sobota, 22 lutego 2014

26.

        Wieczorem szłam sobie powoli po schodach, iż nie chciało mi się czekać na windę. Stwierdziłam, że trochę ruchu nie zaszkodzi. Coś się chyba ze mną dzieje. Ja i wysiłek fizyczny? Nieee, a jednak. Na drugim piętrze, czyli tam, gdzie znajduje się mój pokój napotkałam... Ugh, nie zgadniecie. Ann Kathrin! Tak, tą żmiję. Przyśpieszyłam kroku, iż do moich, cudownych drzwi było jeszcze kilkanaście metrów. Ten korytarz się nigdy nie kończył... Nie udało mi się jej wyminąć.
- O! Dobrze, że Cię widzę. - zaczepiła mnie, co mnie zdziwiło. Nie samo to, że zagadała, ale nie była wredna...
- Dżizyyys! Co Ty tu robisz? - zajęczałam.
- Przyjechałam do Mario, zazdrościsz? - powiedziała, a mnie zatkało.
- Nie, niby dlaczego? - spytała. - Dobra nieważne. A co ode mnie chcesz?
- Ty kochana, powiesz mi, w którym pokoju on się znajduje.
- Oho, czuj się. - rzekłam.
- Powiesz.
- A co, Twój chłopak Ci nie powiedział? - zaśmiałam się to głupio.
- Nie.
- To zadzwoń do niego. - odparłam zła.
- A może u Ciebie jest, co? - zakpiła.
- Niby po co mi on?
- Żebyś się trochę... hmm, ogarnęła. - obczaiła mnie od stóp do głów.
- Wiesz.. Ja nie muszę pokazywać biustu, żeby mnie zauważali. - odgryzłam się.
- Bo nie masz.
- Spieprzaj! Bo Ci wyrwę te farbowane włosy! - krzyknęłam.
- Lea się przejęła. - mówiła jak do dziecka. - O mój Boże...
- Tam jest Twój kochany Mario. - wskazałam na drzwi. - Idź se do niego i nie pokazuj mi się więcej na oczy, rozumiesz? - powiedziałam, choć wcale nie chciałam... zabolało mnie to, że ona tu jest. On się mści na mnie, czy co? Albo wrócili do siebie, a ja nic nie wiem? Tylko ona potrafi zepsuć mi humor, zresztą Goetze nie lepszy... Idealnie do siebie pasują. Byłam zła.. sorry nie. Gorzej - wściekła... wkurwiona! Poszłam wziąć prysznic i usunąć z siebie negatywną energię, która wcale nie miała zamiaru mnie opuszczać. Z tego wszystkiego już o dwudziestej postanowiłam się położyć, no i zasnęłam. Z trudem, ale zasnęłam.


*


     Obudziłam się. Nie... obudziło mnie... obudził mnie czyjś dotyk, który czułam na policzku. Z zamkniętymi oczami, machnęłam ręką w celu strącenia czyjejś dłoni, udało mi się. I doskonale wiedziałam, kto to.
- Zniknij! Zgiń. Cokolwiek. Wypierdalaj! - krzyknęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej, on patrzył na mnie, niewinnym wzrokiem, jakby nie wiedział o co chodzi. - Co... Zostawiła Cię, tak? I do drugiej lecisz... No tak, mogłam się tego spodziewać. - nawijałam jak głupia, nie dawałam mu dojść do słowa.
- Kto mnie niby zostawił do jasnej... cholery?! - zapytał zdziwiony, a zarazem podirytowany.
- Ann. Twoja Ann. Przecież przyjechała Cię odwiedzić. Przyznaj się, sam po nią zadzwoniłeś. - patrzyłam na niego z wyrzutem.
- Leaa. Obudź się! Nie ma tu żadnej Ann.
- Jak nie kur*a!? Gadałam z nią, wczoraj.
- Chyba Ci się śniło.
- Weeź, nie kłam. I wypieraj stąd, ale już. Póki jestem grzeczna. - wskazałam na drzwi. - W ogóle jak Ty tu wlazłeś? Hmm? - spytałam. - Ach, tak. Sławny, przystojny i młody Mario Goetze, jemu żadna się nie oprze, nawet ta za ladą. - przewróciłam teatralnie oczami i rzuciłam w niego poduszką.
- Nie wiem, czym Ci zawiniłem, ale przepraszam. - zbliżał się do drzwi, a jak już do nich doszedł. Walnął z całej siły ręką w ścianę. - Wszystko się pieprzy! - krzyknął, trzasnął drzwiami i już go nie było.
Życie jest do dupy, a szczególnie moje. Dziś sylwester, na którego nie pójdę. Nie ma bata... nie namówią mnie. Najchętniej to bym teraz pojechała do domu. Do Dortmundu, albo do Polski! Najlepiej, do Brazylii, jak najdalej. Lecz co mi z tego będzie? Nic, a nic. Przegrałam życie, proste. Nic dodać, nic ująć.



