...
- Ja też chcę pograć. - zabrałam Reus'owi pada.
- No ej...- Cicho. - zaśmiał się Mario. - Teraz gram ja, z moją ... świetną! Tak.
- Nom. - poparłam. - No weź mi daj tą piłkę. - prosiłam po kilku minutach gry.
- No jak nie umiesz grać, to nie graj. - powiedział.
- Ja grać nie umiem!? Wypraszam sobie! - skarciłam go wzrokiem.
- Dobrze.. Już. - pod swoją bramką, celowo stracił piłkę.
- Twój bramkarz jest głupi. - skomentowałam.
- A bo?
- Obronił, no... - zawyłam.
- Super powód. - mruknął pod nosem.
- Słyszałam. - upomniałam go.
- No wybacz. - pocałował mnie w policzek.
- Nie przy ludziach. - skomentowałam.
- Spauzuj grę, zaraz wrócę. - powiedział.
- Tak, idź grzywę popraw. - zaśmiałam się, a gdy zniknął za drzwiami łazienki.
Oczywiście jak to ja, musiałam oszukać. Strzeliłam mu gola i z powrotem zatrzymałam grę.
- Jeszcze dłużej było.. - skwitowałam, jak wrócił.
- Przy Tobie muszę jakoś wyglądać. - szczerzył się. - Co żeś zrobiła? - zauważył mojego gola.
- Niby co? - udałam zdziwioną.
- A skąd niby ta bramka?
- Nie wiem. - powiedziałam, a zza nas rozległy się śmiechy jeszcze nie doszłych gołąbeczków.
- I po co kłamać?
- Ja nie kłamię. - wypierałam się.
- Yhym..
- W związku potrzebne jest zaufanie, ale dobra.. Po co mi chłopak? - wypaliłam.
- Szczerość też. - dodał.
- Nie gadam z Tobą! Masz i nie daj mu wygrać. - zwróciłam się do brata i odeszłam stamtąd...
- Nie przyznasz się? - zapytała cicho Jess.
- Nigdy. - odparłam.
*~Kolejnego dnia~*
Już od rana siedziałam na Facebook'u, nie mogłam spać.. Przeglądałam tablicę, prawie nic nowego. Na czacie tylko kilka osób. Jednym słowem: nudy. Napisał do mnie ten cały Dawid.
- Hej. Jednak mnie pamiętasz?
- No pamiętam, w końcu byliśmy sąsiadami. - odpisałam, choć szczerze nie mialam ochoty na żadne konwersacje.
- To były czasy, ale widzę, że zmieniłaś się, nawet bardzo. Oczywiście z wyglądu.
- Patrząc na zdjecia, to też mogę stwierdzić, że inny chłopak. W rzeczywistości nie poznałabym Cię.
- W ciągu 10 lat, ludzie się zmieniają.. :D Tobie tylko pozazdrościć.
- Uwierz, nie ma czego.
- Jak nie. Internet huczy, pełno Ciebie..
- Żartujesz?
- No nie. Np. Są zdjęcia z treningu Borussi i ty tam jesteś w dość dziwnej sytuacji.
- O Matko, mój najgorszy dzień w życiu... ;p
- Nie przesadzaj. Tak poza tym, jak to jest poznać tych wszystkich piłkarzy?
- Nienawidzę o tym mówić.. wszyscy się o to pytają, ale ok.. Nic specialnego, wszyscy są spoko. Sorry, bo muszę kończyć. Pa.
- Pa. - zamknęłam laptopa.
"Taki sam jak wszyscy." - pomyślałam.
Kolega się znalazł, tyle lat o mnie nie pamiętał... Niech spada.
*
Zeszłam na dół, Marco już ogarnięty siedział w salonie.
- Też nie możesz spać? - zapytałam z wejścia.
- Dziewczyno jest dwunasta, dawno się wyspałem.. - odpowiedział.
- Nie pi*rdziel. - mruknęłam.
- No patrz. - pokazał mi czas.
- Jakim cudem? - zdziwiłam się.
- Życie.. czas leci. To normalne, ale za to ty - nie. - powiedział.
