- Debile! Przecież tu nikogo nie ma. - wyjrzała, ale zaraz cofnęła te słowa. - O ja pieprze. - mruknęła.
~~
Naprawdę była tam jakaś dziewczyna, mniej więcej mojego wzrostu, jedynie włosy miała dłuższe i inaczej ułożone. Szczerze? To podobieństwo było przerażające.
- Cześć, Lea. - odezwała się, dopalając papierosa. Boże, nie wzięłabym tego świństwa do ust, nigdy w życiu. Nie miałam pojęcia jak się do niej zwracać, przecież ja jej w ogóle nie znam, a w jej przypadku, wręcz przeciwnie. Wie kim jestem, wie kim jest Marco, wie gdzie mieszkamy? A może jeszcze dowiedziała się skądś, o której zazwyczaj chodzę spać? Nonsens. Jedynie czego chciałam to wyjaśnień, które tylko ona, mogła mi zagwarantować.
- Wejdź. - mruknęłam, niechętnie otwierając szerzej drzwi. Zaprosiłam ją do salonu, gdzie nie było już nikogo, siedzieli w kuchni. Usiadłam naprzeciwko niej i czekałam na jakiekolwiek słowa objaśniające mi całą sytuację, a nie powiem, bo czułam się dziwnie i niekomfortowo we własnym domu.
- Może zacznijmy od tego, że nazywam się Lena. - nawet imię ma podobne. Co jeszcze mnie dziś zaskoczy? - Hm, nie wiem jak to powiedzieć. - zaśmiała się. Znam ją od, dosłownie, chwili, ale wygląda na normalną, fajną dziewczynę. Pozory, pozory i jeszcze raz pozory.
- Najlepiej prosto z mostu. - hm.. jednak nie miałem do niej przekonania, może jakby miała ciemne włosy? Wtedy różniłaby się bardziej i nie odstraszałaby już mnie i moich przyjaciół.
- Przyniosłem wam herbatę, dziewczyny. - Marco wkroczył w najmniej odpowiedniej chwili. Właśnie miałam się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, a on z herbatą wyskakuje. - Już mnie nie ma. - oznajmił, gdy zabijałam go wzrokiem.
- Niezły. - powiedziała cicho, patrząc jak odchodzi.
- I zajęty. - Boże, ona go pożerała wzrokiem. - Ugh, mów. - zarządziłam.
- Przysłała mnie tu Manuela, twoja i... moja mama. - dziewczyna widząc moją minę, kontynuowała. - Od urodzenia mieszkałam z tatą i babcią, których ty nie miałaś przyjemności poznać. - przyjemności? Za żadne skarby świata nie chciałabym widzieć człowieka, który zostawił mnie i mamę, hm, a ją ot tak przygarnął? Nie rozumiem. Zawsze myślałam, że on uciekł od obowiązku, uciekł ode mnie. Przecież taka straszna nie jestem, ale... no właśnie, jest 'ale'. Ja mogłam teraz mieć inne życie, byłabym gdzieś w Polsce z nim... Nie, nie, nie! Nie wyobrażam sobie tego. - Lea? - zapytała, gdy odpłynęłam w myślach.
- Poczekaj, okej? Pójdę się ogarnąć. - upiłam łyk herbaty i uciekłam do swojego pokoju. Nie, to nie była wymówka. Po prostu źle się czułam we wczorajszych ciuchach, musiałam się odświeżyć. Może w nieodpowiednim momencie, ale panna Lena, zapewne poczeka. Dużo myślałam. Ona moją siostrą? Mam dwie wspaniałe siostry, wydaję mi się, że mamy komplet. Nie spieszyło mi się do niej wracać, ale... cholernie ciekawiła mnie dalsza część 'opowieści'. To dzieje się naprawdę. Co byście zrobili na moim miejscu, gdyby za drzwiami stał wasz klon, który naprawdę istnieje w rzeczywistym świecie? Ja.. czuję się jakbym grała rolę w filmie lub byłabym główną postacią w dobrej książce. No to się porobiło. Po nałożeniu na siebie wygodnych szarych dresów i zielonego ciepłego sweterka, wróciłam na dół, gdzie Mario towarzyszył Lenie. W ogóle nie przeszkadzało mu to, że się do niego przymila, puszcza oczka i przesłodko się uśmiecha. Kurwa. Ma to po mnie. Usiadłam przy piłkarzu, a moja dłoń powędrowała na jego udo, gdzie spoczęła na dobre. Chłopak pojął o co mi chodzi i objął mnie ramieniem, cały czas uśmiechając się, tak ja uwielbiam. Wyczułam od niego perfumy Marco. Musiał się wypsikać, wiedząc, że w salonie siedzi ładna dziewczyna -,-Nie, ja nie jestem zazdrosna. Po prostu pragnę pokazać 'koleżance' kto tu rządzi.
- Na czym skończyłyśmy? - zapytałam.
