czwartek, 9 stycznia 2014

22.

     Za dwa dni Wigilia, śniegu nie było.. lecz niestety wystarczyła tylko jedna noc, aby nas zasypało.  Szybko ten czas zleciał, nienajlepiej dla mnie. Ciężko przepracowane dwa tygodnie, no prawie. Niestety, gdy poprosiłam o urlop, do połowy stycznia, ze względu na rodzinny wyjazd do ciepłych krajów, Eva nie zgodziła się na to, dlatego też sama się zwolniłam. I tak oto nie mam pracy i już nie chcę mieć takiej bylejakiej. Musi być porządna, najlepiej abym spełniała się jako fotograf, profesjonalny fotograf. Marzenia zostawmy na bok, wracając do rzeczywistości, czyli chorej bajki, znanej jako: życie Lei. Nie wiem dlaczego, ale zgodziłam się na wypad na miasto, dokładniej do kina z Marco, Jess i ... Mario. Jak zawsze ta sama ekipa. Chłopaki wybrali horror, a my nie miałyśmy prawa sprzeciwu, fajnie nie? Nienawidzę horrorów! Nie dlatego, że się ich boję, bo czasem boję, ale dlatego, iż wtedy chłopcy myślą, że zaraz wczepimy się w nich jak głupie... Cholender... właśnie to się stało. Jessica schowała się w ramionach Marco, ja tak samo, tylko że... Nie, jednak to samo. Reus służył nam jako miś, którego można ściskać, przytulać. Natomiast Götze tylko mruczał coś pod nosem. Mogłam się domyślać, że chodzi mu o TO. Nie rozumiem samej siebie, odrzucam go, ponieważ... nawet nie umiem odpowiedziedź na to pytanie, Wiem, dziwna jestem. Po seansie, Mario jako pierwszy opuścił salę, nie to że siebie nie pojmuję, to jego tak dwa razy. Obraził się? Za takie gówno? Really?
- Ej, Marco! Ustroimy choinkę? Dziś?! - zapytałam, w drodze do auta.
- Najpierw to trzeba ją kupić. - zaśmiał się.
- Ja pierdu... - mruknęłam.
- Jutro się pojedzie na spokojnie. - dopowiedział.
- Zależy. - powiedziałam.
- Od czego?
- A od tego, czy będzie Ci się chciało podnieść z łóżka, ten piłkarski zadziec. - odparłam.
- Spokojna głowa. Da się radę. - rzekł.
- Zobaczymy. - wsiadliśmy do samochodu.
W drodze nikt się nie odzywał... nielicząc śpiewającego Reus'a, hitów Aviciego.
- Heeey brother! - wydzierał się. - Heeey sister!
- Naprawdę umiesz tylko te słowa? - zaśmiałam się.
Bez kitu, on śpiewał ciągle te kilka wyrazów...
- Zamknij się, już. - uciszył go Götze.
- A co ty taki gbur? - zapytał zdziwiony.
- Bo mnie wkur**asz. - odpowiedział.
- Ho ho, ktoś tu wstał lewą nogą. - skwitował.
- U niego nie da się lewą wstać. - przypomniałam sobie.
- Skąd wiesz?
- Nieważne. - omg.. niepotrzebnie głupotę palnęłam. - Choinki w domu macie? - zmieniłam temat.
- Teraz to się wykręcasz. - zaśmiali się.
- Żartowałam, przecież. - odparłam.
- Jasne...
- No tak. - stanęłam na swoim i wyszłam z pojazdu, gdyż byliśmy już na miejscu.
Pierwsza otworzyłam dom i do niego weszłam.
- To my jedziemy! - oznajmił Reus i ruszył gdzieś z Jess, a ze mną zostawił Mario.