[Wieczór, ok. 17:00.]
     Nadal siedziałam bezczynnie na łóżku, przeglądając różnorodne strony internetowe. Nudziło mi się strasznie, ale co poradzić. Chciałam siedzieć w hotelu to siedzę.
- A Ty jeszcze nie gotowa? - do pokoju wpadła moja przyjaciółka.
- Nigdzie nie idę! - odpowiedziałam od razu.
- Jak to nie? Co to się stało, że odmawiasz imprezki, i to takiej, która jest raz w roku. Dziewczyno raz w roku. Mega balet! - namawiała mnie.
- Nie uda Ci się, nie wybieram się tam. - mówiłam bez emocji.
- Masz jeszcze. - spojrzała na zegarek. - pół godziny, zdążysz. Za dziesięć minut będę, sprawdzę czy się ubrałaś. - wyszła.
Ech... Jess nie przegadasz. Ale po co ja tam? No po co? Ona ma Marco, będzie z nim latała, a ja? Z rodzicami mam siedzieć? Wprawdzie są jeszcze dziewczyny, lecz one także mają już swoich partnerów życiowych. Nie chcę iść, bo nie mam z kim, po prostu nie chcę patrzeć na szczęśliwą Ann, która będzie niemiłosiernie radosna, gdy zobaczy jak źle się bawię. Niechętnie wygrzebałam się z wygodnego łóżka i podeszłam do szafy, w której wisiała jedynie sukienka na Sylwester i stały buty. Inne rzeczy nadal grzecznie leżały w walizce, no jeszcze oprócz kosmetyczki, która była na stoliczku. Ubrałam się i zaczęłam robić makijaż.
- No, grzeczna dziewczynka. - ponownie brunetka mnie odwiedziła.
- Nie wiesz, jak bardzo nie chcę tam iść. - powiedziałam cicho.
- A dlaczego, Lea. Stało się coś? - spytała.
- No właśnie stało... zresztą nieważne. Zobaczysz na miejscu.
- Nie wnikam, bo aż się boję, co tam zobaczę. - odparła i dalej czekała na mnie.
Jessica wyglądała bosko, dobrze jej doradziłam wczoraj z sukienką. Ja natomiast po skończonym makijażu, prezentowałam się nie najgorzej. 
- I co, ciężko było? - pokiwałam głową, że nie. - No! To idziemy. - pociągnęła mnie za rękę. W ruchu złapałam szybko torebkę i zamknęłam pokój. Zaszłyśmy po Marco.
- Chodźcie po chłopaków. - powiedział.
- Nie! - szybko zaprzeczyłam. - Znaczy, jak chcesz, ale ja idę sama. - i poszłam.
- Co ją ugryzło? - usłyszałam jeszcze.
- Nie wiem... - i się pewnie nie dowiedzą.
Poszłam czym prędzej na zewnątrz, gdzie już zaczynała się dzisiejsza impreza. Nadal nie rozumiałam, po co ja tam potrzebna i po co się zgodziłam. No cóż, Sylwester jest raz w roku... Trzeba zaszaleć, choć ze świadomością, że pewnie będzie tam Ann, się nie da. Postanowiłam sobie nie zawracać głowy tą dwójką siebie wartą... Po drodze napotkałam... no na szczęście siostrzyczki, do których od razu dołączyłam, aby zatopić się w tłum.



