niedziela, 27 kwietnia 2014

Prolog, cześć II.

     Po wczorajszej imprezie, zrobiliśmy sobie noc filmową, dlatego nikt z obecnych w salonie nie raczył otworzyć drzwi, do których ktoś natarczywie dobijał się od dobrych pięciu minut. Na seansie zostało tylko kilka osób, jedni wrócili do domu, drudzy zaś, czyli Mario, Pierre i Jess zasnęli razem ze mną i Leą w salonie na kanapach. Jakoś się pomieściliśmy, choć Auba grzecznie spoczął na podłodze albo... spadł? Mniejsza... ja tam zobaczyłem Leę! Dziewczynę o porażającym podobieństwie do mojej siostry. Spojrzałem za siebie i nie myliłem się, blondynka spała na sofie, ani drgnęła, a przede mną nadal stała młoda kobieta.
- Ty jesteś Marco? - zapytała w końcu. Głos miała w ogóle inny, szczerze? Nie rozumiałem niczego z tej sytuacji. Cholernie podobna do Lei, pyta się o mnie, do tego kaleczy niemiecki. Jakieś wyjaśnienia?
- No tak. - wymusiłem uśmiech. - A ty? Co cię do mnie sprowadza? - zapytałem zaciekawiony, przecierając ręką oczy. Nie wyspałem się, do tego nie zdążyłem się jako tako ogarnąć. Stałem przed nią we wczorajszych ubraniach, zapewne najlepiej nie pachniałem, ale cóż... ona nie wie, że właśnie mnie obudziła.
- Ja jestem Lena i bardzo chciałam pogadać z Leą, bo to twoja siostra? - spytała, udając, że nie wie. Pokiwałem twierdząco głową. Dobrego pierwszego wrażenia na mnie nie zrobiła, niby nic złego nie zrobiła, nie powiedziała, ale jest podejrzana, po prostu dziwna.
- Czekaj chwilę, okej? - zamknąłem jej przed nosem drzwi. - Lea, Lea... wstawaj! - potrząchałem nią, aż w końcu wysiliła się, na uchylenie powiek.
- Czego chcesz? - warknęła.
- Wiesz... może to brzmi dziwnie, ale za drzwiami stoi twój klon, dosłownie. - wyjaśniłem najszybciej jak mogłem. Blondynka zapewne pomyślała, że na starość coś mi się w głowie poprzestawiało, jak zawsze, lecz tym razem nie zdawała sobie sprawę z sytuacji. - Kurwa, tym razem mówię prawdę. - dodałem, widząc, że nie zwraca na mnie uwagi, specjalnie.
- Marco, rozumiem, że wypiłeś w nocy trochę, ale serio nie zawracaj mi dupy. - powiedziała zażenowana, przekręcając się na drugi bok.
- Co jest? - obudził się Mario. W nim nadzieja, wytłumaczyłem mu wszystko, sam aż poszedł sprawdzić. Zajrzał przez 'judasza' i momentalnie się cofnął. - Boże, Lea, wstawaj! Wstawaj, bo cię zaraz zgwałcę! - podziałało. Zacząłem się śmiać z własnej siostry, bo z prędkością światła znalazła się przy drzwiach, które bez wahania otworzyła.
- Debile! Przecież tu nikogo nie ma. - wyjrzała...




__________________________________
SURPRISE! Nie mogłam się doczekać aż to dodam :D ...Wy bardzo dobrze widzicie. Jedziemy z drugą częścią. Prostuję sprawę, żeby nie było... naprawdę nie miałam w planach kontynuować, ale... tyle miłych komentarzy, normalnie cieplej na sercu. To Wy zmotywowałyście mnie do napisania tego, a ty misiaczku ( Karina ), tak kochana, moje komentarze zawsze są szczere! <3 Fajnie, że wiesz. Nie będę przedłużać, bo niżej... obiecane sceny nieudane! :D 
Wyszły okropnie, nie tak jak chciałam, ale cóż... zobaczcie sami.

#1 -  ( końcówka rozdział 1, początek 2 )
- Już mogę spadać? - zaśmiałam się, siedząc na głośniku. Reżyserka pokazała kciuk w górę. Pierwszy raz, prawie złamałam nos, leciałam dosłownie na twarz. 
- Czy hahahah nic ci się hahaha nie stało? - mówił, dławiąc się ze śmiechu Mario.
- Jeszcze raz! - nakazała.
Znowu usadowiłam się na kolumnie. Wyobraziłam sobie, że tam na podłodze jest mięciutki materac. Spadłam dość realistycznie i udawałam, że skręciłam nogę.
- Lea, nic ci się nie... hahahahahah stało? - nie, z nim nie da się pracować. Powinni od razu zabrać mu tą kwestię.
- Dość! Mario! Masz 5 minut, idź się przewietrz. - powiedziała, kręcąc głową.
- A ja mogę? - poprosiłam, siedząc w niewygodnej pozie.
- Nie! Ty nawet się nie ruszaj. 
- To niech pani tak usiądzie i rozkoszuje się tą chwilą. - warknęłam podirytowana. 
- Mówiłaś coś? - krzyknęła.
- No, że... znaczy nie! Nic nie mówiłam. Przesłyszała się pani. - wolałam jej nie podpadać, wredne babsko.

#2 - przygotowania do nagrania. ( rozdział 4 )
- Piłkarz od siedmiu boleści. - mruknęłam, przygotowując makijaż do nagrywania imprezy. Chłopak spojrzał na mnie, jakby chciał mnie zabić. - To nie ja cię wkurwiam. - warknęłam zażenowana.
- A ty już dawno powinnaś być gotowa, wiesz... chcę po prostu, abyś się pospieszyła. - powiedział, kręcąc się obok.
- Cicho, idź puść oczko pani reżyser i będzie git. - zaśmiałam się, malując usta krwistoczerwoną szminką. Niestety musiałam.
- Próbowałem.
- To spróbuj jeszcze raz. - zrobiłabym wszystko, żeby go wygonić. On nie tylko gra takiego debila, on nim jest. Naprawdę.
- A ja wolę popatrzeć! - usiadł na krześle obok. - Może i mnie być pomalowała. - powiedział pod nosem, co nie uszło mojej uwadze.
- No chodź tu! - wycałowałam go po twarzy, omijając oczywiście usta.. których na planie musiałam posmakować. Teraz wyglądał jak gej. Miał całe czoło, policzki w czerwonej szmince.
- Sceny erotyczne, nagrywane studio dalej. - burknęła nasza kochana pani reżyser. - Raz, dwa! Zmywaj to! - krzyknęła na niego. - A ty kończ wreszcie. - zwróciła się do mnie. - Jakoś nagrywając scenę, nie chcieli się lizać. - wywróciła teatralnie oczami. Mario zaczął się śmiać. - I czego rżysz!? Do łazienki, już! Liczę do trzech. Raz...... dwa........ spieprzaj! - Jakby jej tu nie było, zapewne tarzalibyśmy się po podłodze, znaczy ja.


#3 - impreza u Mario ( rozdział 4 )
- Ja go nie pocałuję! - zaczęłam się śmiać, patrząc na piłkarza.
- Leaaaaaaa! - zawyli dosłownie wszyscy.
- Dobra. - westchnęłam. - No już, tylko szminkę o rękaw wytrę. - powiedziałam żartobliwie.
- Nie masz rękawa. - odezwał się wkurzony już Marco, nie dziwię się mu, bo od godziny męczymy się z jedną sceną. Głównie przeze mnie. 
- Cicho.. - mruknęłam. - No i co tam, Gejce? - puściłam mu oczko. Mario pokładał się ze śmiechu. 
- Nie, my tego nigdy nie nagramy. - jęknęła Ann, czekająca na swoje wejście. 
- Przerwa! - krzyknęła reżyserka. - Ja z nimi nie wytrzymam. - zwróciła się do reszty, na co ja zaczęłam się śmiać.
- Boże, patrzcie. Tak to się robi. - zademonstrowała Jess, która miała takie same zadanie, tylko z Bittencourt'em. 
- Mówi ta, co grała już w trzech filmach. - mruknęłam.
- Dobra, jadziem z tym koksem. - Mario podniósł się z podłogi, na której do tej pory siedział. 


#4 - Dubai ( rozdział 24 )
- Kurde, wiem, że ona ma ładny tyłek, ale chyba nie muszę jej tego mówić? - pieklił się Mario. - Przecież moja mama będzie to oglądać! - teraz wiedziałam, że sobie jaja robi. 
- Twoi rodzice przecież tu są. - zaśmiałam się, patrząc na jego rodzinkę. Jego mama, dosłownie wstrzymywała się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Synku, możesz tak powiedzieć. - krzyknęła, a my wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Nie, no... to powinien być film o śmiechu, bo jest go tu najwięcej.
- Ale babcia, moja kochana babcia będzie to oglądać. Co ona sobie o mnie pomyśli? - posmutniał, nawet łzy mu leciały... od śmiania się.
- Że nie posłuchałeś się rad dziadka. - powiedziałam mu na ucho.
- No wiesz, co? Nie dołuj mnie bardziej. - westchnął.
- Do kabaretu się tylko nadajecie! Na początku ładnie współpracowaliście wszyscy, a teraz co? - zabrała głos reżyserka. 
- Wakacje są! - krzyknął Marco, mający na sobie kąpielówki w kwiatki. 
- Przebierz się, Reus! - warknęła.
- Dlaczegoo!? Mario ma neonowe. - zaśmiał się.
- Reus! Przebieraj się! - gdyby spojrzenie pani reżyserki zabijało, Marco byłby martwy.
- Dobra, już. Niech się pani na mnie nie wkurza, pani Evo! - pobiegł do garderoby.
- Jeszcze on... - jęknęła. - Boże, daj mi profesjonalnych aktorów. - spojrzała ku niebu. 


#5 - Marco i Jess ( rozdział 27 )
- Już mam się budzić? - zapytałem
- Zobaczysz kiedy. - powiedziała 'kochana' pani Eva. Wszyscy ją oczywiście uwielbiamy.
- Jak zobaczę? Przecież muszę mieć zamknięte oczy? - kłócił się.
- Wyczujesz to, debilu. - zaśmiała się, Lea.
- Dobra zaczynamy. Śpijcie. - nakazała.
- Mamo, tato nie patrzcie. - zachciało mi się śmiać, jednak się powstrzymałem.
- Reus! Jeszcze raz.
Patrzyłem na 'śpiącą' Jessicę z 'uczuciem', kiedy ona tak po prostu wybuchnęła śmiechem.
- Jessica! Ty też?
- Ale on się tak rozbrajająco patrzy. - wyjaśniła.
- Mareczku, nie czaruj tam! - krzyknął Mario, za co pozdrowiłem go środkowym palcem.
- To nie Ty leżysz koło pół nagiej kobiety! - odkrzyknąłem.
- Chwilę temu zdejmowałem bluzkę Lei, wiem coś o tym. - powiedział i dostał kopa w tyłek, właśnie od Lei. Mało co się nie przewrócił.
- Jeszcze słowo. - powiedziała stanowczo główna bohaterka filmu.
- Szkoda, że nie gramy w filmie ze scenami łóżkowymi, no nie? - zaśmiał się. On, chyba nie zdawał sobie sprawy, że mówił to głośno. - Mamo, ja tak żartuje, tylko! - krzyknął, aż sam kamerzysta się roześmiał.


No to tyle ;> Może kiedyś powstanie więcej, a jak powstanie to oczywiście dodam.
Zapraszam na aska tylko dla Was: http://ask.fm/JulianaKot

Uszanowanko!

wtorek, 22 kwietnia 2014

Epilog.

...

Co myślicie o przyszłości głównych bohaterów?

Czy Lea zrozumie, że Mario jest dla niej?

Czy Mario zrobi wszystko, żeby mieć Leę dla siebie?

Czy stworzą kiedyś szczęśliwy związek?

A może zostaną przyjaciółmi już na zawsze?

Dowiecie się w drugiej części filmu "Niechciana miłość", której nigdy nie będzie.

(napisy końcowe)

THE END.

*

- Jeju.. chciałabym być na miejscu Lei! - powtarzałam ciągle przyjaciółce.
- Przecież oni nie są razem. - odpowiedziała.
- No i co z tego!? Ale.. całowali się no! - krzyknęłam z zachwytu, chyba trochę za głośno, rodzice mieli dobry słuch.
- Ciota głupia. - zaśmiała się. Zawsze tak do mnie mówiła, bo wiedziała jak bardzo lubię Mario, jako piłkarza. Boże, ja chcę więcej takich filmów!
- Starsza jesteś, a nie rozumiesz... - przewróciłam teatralnie oczami.
- Rozumiem, ale wiesz, że go nie lubię. Wolałabym być Jessicą! Cudowne chwile z Reus'em, choć nie powiem, wolałabym Leosia.
- Ja chcę drugą część! Teraz, już, ewentualnie zaraz. - darłam się, ten film był zdecydowanie za krótki.
- Julek, nie zrozum mnie źle, ani nic... ale drugiej części nigdy nie będzie. - powiedziała spokojnie, żeby mi to uświadomić. Wiedziałam, wiedziałam to, lecz co poradzę, że to takie wciągające. Za bardzo się wkręciłam. Cóż... film, a w roli głównej jedni z najlepszych piłkarzy! Żyć nie umierać. 
- Przecież wiem! Czuję niedosyt... Boże, chyba zaraz sobie sama zakończenie wymyślę! O wiem... Lea + Mario = Łóżko i ... Juliana zadowolona! - sama śmiałam się w duchu, karcąc swoje nienormalne myśli.
- Down! - wręcz tarzała się po łóżku, z którego mało co, nie spadłam - przez nią. 
- Oj, cicho... fajnie by było. - wyobrażałam sobie różne sceny, jakie mogłyby być w następnej części. Byłam jak zahipnotyzowana. Jedno wiem! Sama wymyślę jakieś historię i będę o nich pisać... w internecie. Myślę, że warto spróbować.
- O czym tak dumasz? - zauważyła, że szczerze się, patrząc na ścianę. Taka moja natura. - Dobra, nie chcę wiedzieć. 
- I dobrze. - mruknęłam, nie przerywając myśli i gapienia się w jeden punkt. Zakładam bloga z opowiadaniem! Nawet dwa, a co!




_______________________________________________
Haha, i jest zakończenie! Kto się spodziewał takiego obrotu spraw? Chyba tylko ja i Ci, którzy byli wtajemniczeni, nieliczni. Miało tak nie być, ale jakoś... dwa miesiące temu lub mniej, naszedł mnie taki pomysł i wykorzystałam go. Mam nadzieję, że jest dobrze! Jeżeli będzie dużo komentarzy, najlepiej pobijcie rekord, czyli 26, ale! Sensownych komentarzy i zobaczymy się jeszcze kilkakrotnie na tym blogu, gdy dodam "sceny nieudane", ale to zależy od komentarzy, no! Chciałabym zakończyć, żebym była dumna z siebie, bo 53 obserwatorów, samych nie przyszło, dlatego chciałabym dużo opinii i no... widzimy się xD
Przed podziękowaniami, chciałabym jeszcze Wam oznajmić, kochane o dwóch nowych blogach i dwóch niestarych, ale też nie najnowszych, a więc.... NAJNOWSZE:


Liczę, że będziecie dalej ze mną, bardzo bym tego chciała :)

DZIĘKUJĘ.
Dziękuję tym, co komentowali regularnie i też czasami.
Dziękuję tym, co czytali, chcieli więcej i czekali na więcej.
Dziękuję, za zrozumienie, gdy nie miałam czasu/weny/chęci. 
Dziękuję, za to, że dzięki Wam chciałam to pisać i dokończyć! Dawaliście mi siłę.
Dziękuję za wszystko! Za wszystko... co związane z opowiadaniem.
Dziękuję też temu blogowi, bo dzięki niemu poznałam wspaniałą osobę, dzięki niemu wierzyłam w swoje przeciętne umiejętności, a fabuła i przebieg zdarzeń na tym blogu to nic specjalnego. Proste wymysły.
Kocham Was naprawdę i chciałabym, żebyście mimo zakończenia tego bloga, Waszego ulubionego, byli ze mną dalej, bo blogowanie nie skończyłam, mam jeszcze 4 blogi, gdzie linki podawałam powyżej.
Sama nie wierzę, że to już koniec, szybko zleciało, choć zaczęłam przygodę z tym blogiem 14 lipca :)
Pewnie o czymś zapomniałam... ale mam nadzieję, że to wszystko i jesteście zadowolone z epilogu i ogólnie z opowiadania... pokochałam je, ale musiałam skończyć. 
Jeszcze raz... DZIĘKUJĘ <3
To wszystko.

Chcecie sceny nieudane? - komentujcie :)

Uszanowanko! Juliana


piątek, 18 kwietnia 2014

30.