Musiał? Akurat teraz? Jechać i zostawić mnie samą, znaczy z nim... Muszę siedzieć z człowiekiem, który źle na mnie działa? Albo dobrze, nawet bardzo. Nie wiem jak on to robi, ale zawsze czuję jego obecność, choć go nie widzę. Zmienił mnie. Jakim cudem? Z oschłej gówniary, zrobił ze mnie osobę pozytywnie nastawioną do świata. Już nie narzekam często na byle co. Narzekam czasem, bardzo rzadko i jak naprawdę mam jakiś powód do tego. Tyle lat się znamy.. Jakby kiedyś ktoś mi powiedział, że pocałuję Götze'go choćby w policzek - wyśmiałabym go. Wypierałam się wszystkiego, co mówili o mnie i o nim. O nas. A teraz? Teraz jest kompletnie inaczej.
- Ty też nie możesz się doczekać wspólnej Wigilii? - zapytał.
- Życzę wytrwałości, bo wątpię, że to nastąpi. - zaśmiałam się.
- Właśnie... całe dwa dni! Jak ja to wytrzymam? - marudził.
- Mario, od psucia humorów, że co? - zdziwiłam się.
- Tak złotko. Będziemy siedzieć przy jednym stole, dzielić się opłatkiem, składać życzenia i całować. - zaśmiał się.
- Żartujesz sobie ze mnie w tej chwili. - podniosłam jedną brew do góry, musiało to wyglądać komicznie, a ja nawet nie wiem jak to zrobiłam.
- To sama prawda, pytaj kogo chcesz. - odparł.
- Przynajmniej na "urlopie" od Ciebie odpocznę. - mruknęłam.
- Nooo, na pewno. - szczerzył się.
- Nie lecisz z nami, prawda? - zapytałam z nadzieją.
- Niestety nie. - zaśmiał się.
- I ty się z tego cieszysz? - nadal pytałam.
- Nom.
- Osz Ty, mendo! - walnęłam go poduszką.
- A co mam Ci towarzyszyć? Dzielić z Tobą pokój i oczywiście łóżko? Chętnie. - podszedł do mnie bliżej. Był zbyt blisko.
- Nie! Nie trzeba. - zaśmiałam się. - Nareszcie będę miała święty spokój... - rozmarzyłam się. - Juhu!
- Nie odpoczniesz mała. - rzekł. - Będę dzwonił! Ale jak na razie zadowolę się Twą obecnością. - uśmiechał się szeroko. Przeniósł swoją dłoń na moja talię.
- Przystopuj "Gecuś". - odsunęłam się.
- Muszę się zrewanżować, wredoto! - ponownie się zbliżył.
- Za co?
- Bo ostatnio mój Facebook oszalał... Ciekawe dlaczego. Hmmm? - powiedział.
- Musiałam!
- A więc, przyznajesz się.
- Ależ naturalnie, waćpanie. - zaśmiałam się.
Ponownie jego dłonie zaczęły obejmować mnie w pasie. Przybliżył swoją twarz znacząco do mojej. Spodziewałam się, że zaraz mnie pocałuje. Wszystko na to wskazywało, lecz na szczęście się myliłam.
- Zemszczę się. - wyszeptał do mojego ucha, przygryzając je, a jednocześnie drażniąc moją twarz kilku dniowym zarostem.
- Mam być szczera? - spytałam nagle, gdy oddaliliśmy się od siebie.
- Ja się prawdy nie boję! - odparł.
- To było okropnie przyjemne, dlatego nie rób tego więcej. - wyznałam. - A i ogól się, proszę. Tobie aż taki zarost nie pasuje, a darmo ryjek poszerza. - powiedziałam co myślałam.



