poniedziałek, 21 lipca 2014

3.



     Czy można przytulać się całą wieczność i jeszcze dłużej? Nie wiem, bo właśnie musiałam przerwać te cholerne 'amory', a szczerze mówiąc, podobało mi się to. Dlaczego gdy wszystko wraca do normy, za moment staje się znacznie gorzej niż przedtem. Los od początku robi mi na przekór.
- Powiedziałaś, że potem pogadamy. Więc jestem. - zaczął niezbyt przekonująco. Coś czuję, że to przeze mnie. Poprawka. Ja jestem tego pewna. - Ale ty chyba wyjeżdżasz. - dodał, uważnie ilustrując mnie wzrokiem.
- Nie na długo. - rzekłam niepewnie. Tak naprawdę sama nie zostałam powiadomiona jak długo to będzie trwało. Miesiąc, dwa, trzy... pół roku? - Nie miej mi tego za złe. - czułam się jak mała dziewczynka, która prosi mamę, żeby nie dostać szlabanu. - To.. co jest między nami. - urwałam, patrząc na jego reakcje. Milczał. Nic nie mówił, co zaczęło mnie irytować. Dziwnie jest rozmawiać z samym sobą. - Idzie w dobrą stronę, Mario. Nie chcę bardziej komplikować, wiesz? - zakończyłam, mówiąc powoli, ostrożnie dobierając każde wypowiedziane słowo.
- Wiem. - zaczął się uśmiechać. I tak jest o wiele lepiej! Zdecydowanie wolę go jako niepohamowanego wariata, dla którego niemożliwe, wcale takie nie jest. Leci na pełnym spontanie, wciągając w to także mnie. Wiecznie wyszczerzonego bruneta o hipnotyzujących ciemnych oczach. Cóż poradzić? W ostatnim czasie dużo się pozmieniało. Zaczęło się coś dziać. Coś dobrego z dodatkiem nieprzyjemnych sytuacji - a jest ich całe mnóstwo - psujących chwilową sielankę. Rozmowa stała się luźniejsza, co pozwoliło mi bez skrupułów, pewnie wyjaśnić powód wyjazdu. Boże, jak ja bym chciała zostać!
- Mam prośbę. - sprawnie zmieniłam temat. - Boo... nie odebrałam jeszcze prawka. - urwałam.
- Podrzucę cię, podrzucę. - właśnie o to chciałam spytać. Jestem aż tak przewidywalna? Hm, dla człowieka, który zna mnie dobrych jedenaście lat, na pewno tak.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się szczerze. - Trzymaj. - wprost do rąk rzuciłam mu kluczyki od nieużywanego (jeszcze!) autka.
     Idąc z powrotem do samochodu, trzymając w dłoni i przyglądając się moim papierom, doszłam do wniosku, że okropnie wyszłam na tym zdjęciu. A po wizycie u fotografa byłam w miarę zadowolona, musiałam się niedokładnie przyjrzeć. Wreszcie mogę legalnie jeździć po mieście, ale szczerze... troszkę się cykam. Podniosłam głowę i widok, który zastałam, sprawiał, iż po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Seksowny facet oparty o bielutkie, olśniewające, Audi, patrzący na ciebie spod oryginalnych okularów przeciwsłonecznych... Co wtedy pomyślisz? Bo ja miałam ochotę wyznać parę ważnych słów. Jednak duma mi na to nie pozwalała. Wcześniej olałam to, gdy on zrobił pierwszy krok... a teraz wstyd się przyznać, że... Ugh... Jednak jestem dziwna.
- Próba generalna była, a więc czas na występ. - rzekł, wsiadając na miejsce pasażera. Na jego miejscu bałabym się wsiąść ze mną do jakiegokolwiek pojazdu, co dopiero samochodu. Ale okej... jak zwykle pewny siebie, nie boi się niczego. Przejmuję stery. Pierwszy raz z moim skarbem. Boże, trzeba to uwiecznić na instagramie dodając mnóstwo bezsensownych hasztagów. Żarcik taki. Nienawidzę tego czegoś. To bezsensu, choć w sumie... wokół mnie wszystko jest bezsensu. Te słowo odzwierciedla wszystko w moim 'pięknym' życiu.
- Ty się tak nie szczerz, tylko zapinaj pasy. Wozić się pomału nie będziemy. - zaśmiałam się, chytrze na niego spoglądając. Z tego co zdołałam zauważyć, nie spodziewał się tego po mnie, ale ja Lea nigdy nie lubiłam jeździć z mamą trzydzieści kilometrów na godzinę. Od zawsze jarała mnie szybsza i ostrzejsza jazda, którą mogę wypróbować. Jeżdżąc kiedyś z Pierre nauczyłam się tego.
