sobota, 27 września 2014

5.

(kilka miesięcy później)

(Mario)      
        - Podwożę cię tylko dlatego, że Marco mnie o to poprosił - spojrzałem w jej stronę. Była cholernie podobna do Lei.
- Mhm, rozumiem - mruknęła, ukradkiem spoglądając na moją osobą. Jeżeli myśli, że jestem ślepy i tego nie widzę, to jest idiotką. Piękną idiotką, przypominającą mi ciągle o niej.
- Ostatnio się na ciebie patrzyłem z jednego powodu, jesteś klonem mojej dziewczyny - powiedziałem z naciskiem na ostatnie słowo. Nie powinienem w sumie tak mówić, ale ważne, aby tylko zrozumiała. Na szczęście podziałało.
- Twojej dziewczyny? - prychnęła, czym bardziej sobie u mnie nagrabiła. Od początku mi ona nie pasowała, a podobnież znam się na ludziach. Wiem z kim się zadawać i kogo unikać.
- Niech cię głowa nie boli - odniosłem się niezbyt przyjemnie.
- Dzięki za podwózkę. Nie musiałeś się rozgadywać - przewróciła oczami i wyszła z samochodu.
     Kontynuując temat blondyny, która właśnie opanowuje Berlin, jest słabo. Nie odzywałem się do niej, bo mam dziwne przeczucia, które mam nadzieję, się nie spełnią. A nie chciałbym się dowiedzieć o jakimś feralnym zdarzeniu. Feralnym zdarzeniem nazywam sytuację w roli głównej z nią i nim, kimkolwiek jest ten "Kolega z uczelni. Nie znasz." Ostatnio chyba za dużo myślę.
   

(Marco)  
            Obiecałem sobie, że na kilka dni odpocznę od kobiet, a raczej od jednej z nich. Złamałem tą obietnicę, gdyż nazajutrz moja dziewczyna postanowiła poświęcić mi trochę czasu. Nie miałem nic przeciwko, ale moje inne plany poszły się, jak to mówią, jebać. Jessica nadal cholernie mnie pociąga i nie mogę skupić się na czym innym, oprócz oczywiście zgrabnej, seksownej brunetki, która właśnie przejęła pałeczkę w kuchni, przygotowując nam coś do jedzenia. Mi jak najbardziej podoba się widok, gdy ona zgrabnie się poruszając po pomieszczeniu, stara się coś przygotować. Znając jej niespotykany talent kulinarny, spali to coś, a ja sam będę musiał zrobić wszystko od początku.
- Na pewno nie chcesz, żebym pomagał? - zaśmiałem się, widząc, że dziewczyna traci głowę na sam widok wszelakich składników.
- Niee - mruknęła pospiesznie. - Cholera, nie pamiętam ile czego się dodaje - dodała, zastanawiając się głośno.
- A ja wiem - powiedziałem dumnie, nie spuszczając z niej wzroku.
- Ty to się przymknij. - Wiedziałem, że zaraz zmięknie i sama poprosi o pomoc. Choć tak się nie stało (o dziwo!) zaproponowałem jej dużo prostsze i szybsze danie, który każdy głupi potrafi zrobić.
- Lepiej zrób naleśniki, albo zmień fuchę, bo kucharka to z ciebie marna - skwitowałem, śmiejąc się wniebogłosy.
- Ktoś coś mówił? - rozejrzała się wokół, udając, że nikogo nie widzi.
- Kochanie, dobrze, że jesteś tylko kelnerką - nabijałem się. Zapatrzyła się w jeden punkt, intensywnie nad czymś rozmyślając, lecz trwało to dosłownie chwilkę. Uniosła delikatnie kąciki ust, niewinnie wpatrując się w moje oczy. Spodziewałem się kolejnej docinki z jej strony i w tej kwestii mnie zaskoczyła.
- Zróbmy te naleśniki - stwierdziła po niezręcznej chwili. Uśmiechnąłem się, a w duchu chichotałem jak nienormalny. Rzecz oczywista, że Jess nie ma smykałki do garów.
- Zróbmy?
- Tak, my zróbmy. Chodź tu - pociągnęła mnie za rękę.
     Na wieczór Jessicę znowu wywiało do pracy, choć wcześniej zapewniała mnie, że ma wolne. Naprawdę nie rozumiem kobiet. Gadają tak, robią inaczej. Nigdy nie zdecydowane. Korzystając z okazji, że byłem sam jak palec, poświęciłem trochę czasu na internet, przeglądając wszelkie strony społecznościowe, Facebook, Twitter, Instagram oraz portale sportowe, gdzie było mnóstwo, naprawdę mnóstwo "gorących" plotek, wytrzaśniętych znikąd. Jedna na samym początku rzuciła mi się w oczy. Próbowałem to olać, ale z czystej ciekawości, nie potrafiłem i nacisnąłem artykuł pt. "Dziewczyna poświęca więcej czasu pracy, niż ukochanemu." Nie miałem pojęcia, co taki artykuł robił wśród sportu, dlatego też zacząłem go czytać.