[Marco]
    Nie wiem co się ze mną dzieje. Spędzam więcej czasu z przyjaciółką Lei, niż ona sama. Jeszcze teraz, gdy dzielę z nią pokój... bardziej mnie do niej ciągnie. Szczególnie w tej pięknej sukience, co tu mówić. Cała jest śliczna. Mimo, że znam ją kilka lat, nigdy nie widziałem w niej kobiety, zawsze była dobrą kumpelą i tyle, a teraz? Dużo się zmieniło, zapewne przez ten czat na internecie, na którym poznałem ją jako "Nieprzewidywalną", a ona mnie jako "Woodiego". Gdy sobie o tym przypominam, aż śmiać się chce. Często się widywaliśmy, iż prawie codziennie odwiedzała Leę, a dzięki internetowi zbliżyliśmy się do siebie, tylko jeszcze nie tak, jakbym chciał. Ale myślę, że na to mam jeszcze czas. Dużo czasu.
    Aktualnie bawimy się, przecież jest Sylwester, czuję, że będzie najlepszy z mojego dotychczasowego życia, bo z nią. Niestety, nie wszyscy są dziś wieczorem w świetnym humorze, mam na myśli moją siostrę. Żałuję, że kiedyś tak źle ją przyjąłem, byłem wściekły na ojca, że chciał zastąpić mi mamę, moją prawdziwą mamę, która nie żyje już od trzynastu lat. Tak, miałem zaledwie jedenaście lat, gdy zginęła w wypadku. Nigdy tego nie zapomnę. Teraz jestem szczęśliwy, Manuela, znaczy mama jest cudowną kobietą, a ja kiedyś jej, jak i mojemu tacie, dałem nieźle popalić. Ugh, nieważne. Wracając, są dwie osoby na tej imprezie słabo balujące, jakieś smutne, nie wiem o co im chodzi. Oczywiście jak Lea, to i Mario. Mój przyjaciel, siedzi przy stoliku z rodziną, do tego niechętnie. Lea przesadza z alkoholem, dosłownie. Gdy ja piję drugiego drinka, a przypomnijmy, że dopiero pół godziny minęło... Ona pije z szóstego, jak nie więcej. Nie liczyłem, ale za każdym razem, widzę ją z innym kolorem drinka, a było ich tam do wyboru... Dużo, naprawdę. Każdy inny... Na pewno nie będzie dobrze wspominać tego dnia, w porównaniu do mnie... Nadal nie wiem co ich dwoje ugryzło. Ale... O kurwa. Ann Kathrin we własnej osobie, właśnie przemierza między gośćmi z dwoma procentowymi napojami. Wszystko jasne, ale skąd? Jak? Ona tu? Czyżby Mario? Niewierze. Przecież on jej nienawidzi. Za to ona, jest znakomitą kłamczuchą i cwaniarą. Kolejna intryga? Nie mam pojęcia, ale jak najszybciej chcę to wyjaśnić. Poprosiłem Jess, o przytrzymanie mojego drinka i czym prędzej podbiegłem do Mario, oczywiście byłem pierwszy, bo ja to nie Ann na niezwykle wysokich obcasach i w kusej sukience. Zgarnąłem go na bok, jakkolwiek to brzmi i zacząłem rozmowę.
- Co tu robi Ann? - spytałem w miarę głośno, żeby mnie usłyszał, iż muzyka była włączona, chyba na maksa.
- Co!? - nie usłyszał, dlatego odeszliśmy jeszcze dalej, gdzie wszystko było idealnie słychać, a muzyka nie zagłuszała naszych słów.
- Ann tu jest? Twoja sprawka? - ponowiłem pytanie.
- Jaka Ann, do cholery?
- Twoja była. - odpowiedziałem.
- Lea też mnie opieprzyła za nią... Ja jej w ogóle nie widziałem. Słowo. - odparł. - Lea, powiedziała, że niby przyjechała do mnie, tak jej tłumaczyła.. - tłumaczył.
- No to masz problem, stary. - powiedziałem.
- Wiem... ale trudno, już nie mam u niej szans. Wszystko co udało się nam zbudować, ta więź między nami, totalnie się rozpadła, lecz wiem jedno. Nie chcę więcej mieć dziewczyny, chyba że będzie nią Twoja siostra. - powiedział, a mi się go szkoda zrobiło. Będę próbował ich jakoś spiknąć, ale wiem jakie to trudne. Ona ma trudny charakter, i jest strasznie uparta, jak nikt inny.
Po dialogu przeprowadzonym z Goezte, wróciłem do mojej towarzyszki i wytłumaczyłem jej wszystko po kolei. Nie dowierzała, zresztą tak jak ja...