- Dobra, bez zbędnego pitolenia.. To z Jess to na poważnie? Tylko szczerą odpowiedź poprosiłabym.
- Nie będę Ci nic mówić, bo wygadasz..
- Spoko, czyli tak. - zaśmiałam się.
- A ona? Spotyka się ze mną, boo?
- Wiem, ale Ci nie powiem. - wytknęłam mu język.
- Mario ma rację. Jesteś wredna. - skwitował.
- Hola, hola mój drogi. Też nie chciałeś powiedzieć.
- Dobra.. powiem. On Cię kocha. - odparł.
- To, to ja wiem.. - szłam na górę.
- Zachowujecie się jak para! - krzyknął za mną, cofnęłam się.
- Serio to tak wygląda? - spytałam.
- No strasznie.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Że serio?
- Tak! - denerwował się powoli.
- Ale.. - nie dokończyłam.
- TAK! - przerwał mi. - Dotarło?
- Raczej.. - odpowiedziałam.
- Dobra, nie ważne. Wiesz, że dziś jedziemy na konie? - zapytał, a ja zrobiłam minę typu "wtf!?".
- Jedziemy? Że my? - chciałam się upewnić.
- No tak. Ja, Jess, Ty i Mario. - oznajmił.
- Mario?
- Noo.
- Omg.. - skomentowałam.
- Jak nie chcesz to nie musisz, ale Twój romeo się zasmuci.
- Daj spokój. - walnęłam go poduszką w ryjca. - Ja chcę, ale on zawsze, wszędzie musi być?
- To mój najlepszy przyjaciel. Jak się dobrze bawić, to tylko z nim.. - odpowiedział.
- No tak. - mruknęłam.
- Coś Ci nie pasuje?
- Nie, nic, ale widujemy go codziennie, mam dość już jego głupoty.
- A ja Twojej. - zaśmiał się.
- No dzięki.
- Ale przyznaj.. Obydwoje macie na bani. - szczere.
- Fakt, faktem, to prawda. - przyznałam.
Marco przywiózł do nas Jessicę, a on sam pojechał do fryzjera. W międzyczasie dotarł Goetze. Rozsiedliśmy się w salonie i rozmawialiśmy.
- Weź się ode mnie odsuń. - powiedziałam do bruneta.
- Niby po co? - zdziwił się.
- Bo ku*wa mam taki kaprys! - wrzasnęłam.
- A tak serio?
- Nie mogę normalnie oddychać. - mruknęłam.
- A co ja mam do tego?
- Odsuń się, radzę Ci... - zagroziłam, a moja przyjaciółka, jak zwykle miała z nas niezłą polewę.
- Dobra, już dobra.
- I tak by the way, jeszcze bardziej było się wypryskać. - skwitowałam.
- Sugerujesz, że mam brzydkie perfumy?
- Nie, ale uwierz. W mniejszej ilości byłoby gites. - wyjaśniłam.
- Lepiej sobie zapiszę, bo jeszcze zapomnę. - wyjął telefon i pisał w notatniczku, a ja się gapiłam.
"ZAPAMIĘTAĆ: Lea nie lubi moich perfum... Używać w mniejszych ilościach, najlepiej iść kupić nowe.."
Wyrwałam mu iPhone'a z rąk i nieco zmieniłam zdania.
"ZAPAMIĘTAĆ: Lea nie lubi moich perfum, bo się przez nie dusi. Nie używać ich wcale. Jechać z nią na zakupy, niech sama wybierze."
- Ok, Twoje lepsze. - zaśmiał się.
- No wiem. - oddaliłam się od niego, a gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć.
- O KUR*A! MILEY CYRUS! - krzyknęłam, a moi towarzysze zaczęli się śmiać. - Przyjechałaś na koncert? Tu w Dortmundzie? Wiesz, możesz trochę u mnie pobyć. Brat gdzieś pojechał. Tylko czemu jesteś w takim stroju? Masz przy sobie ten z "Wreking ball" ? W ogóle, gdzie masz walizki? W hotelach się będziesz dusić? Wróć się po nie, oddam Ci sypialnie brata za free. Czekaj, czekaj. Rozumiesz po niemiecku? Czy tłumaczyć? - nawijałam jak katarynka.