"Co ukrywa dziewczyna jednego z najlepszych piłkarzy Bundesligi? Jessica B, bo o niej mowa coraz częściej widziana jest w jednym z dortmundzkich klubów nocnych, gdzie... wiadomo co się odbywa. Jessica jest partnerką Marco Reus'a, wschodzącej gwiazdy, rozwijającej się pod skrzydłami Klopp'a. "
>Kliknij po więcej<

     To jakaś bzdura. Ludzie nie mają co robić, tylko wymyślać niestworzone historie o czyimś życiu. Zapewne wszelkie pismaki już o tych huczą. Natomiast ja, nie chciałem na to patrzeć, bo tym samym upokarzają moją dziewczynę. Jessica i praca w takim klubie? Wykluczone! Ona nigdy nie miała problemów z pieniędzmi, żeby podejmować taką pracę. Były kolejne "newsy" o tym samym temacie, ale inaczej zatytułowane, np. "Co na to Marco Reus?" lub "Co jeszcze kryje w sobie Jessica B?" Zatrzasnąłem laptopa, kładąc go na stoliku przed sobą. Skrzyżowałem dłonie na piersi i próbowałem skojarzyć fakty. Ale po chwili, stwierdziłem, że to i tak nie ma najmniejszego sensu.
     Nazajutrz nie czekając wybrałem się do Jess. Miałem nadzieję, że nie ma nic z tym wspólnego, a to tylko kolejne plotki, tworzące wielkie zamieszanie wokół jej, jak i mojej osoby. Ku mojemu zaskoczeniu pocałowałem klamkę. Nikt mi nie otworzył. Było za wcześnie? Może jeszcze spała, choć wątpię. Jessica nie należy do takich, co śpią do południa i jeszcze dłużej. Nie miała kłopotu z wczesnym wstawaniem, także nie znałem powodu, dlaczego nie było jej w domu. Być może to wszystko jest prawdą? Pracuje nocami w miejscu, gdzie laski świecą tyłkiem na lewo i prawo... Nie dochodziło to do mnie i ciągle w myślach pocieszałem się, mówiąc, że to niemożliwe. Musiałem dowiedzieć się wszystkiego o jej pracy. Prawdziwej pracy.


