Koniecznie przeczytajcie, to co napisałam pod rozdziałem! WAŻNE!
z góry dzięki za uwagę ;-*
...
- Ej gramy w butelkę! - zaproponowali po godzinie.
Wszyscy byli na tak, ja też, żeby nie odstawać.
Na pierwszy rzut wypadł Lewandowski, miał za zadanie coś zaśpiewać.
- Mogę po polsku? - spytał.
- A po niemiecku nie umiesz?
- Nie, oprócz przyśpiewek Borussi.
- To po angielsku! - nakazał Marco.
- I po polsku i po angielsku, ok?
- Dobra. - zgodziliśmy się.
- I belive I can fly! I belive I can touch the sky... - wył.
- Będzie, będzie zabawa, będzie się działo i znowu nocy będzie mało...
- Będzie głośno, będzie radośnie, znów przetańczymy razem całą noc! - dołączyłam.
- My słowianie wiemy jak wódka na nas działa...
- Tego nie zaśpiewam. - zaśmiałam się.
- Zawsze zjemy wszystko to co mama w garach dała.. - kontynuował.
- Starczy! Bębenki puchną!
- Nie podobało Ci się. - Robert podszedł do Götze.
- Było pięknie, ale za dużo.
- Ok, wybaczam. - pokręcił butelką.
- Oooo Lea! - tak, wypadło na mnie.
- Omg...
- Huhuhu, ale mam pomysła! - Mario powiedział coś mu na ucho.
- Dobre!
- No wiem.
- Mówcie, bo zaczynam się bać.
- To idź do sąsiada..
- Tego po lewej czy po prawej? - przerwałam mu.
- Po lewej.
- Nieeeeeeeee. - zawyłam.
- Czemu?
- Haha, bo kilka dni temu wprowadził się. - wyjaśnił Reus.
- Wiecie jaki przystojny? - rozmarzyłam się.
- Nie, nie wiemy. - odezwał się Mitchell.
- I nie chcemy wiedzieć. - uzupełnił Mario.
- Idź, zapukaj i powiedz: Mam na imię Aga, rozbieram się do naga!
- Czyj to pomysł? - zapytałam, z ochotą zabicia tej osoby.
- Jego. - wszyscy wskazali na Götze.
- Nie żyjesz! - zagroziłam.
- A z kim będziesz ... - nie dokończył.
- Zamknij się! - uciszył się...
Wykonałam zadanie + do tego, potajemnie wytłumaczyłam mu o co chodziło, żeby nie miał mnie za jakąś dziewczynę z burdelu...
*~Next day~*
Dziś całą rodzinką w składzie ja, Marco, mama, tata.. Dobra nie całą, bo bez sióstr Yvonne i Melanie, które są daleko w świecie, jedna w Anglii, druga w Hiszpanii. Dlatego też o nich nie wspominałam.. Wracając, tak więc prawie całą familią zostaliśmy zaproszeni do państwa Götze. Oczywiście od razu było postanowione, że jedziemy, lecz standardowo nic o tym nie wiedziałam, bo wszyscy myśleli, że się nie zgodzę, a to błąd, bo chętnie się tam wybieram i nie ze względu na Mario, tylko jego spoko rodziców i uroczego piętnastoletniego Feliksa. Zawsze go lubiłam. Wracając.. Właśnie podjechaliśmy pod dom przyjaciół naszej rodziny. Jest godzina czternasta... Tata jak przystało zadzwonił do drzwi, w końcu ktoś musiał. Za to ja i Marco nie zdążyliśmy nawet dojść. On z telefonem w ręku, ja też.- Co ta Jess tak wolno pisze. - mruknęłam pod nosem.
- Nom.. - przytaknął.
- Aha. Nie wnikam. - stanęliśmy dopiero pod drzwiami, komórki schowaliśmy do kieszonek, oboje w tym samym czasie i weszliśmy.
- Dzień doobry! - krzyknął.
- Witajcie, witajcie. Wchodźcie. - zawołała wesoła pani domu.
- Co tak się mazgacie? - zapytała mama.
- Tak jakoś.