- Skończyłaś? - spytał zirytowany Reus.
- Ale masz męski głos, w piosenkach tego nie słychać. Nieźle, nieźle. - skomentowałam.
- Lea, skończ!
- Wow, znasz moje imię? Fajnie.. Ja Twoje też. - kontynuowałam.
- Weźcie ją ogarnijcie!
- Ich też znasz? Musimy być popularni, on jest. - wskazałam na Mario. - My to już nie, raczej. A może...
- Wracam do rudego... Tylko nie rozumiem was... Czy ja wyglądam jak Miley? - zapytał.
- Nooooooo. - przeciągnęłam. - Gdyby nie wzrost, ubrania i brak.. Ekhemm. To tak. - w tej chwili już nie wyrabiałam ze śmiechu.
- Głupia jesteś. - skwitował.
- No ty też, głupia jesteś. - zaśmiałam się.
- Tak poza tym.. Po co dzwoniłeś do drzwi? - zapytała Jessica.
- Iż, myślałem, że jesteście na tyle inteligentni, aby się skapnąć, że macie wyjść, bo jedziemy!? - wytłumaczył.
- Aaaaaaaa. - zawyliśmy wszyscy.
- Beeeee.
Wyszliśmy w domu.
- Chodźcie jedziemy moim, specjalnie wziąłem większy. - zaproponował.
- Ok, nie będę musiał tankować. - zaśmiał się Marco i zasiadł z przodu, a my chcąc, nie chcąc musiałyśmy siąść na tyły. Szyby były przyciemniane, więc gówno było nas widać, tylko tym lordom na przodzie, będą się przyglądać. Reakcja ludzi: " Boże, Boże toć to Goetzeus! Zaraz się zesram z wrażenia, Oh my god! " No i ten, moje przemyśleń czas się skończył.
- Daleko jeszcze? - pytałam.
- Tak.
- Serio daleko?
- Tak.
- No to daleko, czy nie? - podłapała Jess.
- Nie.
- To w końcu jak? - zaśmiałam się.
- Srak.
- Grzeczniej. Pytam kulturalnie przecież. - odparłam.
- Nie chcą powiedzieć, downy. - strzeliłyśmy focha.
- Zaraz sprawdzicie, jak będziecie szły z buta. - zdenerwował się Reus.
- Mario nie zrobisz mi tego? Prawda? - udałam zmartwioną.
- I mi? - dołączyła przyjaciółka.
- No jasne dziewczyny, że nie. - szczerzył się. - Prędzej Reusik wyleci. - zaśmiał się.
- Hahahaha. - przybiłyśmy piątkę.
- A miałem jechać sam, ale nieeee. Zachciało mi się siedzieć z boku. - mówił pod nosem do siebie.
- On ma już... FobięGadaniaSamemuZeSobą. - zażartowałam.
- Interesujące. Bardzo. - czuć było ironię w głosie blondyna.
- Komentator z niego będzie, jak nikt inny. - zaśmiał się kierowca.
- Ty też przeciwko mnie? Nie mam tu już nikogo..
- Szkoda mi Cię. Jess na pewno za Tobą obstanie. - zaśmiałam się, za co dostałam kuksańca od brunetki.
- Tak, tak. - mruknęła.
W końcu dojechaliśmy na miejsce, tak serio to nie było, aż tak daleko, ale ponarzekać zawsze można. Zapłaciliśmy za, można powiedzieć bilety? Nie wiem, jestem pierwszy raz w takim miejscu. W każdym razie, każdy ma już swojego konia. Mój jest zarąbiście biały z kilkoma czarnymi łatkami i jest najładniejszy ze wszystkich. Trasa była wyznaczona. Można było jechać przez las, za którym było małe jeziorko, przez łąki także. Wybrałam tą pierwszą opcję, a jak ja to i ... Mario. No tak, trudno nie zgadnąć. W tyle podróżowali Marco z Jess. Właścicielka miała rację za tym lasem, było piękne miejsce, aż przystałam i podziwiałam widoki.
- Ładnie tu. - skomentował.
- Wyjątkowo się z Tobą zgodzę. - uśmiechnęłam się.