(Jessica)
         Po odczytaniu kilku sms'ów od Marco i kilkunastu nieodebranych połączeniach, wiedziałam, że chodzi o coś ważnego i to "coś" nie może czekać, co wyraźnie dał mi do zrozumienia, pisząc mnóstwo wykrzykników w każdej z trzech wiadomości. Łapiąc szybko taksówkę udałam się do jego ulubionej restauracji, gdzie czekał na mnie... od ponad godziny.
- Hej. Co jest? - spytałam, składając na jego ustach pocałunek, a raczej policzku, który sprawnie nadstawił. Czyli jednak coś się stało.
- Mam tylko jedną prośbę, jeśli chodzi o tę rozmowę - zaczął. - Bądź ze mną szczera.
- Marco, naprawdę nie mam pojęcia, co jest grane. Do rzeczy - ponagliłam.
- Całe Niemcy huczą, bo... - zawahał się. Oczekiwałam najgorszego, bo serio nie wiedziałam, czego się mogę spodziewać. - Huczą o nas, a szczególnie na twój temat, Jessica. Możesz mi to wszystko wytłumaczyć? Ja staram się temu nie wierzyć, ale to staje się oczywiste - uruchomił laptopa, którego wcześniej nie zauważyłam, chociaż cały czas leżał na stoliku. Zobaczyłam tam kilka postów o mojej niby pracy jako "tancerka gogo"!? Wszystko się we mnie zagotowało. Nie wiedziałam, że związek z piłkarzem przynosi takie historie. To jest już przesadzone.
- Powiesz coś?
- Jestem w szoku. Nie wierzę, że jeszcze są tacy podli ludzie na tym świecie - wydukałam, patrząc na artykuły. Było ich naprawdę sporo. - Marco, jak mogłeś pomyśleć, że ja... - Najbardziej bolało to, że mój chłopak wierzył w te brednie.
- Nie byłem pewien. Chciałem, abyś ty mi powiedziała jak jest rzeczywiście - ujął moją dłoń. - Przepraszam, po prostu unikasz tematu tej pracy jak ognia.
- Rozumiem... Marco ten lokal, owszem ma organizowane imprezy, ale nie inne jak urodzinowe dla młodzieży, czy starszych pań i panów, albo po prostu stypy - wyjaśniłam.
- Cholera, muszę zacząć racjonalnie myśleć, co mnie wzięło na przeglądanie tych bzdetów - pokręcił głową. - Wybacz, Jess. Wiesz... chyba jestem zazdrosny - przyznał. - uśmiechnęłam się blado.
- Następnym razem, nie domyślaj się, po prostu się mnie zapytaj - odparłam. Fajne uczucie, wiedzieć, że chłopak jest o mnie zazdrosny. Nie umiem się na niego gniewać.


(Lea)  
        Berlin przebił moje najśmielsze oczekiwania. Nawet nie liczyłam, że tak szybko się tu zadomowię. Nie czuję się tu jak w obcym miejscu, a jak we własnym mieszkaniu. Minął okrągły miesiąc, nie jest tu źle, a jednak brakuje mi dortmundzkich przyjaciół, jak i całego miasta. Tu mogę pogadać tylko z Chris'em, który także z dnia na dzień bardziej mnie zadziwia. Nie jest już zagrożeniem dla mnie. Nie boję się go, bo (co najdziwniejsze!) czuję się przy nim swobodnie, jak kiedyś. Daje mi poczucie bezpieczeństwa. On naprawdę nadaje się na dobrego kumpla. Przytuli, pocieszy... Nawet nie pomyślałabym, że taki facet jak on, może być wrażliwy, a zgrywa takiego twardziela. Poznaję go na nowo, ale nigdy nie będę w stanie w stu procentach mu zaufać. Raz mnie skrzywdził, nie mogę mieć pewności, że nie zrobi tego znowu...





____
        Powiem tylko, że nie podoba mi się ten rozdział. Od dzisiaj staram się dodawać rozdziały co soboty, raz na tego bloga, raz na drugiego. Zobaczymy czy mi wyjdzie, a tymczasem...
15 porządnych komentarzy - zmotywujecie mnie do soboty, będzie next!

Love you.

niedziela, 7 września 2014

4.