- Jeśli nie chcecie tu być to nikt was nie zmusza, a nie ukrywamy, że miło by było jakbyście zostali. - powiedziała
- Oczywiście, że chcemy. - uśmiechnęłam się.
- I świetnie. - odwzajemniła gest. - Mario, długo jeszcze? - poszła do kuchni.
- Nie, już mamuś niosę. - postawił na wielkim stole dania.
- Pochwalę się, bo mój synuś bardzo mi pomógł w kuchni, wręcz zrobił wszystko za mnie.
Szczerze? Chciało mi się z tego śmiać, jednak starałam się być kulturalna i wychodziło mi to.
W pewnej chwili do domu z wielką torbą wparował mój ulubiony osobnik z tego domu.
- A co ty młody, trening miałeś? - zapytał młodszego brata.
- No, a gdzie niby mogłem być? - odpowiedział pytaniem.
- U dziewczyny?
- Nie mam. - zaśmiał się.
- To lipa. - szczerzył się.
- Sam nie masz. - odgryzł się.
- A skąd wiesz?
- Domyślam się.
- No to tu Cię zgaszę... - nie dokończył.
- Chłopaki spokój, Feliks przywitaj się ładnie, gości mamy. - przerwał im pan Jürgen.
- Dzień dobry. - uśmiechnął się promiennie. - Cześć. - zwrócił się do mnie i Marco.
- Chodź przystojniaku. - wskazałam na krzesło obok.
- Lea nie podrywaj. - śmiał się blondyn.
- Czemu? - po tej wypowiedzi wszyscy się roześmieli.
- Za młody dla Ciebie. - powiedział Mario.
- A gdzie tam. - zaśmiałam się.
*
My młodzież przenieśliśmy się do salonu, za to rodzice nadal siedzieli i dyskutowali w jadalni. W telewizji leciał jakiś film ,na którego ukradkiem spoglądałam. Siedzieliśmy sobie wygodnie na skórzanej sofie, niektórym to było aż za wygodnie...
- Oni do siebie pasują. - usłyszałam skądś.
Odruchowo się odwróciłam i ujrzałam nasze mamy, które przyglądały się nam, a w szczególności chyba mi i Mario, który prawie zasypiał na moim ramieniu.
- Nie ładnie tak obgadywać. - zwróciłam im uwagę, żartem oczywiście.
- My możemy. - zaśmiały się i poszły.
Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy w czwórkę. Tylko można było usłyszeć strzelaninę w jakimś głupim filmie, tak poza tym cisza.
- Mam ochotę na imprezę. - odezwałam się w końcu.
- Ktoś powiedział impreza? Idziemy do klubu? - nagle odżył.
- Wydawało mi się, że pewien osobnik wśród nas był bardzo, ale to bardzo zmęczony. - spojrzałam na niego.
- Wy to macie fajnie. - odparł Feliks.
- Niby czemu? - zapytał Marco.
- Idziecie sobie na dyskotekę i nikt nie każe wam wracać o tej i o tej godzinie. - rzekł.
- To duża odpowiedzialność. - powiedział jego brat.
- Potańczyć? - zdziwił się.
- Musisz jakoś siebie upilnować, żeby rano nie obudzić się gdzieś pod wycieraczką, a co gorsza u kogoś obcego... - tłumaczyliśmy mu.
- Chyba aż tak nie balujecie?
- Bo to raz. - zaśmiał się.
- Nie prawda. - odparłam. - On. - wskazałam na piłkarza. - Do żadnego klubu bez nas nie pójdzie, a jak już tam jest, standardowo z kimś to wraca tylko trochę podchmielony.
- Jednak częściej spity w trzy dupy. - zaśmiał się Marco.
- A potem ma jakieś idiotyczne pomysły.. - dodałam.
- Tak, tak.
- No co, chyba nie zaprzeczysz?
- Cicho.. - zaśmiał się.
- Prawda w oczy kole.
- Przecież to nieprawda i dziś to udowodnię.
- Ja idę sama. - oznajmiłam.
- Oo nie! - zabronił.
- Bo?
- To niebezpieczne.
- Ach tak?