- Lea.. Kim my dla siebie jesteśmy? - zapytał prosto z mostu.
- Nie wiem, Mario. Jakimś cudem, pogubiłam się już w tym wszystkim. - odparłam.
- Szczerze, ja też, ale gdy ja robię krok ty mnie nie odpychasz, a to chyba coś znaczy?
- Chyba... Jest w ogóle inaczej niż wcześniej. - powiedziałam.
- Bo teraz się lubimy-lubimy? - zaśmiał się.
- Można tak to ująć.
- Wracamy? - zapytałam po kilku nastu minutach. - Jesteśmy tu już jakieś pół godziny.
- Spoko.
Zawróciłam, i chciałam już kierować się w drogę powrotną, ale Goetze musiał coś odwalić. No musiał! Mianowicie spadł z konia. Zaczęłam się śmiać, gdy zauważyłam, że nic mu nie jest.
- Przynajmniej Ci nie uciekł.
- To nie takie śmieszne..
- Dobrze, że na tyłek spadłeś, a nie inaczej. - śmiałam się.
- No i teraz mnie dupa boli. - jęknął i wstał, a ja ponownie wybuchnęłam śmiechem. Ubrudził spodnie na tym co upadł... Chciał strzepnąć, ale zorientował się, że coś jest nie tak.
- Eee, Lea co ja mam na..? - mówił z przerażeniem w głosie.
- Spokojnie, to tylko piach. Wpadłeś w kopiec kreta. - oznajmiłam.
- Uff, myślałem, że to..
- Gówno? - ponowny atak śmiechu.
- Taaak. - on także się śmiał.
Z powrotem wsiadł na swojego rumaka i już mogliśmy wracać.
- No wreszcie są. - usłyszałam głos Reus'a.
- Gdzie wy byliście?
- Nad jeziorkiem i mieliśmy mały wypadek. - zaśmiałam się na samą myśl. Mario zaś próbował zejść z konika. - Uważaj, bo znowu z niego zjedziesz. - skomentowałam.
Tym razem obyło się bez żadnych komplikacji, ale jak zobaczyli spodnie piłkarza z 10 na plecach, także zaczęli się śmiać.
- Ahaa, to już wszystko wiemy. - powiedziała opanowując się brunetka.
- To nie to co ja myślę? - zapytał blondyn.
- Nieee. Tylko piach. - wytłumaczyłam.
- Chodź pomogę Ci zejść, bo też zaliczysz glebę i co wtedy? - powiedział, a ja przełożyłam nogę, tak że siedziałam na moim białasie, bokiem.
Goetze złapał mnie za biodra, ledwo dosięgając. Byłam w powietrzu przez moment.. Zaczął mnie całować, nie protestowałam. W końcu postawił mnie na ziemię i mogłam stabilnie stać.
- Chwila nie uwagi i już.. - szczerzył się Reus, a ja oderwałam się od bruneta.
- I widzisz, coś narobił? - pchnęłam go lekko.
- Nic takiego. - zaśmiał się.
- Zakochani..
- Jasne. - parsknęłam.
W wyśmienitych humorach wróciliśmy do domu... Każdy do swojego.
Weszliśmy do domu we dwójkę bez pukania, stwierdziliśmy, że nie ma takiej potrzeby, przecież się przyjaźnimy.
- Siema. - przywitałem się.
- Cześć. - odpowiedział. - Siadajcie.
Postąpiliśmy jak nam kazał.
- Chłopaki zwołałem was tu, żebyście mi doradzili. W końcu jesteście ekspertami, jeśli chodzi o dziewczyny.
- On zna się lepiej. - wskazałem na Goetze'go, a on się zaśmiał.
- Dobra, do rzeczy.
- Zakochałem się, a wiecie jaki jestem... Nie powiem jej tego nigdy. - powiedział.
- Młody, wiemy że jesteś trochę nieśmiały, ale to nic strasznego. Dla mnie osobiście to żaden problem. - powiedziałem.
- Widać, dlatego tu jesteś. - zaśmiał się.
- Ale to nic strasznego, wyznać co się czuje. Da Ci kosza, to nic. Trzeba żyć dalej, a nawet próbować dalej. U mnie to poskutkowało. - odezwał się Mario.