*



Dziś jest ten dzień, dzień strojenia choinki! Właśnie to czynię, mam pomagierów, w tym... jeden, zacięcie rozmawiający przez telefon, za to drugi... siedzący na kanapie i wpatrujący się we mnie. Ugh... zawsze z mamą to robiłam, a teraz jestem skazana na siebie, krzywdząc te piękne drzewko, ozdabiając po mojemu. Ostatnie kilka bombek i i i koniec! A nie.. jeszcze czubek. Z racji tej, że choina dorodna, nie mogłam dosięgnąć jej szczytu...
- Reus! Jak się tu zaraz nie zjawisz, to zapomnij, że pozwolę Ci spotykać się z MOJĄ przyjaciółką! - wydarłam się.
- Jess Cię pozdrawia. - zaśmiał się.
Jak zwykle nie mogłam liczyć na jego pomoc, na Götze'go też nie, bo on taki sam knypek jak i ja. Poszłam do kuchni, aby wrócić z niej wraz z drewnianym stołkiem, który miał mi pomóc założyć ten jakże zacny czubek. Ustałam na niego, pierwsza myśl: "Wyrąbie się".
- Czekaj, bo zjedziesz. - roześmiał się Mario, podszedł do mnie i trzymał mnie za nogi.
- Taa, nie pomagasz. - skwitowałam, gdy zaczął trząść mną... -,-
Szybko, sprawnie włożyłam ostatnią część choinki i dumnie zeszłam ze stołka, no nie do końca..
- Puść mnie! - warknęłam, kiedy nie czułam gruntu pod nogami.
- Już. I widzisz, żyjesz. Dzięki mnie. - szczerzył się.
- Ty lepiej u siebie w domu coś porządnego zrób. - odparłam.
- Choinka stoi, chatka z zewnątrz obświetlona, kolorowa. Nie mam nic do roboty tam..
- A no właśnie! Marco, może zaszczycisz nas swoją obecnością, hmmm? - zapytałam.
- Nom, co chcesz? - w końcu się pojawił. - O jaka choina! - zauważył.
- Spostrzegawczość pierwsza klasa. - mruknęłam. - Weź przykład z kumpla i na dworze coś przystruj! Świeczki, węże są, bo sam je dziś kupywałeś, a chyba nie bez powodu, co nie? - zarządziłam.
- Oczywiście, o pani! - zaśmiali się. - Ty serio ustroiłeś dom? - nie dowierzał, blondyn.
- No bez kitu! - odpowiedział.
- Już, już spadać!
- Ciemno jest. - skomentował, patrząc przez okno.
- No i w czym problem? - zdziwiłam się.
- Nic nie widać? - odpowiedział pytaniem na pytanie,
- A do czego służą lampki pod domem? I latarnie przy ulicy? - powiedziałam. - Raczej ślepi nie jesteście, w piłkę trafiacie, więc won do roboty! - wywaliłam ich za drzwi. - Wszystko potrzebne macie w garażu. - odparłam na do widzenia.
W końcu chwila spokoju, miałam nadzieję, że potrwa ona nieco dłużej. W tym czasie postanowiłam ogarnąć trochę w domu, a że jutro cały dzień będę w rodzinnym domu - nie będę miała na to czasu. Sprawnie to uczyniłam i w ramach odpoczynku położyłam się na kanapie. Długo nie poleżałam, zaledwie kilka minut. Nie wiedziałam, że prawie dwie godziny sprzątałam...
- No to gotowe! - weszli do domu.
- Idę sprawdzić. - oznajmiłam.
- Leć, leć.
Wyszłam pod dom i pierwsze wrażenie nie było najgorsze... szczerze muszę przyznać, że wyszło im to, a wszystko ładnie się prezentowało.
- To się wam udało. - zaśmiałam się, wchodząc do domu.
- Co ci już nie pasuję?
- Nic. Wszystko ok! - odparłam.
- Serio? A może jest krzywo?
- Nie wydaję mi się. - powiedziałam. - Udało wam się.
- Wow! - zdziwili się.
- Co?
- Ty nas pochwaliłaś?
- Można tak to ująć. - zaśmiałam się.
24 Grudzień...