- Mhmm. - mruknął. - Zboczeńców pełno na tym świecie, a co dopiero w klubie. - skwitował.
- Znam jednego.. Już nie raz chciał... - przerwałam, bo przypomniałam sobie o obecności Feliksa.
- Powiedz kto. Zamorduję.
- Chcesz popełnić samobójstwo? - zaśmiałam się.
- Nie było tematu.. - zorientował się o co chodzi, a my wybuchnęliśmy śmiechem. - Młody, jeśli coś wspomnisz rodzicom, a możesz zapomnieć, że kupię Ci nowe buty.
- To szantaż. - skomentowałam. - Nie słuchaj go i tak Ci kupi, a jak nie, to dzwoń do mnie. Ochrzanię go.
- Ok, przynajmniej Lea po mojej stronie.
- Wiesz jak Cię lubię. - poczochrałam mu włosy.
- Ja Ciebie też. - zaśmiał się.
- A ty maniaku! Zostaw ten telefon! - zabrał urządzenie Reus'owi.
- Co? Dawaj to, debilu! - zaczęli się ganiać.
- Kocham Cię! - udawał że czyta. - Ja Ciebie też Marco. Ile chcesz mieć dzieci? Z Tobą całą jedenastkę meczową + ławkę rezerwowych i sztab medyczny. - śmiał się. - Co? Tylu nie urodzę! - kontynuował. - Dasz radę kochanie, to da się zrobić. - w tej chwili ja z młodym Götze nie wyrabialiśmy ze śmiechu.
- Ale Ty głupi jesteś. - złapał go i chciał udusić, na niby oczywiście.
- Tak tam pisało. - tłumaczył.
- Jasne, cofnij się do przedszkola i ucz się czytać głąbie. - puścił go.
- No razem z Tobą. - dodał.
- Oni do siebie pasują. - usłyszałam skądś.
Odruchowo się odwróciłam i ujrzałam nasze mamy, które przyglądały się nam, a w szczególności chyba mi i Mario, który prawie zasypiał na moim ramieniu.
- Nie ładnie tak obgadywać. - zwróciłam im uwagę, żartem oczywiście.
- My możemy. - zaśmiały się i poszły.
Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy w czwórkę. Tylko można było usłyszeć strzelaninę w jakimś głupim filmie, tak poza tym cisza.
- Mam ochotę na imprezę. - odezwałam się w końcu.
- Ktoś powiedział impreza? Idziemy do klubu? - nagle odżył.
- Wydawało mi się, że pewien osobnik wśród nas był bardzo, ale to bardzo zmęczony. - spojrzałam na niego.
- Wy to macie fajnie. - odparł Feliks.
- Niby czemu? - zapytał Marco.
- Idziecie sobie na dyskotekę i nikt nie każe wam wracać o tej i o tej godzinie. - rzekł.
- To duża odpowiedzialność. - powiedział jego brat.
- Potańczyć? - zdziwił się.
- Musisz jakoś siebie upilnować, żeby rano nie obudzić się gdzieś pod wycieraczką, a co gorsza u kogoś obcego... - tłumaczyliśmy mu.
- Chyba aż tak nie balujecie?
- Bo to raz. - zaśmiał się.
- Nie prawda. - odparłam. - On. - wskazałam na piłkarza. - Do żadnego klubu bez nas nie pójdzie, a jak już tam jest, standardowo z kimś to wraca tylko trochę podchmielony.
- Jednak częściej spity w trzy dupy. - zaśmiał się Marco.
- A potem ma jakieś idiotyczne pomysły.. - dodałam.
- Tak, tak.
- No co, chyba nie zaprzeczysz?
- Cicho.. - zaśmiał się.
- Prawda w oczy kole.
- Przecież to nieprawda i dziś to udowodnię.
- Ja idę sama. - oznajmiłam.
- Oo nie! - zabronił.
- Bo?
- To niebezpieczne.
- Ach tak?
- Mhmm. - mruknął. - Zboczeńców pełno na tym świecie, a co dopiero w klubie. - skwitował.
- Znam jednego.. Już nie raz chciał... - przerwałam, bo przypomniałam sobie o obecności Feliksa.
- Powiedz kto. Zamorduję.