(Lea)  
        Podróżowanie w środku nocy jak nawet całkiem przyjemne, szczególnie widoki, które można podziwiać jedynie z małych okienek samolotu. Standardowo jest i minus. Mianowicie; ludzie. Ludzie, którzy za nic na świecie nie pozwolą się w spokoju kimnąć. Szczególnie pasażerowie wieku dziesięciu lat i mniej. Chwilowo siedziałam sama, bo moja jakże urocza sąsiadeczka wieku siedemdziesiąt ileś lat ulotniła się gdzieś. Na szczęście. Skupiając się na śnie, pozwoliłam sobie zająć dwa fotele. Minuty później udało mi się zasnąć.
Poczułam coś na moich nogach. Jakby jakiś wielki robal łaził po mnie. Ohyda! Odruchowo potrząsałam nogami, uderzając kogoś (?) Czyżby babcia wróciła?
- Nie tak agresywnie, mała - usłyszałam znajomy męski głos, który kiedyś kochałam. Kurwa, to nie może być... Chris. A jednak to był on, we własnej osobie.
- Jezu! - krzyknęłam, po czym zostałam skarcona przez innych podróżników. - Co ty tu robisz? - zapytałam ton ciszej.
- Jak to co? Przecież mamy praktyki w Berlinie - uśmiechnął się rozbrajająco, jakby nigdy nic. - Spokojnie, nic ci nie zrobię. Obiecuję. Poza tym wiem, że kochasz tamtego dupka.
- Jeżeli ktoś tu jest dupkiem, to tylko ty - burknęłam.
- Lea, wyluzuj. Naprawdę się zmieniłem... choć nie do końca. Daleko mi do ideału - zaśmiał się. W sumie, dałoby się z nim pogadać.
- Czyli ty jesteś tym moim partnerem - powiedziałam, przeszywając go wzrokiem. - W sprawach zawodowych, oczywiście. - Ma nową fryzurę, w której wygląda niebywale. NIE.
- Jak widać. Wszystko okej? Dziwnie się patrzysz, tylko się mnie nie bój. To głupie.
- Wiesz.. zastanawiam się czy serio taki teraz jesteś, czy udajesz?
- Oj Lea... Skarbie, mimo, że cię nadal bardzo kocham, odpuszczam, bo chcę, żebyś była szczęśliwa. Ja ci tego nie potrafiłem dać - spuścił głowę. - Mam nową dziewczynę - dodał.
- Fajnie - mruknęłam. - Kochasz ją? - Wzięło mnie na poważne rozmowy.
- Ta... znaczy nie, nie kocham jej. No i co z tego? Zadowala mnie w każdym calu, to mi wystarcza. - Przynajmniej był ze mną szczery.
- Więcej do szczęścia ci nie potrzeba - skwitowałam.
- Wiesz, nie obraziłbym się, jakbyśmy nadal byli razem, ale że to niemożliwe, jest jak jest. Ja z Rose, ty z nim - mocno zaakcentował ostatnie słowo.
- Jesteś zazdrosny -  zaśmiałam się, wsłuchując w jego ton. Zazdrosny ton.
- Nie jesteś zwykłą dziewczyną chętną do wszystkiego - uśmiechnął się sam do siebie na te słowa. - Jesteś inna, jedyna w swoim rodzaju Lea. To jest w tobie wyjątkowe. Nie jesteś kolejną łatwą babką. O nie! To cholernie pociąga, wiesz? - Chyba za bardzo się rozgadał...
- Dobra, skończmy temat mnie, pogadajmy o czymś innym... A najlepiej idźmy spać, okej? - zaproponowałam, choć spoglądając na jego chytry uśmieszek, szybko dodałam. - Ty tam, ja tu. - rzekłam rozbawiona, sprzedając mu kuksańca.
- Czy ja coś mówię? - zaśmiał się.
- Nie musisz mówić, wystarczy spojrzeć na twój wyraz twarzy - odpowiedziałam, zakańczając rozmowę, schodzącą na złe tematy. - Dobranoc.


(Mario)
            Czyż nie ma nic lepszego do roboty niż przesiadywanie całymi dniami w domu przyjaciela, myśląc o jego wspaniałej siostrze, która wyjechała? Na pewno lepsze to niż rozmowa z Leną, jej klonem.
- Mario, dlaczego pożerasz wzrokiem Lenę? - usłyszałem z ust przyjaciela. Bzdura, ja wcale się jej nie przyglądam. Ugh.. ciągle zapominam, że jej tu nie ma. Jednak się troszkę przyglądałem.
- Wcale nie - trzymałem na swoim. Lena jest zupełnie innym człowiekiem niż Lea. Dwa odmienne charaktery, jeden z nich jest tym, który przypadł mi do gustu już tyle lat temu. Jej siostra to zdecydowanie nie mój typ. Na dźwięk otrzymanego sms'a automatycznie wyjąłem telefon z kieszeni gdzie pojawiła się długo wyczekiwana przeze mnie wiadomość.

     " Jestem na miejscu, wprawdzie już kilka dobrych godzin. Spałam. "