- Mam mówić przy Mario? - to oni już po imieniu? No, ładnie...
- A dlaczego nie? - zapytałam, posyłając jej sztuczny, ale jakże aktorski uśmiech.
- Okej. - uśmiechnęła się szeroko, ale chyba nie do mnie. Pff, na pewno do Mario. Tyle lat i sobie chłopaka nie znalazła jeszcze? Dobra, ja nie jestem w tej kwestii lepsza, po prostu nie chcę nikogo jak na razie. A ona? Ona najwyraźniej szykuje podryw na Marco i Mario. - Byłam u twojej, znaczy naszej mamy. Powiedziała mi wszystko, dlaczego się rozstali z tatą i dlaczego nas rozdzielili. - nawet ja tego nie wiem. Mama zawsze powtarzała, że nie byli sobie pisani, ale to niczego nie wyjaśniało.
- Czekaj, czekaj... Ile ty masz lat? Jesteś starsza, tak? - byłam strasznie ciekawa. Musi być starsza, bo przecież ja nigdy jej nie widziałam.
- Dwadzieścia jeden, Lea. Wczoraj miałyśmy urodziny. - powiedziała. O kurwa. Mam bliźniaczkę. Z kuchni usłyszałam donośny głos Marco "Co!? To są dwie?". - I starsza jesteś ty. O kilka minut. - zaśmiała się. Mówiła to z taką lekkością. Ja nie potrafiłabym tak. Na jej miejscu, wolałabym nie bawić się w szukanie rodziny. Mi jest dobrze tak jak jest. Nie chcę, aby coś w rodzinie się zmieniło.
- Nadal nie rozumiem... - rzekłam. - Na siłę próbujesz znaleźć sobie nową rodzinkę? - wiem, to było wredne. - Nie chcę zamieszania. - przyznałam. - Dlaczego pojawiasz się tak nagle i mieszasz nam w głowach? - może i byłam niemiła, ale inaczej nie potrafiłam tego powiedzieć, musiałam się unieść.
- Ugh... oni nie żyją! - prawie że krzyknęła, a mnie zatkało.
- Dziewczyny wy sobie wszystko wytłumaczcie, ja nie będę przeszkadzał. Pożegnam się jeszcze z resztą i spadam. Będę potem. - powiedział, przelotnie całując mnie w policzek. - Pa, Lena. - uśmiechnął się. Zostałyśmy same + podsłuch z kuchni, tzn. Marco.
- Sorry. - powiedziałam ze współczuciem. Głupio się czułam, że tak na nią naskoczyłam.
- Przecież nie wiedziałaś. - mruknęła niemal niesłyszalnie.
Podsumowując. Dzisiejszego dnia nie było mi dane odespać ostatnią noc. Nagle dowiaduje się nierealnych rzeczy i bądź co bądź - muszę w to wierzyć. Mam siostrę, do tego bliźniaczkę. Dziwne. Przez całe życie żyłam w kłamstwie. Nie miałam nikomu tego za złe, w jakimś stopniu rozumiałam mamę i jestem jej wdzięczna, że ja Lea zostałam z nią. Nie Lena. Boże. Lena i Lea... jak to brzmi. A raczej jak to nie brzmi. Po zatelefonowaniu do mamy, zostałam powiadomiona, iż Lena zostaje u nas na najbliższe dni, dopóki sobie czegoś nie znajdzie. Podobno Marco wyraził zgodę, a ja nie miałam zdania. Cudownie, nie? Sama nie wiem co mam o niej myśleć. Z jednej strony wydaje się być fajną dziewczyną, z drugiej... hm. Można tłumaczyć to śmiercią bliskich jej osób. Nie wiem...
- Zabieram jednego klona! - usłyszałam krzyk z dołu, oczywiście głos należał do Mario. Debil, kilku godzin nie może wytrzymać samotnie. Standardowo w ostatnim czasie, przybywał do mnie. W sumie... dobrze mieć kogoś takiego. Będąc na górze, skorzystałam z okazji i poprawiłam się jako tako, oglądając się w lustrze. Wyglądałam normalnie. Ubrana w ulubione szare zwężane dresy i zwykły t-shirt, bez makijażu. Nie mam się dla kogo stroić, a nawet jeśli... to ta osoba musiałaby mnie akceptować taką, jaką jestem. Zbiegając po schodach na dół, w oczy rzuciła mi się najpierw ręka chłopaka, obejmująca moją nową siostrę.
- Ekhem! - chrząknęłam. Jak poparzony oderwał się od niej. Ups, chyba się pomylił. Parsknęłam śmiechem, za to Lenie nie było tak wesoło. Była wyraźnie zawiedziona.
- Tego klona biorę. - pociągnął mnie za rękę. - Jedziemy mała. - oznajmił.