- Powiedz, nam jaka jest ta panienka? Imię? Na pewno śliczna, co? - zapytałem...
- Też nie możesz spać? - zapytałam z wejścia.
- Dziewczyno jest dwunasta, dawno się wyspałem.. - odpowiedział.
- Nie pi*rdziel. - mruknęłam.
- No patrz. - pokazał mi czas.
- Jakim cudem? - zdziwiłam się.
- Życie.. czas leci. To normalne, ale za to ty - nie. - powiedział.
- Dobra, bez zbędnego pitolenia.. To z Jess to na poważnie? Tylko szczerą odpowiedź poprosiłabym.
- Nie będę Ci nic mówić, bo wygadasz..
- Spoko, czyli tak. - zaśmiałam się.
- A ona? Spotyka się ze mną, boo?
- Wiem, ale Ci nie powiem. - wytknęłam mu język.
- Mario ma rację. Jesteś wredna. - skwitował.
- Hola, hola mój drogi. Też nie chciałeś powiedzieć.
- Dobra.. powiem. On Cię kocha. - odparł.
- To, to ja wiem.. - szłam na górę.
- Zachowujecie się jak para! - krzyknął za mną, cofnęłam się.
- Serio to tak wygląda? - spytałam.
- No strasznie.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Że serio?
- Tak! - denerwował się powoli.
- Ale.. - nie dokończyłam.
- TAK! - przerwał mi. - Dotarło?
- Raczej.. - odpowiedziałam.
- Dobra, nie ważne. Wiesz, że dziś jedziemy na konie? - zapytał, a ja zrobiłam minę typu "wtf!?".
- Jedziemy? Że my? - chciałam się upewnić.
- No tak. Ja, Jess, Ty i Mario. - oznajmił.
- Mario?
- Noo.
- Omg.. - skomentowałam.
- Jak nie chcesz to nie musisz, ale Twój romeo się zasmuci.
- Daj spokój. - walnęłam go poduszką w ryjca. - Ja chcę, ale on zawsze, wszędzie musi być?
- To mój najlepszy przyjaciel. Jak się dobrze bawić, to tylko z nim.. - odpowiedział.
- No tak. - mruknęłam.
- Coś Ci nie pasuje?
- Nie, nic, ale widujemy go codziennie, mam dość już jego głupoty.
- A ja Twojej. - zaśmiał się.
- No dzięki.
- Ale przyznaj.. Obydwoje macie na bani. - szczere.
- Fakt, faktem, to prawda. - przyznałam.
*
Marco przywiózł do nas Jessicę, a on sam pojechał do fryzjera. W międzyczasie dotarł Goetze. Rozsiedliśmy się w salonie i rozmawialiśmy.
- Weź się ode mnie odsuń. - powiedziałam do bruneta.
- Niby po co? - zdziwił się.
- Bo ku*wa mam taki kaprys! - wrzasnęłam.
- A tak serio?
- Nie mogę normalnie oddychać. - mruknęłam.
- A co ja mam do tego?
- Odsuń się, radzę Ci... - zagroziłam, a moja przyjaciółka, jak zwykle miała z nas niezłą polewę.
- Dobra, już dobra.
- I tak by the way, jeszcze bardziej było się wypryskać. - skwitowałam.
- Sugerujesz, że mam brzydkie perfumy?
- Nie, ale uwierz. W mniejszej ilości byłoby gites. - wyjaśniłam.
- Lepiej sobie zapiszę, bo jeszcze zapomnę. - wyjął telefon i pisał w notatniczku, a ja się gapiłam.
"ZAPAMIĘTAĆ: Lea nie lubi moich perfum... Używać w mniejszych ilościach, najlepiej iść kupić nowe.."
Wyrwałam mu iPhone'a z rąk i nieco zmieniłam zdania.
"ZAPAMIĘTAĆ: Lea nie lubi moich perfum, bo się przez nie dusi. Nie używać ich wcale. Jechać z nią na zakupy, niech sama wybierze."
- Ok, Twoje lepsze. - zaśmiał się.
- No wiem. - oddaliłam się od niego, a gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć.