- Chcesz popełnić samobójstwo? - zaśmiałam się.
- Nie było tematu.. - zorientował się o co chodzi, a my wybuchnęliśmy śmiechem. - Młody, jeśli coś wspomnisz rodzicom, a możesz zapomnieć, że kupię Ci nowe buty.
- To szantaż. - skomentowałam. - Nie słuchaj go i tak Ci kupi, a jak nie, to dzwoń do mnie. Ochrzanię go.
- Ok, przynajmniej Lea po mojej stronie.
- Wiesz jak Cię lubię. - poczochrałam mu włosy.
- Ja Ciebie też. - zaśmiał się.
- A ty maniaku! Zostaw ten telefon! - zabrał urządzenie Reus'owi.
- Co? Dawaj to, debilu! - zaczęli się ganiać.
- Kocham Cię! - udawał że czyta. - Ja Ciebie też Marco. Ile chcesz mieć dzieci? Z Tobą całą jedenastkę meczową + ławkę rezerwowych i sztab medyczny. - śmiał się. - Co? Tylu nie urodzę! - kontynuował. - Dasz radę kochanie, to da się zrobić. - w tej chwili ja z młodym Götze nie wyrabialiśmy ze śmiechu.
- Ale Ty głupi jesteś. - złapał go i chciał udusić, na niby oczywiście.
- Tak tam pisało. - tłumaczył.
- Jasne, cofnij się do przedszkola i ucz się czytać głąbie. - puścił go.
- No razem z Tobą. - dodał.
Po południu, dokładnie o szesnastej zameldowaliśmy się w domu. Posiedzieliśmy trochę w salonie z Marco, oglądając coś tam.. Trochę, czyli dokładnie półtorej godziny. Poszłam na górę, powoli na spokojnie zacząć się szykować. Po wykąpaniu się, wysuszyłam włosy i jak na razie byle jak je związałam. Długo grzebałam w szafie.. aż w końcu wynalazłam taki zestaw. Myślałam co zrobić z włosami, wyprostować, pokręcić, a może wykarbować. Postanowiłam, że i tak najpierw wyprostuję, następnie delikatnie przejadę karbownicą. Nie najgorzej się to prezentowało. Ostatnie wykończenia, czyli makijaż. Zrobiłam kreskę eyeliner'em, i potraktowałam rzęsy tuszem.Gdy byłam już w pełni gotowa było już po dziewiętnastej. Długo, jak nigdy. Zeszłam na dół.
- Gotowy? - zapytałam brata.
- Noo, już dawno. - zaśmiał się.
- Sorry, butów nie mogłam znaleźć. - powiedziałam. - Jess będzie?
- Nom, podjedziemy po nią.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta, iż Reus nie będzie dziś pił. Dziwne, ale cóż, musi mieć na oku Jessicę.
W drodze blondyn zatrzymał się na poboczu, nie wiedziałam o co chodzi, bo o ile wiem to moja przyjaciółka mieszka dalej. Marco nie chciał mi nic powiedzieć, a ja nie byłam w stanie dojrzeć gdzie jesteśmy, bo było strasznie ciemno. Do samochodu wsiadł Götze... Myślałam, że on z nami nie jedzie...
- No cześć. - zaśmiał się.
- Ugh... - tylko tyle z siebie zdołałam wydobyć.
Kolejny przystanek Jess i do klubu...
- Gotowy? - zapytałam brata.
- Noo, już dawno. - zaśmiał się.
- Sorry, butów nie mogłam znaleźć. - powiedziałam. - Jess będzie?
- Nom, podjedziemy po nią.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta, iż Reus nie będzie dziś pił. Dziwne, ale cóż, musi mieć na oku Jessicę.
W drodze blondyn zatrzymał się na poboczu, nie wiedziałam o co chodzi, bo o ile wiem to moja przyjaciółka mieszka dalej. Marco nie chciał mi nic powiedzieć, a ja nie byłam w stanie dojrzeć gdzie jesteśmy, bo było strasznie ciemno. Do samochodu wsiadł Götze... Myślałam, że on z nami nie jedzie...
- No cześć. - zaśmiał się.