Czemu to mnie nie dziwi? Postanowiłem zmyć się do domu, niezauważalnie się nie dało, więc jak przyszło na zwykłego, poukładanego człowieka, musiałem się pożegnać z każdym z osobna. Z Marco mamy swoje standardowe powitanie/żegnanie i mimo, że jest banalnie proste, nikt oprócz nas go nie ogarnia. Dziewczynom podałem dłonie, na więcej nie miały co liczyć, bo obydwie mi nie pasują. Tak Jessica też, jest dziwna według mnie. Wydawało mi się, iż jest fajną, towarzyską dziewczyną. I tak jest, ale ostatnio jej nie rozumiem.
- Na razie! - krzyknąłem jeszcze na odchodne i już mnie nie było. Nie czekając dłużej, już w samochodzie wystukałem numer do blondyny, która właśnie stara się o karierę. Gdy odebrała od razu zacząłem swój bezsensowny monolog.
- Hej. Co tam? Jak tam? Myślałem, że zanudzę się na śmierć w tym kółku różańcowym w twoim domu - usłyszałem jedynie śmiech dziewczyny.
- Aż tak źle? - spytała wyraźnie rozbawiona.
- Jeszcze gorzej - skwitowałem. - Ale u ciebie chyba wręcz przeciwnie, co? 
- Hotel mnie urzekł. - Tym krótkim zdaniem właśnie zdradziła, w którym hotelu się znajduje. W Berlinie jest tylko taki jeden, który naprawdę robi spore wrażenie, a ja znam go jak własną kieszeń.
- Coś więcej może?
- Ogólnie nie mam zarzutów, choć przydałoby się więcej towarzystwa.
- Więcej? Czyli kogoś tam znasz?
- Kolega z uczelni. Tylko tyle. - Kolega z uczelni. Znam dwóch takich. Jeden to jest Max i widziałem go dzisiaj na mieście, a drugi to... ten skurwiel Chris czy jak mu tam. - Nie znasz - dodała. - Ale nie jest zbyt towarzyski. - Coś mi tu śmierdzi, ale wolę żyć w przekonaniu, że to prawda. 
- Za chwilę muszę lecieć na pierwszą sesję - oznajmiła.
- Rozumiem. Lea?
- No...?
- W sobotę gramy mecz, w Berlinie, a później znowu w środę... Wysłałbym ci bilety, wpadniesz? - zapytałem pełen nadziei.
- Wiesz... w sobotę się nie wyrobię, ale w środę jak najbardziej. Nienawidzę grafiku, jakiś idiota rozporządzał te zajęcia na każdy dzień. Przyjechałam tylko na praktyki, ale dodatkowych zajęć nie brakuje. Wykłady i tak dalej.
- Czyli wysyłam bilety na środę, weźmiesz tego kolegę.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Z niego taki kibic jak i ze mnie, a nawet gorszy.
- Mam trening. Lecę - rozłączyłem się i jak najszybciej zgarnąłem torbę, biegnąc do samochodu. Przez to wszystko straciłem poczucie czasu, a miałem zajechać jeszcze po Reus'a. Zapowiada się wielkie wejście... smoka.