- Ja jestem oryginał. - szepnęłam mu na ucho, chichocząc. - Lena czuj się jak u siebie. - kilka miłych słów ode mnie. Niech się nie przyzwyczaja. Kiwnęła głową i udała się do kuchni, gdzie Marco coś tam robił. Zapewne pokazywał ludziom jak nie gotować. Norma, ale to nieistotne. - Gdzie jedziemy? - spytałam tak trochę od niechcenia, bo przyznam, nadal byłam zmęczona po wczorajszych urodzinach. Logiczne, że po takich imprezach potrzebuję dwa razy więcej snu. Nie dwa razy mniej!
- Do mnie. Nudzi mi się. - szczerzył się niemiłosiernie, co jak zwykle mnie wkurzało.Ale kto by się na niego długo gniewał? Co ja pieprzę? Nieprawda! On jest nieznośny - tyle w temacie.
- Fajnie, że zapytałeś mnie o zdanie. - warknęłam. Jak zwykle nie potrafię powiedzieć normalnie, grzecznie i milutko. Tego już we mnie nikt nie zmieni.
- Chyba w ciąży jesteś. - skwitował, za co skarciłam go wzrokiem. On i jego tanie, beznadziejne teksty. Zdążyłam się przyzwyczaić, ale i tak mnie wkurwia. Nie zważałam na to, że kieruje i próbuje nas dowieść bezpiecznie (jasne) na miejsce, po prostu.. dostał ode mnie w bok. Jednak.. postanowiłam ciągnąć ten bezsensowny temat.
- Z tobą, nie pamiętasz? - próbowałam być poważna, co - o dziwo - mi wyszło.
- Masz humorki... - moja mina "Lepiej się zamknij" mówiła sama za siebie. Raczej zrozumiał.
Siedząc w salonie piłkarza, zastanawiałam się co dalej będzie. Moje życie nie było zbytnio kolorowe. Znowu ktoś wparował w nie z brudnymi buciorami. Tym razem ona. Chcę się w końcu ustatkować. Mam dwadzieścia jeden lat! To już dużo. Jestem dorosła, jestem za siebie odpowiedzialna, ranię innych i oni ranią mnie. Chyba los nie chce, abym była w pełni szczęśliwa. Mój stan znacznie się poprawił na widok Mario, niosącego - moje ulubione - czerwone wino. Z szerokim uśmiechem na twarzy, usiadł obok, podając mi lampkę. Sam nie pił, i dobrze. Miał mnie odwieźć. Nie miałam ochoty po nocach łazić po Dortmundzie, na dodatek w taką pogodę. Wprawdzie nie ma już śniegu, ale jest cholernie zimno (!) Nienawidzę tej pory roku; ślisko, biało i mroźnie. To nie moje klimaty. Pocieszeniem jest to, że niedługo ta katorga się skończy.
- Skarbeńku, nie zamulaj. - zaśmiał się, rozluźniając atmosferę. Pozytywnie pierdolnięty człowiek? Tylko Mario. Właśnie takich ludzi lubię, co mimo wszystko potrafią się śmiać, żartować i ...wkurzać. Czasem te 'wkurzanie' nie jest zbyt miłe i śmieszne, ale prawdziwym przyjaciołom potrafię to wybaczyć.
- Sam zamulasz. - mruknęłam, upijając łyk krwistoczerwonej cieczy. Właściwie to nie wiem kim jest dla mnie Goetze. W jakimś stopniu przyjacielem, lecz nie do końca. Między nami jest bardzo dziwna więź.
- A, zapomniałbym! - zerwał się z miejsca. - Uno momento. - poszedł i nie miał zamiaru wracać. Chciałam iść, sprawdzić co on odpieprza, gdy po piętnastu minutach zaszczycił mnie swoją obecnością.
- Kiedy zdążyłeś wszystko przygotować? - piłkarz postawił na stole dwa talerze zapełnione przepysznym spaghetti. Miałam nadzieję, że się nie otruję. Jednakże pierwszy kęs rozwiał wszelkie wątpliwości.
- Zanim cię porwałem. - zaśmiał się, konsumując posiłek. Nadal nie tknął napoju alkoholowego, za to ciągle nalewając go mnie. Niedługo potem, stwierdziłam, że na mnie już czas.
- Ej, taxi driver! Jedziemy. - zareagowałam, gdy ten położył się wygodnie na sofie, oglądając jakiś film sensacyjny. Naprawdę? On zawsze musi oglądać wszystko co głupie i bezsensu?
- Zostań. - wymruczał. Stawiam, że najchętniej to poszedłby spać, ale nie! Ze mną nie ma spania... - jakkolwiek to zabrzmiało... - Mnie się odwozi. Oczywiste jest to, iż nie miałam zamiaru mu odpuszczać. O nie! Obiecał, to niech teraz ruszy swój szanowny tyłek, wsiada w samochód, zawozi mnie i wraca do domu. Nie sądzę, aby to było szczególnie skomplikowane. W końcu nie pił bez powodu.