- Ugh... - tylko tyle z siebie zdołałam wydobyć.
Kolejny przystanek Jess i do klubu...
[Mario]
W dyskotece wszyscy bawili się w najlepsze. Dziewczyny tańczyły, a ja wyciągnąłem Marco do baru.- Stary ja dziś nie piję. - oznajmił.
- Wiem... Po prostu wytłumacz mi co tu robi Leoś? - zapytałem.
- Nie wiem...
- Marco!
- Dobra, zaprosiłem go. Coś jeszcze?
- Kur*a.. i po co?
- Pisał do mnie, nudziło mu się, więc zaproponowałem, że może dołączyć... - wyjaśnił. - Jest naszym przyjacielem...
- Chyba Twoim.
- A Twoim nie? Od kiedy?
- Odkąd buja się w Lei...
- No tak. - rozeszliśmy się.
Dołączyłem do blondynki, którą była Lea oczywiście. Tańczyliśmy energicznie do rytmu. Stwierdziłem, że nie ma co się przejmować, Bittencourt'em..
*
Po dwóch godzinach, Lea ulotniła się z Jess do łazienki, jak to dziewczyny - poprawić make up. Z przyczyn niewiadomych dla mnie, brunetka wróciła sama... Zapytałem się o Reus'ową, poszła się przewietrzyć, bo się źle poczuła...
[Lea]
Od tych drinków, lekko zakręciło mi się w głowie, wyszłam na zewnątrz, sama. Oparłam się o ścianę budynku i czekałam aż mi przejdzie. Nie szybko to przeszło. Podeszłam kilka kroków do przodu i patrzyłam na gwiazdy. Nagle poczułam czyjś dotyk.. ktoś zaczął muskać moją szyję. Pewna, że to Mario, odwróciłam się i zaczęłam go całować. Jego ręcę wędrowały coraz niżej, ja nie przestawałam...
[Mario]
Pełen obaw wyszedłem z lokalu, poszukać dziewczyny i sprawdzić czy jest cała i zdrowa. Zastałem tam kilka osób w tym jakąś namiętnie całującą się parę.... Po chwili, gdy bardziej się przyjrzałem, załapałem wszystko. To była Lea i Leonardo... Coś we mne pękło. Wszedłem z powrotem cały zdenerowany do środka, powiedziałem przyjacielowi, że idę do domu i żeby nie pytał o szczegóły, bo i tak nic mu nie powiem, przynajmniej teraz. Przeszedłem obok nich i jeszcze raz spojrzałem.. wyglądali jakby byli w sobie zakochani i nie widzieli się jakiś czas... Ruszyłem wprost do swojego domu.
[Lea]
Usłyszałam, że ktoś przechodzi obok, otworzyłam oczy i kątem oka zerknęłam na tą osobę. To Mario, spojrzał na mnie z bólem w oczach. Odsunęłam się od tego kolesia, którego pomyliłam z NIM... Leo, całowałam się z Leo... Łzy zaczęły spływać mi po twarzy.. Zraniłam go, nie chciałam... Bittencourt przytulił mnie.- Mario... - szepnęłam płacząc i uświadamiając sobie, że już go tu nie ma. - Co zrobiłeś! - odepchnęłam go.
- Przecież to Ty mnie całowałaś!
- Myślałam, że to Mario! Nie wiedziałam, że ty tu jesteś... - patrzyłam na niego z wyrzutem..
- Przepraszam. - powiedział cicho.
- To moja wina.. - usiadłam na zimną ziemię.. szlochając.
[Marco]
Nie wiedziałem co tak nagle stało się Götze'mu. Bałem się o niego. Wybiegliśmy z Jessicą za nim. Już go nie było, za to Lea.. ona płakała, a nad nią stał Leo.- Co się stało? - brunetka widząc stan swojej przyjaciółki szybko do niej podbiegła i przytuliła ją.
- Ja... - nie mogła nic z siebie wydusić.
- Gdzie Mario? - zapytałem nagle, na co moja siostra bardziej się popłakała. - Coś zrobił, prawda?
- Nie.. - wydukała.