[Marco]
Nie mogłem spać, dlatego bardzo wcześnie jestem na nogach, jest bodajże godzina ósma, może nie tak wcześnie dla niektórych ludzi, ale dla mnie aż za. Usłyszałem, że ktoś wchodzi do domu. W progu zauważyłem Mario z wielką torbą w ręku.
- O dobrze, że nie śpisz. - mówił cicho.
- A Tobie co? - zapytałem.
- Mam pomysł. - zaśmiał się. - Patrz. - pokazał mi zawartość reklamówki.
- Haha, nie no - zwariowałeś! - zacząłem się śmiać.
- Cicho! - powiedział.
- Ale Ty głupi jesteś... - skwitowałem. - Co chcesz z tym zrobić?
- Lea śpi? - zapytał.
- A jak myślisz?
- Śpi. - domyślił się. - To dobrze.
- Aaa, chcesz ją przestraszyć?
- Nie do końca. - zaśmiał się. - Będzie pierwszą kobietą, która spała przytulona do Mikiego.
- Cep. - skomentowałem, nie kryjąc śmiechu.
- Oj tam.
Poszedł się przebrać ... wyglądał ... wyglądał ... haha, jak ciota! Dostałem nagły atak śmiechu.
- Zamknij się, bo mnie wydasz! - uciszył mnie.
- Ok, dobra. Przestaję. - zaśmiałem się. - Albo i nie. Tak idiotycznie wyglądasz, że po prostu nie da się nie śmiać. - powiedziałem.
- Zaczynamy akcję.
jak najciszej weszliśmy do jej pokoju, co było trudne, iż jej drzwi lekko skrzypią. Trzeba to naprawić... Mario wszedł powoli pod kołdrę, a ona tylko mruknęła i położyła głowę na nim, wtulając się w niego jak w pluszowego misia. Wyszedłem na moment na korytarz, bo miałem potrzbę roześmiania się...