- Jedziemy. - posłałam mu pełne wrogości spojrzenie. Musi wiedzieć, że my kobiety rządzimy nimi, nie na odwrót. Chłopak podniósł się z pozycji leżącej, dając mi do zrozumienia, że nareszcie uległ.
- Nie mogę jeździć, piłem. - powiedział, a ja zdezorientowana patrzyłam na niego, jak na osobę chorą psychicznie. Nie ma co ukrywać, jest totalnym debilem! Nic, ani nikt tego nie zmieni. Cecha wrodzona.
- Nawet sobie ze mnie nie żartuj. Nie piłeś. - trzymałam na swoim. Wtedy on złapał za moją lampkę z winem i wchłonął całą jej zawartość, nie zostawiając żadnej kropelki.
- Teraz musisz już zostać. - skwitował, dolewając sobie. Przewróciłam teatralnie oczami i nie wytrzymałam - zaśmiałam się, opadając bezradnie na cholernie wygodny mebel, jakim była oczywiście skórzana kanapa.
- Nienawidzę cię, wiesz? - rzekłam, uderzając go mocno poduszką, co jedynie wywołało napad śmiechu. Miało boleć! Tak, Lea myśl dalej, a zajdziesz daleko. W tej chwili żałowałam, że milusia poduszka nie robi szkód na ciele. Gdybym miała taką z ostrymi kolcami. Wtedy nie dyskutowałby w żadnej sprawie.
- Dziś dzień przeciwieństw. - mruknął. - Ty nienawidzisz mnie, ja nienawidzę ciebie. Za to jutro będziemy się kochać. - pojechał po bandzie. - W dosłownym tego słowa znaczeniu. - dodał, unosząc brwi ku górze.
- Weź ty lepiej nic już nie mów. - odparłam, przerażona wręcz, jego zboczonym tokiem myślenia. Boże, przecież on się nigdy nie zmieni! Od gimnazjum jest taki sam, może trochę lepszy, lecz minimalnie.
- Gdzie dzisiaj śpimy? - próbował wyjść bardzo poważnie, a wyszło jak zawsze. Mimo takich 'żartów' z jego strony, serio nie da się go nie lubić. Z pozoru wygląda na poukładanego i poważnego mężczyznę, a w rzeczywistości jest gorszy niż dziecko. - To co? Ja na górze, ty na dole? - dopowiedział.
- Kusząca propozycja. - zaśmiałam się i skierowałam po schodach na piętro. - Niestety nie skorzystam. powiedziałam i zamknęłam się w pokoju piłkarza, widząc, że idzie zaraz za mną. Pogrzebałam mu trochę w szafie, znajdując wielkości chyba XXXXXXL spodenki, koszulkę, do tego ciepłą bluzę.
- Ej, co robisz? Otwórz! - gadał coś tam pod drzwiami, na co nie zwracałam szczególnej uwagi. Chciałam się tylko przebrać. Dopiero potem przekręciłam z powrotem klucz, umożliwiając mu wejście. - Już gotowa?
- Skończ już, okej? - usiadłam po turecku na łóżku. Dobry humor - jak to mówią - poszedł się jebać.
- Wiesz... chciałbym pogadać. - zaczął normalną rozmowę, przybierając poważny wyraz twarzy. - Dostanę kiedyś od ciebie szanse? - nie wiesz jak zacząć? Najlepiej prosto z mostu. Jedynie w tej kwestii, można brać z niego przykład.
- A nie dostałeś? Szansa była i jest. Liczą się chęci, jak bardzo tego chcesz. Musisz się postarać. Nie jestem łatwa. - odrzekłam. - To nie jest tak, że wyznasz co czujesz, a ja już lecę ci w ramiona. Nie. - mówiłam niemalże szeptem. Nie potrafiłam inaczej. Nie potrafię mówić o uczuciach. Nie potrafię mówić o tym głośno. - przysunął się na nieznaczną odległość. Stykaliśmy się ciałami. Biło od niego niesamowite ciepło.
- Staram się. - przejechał dłonią po moim bladym policzku. Zadrżałam. Co tak naprawdę jest między nami?
___
Po długich męczarniach, nareszcie powstał rozdział! Miał być dłuższy, lecz stwierdziłam, że tak jest dobrze. Nie mam pojęcia czy komuś się to spodoba, nie mam pojęcia, czy to czytacie. Mam wrażenie, że niektórzy po epilogu przestali to czytać. No tak.. nie miało być 2 części. Rozumiem :) Mój błąd. Pokażcie mi czy jesteście, bo frekwencja spadła i to przerażająco dużo! ;( Kontynuuje tego bloga dla Was! Dzięki Wam, ponieważ widziałam komentarze (23! <3) pod epilogiem. Tak się rozczuliłam, że prolog w pięć minut napisałam. Także wiecie co robić :)
Zapraszam też na nowe rozdziały:
http://the-story-is-complicated.blogspot.com/
http://2szansa.blogspot.com/
http://come-and-make-me-feel-alive.blogspot.com/
Natomiast u Was komentowanie nadrabiam jutro! Od razu, gdy wrócę z szkoły :)
Trzymajcie się! :*
`Juliana.