- To nieistotne. - odparła Jess. - Lea wstawaj, przeziębisz się, zimno jest. - nakazała.
- Najlepiej będzie jak umrę. - mruknęła.
- Co ty mówisz? Nieprawda, chodź. - podała jej rękę.
- Prawda. - podniosła się.
Podeszła i wtuliła się we mnie.
- Nie płacz. - pocałowałem ją w czoło. - Leoś, może wytłumaczysz nam co tu zaszło?
- Lepiej będzie jak Lea wam wszystko opowie. - chyba coś go trapiło, bo poszedł sobie..
- Gdzie idziesz? - krzyknąłem za nim.
- Zalać się śmierć! - od krzyczał.
- Oszalałeś?
- Nie, mówię serio.. - zniknął mi z oczu.
- Idźcie samochodu! - dałem im kluczyki, a san ruszyłem za kumplem. Złapałem go i próbowałem przemówić do rozsądku.
- Dlaczego? - zapytałem tylko.
- Bo ją kocham. - powiedział ze złością.
- Wiem.
- Skąd.
- Leoś, to widać. Naprawdę.
- Ona mnie nie chce..
- Musisz zrozumieć. Zakochałeś się w niewłaściwej osobie...
- Zawsze tak jest.. Zawsze osoby które kocham szybko odchodzą, albo po prostu mają mnie gdzieś... - no tak, Leo stracił swoją dziewczynę, ona umarła. Zginęła w wypadku.
- Znajdziesz jeszczs tą jedyną. Młody jesteś. Ja mam dwadzieścia cztery lata i jestem wolny.
- Do czasu. Marco nie widzisz jak Jessica na Ciebie patrzy? Lub ty na nią.. to jest miłośc.
- Nieważne Leoś, nie rób nic głupiego, bo przyrzekam, że nigdy Ci tego nie wybaczę.
- Masz moje słowo..
- Trzymaj się. - pożegnaliśmy się.
Wrociłem do dziewczyn, które siedziały w aucie. Odpaliłem silnik i ruszyłem. Blondynka już nie płakała, ale i słowem się nie odezwała...
[Lea]
Schrzaniłam, wszystko schrzaniłam na maxa... Wątpię, że Mario się do mnie odezwie w najbliższym czasie... Byłam załamana, na szczęście była przy mnie Jess. Została na noc. Wpierała mnie, gdy mi się ryczeć chciało...
*~Next day~*
[Mario]
Nadal nie mogę uwierzyć w to co się stało, a jednak przeczuwałem, że coś się stanie... Nie chcę tu być. Zacząłem pakowanie, jednak przeszkodził mi dzwonek do drzwi. Nie miałem zamiaru sobie przerywać, a zarazem nie chcę nikogo widzieć...
- Mario co się stało? - do mojego pokoju wszedł Marco. - Lea płacze od wczoraj, co jest nieprawdopodobne. - oznajmił.
- Mnie się pytasz? - zaśmiałem się.
- W ogóle co ty wyprawiasz? - wskazał na walizki.
- Wyjeżdżam stąd. - powiedziałem.
- Dokąd? Mario, nie możesz...
- Jak nie mogę? To patrz. - zamknąłem walizkę i zszedłem na dół. Podążał za mną.
- Tylko nie mów mi, że do Monachium?
- Dokładnie. - mówiłem bez emocji.
- Wytłumacz mi proszę, o co chodzi! - krzyknął.
- Siadaj. - odparłem zrezygnowany i opowiedziałem mu całą historię.
- To jakieś nieporozumienie? - nie mógł tego pojąć.
- Prawda, czysta, okrutna prawda.. - ściszyłem głos.
- Przykro mi, ale ona sobie z tym nie daje rady.. Gdyby nie Jess, ja bym jej nie ogarnął. - wyjaśnił.
- Chciałbym ją zobaczyć... ale nie. Po prostu nie! Zabolało mnie, to...
- Super... Zarąbiście! - krzyknął zdenerwowany. - Nic tu po mnie. Narazie. - wyszedł.