[Lea]
Podczas snu, moja poduszka zrobiła się jakoś większa i wygodniejsza. Poklepałam ją trochę i poczułam, że jest jakaś nierówna? LOL. Otworzyłam oczy i ujrzałam coś czerwonego. Podskoczyłam ze strachu i nogami zepchnęłam to coś z mojego łóżka. Usłyszałam Reus'owy, głośny śmiech.
- Auu! - złapał się za bok... Mario.
- Debil... nie no debil! - krzyknęłam, gdy zobaczyłam go w stroju Świętego Mikołaja. - Głupota ludzka, nic więcej. - westchnęłam, aby po chwili także dostać niekontrolowanego śmiechu. - Zabiłabym Cię, że budzisz mnie tak wcześnie. - zerknęłam na zegarek. - Z racji, że jakoś ZARAZ muszę być u mamy... odpuszczam. Kurde! Nie mam czasu! - zaczęłam się wydzierać.
- Spokojnie, garnki nie uciekną. - zaśmiał się, blondyn.
- Spadaj po auto! Odwozisz mnie! - nakazałam.
- Nie chcę mi się. Mario mi zastawił garaż. - oznajmił
- No to, Mario przestaw swój...
- Spoko, ja Cię odwiozę. - zaproponował.
- Dobra, ale weź się przebierz!
- W co? - zdziwił się.
- Nie chrzań, że przyjechałeś w tym czymś? - przeraziłam się.
- Nie, weź... żeby ludzie zobaczyli? - zaśmiał się.
- To dobrze. - ulżyło mi.
Poszłam się ubrać, ogólnie ogarnąć, wzięłam dodatkowo ubrania, prostownicę do włosów oraz kosmetyki na wieczór, i gdy byłam już gotowa, zasiadłam na przednim siedzeniu pasażera w samochodzie. Praktycznie całą drogę leciały dwie te same piosenki i to jak głośno. Pierwsza: "Talk dirty" i: " Toca, Toca"
Oczywiście ta druga bardziej mi odpowiadała...
- Talk dirty to me. - śpiewał.
- Debil, ciota, matoł, cep... - wymieniałam, śmiejąc się.
- Nie przezywaj!
- Przecież kazałeś mówić do siebie brzydko. - zaśmiałam się.
- To już śpiewać w spokoju nie można?
- Można, ale nie w kółko to samo! - odparłam i wyszłam z pojazdu, iż byliśmy na miejscu.
- Do zobaczenia! - powiedział.
- Taa. - mruknęłam i weszłam do środka. - Hej, już jestem. - oznajmiłam.
- W kuchni jesteśmy. - powiadomiła mama.
- O dzień dobry! - zwróciłam się do pani Götze.
- Dzień dobry, dzień dobry. - obdarowała mnie szczerym uśmiechem.
- Kto Cię przywiózł? - zapytała rodzicielka. - Bo w taksówkach muzyki takiej nie ma. - dodała.
- A no, Mario. - odpowiedziałam. - Marco się nie chciało. - wyjaśniłam. - A Mario akurat był u nas i tak wyszło... - uprzedziłam kolejne pytanie.
- Ah, rozumiem.
Zabrałyśmy się we trzy za przyrządzanie wigilijnych potraw. W miarę szybko nam poszło, mama w międzyczasie sprzątała i wszystko zwinnie, porządnie zakończyłyśmy po paru godzinach. Zanim się obejrzałyśmy, a była już siedemnasta. Mama Mario pojechała do domu się przebrać, aby potem wrócić z całą rodziną, niestety bez Fabiana, gdyż on już ma żonę i dziecko z którymi spędzi święta. Od Reus'ów nie będzie Melanie, ani Yvonne, dlatego że one też mają rodzinki, a do nas przyjadą za kilka dni i razem wyjeżdżamy do Dubaju. Ja także podreptałam do mojego byłego pokoju, w którym nic a nic się nie zmieniło od przeprowadzki. Ubrałam wcześniej przyszykowane ubrania, zrobiłam standardowo makijaż i wyprostowałam włosy. Strój prezentował się dość ładnie. W końcu wszyscy się zebrali, męska płeć w garniturach, a żeńska także elegancko.
Ustaliśmy dookoła stoła, aby się na początek pomodlić, natomiast po modlitwie dzieliliśmy się opłatkiem. Zostali mi tylko Marco i Mario.
- No siostra, miłości, przydałaby Ci się w końcu, i na dodatek masz ją tak blisko. - zaśmiał się. - zdrowia, żebym Ci nie musiał obiadków gotować i w ogóle służyć. Wytrwałości z Mario oczywiście.
- Prędzej z Tobą. - odparłam. - Braciszku, żebyś nie skrzywdził mojej Jess, bo pożałujesz. Zdrowia, iż nie chcę mi się słuchać Twojego zrzędzenia. Dużo dzieci. - zakończyłam i się przytuliliśmy.
I ostatnia osoba...
- Lea! Życzę Ci skarbeńku, abyś się kiedyś do mnie wprowadziła. - mówił ciszej, zapewne żeby nikt inny nie usłyszał. - Szczęścia, pomyślności z Mario Götze i dużo se... - tu nie dałam mu dokończyć, gdyż sprzedałam mu kuksańca w bok. - dobra nie powiem tego, ale wiesz, że możesz tylko z Mario? - ponownie go uderzyłam. - I mniej przemocy. - dokończył ocierając ramię, w które dostał w prezencie ode mnie pięścią.
- Powinieneś mi życzyć jakiegoś przystojniaka, a nie. - zaśmiałam się.
- Przecież mówiłem wyraźnie, Mario Götze. - szczerzył się.
- Dobra bez jaj. Po prostu wszystkiego najlepszego! Dużo osiągnąłeś w piłce nożnej, ale możesz jeszcze więcej. - uśmiechnęłam się. Przytulił mnie... nie chciałam przerywać, ale musiałam ze względu na to, że wszyscy siedzą i się na nas gapią. Zabraliśmy się za posiłek, a raczej dwunastu potraw. Na ostatni rzut, został czerwony barszcz, a ja tak nienawidzę tego. Patrzyłam tępo w filiżankę, myśląc co z tym zrobić. Postanowiłam wstać od stołu na moment i zrobić sobie herbatę.
- A ty gdzie, koleżanko? - cofnęła mnie, mama. - Siadaj! - nakazała, nie kryjąc uśmiechu.
- Chciałam tylko... - nie dokończyłam.
- Niech zgadnę... barszcz? Hmm? - zapytała.
- Tak.
- Nie lubisz? - zapytał pan Jurgen.
- Mhm. - przytaknęłam.
- Przecież to jest pyszne. - odezwał się Mario, który siedział na przeciwko.
- Nie dla każdego. - powiedziałam.
- Nie będziemy zmuszać. - zaśmiali się.
- A ja tak. - odparł piłkarz, poszedł do mnie i zaczął...