ASK: http://ask.fm/JulianaKot
- Cześć, Lea. - odezwała się, dopalając papierosa. Boże, nie wzięłabym tego świństwa do ust, nigdy w życiu. Nie miałam pojęcia jak się do niej zwracać, przecież ja jej w ogóle nie znam, a w jej przypadku, wręcz przeciwnie. Wie kim jestem, wie kim jest Marco, wie gdzie mieszkamy? A może jeszcze dowiedziała się skądś, o której zazwyczaj chodzę spać? Nonsens. Jedynie czego chciałam to wyjaśnień, które tylko ona, mogła mi zagwarantować.
- Wejdź. - mruknęłam, niechętnie otwierając szerzej drzwi. Zaprosiłam ją do salonu, gdzie nie było już nikogo, siedzieli w kuchni. Usiadłam naprzeciwko niej i czekałam na jakiekolwiek słowa objaśniające mi całą sytuację, a nie powiem, bo czułam się dziwnie i niekomfortowo we własnym domu.
- Może zacznijmy od tego, że nazywam się Lena. - nawet imię ma podobne. Co jeszcze mnie dziś zaskoczy? - Hm, nie wiem jak to powiedzieć. - zaśmiała się. Znam ją od, dosłownie, chwili, ale wygląda na normalną, fajną dziewczynę. Pozory, pozory i jeszcze raz pozory.
- Najlepiej prosto z mostu. - hm.. jednak nie miałem do niej przekonania, może jakby miała ciemne włosy? Wtedy różniłaby się bardziej i nie odstraszałaby już mnie i moich przyjaciół.
- Przyniosłem wam herbatę, dziewczyny. - Marco wkroczył w najmniej odpowiedniej chwili. Właśnie miałam się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, a on z herbatą wyskakuje. - Już mnie nie ma. - oznajmił, gdy zabijałam go wzrokiem.
- Niezły. - powiedziała cicho, patrząc jak odchodzi.
- I zajęty. - Boże, ona go pożerała wzrokiem. - Ugh, mów. - zarządziłam.
- Przysłała mnie tu Manuela, twoja i... moja mama. - dziewczyna widząc moją minę, kontynuowała. - Od urodzenia mieszkałam z tatą i babcią, których ty nie miałaś przyjemności poznać. - przyjemności? Za żadne skarby świata nie chciałabym widzieć człowieka, który zostawił mnie i mamę, hm, a ją ot tak przygarnął? Nie rozumiem. Zawsze myślałam, że on uciekł od obowiązku, uciekł ode mnie. Przecież taka straszna nie jestem, ale... no właśnie, jest 'ale'. Ja mogłam teraz mieć inne życie, byłabym gdzieś w Polsce z nim... Nie, nie, nie! Nie wyobrażam sobie tego. - Lea? - zapytała, gdy odpłynęłam w myślach.
- Poczekaj, okej? Pójdę się ogarnąć. - upiłam łyk herbaty i uciekłam do swojego pokoju. Nie, to nie była wymówka. Po prostu źle się czułam we wczorajszych ciuchach, musiałam się odświeżyć. Może w nieodpowiednim momencie, ale panna Lena, zapewne poczeka. Dużo myślałam. Ona moją siostrą? Mam dwie wspaniałe siostry, wydaję mi się, że mamy komplet. Nie spieszyło mi się do niej wracać, ale... cholernie ciekawiła mnie dalsza część 'opowieści'. To dzieje się naprawdę. Co byście zrobili na moim miejscu, gdyby za drzwiami stał wasz klon, który naprawdę istnieje w rzeczywistym świecie? Ja.. czuję się jakbym grała rolę w filmie lub byłabym główną postacią w dobrej książce. No to się porobiło. Po nałożeniu na siebie wygodnych szarych dresów i zielonego ciepłego sweterka, wróciłam na dół, gdzie Mario towarzyszył Lenie. W ogóle nie przeszkadzało mu to, że się do niego przymila, puszcza oczka i przesłodko się uśmiecha. Kurwa. Ma to po mnie. Usiadłam przy piłkarzu, a moja dłoń powędrowała na jego udo, gdzie spoczęła na dobre. Chłopak pojął o co mi chodzi i objął mnie ramieniem, cały czas uśmiechając się, tak ja uwielbiam. Wyczułam od niego perfumy Marco. Musiał się wypsikać, wiedząc, że w salonie siedzi ładna dziewczyna -,-Nie, ja nie jestem zazdrosna. Po prostu pragnę pokazać 'koleżance' kto tu rządzi.
- Na czym skończyłyśmy? - zapytałam.
- Mam mówić przy Mario? - to oni już po imieniu? No, ładnie...