(Marco)
              Po kolejnym ciężkim treningu przed dwoma ostatnimi meczami w Berlinie, nadszedł czas aby zrelaksować się na kolacji z winem i swoją dziewczyną. Po przyjeździe do domu pierwsze co zrobiłem to przebrałem się, zgarnąłem w biegu kluczyki od auta i pojechałem wprost pod dom Jess. Nie czekając opuściłem samochód i swoje kroki skierowałem do drzwi. Nie zdążyłem nawet złapać za klamkę. Brunetka zrobiła to za mnie.
- Boże! - pisnęła. - Przestraszyłeś mnie, Marco - dodała, całując mnie w kącik ust.
- Skąd wiedziałaś, że mam zamiar cię gdzieś zabrać? - zwróciłem uwagę na jej ubiór, idealny na randkę. Wyglądała prześlicznie. Czarna seksowna, dopasowana sukienka idealnie komponowała się z jej sylwetką.
- Bo nie wiedziałam - rzekła.
- Tak czy siak, zabieram cię skarbie na kolację - posłałem jej mój najlepszy uśmiech.
- Marco... Przepraszam muszę lecieć do pracy. Koleżanka dzwoniła, czy nie zamienię się na zmiany. Zgodziłam się i tym samym będę miała jutro cały dzień dla ciebie - patrzyła na mnie przepraszająco, poprawiając kołnierz od mojej koszuli.
- Do pracy w takiej kiecce? Wydaje mi się, że jesteś kelnerką, a kelnerka ubiera się skromnie, a nie wyzywająco - przeszywałem ją wzrokiem. Coś mi się nie zgadzało.
- Daj spokój, to elegancka restauracja, założę fartuch i sukienki w ogóle nie będzie widać. Naprawdę przepraszam kochanie, ale muszę lecieć - pocałowała mnie przelotnie w usta.
- Może zabierzesz mnie ze sobą? - zaproponowałem. - Bo nie wiem, jak możemy spędzić razem czas w inny sposób.
- To nie jest dobry pomysł. Marco, zanudzisz się na śmierć, gdy ja będę biegać od stolika do stolika, jedź do domu - powiedziała.
- Mogę na ciebie patrzeć godzinami - objąłem ją w tali, nie chcąc puścić. - Pozwól przynajmniej, że cię odwiozę.
- Taksówkę mam zamówioną, czeka już na mnie od pięciu minut - tłumaczyła.
- Zapłacę panu i sobie pojedzie - zamruczałem jej do ucha.
- Nie Marco. Nie po to go tu ściągałam. - spojrzała w kierunku kierowcy, który już się niecierpliwił. Miałem wrażenie, że moja własna dziewczyna nie chce spędzić ze mną wieczoru.
- Mnie zawsze możesz ściągać. Jestem do twojej dyspozycji - wpiłem się zachłannie w jej usta, nie zabierając rąk z jej bioder.
- Spóźnię się. Pa - odpychając mnie, pospiesznie udała się do taksówki. Stałem jak wryty, nie dowierzając w zachowanie młodej kobiety. Olała mnie. Lea mówiła serio... Praca jest dla niej ważniejsza? Coś się stało? Przecież bardzo dobrze wie, że zawsze może przyjść i poprosić o pomoc. Nie rozumiem kobiet.
     Pojechałem do Mario, on mnie doskonale rozumie i to działa w dwie strony. Nie ma takiej drugiej osoby w moim życiu. Wprawdzie jest Marcel, ale to mój dobry przyjaciel. Mario jest młodszym, wspierającym mnie bratem, który tak samo jak ja ma trudno u płci przeciwnej. Szczególnie u tak upartych kobiet, jakimi są Lea i Jessica.
- Do czego to doszło? Odrzucane zaloty Reus'a. Niemożliwe - powiedział żartobliwie Mario, upijając łyk piwa.
- Żadne zaloty - skarciłem go. - Po prostu zaczyna stawiać pracę na pierwszym miejscu. W ogóle nie wiem co to za praca, że nawet nie mogę tam wstąpić? Mówi, że zanudzę się tam na śmierć. Podobnież elegancki lokal. Czy ja jestem jakimś nieokrzesanym gościem? Nie pasuje tam, czy co... Może się mnie wstydzi? - zastanawiałem się głośno.
- Wiesz co, kurwa? Ty lepiej przestań więcej gadać - powiedział wypuszczając zbędne powietrze. - Wiem co czujesz, stary - dodał. - Kobieta mi wyjechała, ma tam jakiegoś kolegę z uczelni... Zazdrosny jestem - przyznał.
- Tyle, że nawet nie jesteście razem - przypomniałem.
- Twoja siostra to ciężka sprawa, ci powiem. Nie pstrykniesz palcem i jej nie zdobędziesz. - Zwykła pogadanka przerodziła się w poważne rozmowy o życiu.
- Wiem, wiem - westchnąłem głośno.
- Tobie z Jess poszło zdecydowanie za szybko i łatwo.
- Włącz telewizję, może coś fajnego leci - sprytnie zmieniłem temat, unikając dalszej rozmowy. Nie chciałem gadać już o Jessice, ani o żadnych innych kobietach. Choć na jeden wieczór nie przejmować się nimi.
- Tego tematu nie unikniesz Reus, będzie się za nami facetami ciągnął całe życie, no chyba, że szczęśliwie się ożenisz. - chłopak widząc moje zniechęcenia do tego wątku, natychmiastowo się zamknął. - Dobra, rozumiem. Już siedzę cicho... O! Komedia!
- Romantyczna ciołku. Przymknij się w końcu, Goetze.




___
      Powracam! Niestety jak na razie z tym blogiem, bo na drugim mam totalny zastój. Co u mnie nie podobne, mam napisane na zapas kilka rozdziałów i właśnie zaczynam je publikować. Wiedzcie, że nie będę tego długo ciągnąć i druga część tego opowiadania będzie strasznie krótka. Przepraszam, ale tak wyszło. Moja wina, mam nadzieję, że wybaczycie. No i że jeszcze ktoś tu został i się pokaże w komentarzu? Mogę na to liczyć?

Love you!
~ Julianaaaa.