Nikt mnie nie rozumie.. Na dodatek, nie mam już przyjaciół... Kto mi doradzi? Kto mnie ochrzani, jeśli będzie taka potrzeba? Zostałem sam.. znaczy... To ja ich wszystkich opuszczam.
[Marco]
Jeśli on chce grać w Monachium, ok niech jedzie... Ale kiedyś obiecał mi, że nic, a nic nie zniszczy naszej przyjaźni, co właśnie teraz nastąpiło. Już mi go brakuje..
Postanowiłem pojechać do Leo, nie wiem co się z nim dzieje, bo nie odpisuje, ani nie odbiera. Czy on też nie chce mnie widzieć?
Dzwoniłem do drzwi, pukałem, wręcz waliłem. Nic. Jednak nie zapomniałem wziąć klucza, którym otworzyłem drzwi. Na dole go nie było, zresztą nigdzie. Stwierdziłem, że poczekam jakieś piętnaście minut.
Tak jak myślałem, niedługo później, wrócił.
- Marco, to ty? - krzyknął z wejścia.
- Tak. - poszedłem do niego. - Gdzie się podziewałeś?
- Byłem na SIP, pozałatwiać wszystko.
- Co?
- Transfer.
- Jaki transfer!? - zdziwiłem się.
- Do Hannover'u.
- Aaa, czyli ty też mnie zostawiasz... - powiedziałem.
- Jak ty też?
- Mario już pewnie jest w drodze do Monachium. - oznajmiłem.
- I to przez moją głupotę! Wiesz, co? Powinieneś się cieszyć, że się wyprowadzam, bo stwarzam same problemy. - mówił.
- Zwariowałeś? Jesteś moim przyjacielem!
- Nie zasługuję, żeby się nim nazywać. Przeze mnie Twój najlepszy kumpel, można powiedzieć brat - wyjechał.
- Nie przez Ciebie! Lea mówiła, że to ona..
- Co z tego? Ja ją sprowokowałem, myślała, że ja to Mario.. - wytłumaczyłem.
- Jeśli myślisz, że wyjazd to odpowiednie wyjście.. Zrozumiem, ale nie obraził bym się, gdybyś czasem wpadł. - odparłam.
- Na pewno. - przytuliliśmy się.
- To cześć. - wyszedłem.
W trakcie jazdy do domu, dużo myślałem, aż za, bo jak było zielone to nie jechałem...
**************
Mam nadzieję, że nie dostanę od Was ochrzana za to coś? :D
Nareszcie trochę akcji xd
To chyba najdłuższy rozdział, jaki kiedykolwiek napisałam ;>
Myślę, że Wam się spodoba, chodź mam wątpliwości.
Poza tym.
Pod poprzednim rozdziałem, dałam warunek 20 komentarzy.
I było 22, ALE. na pewno pięć, siedem z nich było pisane przez jedną osobę.
Drogie anonimki, to widać, że komentarze są co 1-3 minuty.
Nie chcę takich sytuacji.
Dałam warunek, ponieważ mam 40 obserwatorów, a nigdy nie miałam nawet połowy z tego komentarzy.
Dlatego, ale żeby jedna osoba naginała 7 komci, to pozdro ...
Wybaczcie, ale to przesada.
Mam prośbę. Od tej pory każdy anonim się podpisuję i nie wyczynia czegoś takiego, ok? ;-)
JESZCZE COŚ! :D
Założyłam nowego, bloga, który wystartuje, od razu gdy skończę któryś z aktualnych!
Bohaterowie są opisani: http://the-story-is-complicated.blogspot.com/p/bohaterowie.html
Pozdrawiam.
Świetny rozdział *.*
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że Mario jednak zostanie w Dortmundzie i wszystko się ułoży ;)
Serio, z długością to poszalałaś :D Kurde no! Ryczałam! Masakra! Namieszałaś, że aż słów brak... Reusik osamotniony, Leo i Mario wyjechali, Lea ze złamanym sercem... Nie wiem jak to wszystko teraz wyjaśnisz, ale masz to zrobić i to jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńMiałam nie ryczeć przy czytaniu rozdziałów, ale sama rozumiesz... Taka sytuacja...