- A dlaczego nie? - zapytałam, posyłając jej sztuczny, ale jakże aktorski uśmiech.
- Okej. - uśmiechnęła się szeroko, ale chyba nie do mnie. Pff, na pewno do Mario. Tyle lat i sobie chłopaka nie znalazła jeszcze? Dobra, ja nie jestem w tej kwestii lepsza, po prostu nie chcę nikogo jak na razie. A ona? Ona najwyraźniej szykuje podryw na Marco i Mario. - Byłam u twojej, znaczy naszej mamy. Powiedziała mi wszystko, dlaczego się rozstali z tatą i dlaczego nas rozdzielili. - nawet ja tego nie wiem. Mama zawsze powtarzała, że nie byli sobie pisani, ale to niczego nie wyjaśniało.
- Czekaj, czekaj... Ile ty masz lat? Jesteś starsza, tak? - byłam strasznie ciekawa. Musi być starsza, bo przecież ja nigdy jej nie widziałam.
- Dwadzieścia jeden, Lea. Wczoraj miałyśmy urodziny. - powiedziała. O kurwa. Mam bliźniaczkę. Z kuchni usłyszałam donośny głos Marco "Co!? To są dwie?". - I starsza jesteś ty. O kilka minut. - zaśmiała się. Mówiła to z taką lekkością. Ja nie potrafiłabym tak. Na jej miejscu, wolałabym nie bawić się w szukanie rodziny. Mi jest dobrze tak jak jest. Nie chcę, aby coś w rodzinie się zmieniło.
- Nadal nie rozumiem... - rzekłam. - Na siłę próbujesz znaleźć sobie nową rodzinkę? - wiem, to było wredne. - Nie chcę zamieszania. - przyznałam. - Dlaczego pojawiasz się tak nagle i mieszasz nam w głowach? - może i byłam niemiła, ale inaczej nie potrafiłam tego powiedzieć, musiałam się unieść.
- Ugh... oni nie żyją! - prawie że krzyknęła, a mnie zatkało.
- Dziewczyny wy sobie wszystko wytłumaczcie, ja nie będę przeszkadzał. Pożegnam się jeszcze z resztą i spadam. Będę potem. - powiedział, przelotnie całując mnie w policzek. - Pa, Lena. - uśmiechnął się. Zostałyśmy same + podsłuch z kuchni, tzn. Marco.
- Sorry. - powiedziałam ze współczuciem. Głupio się czułam, że tak na nią naskoczyłam.
- Przecież nie wiedziałaś. - mruknęła niemal niesłyszalnie.
Podsumowując. Dzisiejszego dnia nie było mi dane odespać ostatnią noc. Nagle dowiaduje się nierealnych rzeczy i bądź co bądź - muszę w to wierzyć. Mam siostrę, do tego bliźniaczkę. Dziwne. Przez całe życie żyłam w kłamstwie. Nie miałam nikomu tego za złe, w jakimś stopniu rozumiałam mamę i jestem jej wdzięczna, że ja Lea zostałam z nią. Nie Lena. Boże. Lena i Lea... jak to brzmi. A raczej jak to nie brzmi. Po zatelefonowaniu do mamy, zostałam powiadomiona, iż Lena zostaje u nas na najbliższe dni, dopóki sobie czegoś nie znajdzie. Podobno Marco wyraził zgodę, a ja nie miałam zdania. Cudownie, nie? Sama nie wiem co mam o niej myśleć. Z jednej strony wydaje się być fajną dziewczyną, z drugiej... hm. Można tłumaczyć to śmiercią bliskich jej osób. Nie wiem...
- Zabieram jednego klona! - usłyszałam krzyk z dołu, oczywiście głos należał do Mario. Debil, kilku godzin nie może wytrzymać samotnie. Standardowo w ostatnim czasie, przybywał do mnie. W sumie... dobrze mieć kogoś takiego. Będąc na górze, skorzystałam z okazji i poprawiłam się jako tako, oglądając się w lustrze. Wyglądałam normalnie. Ubrana w ulubione szare zwężane dresy i zwykły t-shirt, bez makijażu. Nie mam się dla kogo stroić, a nawet jeśli... to ta osoba musiałaby mnie akceptować taką, jaką jestem. Zbiegając po schodach na dół, w oczy rzuciła mi się najpierw ręka chłopaka, obejmująca moją nową siostrę.
- Ekhem! - chrząknęłam. Jak poparzony oderwał się od niej. Ups, chyba się pomylił. Parsknęłam śmiechem, za to Lenie nie było tak wesoło. Była wyraźnie zawiedziona.
- Tego klona biorę. - pociągnął mnie za rękę. - Jedziemy mała. - oznajmił.