*******************
Mało info:
Prowadzę teraz 3 blogi. TEN i dwa nowe!
Mianowicie:
na wszystkich trzech, dziś, teraz pojawiły się rozdziały/prolog. :)
ZAPRASZAM! <3
Pozdrawiam, Juliana.

20 komentarzy:

  1. Fajnie, fajnie, fajnie :) Zapowiada się dobrze :D
    Jejku, Mario i Lea są wymarzeni, ale ona za bardzo się hamuje ! :(

    No to ja tez zapraszam do siebie :3
    http://zatrzymajsiechocnachwilke.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. fajny masz talent/Karolina

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny, czekam na kolejny :)
    PS Ciekawe co ten Mario zrobi :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne szkoda że nie dodalas tego wczoraj bo były moje urodziny;( dodaj następny rozdział jak najszybciej

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale... EXTRA! z każdym dniem coraz bardziej kocham tego bloga ;) szkoda, że przerwałaś w takim momencie ciekawe co tam wymyślił Mario. (może Lea zrobi jakąś miłą niespodziankę Mario w prezencie gwiazdkowym ;)) Pozdrawiam i czekam na nexta (oby jak najszybciej) Betka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. BŁAGAM... wrzuć nexta, bo ja tu z tęsknoty umieram :/ nie mam co czytać , jeszcze nie znalazłam innego tak fajnego opowiadania ;) Betka

      Usuń
  6. Napisałam długaśny komentarz odnośnie powyższego rozdziału, ale niestety mój komp nawet kopiowania nie może ogarnąć, a nie chce mi się jeszcze raz pisać...Napiszę więc jedno: ZARĄBISTY!
    Także dziś z mojego "eseju" nici :D Masz szczęście xD
    Normalnie się wkurzyłam! Idę w CS'a pociskać dla relaksu :D
    Ściskam mocno :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Zarąbisty. <3 Lea i Mario stworzona para. ;)
    Eh...czemu przerwałaś w takim momencie ? Ciekawe co tam wykąbinował Götze. Czekam na następny rozdział. ;*

    W wolnej chwilizapraszm do mnie: http://ona-modelka-on-pilkarz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział ;D mam nadzieje, że Lea i Mario będą wreszcie razem, bo tak do siebie ciągnie, a żadne z nich nie zrobi pierwszego kroku. Marco ... hmmm, uwielbiam go w tym opowiadaniu (zresztą nie tylko tym). Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam tego bloga
    Mario i Lea<3 super para oni muszą być razem :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział jest świetny, czekam na kolejny i
    zapraszam pomimowszystkokocham.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. super !!!! już nie moge sie doczekac następnego xD masz talent do pisania <333 Caluski ;*** / ReusowoGoetzowa

    OdpowiedzUsuń
  12. Dodasz jakiegoś Polaka np. kosckiego? Ciekawie by byłoXD

    OdpowiedzUsuń
  13. Super rozdział. Czekam na następny z wielką ciekawością. Jak mam gorszy dzień zawsze czytam twojego bloga, który zawsze poprawia mi humor :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. No dobra, rozdział super, ale ja czekam teraz na nexta ;) właśnie rozpoczęły mi się ferie, a mi się już nudzi, XD więc błagam wrzuć coś :* Pozdro. Olka

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział jak zawsze świetny.
    Lea i Mario ♥
    Juz nie mogę się doczekać kiedy oni będą razem.
    Jak zawsze dużo śmiechu, dziękuję Ci za to.
    Czekam na nn.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  16. Super, kiedy możemy spodziewać się nexta ;) Pozdrawiam. Ana

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej :* mam pytanie, dlaczego od tak dawna nie wrzuciłaś nowego rozdziału :/ Cały czas czekam z niecierpliwością ;) Całuję Beti :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Nadrobiłam :)
    Świetny po prostu :)
    Czekam na kolejny! :)
    Pozdrawiam:*
    http://powrotyirozstania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń