymał na swoim.
- Lekki, na tyle żeby mnie nie zgnieść, też nie.
Fochnął się i razem z Nico zaczął bawić się w piasku, mianowicie, reprezentant Gabonu siedział, a Nico zasypywał jego nogi piachem. Minęło tak około trzydziestu minut, aż w końcu najlepsza mamusia Nico pod słońcem, Yvonne, zadzwoniła.
- Wszystko ok! - powiedziałam od razu, gdy odebrałam.
- No mam taką nadzieję. My jesteśmy na basenie, jak by co. - oznajmiła.
- Spoko, spoko. I nie martw się tak.
- Yhym.. A weź daj mi go do telefonu. - odparła.
- Teraz to niemożliwe, bo bawi się kilka metrów dalej z Aubą.
- A on? Kim dla Ciebie jest? - spytała, czym mnie zadziwiła.
- Pierre? Kolegą, przyjacielem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Na pewno?
- Oj siostro. Mieszkasz daleko w świecie i nawet nie wiesz ile u mnie w życiu się działo. - odrzekłam.
- To mi opowiedz.
- Chyba niedługo sama to zauważysz. - zaśmiałam się.
- Masz chłopaka? Jest tu?
- Nie i nie, aleee... - nie skończyłam.
- Czyli jest jakieś ale..
- No jest, lecz nieistotne. - powiedziałam. - Dobra, zajmuj się sobą, niczym się nie martw. Syn jest u najlepszej ciotki ever!
- Jak mam się nie martwić, doskonale znając tą ciotkę! Pamiętam jak kiedyś wmawiała mu, że powinien mieć dziewczynę, a ciotka sama nie ma chłopa. - zaśmiała się.
- No coś ty? - zachichotałam. - Paa, stara!
- Ja ci dam starą... - usłyszałam jeszcze i rozłączyłam się.
Schowałam telefon do torby i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu chłopaków, Aubę wypatrzyłam z daleka jak szedł w stronę oceanu, a Nico nie... Podbiegłam do piłkarza.
- Gdzie Nico? - zapytałam spokojnie. - Chyba go nie zgubiłeś?
- Nie, wiem gdzie jest.
- To gdzie?
- A rozejrzyj się. - poradził, a ja tak uczyniłam. Zauważyłam go z jakimś gościem, z którym mały zacięcie rozmawiał i śmiał się. Stali tyłem, dlatego nie miałam pojęcia kto to, i nie chciałam się nawet zastanawiać.
- Nico! - krzyknęłam, a on po chwili do mnie przybiegł, kucnęłam przy nim.
- Cocia.. Ujek jest! - powiedział zadowolony.
- No tak, stoi obok. - spojrzałam na Aubameyang'a.
- Nie ten ujek... Tamten. - pokazał na miejsce, w którym przed chwilą się znajdował. Spojrzałam w tamtym kierunku, ten gościu także patrzył w moją stronę. Podeszłam tam.
- Cholera... Myślałam, że mi się wczoraj przywidziało. - powiedziałam. - Jak mogłam się nie domyślić, te neonowe gatki, tylko Ty je nosisz. - odparłam. Tak, dobrze myślicie, to Mario Götze we własnej osobie.
- Miłe przywitanie. - powiedział i podszedł bliżej.
- Wiedziałeś no nie? - spytałam Pierre, a on przytaknął, kiwając twierdząco głową. - Powiedz, że to sen, z którego zaraz się obudzę i nie będę nic pamiętać. Okaże się, że jestem tu tylko z rodziną, żadnych innych chłopaków... No powiedz, że tak będzie! - zwróciłam się do gracza z numerem 17.
- To ja zostawię was samych. - powiedział Gabończyk. - Chodź Nico, pójdziemy na lody. - wziął małego na ręce i poszli w stronę budki z lodami.
- Auba, no! - krzyknęłam jeszcze.
- Wydawało mi się, że ostatnimi czasy, bardziej się do mnie przekonałaś. - powiedział cicho.
- Bo tak jest... - odparłam. - Ale liczyłam na mały odpoczynek, chociaż przez te kilka dni.
- Nowy Rok też chciałaś opić beze mnie? - spytał.
- Noo... wiesz. Akurat w ten dzień mógłbyś tu być. - zaśmiałam się.
- Dobra.. to jak chcesz odpocząć, to się ulatniam i widzimy się w Sylwestra. - całkowicie zdziwiły mnie jego słowa, takie nie w jego w stylu.
- Żartujesz?
- Nie. - powiedział.
- Jasnee.. Nie wytrzymałbyś. - odruchowo położyłam rękę na jego torsie.
- Pewnie tak. - przyznał mi rację i się uśmiechnął, a ja skrępowana, co nie codziennie się zdarza, szybko zabrałam rękę.
- Oj nie krępuj się. - złapał mnie za rękę i z powrotem położył na swój umięśniony brzuch.
- Głupi jesteś. - skwitowałam.
- Często mi to powtarzasz. - jeszcze bardziej się przybliżył, pomiędzy nami nie było już miejsca.
- Ej, Cocia. Co ty robis z ujkiem? - zapytał mały, podbiegając do nas.
- Gorąco się zrobiło. - mruknął ze śmiechem, Auba.
- Co ja robię? Jak to co? Przytulam. - uczyniłam to, żeby nie było...
- Dlacego go psytulasz? - spytał.
- Bo go lubię. - zaśmiałam się.
- A ujek Cię tes lubi?
- Nie wiem, spytaj się go.
- Ujek, lubis cocię? - spytał.
- Mhm, bardzo. - odpowiedział.
- To cemu, nie jestescie jak moja mama i tata? - dzieciak umie dowalić. Ogólnie wiem, że dzieci lubią zadawać pytania, że czasem ma się ich dość, ale Nico przebił wszystkie inne dzieci, tym pytaniem.
- Wiesz.. Nico to jest tak... - zaczął Mario. - Emm... - nie wiedział co powiedzieć.
- A ja mam pomysł! Chodźmy na basen, tam jest wujek Marco! - odparł Pierre, nie zdając sobie sprawy, jak Nico bardzo jest przywiązany do Reus'a.
- Tak, tak! Ja cę do ujka! - krzyknął uradowany.
- Dzięki. - szepnęłam Gabończykowi na ucho.
- Nie ma sprawy. - postanowiliśmy wracać do hotelu, a dokładniej kierowaliśmy się do reszty mojej ekipy, czyli na basen.



[Marco]
Kilka dobrych godzin spędziliśmy z Jess i moimi siostrami nad basenem, i nadal tam byliśmy. Yvonne, już nie wytrzymywała z nerwów o swojego synka, mimo że Lea uświadomiła jej, że wszystko w porządku, cała Yv... Moje kochane starsze siostrzyczki, a szczególnie Melanie, zawzięcie dyskutowała z Jessicą.
- Wiesz, Marco wydaje się być niedojrzałym palantem, ale to tylko pozory. Tak naprawdę, to wrażliwy dzieciak.. - zaśmiała się Mela.
- Całkiem przypadkiem wszystko słyszę. - przypomniałem o swojej obecności, tuż przy nich.
- Tak, tak. - odpowiedziała, nie zwracając na mnie uwagi. - Wiesz, byłabyś świetną bratową, jakby co, już Cię lubię. - puściła jej oczko, a ja teatralnie wywróciłem oczami, ze względu na zachowanie, siostry.
- I ja też! - poparła ją Yvonne.
- Ja też was lubię. - zaśmiała się. - Marco, masz bardzo fajne siostry.
- No dzięki. - odparłem. - Szczególnie tą jedną.. - spojrzałem znacząco na Mel. - Największa gaduła, świata!
- Nerwus jeden. - roztargała mi włosy.
- Ale od moich włosów się odpieprz. - zagroziłem jej.
- Bo co?
- Wiesz, może i jestem najmłodszy, ale za to najsilniejszy, kochana. - wstałem z zamiarem wrzucenia jej do basenu, tak też się stało.
- Debil! - krzyknęła.
- Też Cię kocham, siostrzyczko. Ale mogłabyś usiąść z nami, pogadać, a nie się wydurniasz. - zaśmiałem się..
- No tak już lecę! - rzekła. - Cię zabić! - dodała.
- Chcesz pozbawić rodziców, jedynego syna? - zapytałem, a reszta towarzystwa wybuchnęła śmiechem, prócz Thomasa, męża Meli, był jakiś dziwny, nie przepadałem za nim.
- Spokój dzieci! - krzyknęła nasza mama, zbliżająca się wraz z pani Götze. Co tu robiła pani Emilia (zmyślone).
Tak oto, zakończyliśmy małą sprzeczkę... Zająłem się pogawędką z Jess. Zastanawiałem się co takiego robi Lea, sama z Nico na plaży. Ona zawsze wolała przebywać w towarzystwie, i tak było tym razem... Okazało się, że towarzyszyli jej także moi kumple, którzy nie wiem skąd, bo nic mi nie powiedzieli, byli w tym samym miejscu na wakacjach, co i my. Właśnie zmierzali ku nas. Nico, gdy mnie zobaczył, od razu zaczął biec i z prędkością światła znalazł się na moich kolanach.
- No hej, maluchu. - przywitałem się.
- Ceść, ujek! Psysliśmy do cebie!
- To świetnie, ale po co się tak pieścisz? Doskonale wiem, że Ty umiesz mówić perfekcyjnie.
- No dobrze, już! - był najwyraźniej zawiedziony, a nie było czym, lecz wiadomo - to tylko dziecko.
- I tak ma być. - zacząłem go łaskotać.
- Ujek! Przestań! - śmiał się.
- Ok, daruje Ci. - zaśmiałem się. - No, no a kogo my tu mamy!? - zwróciłem się do przyjaciół.
- Mario Götze we własnej osobie. - rzekła Lea... - Wiedziałeś, że tu jest? - spytała, szepcząc mi na ucho, a ja pokręciłem głową na boki, co znaczyło, że nie.
- I Pierre, widzę! Nie chowaj się, stary. - przywitałem się z nimi.



[Lea] 
Szliśmy i szliśmy do tego hotelu. Droga z nimi, dłużyła mi się niemiłosiernie. Tu się ganiają, tam mnie wkurzają, normalnie męka, oczywiście głównie chodziło mi o Mario, bo Auba szedł kilka metrów przed nami, wraz z Nico za rączkę i ciągle mu coś opowiadał.
- Tak mnie bardziej pociągasz. - stwierdził, zachodząc mu drogę.
- Czyli, gdy jestem ubrana już nie? - spytałam.
- No też, nawet kiedy założysz na siebie piętnaście swetrów i dzwony... - powiedział, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Gdybym miała dzwony, to specjalnie bym się tak ubrała. - zaśmiałam się.
- Yhym, ale i tak mnie bardziej pociągasz, pół naga. - poruszał znacząco brwiami, idąc tyłem przede mną.
- Super... a ty mnie odtrącasz tymi gaciami. - powiedziałam.
- Co masz do moich oryginalnych kąpielówek? - zapytał z wyrzutem.
- Nie, nic... wcaleee... Po prostu jakby to powiedział Auba, oczojebne!
- Co ja? - odwrócił się Gabończyk.
- Nie nic.. - zaśmiałam się.
- To po to, abyś się nie patrzyła w moje inne części ciała. - powiedział.
- Serio? Chyba bardziej boisz się eksplozji w bokserkach. - zaśmiałam się. - I to przeze mnie. - dodałam, pewnie.
- Wiesz, nie zaprzeczę, bo... oj gorąca jesteś, gorąca... - rzekł obczajając mnie, od stóp do głów.
- Słońce mnie tak nagrzało.
- Słońce, nie ma w tej kwestii znaczenie, gdyż Ty jesteś bardziej gorętsza, od tego fajnego, żółtego kółka. - zaśmiał się.
- Dobra, skończ.
- Prawdę mówię.
- No, ale przestań. - powiedziałam stanowczo i przyśpieszyłam kroku.
- Nogi, fiu fiuuu. - nadal komentował. - A o tyłku nie wspomnę. - zaśmiał się, a ja miałam ochotę mu przywalić, nie przez ten odważny komentarz, a dlatego, że po prostu mnie wkurza.
- Odczep się, ok? - zatrzymałam się, poczekałam na niego i sprzedałam mu kopa, w zadek. Takim sposobem, szedł przede mną, i o to mi chodziło.
- Wiesz... do Twojego tyłka można się przyczepić. - zaczęłam mówić jak on.
- Spłaszczyłaś mi tą nogą! - powiedział.
- Jasne, nie o to chodzi... Ty zawsze masz taki odstający od wszystkiego. - zaśmiałam się.
- Oh, kocie .. przegięłaś. - zaczęłam uciekać, no a on mnie gonił.
- Ujek, dlaczego oni się ganiajom? - spytał mały, Aubameyang'a.
- Ćwiczą kondycję. - odpowiedział mu, piłkarz.
- A dlaczego?
- Bo lubią! - zaśmiał się, i ja zamiast biec, zaczęłam się śmiać. Usiadłam na piasku, śmiejąc się jak głupia.
- Tak wujek Auba, wszystko najlepiej Ci wytłumaczy. - powiedziałam i zaraz Mario mnie dopadł, i zaczął łaskotać, co nie robiło na mnie wrażenia.
- Oj, skarbeńku, przykro. Nie mam łaskotek. - zaśmiałam się.
- Ej no! Kiedyś miałaś!
- Kiedyś...
Potem już szliśmy w miarę przyzwoicie, i dołączyliśmy do reszty zgrai...





_________________________________________
24!
Mam nadzieję, że wyszło. Proszę, moje kochane, zniecierpliwione czytelniczki, szczególnie anonimki, może nie tak bardzo szybko dodaję, ale starałam się pisać i dodać, w ramach rekompensaty, że na poprzedni czekaliście długo.
Tak, tak. Jest Mario... Większość z was, domyśliła się, co miałam w planach od dłuższego czasu..
Eh... no i jak zawsze nie udało mi się was zadziwić! ;<
Mimo to, dzięki że jesteście, co jest bardzo dziwne, iż piszę koszmarnie!
Tak.. ostatnio to sobie uświadomiłam, czytając blogi niektórych z was, czy też jeszcze innych bloggerek.
Niby fajne te moje opowiadania, a jednak... Nie mam za bardzo bogatego słownictwa, i to jest minus... 
Dobra, nie będę się żalić, mam nadzieję, że zobaczę troszkę dużo komentarzy, zwięzłych i na temat :)

Pozdrawiam, Juliana.