- Dziewczyno opanuj emocje. - mówił z napadami śmiechu. Jego to bawi? Nie ma sprawy, da się coś z tym zrobić.
- Wysiadaj. - powiedziałam poważnie, zatrzymując Audi na środku jezdni. Byliśmy w takim - troszkę bardzo - odludziu. Chłopak spojrzał na mnie spod byka, będąc pewnym, że żartuje. - Mówię, wysiadaj. - powtórzyłam wolno i wyraźnie. Chyba się przestraszył. Ja też bym tak zareagowała, na wiadomość, że muszę wracać do domu pieszo... a to kawał drogi. Aczkolwiek... jemu to nie straszne.
- Lea... nawet sobie nie żartuj. Nigdzie się nie wybieram. - był nieugięty.
- A ja ciebie o zdanie nie pytam, ale grzecznie wypraszam. - ciągle udawało mi się zachowywać grobową twarz. - Jeszcze tu jesteś? - zapytałam kpiąco.
- Nawet nic takiego nie powiedziałem, tym bardziej nie zrobiłem. - tłumaczył się, patrząc na mnie z wyrzutem. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, dlatego dałam sobie spokój.
- Mam cię. - zaśmiałam się, a w duchu tańczyłam taniec zwycięstwa.
- Wiedziałem. - odparł dumnie.
- Jasne. - skwitowałam.
- No tak, udawałem... - trzymał na swoim.
- Wmawiaj sobie. - zachichotałam, kierując się z powrotem do domu.
     Po powrocie, wróciłam do pakowania walizki, czego tak naprawdę nie chciałam robić... Nie miałam ochoty, nie chciało mi się. To głupie. Wyjazdy, zwłaszcza takie są głupie.
- O czym myślisz? - zagadnęłam, mierząc wzrokiem leżącego na moim łóżku chłopaka, wyraźnie dumającego nad czymś.
- Co? - czyli serio się zamyślił. Przewróciłam teatralnie oczami i powtórzyłam słowa.
- O czym myślisz? - ponowiłam pytanie.
- Zastanawiałaś się kiedyś, co by było, gdybyśmy byli razem? Teraz. Jako para. - zaskoczył mnie. Przez dłuższą chwilę nie wiedziałam co zrobić, co powiedzieć i czy w ogóle odpowiadać.
- Mario... - urwałam, próbując znaleźć w głowie odpowiedni dobór słów. Nie wychodziło mi to.
- Wiem, co powiesz. - wydał wrażenie zirytowanego. Nie dziwię się. Kurwa... To nie jest dobry moment na taką rozmowę. - Okej, rozumiem. Nie ma tematu.
- Nie... To ważne, ale jak ty to sobie wyobrażasz? - szokuję samą siebie, a Mario... tak dwa razy.
- Normalnie. Ty, ja. Razem... - wiele mi nie wytłumaczył. - W dupie mam to, że wyjeżdżasz... Chcę, żebyś wiedziała, że cię kocham i nie wstydzę się tego mówić. Chcę żebyś przytulała się do mnie bez powodu. Chcę żebyś była moją dziewczyną. Wkurwiają mnie te podchody. Pierwszy pocałunek mamy za sobą, drugi, czwarty, szósty, ósmy też. Całowaliśmy się. Widziałem cię półnagą. Wiem o tobie wszystko. Wiem jaki masz rozmiar stanika, buta, ubrań... Prawie między nami do tego doszło. Dla ciebie to nic nie znaczyło? - zakończył to z tak czułym tonem głosu, że pragnęłam zamknąć go w ciemnej piwnicy, gdzie tylko ja mam dostęp. Mogłabym robić z nim co tylko chcę.. Nie no zwariowałam. Zaśmiałam się pod nosem, co nie uszło jego uwadze.
     W ostateczności nie odpowiedziałam żadnym słowem, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy, choć tak bardzo chciałam go ukryć. Cholera, choleraaa... Spuszczając głowę w dół, wcale sobie nie pomagam. Jedyne czego teraz zapragnęłam to zamienić się w tą starą Leę, która bez skrupułów mówi co myśli i robi wszystko spontanicznie. Spróbowałam i usiadłam obok na łóżku, opierając się o moje ukochane poduszki. Patrzył na mnie z pełnym zaciekawieniem, badając każdy nawet mój najmniejszy ruch. No i stało się wtuliłam się w piłkarza, prawie bez powodu... Właśnie prawie! Byłam w rozsypce, niedosłownie. Wolałam chwilowo przemilczeć sytuację, bo nie wiem co począć. Nagle z dnia na dzień nie potrafię wyrazić swojego uczucia.