- O KUR*A! MILEY CYRUS! - krzyknęłam, a moi towarzysze zaczęli się śmiać. - Przyjechałaś na koncert? Tu w Dortmundzie? Wiesz, możesz trochę u mnie pobyć. Brat gdzieś pojechał. Tylko czemu jesteś w takim stroju? Masz przy sobie ten z "Wreking ball" ? W ogóle, gdzie masz walizki? W hotelach się będziesz dusić? Wróć się po nie, oddam Ci sypialnie brata za free. Czekaj, czekaj. Rozumiesz po niemiecku? Czy tłumaczyć? - nawijałam jak katarynka.
- Skończyłaś? - spytał zirytowany Reus.
- Ale masz męski głos, w piosenkach tego nie słychać. Nieźle, nieźle. - skomentowałam.
- Lea, skończ!
- Wow, znasz moje imię? Fajnie.. Ja Twoje też. - kontynuowałam.
- Weźcie ją ogarnijcie!
- Ich też znasz? Musimy być popularni, on jest. - wskazałam na Mario. - My to już nie, raczej. A może...
- Wracam do rudego... Tylko nie rozumiem was... Czy ja wyglądam jak Miley? - zapytał.
- Nooooooo. - przeciągnęłam. - Gdyby nie wzrost, ubrania i brak.. Ekhemm. To tak. - w tej chwili już nie wyrabiałam ze śmiechu.
- Głupia jesteś. - skwitował.
- No ty też, głupia jesteś. - zaśmiałam się.
- Tak poza tym.. Po co dzwoniłeś do drzwi? - zapytała Jessica.
- Iż, myślałem, że jesteście na tyle inteligentni, aby się skapnąć, że macie wyjść, bo jedziemy!? - wytłumaczył.
- Aaaaaaaa. - zawyliśmy wszyscy.
- Beeeee.
*
- Chodźcie jedziemy moim, specjalnie wziąłem większy. - zaproponował.
- Ok, nie będę musiał tankować. - zaśmiał się Marco i zasiadł z przodu, a my chcąc, nie chcąc musiałyśmy siąść na tyły. Szyby były przyciemniane, więc gówno było nas widać, tylko tym lordom na przodzie, będą się przyglądać. Reakcja ludzi: " Boże, Boże toć to Goetzeus! Zaraz się zesram z wrażenia, Oh my god! " No i ten, moje przemyśleń czas się skończył.
- Daleko jeszcze? - pytałam.
- Tak.
- Serio daleko?
- Tak.
- No to daleko, czy nie? - podłapała Jess.
- Nie.
- To w końcu jak? - zaśmiałam się.
- Srak.
- Grzeczniej. Pytam kulturalnie przecież. - odparłam.
- Nie chcą powiedzieć, downy. - strzeliłyśmy focha.
- Zaraz sprawdzicie, jak będziecie szły z buta. - zdenerwował się Reus.
- Mario nie zrobisz mi tego? Prawda? - udałam zmartwioną.
- I mi? - dołączyła przyjaciółka.
- No jasne dziewczyny, że nie. - szczerzył się. - Prędzej Reusik wyleci. - zaśmiał się.
- Hahahaha. - przybiłyśmy piątkę.
- A miałem jechać sam, ale nieeee. Zachciało mi się siedzieć z boku. - mówił pod nosem do siebie.
- On ma już... FobięGadaniaSamemuZeSobą. - zażartowałam.
- Interesujące. Bardzo. - czuć było ironię w głosie blondyna.
- Komentator z niego będzie, jak nikt inny. - zaśmiał się kierowca.
- Ty też przeciwko mnie? Nie mam tu już nikogo..
- Szkoda mi Cię. Jess na pewno za Tobą obstanie. - zaśmiałam się, za co dostałam kuksańca od brunetki.
- Tak, tak. - mruknęła.