No to tego... Wracaj do mnie szybko, bo strasznie bez Ciebie nudno :/
Pozdrawiam :*
Się porobiło... Szkoda mi Mario ;( Mam nadzieję że się pogodzą . Mario i Lea :3 Rozdział swietny :) pozdrowionka. Oliii ;3
OdpowiedzUsuńGłupi Leoś ! Przeczuwałam , że coś takiego się stanie ;c
OdpowiedzUsuńPrzez niego , Mario może wyjechać ! Mam nadzieję, że Lea coś z tym zrobi ...
W sumie to może dobrze, że tak się stało . Lea uświadomi sobie , jak ważny jest dla niej Goetze i zmieni swoje zachowanie , co do jego osoby ;) ;* Strasznie wciągnął mnie ten rozdział ! I masz rację, chyba najdłuższy Twój rozdział , ale i tak za krótki ! Musisz pisać szybko , bo chyba nie wytrzymam ;) ;*
Uwielbiam Cię <3 ;*
( Już za chwilkę zabieram się za pisanie kolejnego rozdziału, więc mam nadzieję , że pojawi się do piątku lub jeszcze dzisiaj . Zapraszam ;* )
Czekam na nn !
Pozdrawiam, Karinka <3
Swietny, Zajebisty wrecz oczywisty . Czekam na nastepny . Zycze dobrej weny i ze mario nie wyjedzie :********
OdpowiedzUsuńPozdro Werka .
Rozdział super!
OdpowiedzUsuńEhh... Co ten Leoś narobił ;c Wiem, że się w niej zakochał, ale przez to ona straciła Mario
I teraz wszyscy wyjeżdżają ;/
Mam nadzieję, że Lea i Mario to sobie wyjaśnią i będą razem <3
Pozdrawiam ;*
Świetny rozdział , dużo sie w nim dzieje i mam nadzieje że Lea sobie wszystko wyjaśni z Mario i się pogodzą , czekam na next :D
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział! Oj, dzieje się dzieje! Czemu Leo musiał wszystko popsuć? Myślę, że Mario za szybko podjął decyzję o wyjeździe do Monachium. On nie może jechać, on musi zostać z Leą :( Jestem pewna, że Lea właśnie teraz zrozumiała jak bardzo go kocha. Oni nie mogą się tak rozstać. Liczę, że Mario jej wybaczy i będą razem. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ;*
OdpowiedzUsuńNie! Mario i Lea muszą sobie wszystko wyjaśnić! Mają być razem. Rozdział? Świetny! <3 No z małym wyjątkiem, bo Mario wyjeżdża. ;D Czekam na next i zapraszam do mnie. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Lea i Mario wszystko sobie wyjaśnią :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :)
czekam na kolejny i zapraszam pomimowszystkokocham.blogspot.com
Nie ,nie ,nieee.! Mario nie może wyjechać.Jeszcze wszystko się może ułożyć.!//Wiktoria.<3
OdpowiedzUsuńNOMINACJA! zostałaś nominowana do LA! ;D szczegóły na moim blogu!
OdpowiedzUsuńNie, dlaczego ?
OdpowiedzUsuńLea i Mario muszą być razem.
Götze musi wrócić, przecież ona się załamie.
Plus z tego jest może tylko taki, że wkońcu przekonała się, że go kocha.
Jest jeszcze Marco. Jego przyjaciele go opuści.... To jest strasznie. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, równie długi i świetny jak ten.
Bardzoo dłuugi. ♥ Ale ok :*
OdpowiedzUsuńjest super dobrze ze coś sie dzieje :)
czekam na nexta i zapraszam do mnie :) http://bvbstorymarzeniasiespelniaja.blogspot.com/2013/12/polska.html
Goetze nie może ich opuścić! On musi być z Leą! Liczę że wszystko się ułoży :) Rozdział cudowny jak zawsze! Czekam na kolejny :3 Buziaki kochana ;*
OdpowiedzUsuńCzytam wszystkie twoje opowiadania i nie mogę wyjść z podziwu... jak można tak fajnie pisać ;) czekam na nexta. pozdrawiam Betka ;*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział.Myślę że w końcu Lea i Mario będą razem :) czekam na następny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;*