- Lea.. może chcesz... - do pokoju wbiła z prędkością światła moja kopia, w negatywnym znaczeniu tego słowo. - Albo nic. Nie przeszkadzam. - cofnęła się.
- Chodź. - powiedziałam niechętnie, aczkolwiek bardzo przekonująco. Mario podniósł się z myślą, że mam zamiar od niego odskoczyć. Nie. Mi tak było bardzo wygodnie. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej i czekałam na jakąkolwiek wieść od 'siostry'. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję.
- Chciałam spytać, czy wybierasz się z nami na mały trip po mieście... zajęta jesteś? - czy ona zabijała nas wzrokiem? Lub po prostu mnie? Przy wypowiadaniu ostatnich dwóch słów, jakby kpiła ze mnie?
- Nie, dzięki. Zostaję. Jak widać jest mi tu bardzo przyjemnie. - celowo wypowiedziałam to dużo głośniej od pozostałych wyrazów. Raczej zrozumiała i wyszła.
- Wiesz.. od zawsze traktowałem cię jak przyjaciółkę, choć ty od początku byłaś do mnie wrogo nastawiona. Nigdy nie rozumiałem dlaczego i nadal nie rozumiem. - podjął kolejny, choć bardzo podobny temat do rozmowy.
- Byłam małą zrzędą. - przyznałam. Przytakująco pokiwał głową, na co tylko wzruszyłam ramionami.
- No byłaś, byłaś. A teraz jesteś dużą kapryśną dziewczynką. - powiedział szczerze, całując mnie we włosy. Szczerość? Nauczył się tego ode mnie.
- Dzięki bardzo. - wywróciłam oczami.
     Naszła mnie nagła, niespodziewana chcica, zachciało mi się herbaty! I to koniecznie owocowej. Schodząc na dół, zauważyłam Marco i Lenę gotowych do wyjścia.
- Muszę się z tobą pożegnać, mała. - podszedł do mnie blondas, tuląc mocno do siebie. - Boże.. kto będzie mi godzinami marudził i kto będzie mnie tak bardzo wkurwiać, jak tylko ty potrafiłaś? - on jest nienormalny, ale to raczej wszyscy już wiedzą.
- Wrócę przecież.. i przestań mnie dusić chudzielcu. - zaśmiałam się.
- Oj siostra, nie zobaczymy się przez jakiś czas, muszę się nacieszyć, póki masz tak dobry humor!
- No właśnie, a ty wychodzisz i zostawiasz mnie... samą. - zrobiłam minę zbitego psa.
- Przepraszam maleńka, obiecaliśmy z Jess, że pokażemy Lenie miasto... a wcześniej nie wiedzieliśmy, że... - tłumaczył.
- Okej, rozumiem przecież.
- I nie samą, a z moim 'najlepsiejszym' przyjacielem na całym Bożym świecie. - odparł dumnie, nie kryjąc szerokiego, szczerego uśmiechu.
- A może on woli iść z wami? - choć nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało, było chamskie.
- Wątpię, oj wątpię. - puścił mu oczko.
- Bawcie się dobrze. - powiedziałam sztucznie. - ale nie za dobrze. - mruknęłam pod nosem.
     Ciemność na dworze, jasność na przepełnionym przez ludzi lotnisku. Nawet nocą, sporo podróżujących. W tym ja. Całkiem sama w samolocie, znaczy wolałabym aby tak było, a znając życie trafi mi się jakiś pojebany człowiek, zajmujący miejsce tuż obok.
- Przyjaciółka mnie olała, braciszek w pewnym stopniu również, ale ty... nie. - rzekłam, stojąc twarzą w twarz z Goetze.
- Za to masz niezłe przyciąganie niespokrewnionych z tobą facetów. - powiedział, rozglądając się.
- Masz na myśli siebie?
- Też. - wykrzywił usta, tworząc delikatny i jedyny w swoim rodzaju uśmiech.
- Trzymaj się, Mario. - rzekłam, cmokając go pospiesznie w policzek, aby jeszcze szybciej uciec do odprawy.
     Do zobaczenia Dortmund... Witaj Berlinie.



____
        Przed chwilą zdałam sobie sprawę, że ten rozdział mogłam dodać w sobotę! A szczerze myślałam, że muszę dopisać jeszcze dużo. Wyszło co do czego, iż to zaledwie kilka linijek. Wybaczcie za opóźnienie. Liczę na opinie. Wiecie, że jest Was, PIĘDZIESIĘCIU DZIEWIĘCIU!? A komentarzy 3 razy mniej. No nic, rozumiem, że nie wszystkim się podoba to co robię. Hm, zepsułam się w pisaniu? Tak szczerze poproszę!

~ Julie.