- Ja jestem oryginał. - szepnęłam mu na ucho, chichocząc. - Lena czuj się jak u siebie. - kilka miłych słów ode mnie. Niech się nie przyzwyczaja. Kiwnęła głową i udała się do kuchni, gdzie Marco coś tam robił. Zapewne pokazywał ludziom jak nie gotować. Norma, ale to nieistotne. - Gdzie jedziemy? - spytałam tak trochę od niechcenia, bo przyznam, nadal byłam zmęczona po wczorajszych urodzinach. Logiczne, że po takich imprezach potrzebuję dwa razy więcej snu. Nie dwa razy mniej!
- Do mnie. Nudzi mi się. - szczerzył się niemiłosiernie, co jak zwykle mnie wkurzało.
- Fajnie, że zapytałeś mnie o zdanie. - warknęłam. Jak zwykle nie potrafię powiedzieć normalnie, grzecznie i milutko. Tego już we mnie nikt nie zmieni.
- Chyba w ciąży jesteś. - skwitował, za co skarciłam go wzrokiem. On i jego tanie, beznadziejne teksty. Zdążyłam się przyzwyczaić, ale i tak mnie wkurwia. Nie zważałam na to, że kieruje i próbuje nas dowieść bezpiecznie (jasne) na miejsce, po prostu.. dostał ode mnie w bok. Jednak.. postanowiłam ciągnąć ten bezsensowny temat.
- Z tobą, nie pamiętasz? - próbowałam być poważna, co - o dziwo - mi wyszło.
- Masz humorki... - moja mina "Lepiej się zamknij" mówiła sama za siebie. Raczej zrozumiał.
Siedząc w salonie piłkarza, zastanawiałam się co dalej będzie. Moje życie nie było zbytnio kolorowe. Znowu ktoś wparował w nie z brudnymi buciorami. Tym razem ona. Chcę się w końcu ustatkować. Mam dwadzieścia jeden lat! To już dużo. Jestem dorosła, jestem za siebie odpowiedzialna, ranię innych i oni ranią mnie. Chyba los nie chce, abym była w pełni szczęśliwa. Mój stan znacznie się poprawił na widok Mario, niosącego - moje ulubione - czerwone wino. Z szerokim uśmiechem na twarzy, usiadł obok, podając mi lampkę. Sam nie pił, i dobrze. Miał mnie odwieźć. Nie miałam ochoty po nocach łazić po Dortmundzie, na dodatek w taką pogodę. Wprawdzie nie ma już śniegu, ale jest cholernie zimno (!) Nienawidzę tej pory roku; ślisko, biało i mroźnie. To nie moje klimaty. Pocieszeniem jest to, że niedługo ta katorga się skończy.
- Skarbeńku, nie zamulaj. - zaśmiał się, rozluźniając atmosferę. Pozytywnie pierdolnięty człowiek? Tylko Mario. Właśnie takich ludzi lubię, co mimo wszystko potrafią się śmiać, żartować i ...wkurzać. Czasem te 'wkurzanie' nie jest zbyt miłe i śmieszne, ale prawdziwym przyjaciołom potrafię to wybaczyć.
- Sam zamulasz. - mruknęłam, upijając łyk krwistoczerwonej cieczy. Właściwie to nie wiem kim jest dla mnie Goetze. W jakimś stopniu przyjacielem, lecz nie do końca. Między nami jest bardzo dziwna więź.
- A, zapomniałbym! - zerwał się z miejsca. - Uno momento. - poszedł i nie miał zamiaru wracać. Chciałam iść, sprawdzić co on odpieprza, gdy po piętnastu minutach zaszczycił mnie swoją obecnością.
- Kiedy zdążyłeś wszystko przygotować? - piłkarz postawił na stole dwa talerze zapełnione przepysznym spaghetti. Miałam nadzieję, że się nie otruję. Jednakże pierwszy kęs rozwiał wszelkie wątpliwości.
- Zanim cię porwałem. - zaśmiał się, konsumując posiłek. Nadal nie tknął napoju alkoholowego, za to ciągle nalewając go mnie. Niedługo potem, stwierdziłam, że na mnie już czas.
- Ej, taxi driver! Jedziemy. - zareagowałam, gdy ten położył się wygodnie na sofie, oglądając jakiś film sensacyjny. Naprawdę? On zawsze musi oglądać wszystko co głupie i bezsensu?
- Zostań. - wymruczał. Stawiam, że najchętniej to poszedłby spać, ale nie! Ze mną nie ma spania... - jakkolwiek to zabrzmiało... - Mnie się odwozi. Oczywiste jest to, iż nie miałam zamiaru mu odpuszczać. O nie! Obiecał, to niech teraz ruszy swój szanowny tyłek, wsiada w samochód, zawozi mnie i wraca do domu. Nie sądzę, aby to było szczególnie skomplikowane. W końcu nie pił bez powodu.
- Jedziemy. - posłałam mu pełne wrogości spojrzenie. Musi wiedzieć, że my kobiety rządzimy nimi, nie na odwrót. Chłopak podniósł się z pozycji leżącej, dając mi do zrozumienia, że nareszcie uległ.