*
W końcu dojechaliśmy na miejsce, tak serio to nie było, aż tak daleko, ale ponarzekać zawsze można. Zapłaciliśmy za, można powiedzieć bilety? Nie wiem, jestem pierwszy raz w takim miejscu. W każdym razie, każdy ma już swojego konia. Mój jest zarąbiście biały z kilkoma czarnymi łatkami i jest najładniejszy ze wszystkich. Trasa była wyznaczona. Można było jechać przez las, za którym było małe jeziorko, przez łąki także. Wybrałam tą pierwszą opcję, a jak ja to i ... Mario. No tak, trudno nie zgadnąć. W tyle podróżowali Marco z Jess. Właścicielka miała rację za tym lasem, było piękne miejsce, aż przystałam i podziwiałam widoki.
- Ładnie tu. - skomentował.
- Wyjątkowo się z Tobą zgodzę. - uśmiechnęłam się.
- Lea.. Kim my dla siebie jesteśmy? - zapytał prosto z mostu.
- Nie wiem, Mario. Jakimś cudem, pogubiłam się już w tym wszystkim. - odparłam.
- Szczerze, ja też, ale gdy ja robię krok ty mnie nie odpychasz, a to chyba coś znaczy?
- Chyba... Jest w ogóle inaczej niż wcześniej. - powiedziałam.
- Bo teraz się lubimy-lubimy? - zaśmiał się.
- Można tak to ująć.
- Wracamy? - zapytałam po kilku nastu minutach. - Jesteśmy tu już jakieś pół godziny.
- Spoko.
Zawróciłam, i chciałam już kierować się w drogę powrotną, ale Goetze musiał coś odwalić. No musiał! Mianowicie spadł z konia. Zaczęłam się śmiać, gdy zauważyłam, że nic mu nie jest.
- Przynajmniej Ci nie uciekł.
- To nie takie śmieszne..
- Dobrze, że na tyłek spadłeś, a nie inaczej. - śmiałam się.
- No i teraz mnie dupa boli. - jęknął i wstał, a ja ponownie wybuchnęłam śmiechem. Ubrudził spodnie na tym co upadł... Chciał strzepnąć, ale zorientował się, że coś jest nie tak.
- Eee, Lea co ja mam na..? - mówił z przerażeniem w głosie.
- Spokojnie, to tylko piach. Wpadłeś w kopiec kreta. - oznajmiłam.
- Uff, myślałem, że to..
- Gówno? - ponowny atak śmiechu.
- Taaak. - on także się śmiał.
Z powrotem wsiadł na swojego rumaka i już mogliśmy wracać.
- No wreszcie są. - usłyszałam głos Reus'a.
- Gdzie wy byliście?
- Nad jeziorkiem i mieliśmy mały wypadek. - zaśmiałam się na samą myśl. Mario zaś próbował zejść z konika. - Uważaj, bo znowu z niego zjedziesz. - skomentowałam.
Tym razem obyło się bez żadnych komplikacji, ale jak zobaczyli spodnie piłkarza z 10 na plecach, także zaczęli się śmiać.
- Ahaa, to już wszystko wiemy. - powiedziała opanowując się brunetka.
- To nie to co ja myślę? - zapytał blondyn.
- Nieee. Tylko piach. - wytłumaczyłam.
- Chodź pomogę Ci zejść, bo też zaliczysz glebę i co wtedy? - powiedział, a ja przełożyłam nogę, tak że siedziałam na moim białasie, bokiem.
Goetze złapał mnie za biodra, ledwo dosięgając. Byłam w powietrzu przez moment.. Zaczął mnie całować, nie protestowałam. W końcu postawił mnie na ziemię i mogłam stabilnie stać.
- Chwila nie uwagi i już.. - szczerzył się Reus, a ja oderwałam się od bruneta.
- I widzisz, coś narobił? - pchnęłam go lekko.
- Nic takiego. - zaśmiał się.
- Zakochani..
- Jasne. - parsknęłam.
*
W wyśmienitych humorach wróciliśmy do domu... Każdy do swojego.
[Marco]
Zadzwonił do mnie Leoś i poprosił o spotkanie. Zgodziłem się i po kilku minutach byłem u niego pod domem. Podjechało także auto MarioWeszliśmy do domu we dwójkę bez pukania, stwierdziliśmy, że nie ma takiej potrzeby, przecież się przyjaźnimy.
- Siema. - przywitałem się.
- Cześć. - odpowiedział. - Siadajcie.
Postąpiliśmy jak nam kazał.