     Stojąc i przeglądając się w wielkim lustrze, zrozumiałam, że moje życie jest naprawdę do dupy. Inni żyją jak w Madrycie, ja niby też. Właśnie - niby. Wszystkim się wydaje, że bycie siostrą tego Reus'a, jest cudowne, jak z bajki. Otóż, co do rodziny nie mam zarzutów, lecz ja jestem tylko Leą. Już dwudziestojednoletnią dziewczyną o blond włosach i ze specyficznym poczuciem humoru. Taka jestem. Do ideału brakuje mi sporo, ale cóż - takie życie. Życie, w którym nie ma miejsca dla drugiej osoby. Gdzie nie ma miejsca dla miłości, która w dzisiejszych czasach jest przereklamowana.
- No, pokaż się. - do mojego pokoju zawitała przyjaciółka, która wraz z Marco uknuła dzisiejszą imprezę, na którą w ogóle nie miałam ochoty.
- Jess, ja nie chcę.. - jęknęłam, siadając na skrawku łóżka.
- Ty odmawiasz imprezy? Ty? Lea... od zawsze kochałaś imprezować, co się zmieniło? - spytała, wyraźnie zdziwiona moim postępowaniem. Ona zawsze wie, kiedy coś jest nie tak, choć ja sama nie wiem co.
- Ja się zmieniłam. - odparłam. - Mogę zdjąć tą cholerną sukienkę? - zapytałam podirytowana, przewracając teatralnie oczami.
- Nie! - szybko zareagowała. - Zostaw ten zamek. - zabroniła. Zrezygnowana zaczęłam szukać odpowiedniej pary szpilek. - Lea, ludzie się od tak nie zmieniają, a jak już, to na gorsze. - powiedziała łagodnie.
- A widzisz jakąś pozytywną zmianę? - wskazałam na siebie. Stałam się... dziwna, nie wiem jak to inaczej określić, jestem dziwna, przyznaję się do tego, a nie poznaję samej siebie.
- Nie. - rzekła stanowczo. To w niej ceniłam. Szczerość. Szczerość i wytykanie mi wszelkich błędów. Taka przyjaciółka była mi najbardziej potrzebna. - Dziewczyno, ty naprawdę zeszłaś na psy. Nie wiem co się stało z dawną Leą, tą co potrafiła kogoś zgasić swoimi tekstami. Tą, która miała niewyparzony jęzor. Gdzie tamta Lea, z którą się zaprzyjaźniłam?
- Nadal jest, ale pękła... Nienawidzę swojego życia.
- Ale dlaczego, Lea? Ktoś ci coś zrobił? - w tym obliczu, ukazywała się jej troska. Nie no.. kocham ją.
- Nie! Skończmy temat, okej? - zaproponowałam, bo szczerze miałam dość poważnych rozmów.
- Sorry, masz urodziny, a ja ci robię wykład. - przytuliła mnie. Ugh... dziś kończyłam dwadzieścia jeden lat. Od rana odebrałam mnóstwo sms'ów, wiadomości na Facebook'u i innych komunikatorach, mnóstwo życzeń. Urodziny są rutyną. Rutyną, która powtarza się raz w roku, ale tego samego dnia. Nie mam pojęcia, kogo Marco zaprosił, kto w ogóle będzie... To bardziej jego impreza. Niechętnie zeszłam na dół, podążając za Jessicą. Tam urzędował już wystrojony blondyn, zwany też moim bratem.
- Takie dziewczyny... - obczaił nas od stóp do głów. - To ja rozumiem. - zaśmiał się. Boże, jak ja wytrzymałam z nim te wszystkie lata?
- Weź spadaj, to wszystko przez ciebie. - burknęłam zażenowana, siadając na kanapę.
- Nikt mnie nie kocha. - zaczął się śmiać. Tak, śmiać. On jest nienormalny. W zamian dostał buziaka od Jess, po którym nie chciał jej wypuszczać z objęć. Wpił się z zachłannością w jej usta.
- Ugh... nie wiedziałam, żeś taki czuły. - skwitowałam.
- Jak to nie? To patrz. - podszedł do mnie i przytulił. Znaczy, dusił mnie... Czemu on nie może tak robić, wtedy gdy mam kompletnego doła? Co teraz często się zdarza. Nie, nie dusić, ale przytulać mógłby raz na jakiś czas.
- Awww, pokażę kiedyś to waszym rodzicom. - odparła, wpatrując się w ekran telefonu... Czyli zrobiła zdjęcie. - A tymczasem, na tapetę!
- Chcesz mieć na tapecie swojego chłopaka z inną dziewczyną? - zaśmiałam się. - Co ludzie pomyślą? - udzielił mi się dobry humor.
- No coś ty!? Ciebie ucięłam. - odpowiedziała.
- Szczerze, ja też bym tak zrobiła.