- Nie mogę jeździć, piłem. - powiedział, a ja zdezorientowana patrzyłam na niego, jak na osobę chorą psychicznie. Nie ma co ukrywać, jest totalnym debilem! Nic, ani nikt tego nie zmieni. Cecha wrodzona.
- Nawet sobie ze mnie nie żartuj. Nie piłeś. - trzymałam na swoim. Wtedy on złapał za moją lampkę z winem i wchłonął całą jej zawartość, nie zostawiając żadnej kropelki.
- Teraz musisz już zostać. - skwitował, dolewając sobie. Przewróciłam teatralnie oczami i nie wytrzymałam - zaśmiałam się, opadając bezradnie na cholernie wygodny mebel, jakim była oczywiście skórzana kanapa.
- Nienawidzę cię, wiesz? - rzekłam, uderzając go mocno poduszką, co jedynie wywołało napad śmiechu. Miało boleć! Tak, Lea myśl dalej, a zajdziesz daleko. W tej chwili żałowałam, że milusia poduszka nie robi szkód na ciele. Gdybym miała taką z ostrymi kolcami. Wtedy nie dyskutowałby w żadnej sprawie.
- Dziś dzień przeciwieństw. - mruknął. - Ty nienawidzisz mnie, ja nienawidzę ciebie. Za to jutro będziemy się kochać. - pojechał po bandzie. - W dosłownym tego słowa znaczeniu. - dodał, unosząc brwi ku górze.
- Weź ty lepiej nic już nie mów. - odparłam, przerażona wręcz, jego zboczonym tokiem myślenia. Boże, przecież on się nigdy nie zmieni! Od gimnazjum jest taki sam, może trochę lepszy, lecz minimalnie.
- Gdzie dzisiaj śpimy? - próbował wyjść bardzo poważnie, a wyszło jak zawsze. Mimo takich 'żartów' z jego strony, serio nie da się go nie lubić. Z pozoru wygląda na poukładanego i poważnego mężczyznę, a w rzeczywistości jest gorszy niż dziecko. - To co? Ja na górze, ty na dole? - dopowiedział.
- Kusząca propozycja. - zaśmiałam się i skierowałam po schodach na piętro. - Niestety nie skorzystam. powiedziałam i zamknęłam się w pokoju piłkarza, widząc, że idzie zaraz za mną. Pogrzebałam mu trochę w szafie, znajdując wielkości chyba XXXXXXL spodenki, koszulkę, do tego ciepłą bluzę.
- Ej, co robisz? Otwórz! - gadał coś tam pod drzwiami, na co nie zwracałam szczególnej uwagi. Chciałam się tylko przebrać. Dopiero potem przekręciłam z powrotem klucz, umożliwiając mu wejście. - Już gotowa?
- Skończ już, okej? - usiadłam po turecku na łóżku. Dobry humor - jak to mówią - poszedł się jebać.
- Wiesz... chciałbym pogadać. - zaczął normalną rozmowę, przybierając poważny wyraz twarzy. - Dostanę kiedyś od ciebie szanse? - nie wiesz jak zacząć? Najlepiej prosto z mostu. Jedynie w tej kwestii, można brać z niego przykład.
- A nie dostałeś? Szansa była i jest. Liczą się chęci, jak bardzo tego chcesz. Musisz się postarać. Nie jestem łatwa. - odrzekłam. - To nie jest tak, że wyznasz co czujesz, a ja już lecę ci w ramiona. Nie. - mówiłam niemalże szeptem. Nie potrafiłam inaczej. Nie potrafię mówić o uczuciach. Nie potrafię mówić o tym głośno. - przysunął się na nieznaczną odległość. Stykaliśmy się ciałami. Biło od niego niesamowite ciepło.
- Staram się. - przejechał dłonią po moim bladym policzku. Zadrżałam. Co tak naprawdę jest między nami?
___
Po długich męczarniach, nareszcie powstał rozdział! Miał być dłuższy, lecz stwierdziłam, że tak jest dobrze. Nie mam pojęcia czy komuś się to spodoba, nie mam pojęcia, czy to czytacie. Mam wrażenie, że niektórzy po epilogu przestali to czytać. No tak.. nie miało być 2 części. Rozumiem :) Mój błąd. Pokażcie mi czy jesteście, bo frekwencja spadła i to przerażająco dużo! ;( Kontynuuje tego bloga dla Was! Dzięki Wam, ponieważ widziałam komentarze (23! <3) pod epilogiem. Tak się rozczuliłam, że prolog w pięć minut napisałam. Także wiecie co robić :)
Zapraszam też na nowe rozdziały:
http://the-story-is-complicated.blogspot.com/
http://2szansa.blogspot.com/
http://come-and-make-me-feel-alive.blogspot.com/
Natomiast u Was komentowanie nadrabiam jutro! Od razu, gdy wrócę z szkoły :)
Trzymajcie się! :*
`Juliana.
ASK: http://ask.fm/JulianaKot