- Chłopaki zwołałem was tu, żebyście mi doradzili. W końcu jesteście ekspertami, jeśli chodzi o dziewczyny.
- On zna się lepiej. - wskazałem na Goetze'go, a on się zaśmiał.
- Dobra, do rzeczy.
- Zakochałem się, a wiecie jaki jestem... Nie powiem jej tego nigdy. - powiedział.
- Młody, wiemy że jesteś trochę nieśmiały, ale to nic strasznego. Dla mnie osobiście to żaden problem. - powiedziałem.
- Widać, dlatego tu jesteś. - zaśmiał się.
- Ale to nic strasznego, wyznać co się czuje. Da Ci kosza, to nic. Trzeba żyć dalej, a nawet próbować dalej. U mnie to poskutkowało. - odezwał się Mario.
- Powiedz, nam jaka jest ta panienka? Imię? Na pewno śliczna, co? - zapytałem...
***************
Szesnacha! ;>
Jak tam po spotkaniu z podłogą? :D
Wiecie.. starałam się na maksa z głupimi tekstami,
ale są momenty (krótkie) poważne xD
Czekam na opinie!
Mam nadzieję, że w końcu uda Wam się pobić rekord komentarzy.
Najwięcej było 19.
Kto da więcej? ;-)
A jest was sporo, bo aż 34! Za co Was kocham! <3
Dla Was, to żaden problem, c'nie? ;)
Bez przedłużania...
dodam co najważniejsze:
m.in. zmieniłam nazwę.
Już nie Juliana, a Dżuliaaans.
Raczej się przyzwyczaicie c; Wierzę w Was!
Pozdrawiam ;*
Cudny <3
OdpowiedzUsuńLalala... Jaaaaaa chceeeeeę jak najszybciej zapomnieć to, co zrobił Mario zdejmując Leę z konia! -,- Wiem, że z moich ostatnich próśb nic nie wyniknie, więc nie pozostaje nic innego tylko uświadomić to sobie, że ich relacja jest bardzo dziwna: z resztą Marco i Jess również...
OdpowiedzUsuńChyba nie spamiętam, że Twój nowy nick pisze się przez trzy "a" :D
Czekam na następny :*
Świetny rozdział ;*
OdpowiedzUsuńCzekamy na kolejny *.*
Pozdrawiam <3
Boskie :)
OdpowiedzUsuńSłodkie i superaśne
Nie moge sie doczekać kolejnego
Genialny rozdział! Jak zawsze nie mogę opanować śmiechu. Od razu humor mi się poprawił. :) Mario i Lea to takie słodziaki, Mam nadzieję, że zostaną oficjalnie parą. Czekam na kolejny. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńOmomom ciekawe w kim zakochał się Leo ;)
OdpowiedzUsuńJakie gołąbeczki!
Jedni i drudzy ach! :)
Pozdrawiam:**
http://bvb-mojamilosc.blogspot.com/
O nie ! Coś mi się wydaje, że Leoś zakochał się w naszej Lei ! ;o ;D
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy powie o tym chłopakom i jak na to zareaguje Mario ? ;)
Co do Lei i Mario to : AWWWWWWWWWWW *.* Oni muszą być razem ;)
Pisz szybko kolejny rozdział, bo nie wytrzymam ;D !
Uwielbiam to opowiadanie i to, że przelewasz na rozdziały swoją pozytywną głupotę ;D
Dziękuję za kom u mnie ! Jestem Ci na prawdę bardzo za to wdzięczna ;) ;* Kocham Cię ;D ;*
Czekam na nn ! ;)
Pozdrawiam, Karinka <3
hahaha za każdym razem jak widzę teledysk Wrecking balls to sb myślę o Marco hahahah!
OdpowiedzUsuńTeż mi sie cos wydaje, że Leo to sie zakochał w którejś z głównym bohaterek Omomomo!
Pozdróffki:**
http://pamietnikzdortmundu.blogspot.com/
mega :D
OdpowiedzUsuńczekam na nexta ♥
zapraszam do mnie :D
świetny :)
OdpowiedzUsuńnext ;P
świetny :) czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńpomimowszystkokocham.blogspot.com