*



   Gdy w domu rozległ się pierwszy dzwonek i Marco pofatygował się otworzyć, ja znalazłam idealną wymówkę do ucieczki, która... niestety mi nie wyszła.
- O to ja pójdę się pomalować. - rzekłam, idąc niezauważalnie w stronę schodów.
- LEA! Wracaj, już!... malowałaś się pół godziny temu. - rzekła, gestem dłoni wskazując na gości. - Widzisz, ile imprezowiczów? - no tak, na raz przyszli... chłopaków kojarzyłam, a ich partnerki już mniej, choć miałam z niektórymi styczność.
- No więc, Lea agresorze... przyjmij życzenia. - zaczął Łukasz. - Zdrowia, szczęścia i słodyczy, rodzina Piszczków tobie życzy. - przytulił mnie, a po nim zaczęła jego żona, Ewa.
- Ajj. Łukasz jak zwykle nic nie potrafi sam zrobić. - zaśmiała się. - Kochana, miłości, bo miłość jest w życiu bardzo ważna i potrzebna, a wiem, że taki jeden, też go znasz, ma na ciebie oko. - pocałowała mnie w policzek. - Dziękuję.
I tak to się ciągnęło przez dłuższy czas, ponieważ ciągle ktoś przybywał. Ogólnie nie było tak źle, wypiłam tylko kilka lampek wina, i na tym poprzestałam. Nie miałam dziś na nic ochoty. Tak jakoś smutno mi było... Wszyscy świetnie się bawili, a ja jak zwykle w ostatnich miesiącach - przymulam. Siedziałam i uśmiechałam się sztucznie do wszystkich. 
- Siostra, co jest? Dostałaś tyle prezentów, życzeń, że się w palę nie mieści, a ty co? Smutasz? - usiadł koło mnie Marco. Korzystając z okazji, oparłam się o jego ramię i nic nie mówiłam. Cofam te wszystkie wyzwiska ze złości na niego... a było ich sporo w życiu. Reus jest naprawdę dobrym materiałem na brata, jak trzeba to i pocieszy, choć jest trudno. Dziś objawia się u niego twarz nienormalnego, ale jakże cudownego i poważnego człowieka. Cieszę się, że mama trafiła na takiego faceta oraz cieszę się, że ten facet, jest moim tatą i ma takiego syna. - Czekaj. - powiedział, gdy otrzymał sms'a. Odczytał go i powiedział. - Chodź. - podał mi rękę i prowadził do drzwi. Przed wyjściem podał mi kurtkę, buty. Wyszliśmy na podwórko było cholernie zimno, jak na zimę przystało. Śniegu na szczęście nie było. Na drodze ujrzałam piękne białe Audi S5 i tylko to. Spojrzałam za siebie, Marco kiwał głową, to znaczyło jedno... - to mój samochód! Dostałam samochód... Ale skąd on tu się wziął? Jest po dwudziestej trzeciej, a na drodze nagle wyrosło auto. Dałabym rękę uciąć, że wcześniej go nie było, i że to nie sprawka gości. Niepewnie wsiadłam do samochodu, szczerze? Myślałam, że coś mi wyskoczy z tylnych siedzeń, lecz się policzyłam. To chyba dobrze, w ten sposób uniknęłam zawału. Na siedzeniu pasażera leżała kartka, a na niej: "Świeży kierowca - świeży samochód. Wszystkiego Najlepszego, kochanie. Nie chcemy psuć wam imprezy, dlatego zostawiamy to. Nie, my tego samochodu nie zostawiliśmy. Kochani Rodzice" Wysiadłam i szukałam wzrokiem Reus'a. Na dworze byli już goście... Ale jego nie było... Zza domu zaczęły strzelać fajerwerki, już wiedziałam gdzie jest i po chwili się ukazał.
- To prezent ode mnie i... -  zaczął, podchodząc bliżej.
- Ode mnie. - z drugiej strony wyszedł Mario. Naprawdę myślałam, że pogniewał się na mnie, za wczorajszą rozmowę, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. A jednak.
- Jeju... - mój wzrok przeniósł się na jego. - Wystraszyłeś mnie. - powiedziałam, gdy byłam tuż przy nim. - Myślałam, że nie chcesz przyjaźni.
- Przecież rozmawialiśmy... - przypomniał mi.
- No tak, ale...
- Żadne "ale", chodź się przejechać! - zaprowadził mnie zza samochód, najlepsze jest to, że miał przyciemniane szyby z tyłu.
- Żartujesz.. teraz? Nie odebrałam jeszcze prawka. - nie chciałam ryzykować. Tak, ja Lea po raz pierwszy, nie bawiłam się w ryzyko.
- No wiem. Taka wymówka. - odparł w miarę cicho, żeby zgromadzeni nie usłyszeli.
- Co? - zdziwiłam się.
- Oj Lea...
- My dobrze wiemy, co tam robicie! - krzyknął, któryś z męskiego grona... Zaśmiałam się sama do siebie.
- Jeszcze nic nie robimy! - odpowiedział donośnie Mario.
- Jeszcze! - usłyszeliśmy ponownie.
- Jeszcze. - powtórzyłam cicho, popchnęłam chłopaka na miejsce, przeznaczone dla kierowcy i pocałowałam. Götze dał mi wyraźny znak, że mu się podobało, iż nie chciał wypuszczać mnie z objęć.. ale to nie mogło trwać dłużej. Dzisiejszy dzień, to wyjątek. Musiałam mu podziękować za miły prezent, Marco także, ale to potem... Potem też wszystko wróci do normy, przynajmniej mam taką nadzieję, chyba, że życie zrobi mi na przekór.




[Marco]
     Czuję, jakby Lea i Mario byli małymi dziećmi, a ja ich wychowuje. Dziwne uczucie, nie polecam. Nie wiem już... nie wypowiadam się na ich temat, bo wiem, że nie ma sensu i to nie przyniesie żadnych rezultatów. Siedzą koło siebie i gadają... o czym? O głupotach zapewne, widząc ich wyraz twarzy, mogę śmiało stwierdzić, że omijają temat miłości, na siłę szukają innego wątku do rozmów. Jak wspominałem wcześniej - to dziecinne, zwłaszcza w ich wykonaniu. Dwudziestojednoletniej dziewczyny i dwudziesto prawie dwuletniego chłopaka. Oboje się zmienili i nie jestem w stanie ocenić, czy na lepsze, czy też nie. Mario nie jest tym samym facetem, jak choćby rok temu, gdy był jeszcze z Ann. Wtedy nie miał tyle swobody, ale przynajmniej zawsze, zawsze było wesoło, słuchając kłótni jego z moją siostrą. Wspaniałe czasy, ale mam nadzieję, że właśnie przyszły jeszcze lepsze...


A w epilogu...
Wszystko okaże się niedługo!


___________________________
Kilka słów od siebie: PRZEPRASZAM, bo zawaliłam na grubej linii. Tak długo nie było rozdziału, a ja przyznaję się, że aż do wczoraj nie potrafiłam nic zacząć. Miałam zaplanowaną jedynie końcówkę tego rozdziału, która uległa sporej zmianie! Ale.. na epilog mam pomysł i to mega, moim zdaniem. xD Więc szykujcie się, lecz najpierw przyjmijcie moje przeprosiny, iż ten rozdział nie spełnia moich i zapewne waszych oczekiwań. Jest do dupy, do niczego. Naprawdę! Potrzebuję w komentarzach mnóstwo szczerych opinii, możecie mi spokojnie wygarnąć, co robię nie tak. Co wam się podoba i nie podoba. Wszystko piszcie. Zachęćcie mnie bardziej do dodania epilogu, to pojawi się szybko. Zależy od Was ;) Szybciej dobijecie sporą ilość komentarzy tym szybciej przeczytacie epilog, a pod epilogiem... napiszę coś więcej.

Buziaczki, kochane! <3 a no i mam nadzieję, że wybaczycie za to coś powyżej :>

Aktualizując: Zapraszam na w miarę obszerny opis bohaterów na nowego bloga: http://2szansa.blogspot.com/2014/04/opis-postaci.html
i drugiego nowego bloga, lecz tam nic szczególnego oprócz bohaterów nie ma: http://come-and-make-me-feel-alive.blogspot.com/