[Lea]
    Zaraz północ, a ja jak nie miałam towarzystwa, tak nie mam, nie licząc rodziny, na którą jestem skazana. Wypiłam łącznie.. jakieś... dużo, serio dużo napoi alkoholowych i czuje się świetnie, lecz niestety samotność daję się we znaki, niestety. Ale, trudno żyje się dalej, nieważne co będzie się działo... Tańczyłam.. prawie wcale, raz z Fabianem, Felixem, Marco i tatą... tyle. Innym odmawiałam, a przyznam, że kilku nieznanych typów mi to proponowało. Z jednym poszłam nawet na jednego drinka... Wszyscy goście odliczają, iż zostały sekundy do Nowego Roku.. Ja siedziałam sobie całkiem sama z szampanem przed sobą, patrząc w niebo. Mój wzrok pokierował w prawą stronę, gdzie był on. Jak zwykle w dobrej stylówie. Także stał sam, co mnie zdziwiło. Ann go nie dopadła? Albo poszła po coś... Nie, stop. Nie będę o niej myśleć, za dużo razy w życiu mi podpadła. Dość tego. Zaliczam ten rok, do nieudanych... Choć, czasem było miło... Pamiętam doskonale, do czego prawie dopuściłam pod nieobecność Marco, gdyby nie przyszedł w porę, przespałabym się z NIM, i to z własnej woli. A wcześniej tego samego dnia... nie powinnam tego wspominać. W moich oczach gromadziły się łzy, którym nie dałam spłynąć po mojej twarzy. Muszę być silna, bo przecież zawsze byłam. Kiedyś... nie wiem co się ze mną stało. A to wszystko przez niego. Gdyby, wtedy nie powiedziałby mi, tych dwóch pięknych słów.. Nadal miałabym wywalone na wszystko. Nic by mnie nie interesowało i nigdy żadna łza nie pokazałaby się na mojej twarzy. Przez przebywanie z nim, zmiękłam... Naprawdę mam uczucia...




_______________________
Tak oto powstał kolejny rozdział.
huehuehu, nie ma sielanki, nie ma nic śmiesznego.
Mamy kryzys, kryzys, kryzys ;>
Musiałam, musiałam, bo tak mnie naszło od kilku tygodniu na taką akcję, która będzie trwała... nie powiem, ale długo ;D
Mam tyle pomysłów do zrealizowania, że nie wiem za co się zabrać, ale już mniej więcej ich kolejność znam.
Tak szybko mnie jak i tego bloga, się nie pozbędziecie.
A ja mam nadzieję, że będzie jeszcze Was przybywać.
Więc zapraszam serdecznie! :') 
p.s dziękujcie "Piszczu26" :D
I ja też dziękuję za komentarz pod poprzednim xD
i Pozdrawiam ciepło ;*

18 komentarzy:

  1. Oj coś czuję, że będzie się działo :) ale to fajnie. Pozdrawiam i czekam na nexta ;) Betka :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże czemu akurat Ann ? Nie mógł być to ktoś inny ?!
    Myślę, że Marco szybko coś wykombinuje żeby Lea i Mario byli razem. :D
    Czekam na kolejny. <33 Pozdrawiam Marika :*

    OdpowiedzUsuń
  3. czekam na nn ;p
    świetne ; ))

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny ;D Ach ta Ann -,- Ciesze sie ze masz duzo pomysłów ;33 Życze wenyy ;88 Całuski / ReusowoGotzowa

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział! :D
    Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego! :)
    Coś niesamowitego! :)
    Kiedy ty ich w końcu wrzucisz do wspólnego łóżeczka co? :D XD
    Kochana, już nie mogę się doczekać kolejnego rozdzialiku :D
    Mam nadzieję, że wredna Ann nie będzie stała im już na drodze, a Marco jakoś ich zeswata xD :D
    Wiem, że dzisiaj dodałaś ten rozdział, ale nie zaszkodzi spytać, więc "kiedy kolejny?" :D
    Bardzo się cieszę, że jeszcze na długo z nami pozostaniesz, my wcale nie chcemy się Ciebie pozbywać, gdyż piszesz niesamowicie :D
    Czytam każde twoje opowiadanie i w każdym zakochałam się już od prologu, a właściwie to bohaterów :D
    Lea + Mario ma się równać wieka nieskończona miłość! :D
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam cię do siebie :D

    pilkarski-mezalians.blogspot.com

    spelnicswojemarzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Och , uwielbiam twoje rozdziały. Pochłaniam je.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. No to zrobiło się ciekawie, jeszcze ta niewyjaśniona sprawa z Ann...
    Rozdział jest świetny, czekam na kolejny i zapraszam
    pomimowszystkokocham.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. No to teraz namieszałaś, kochana ;/
    Ciekawe , jaką Ann odegra rolę w kolejnych rozdziałach.
    Biedny Mario .. szkoda mi go ; c Tak bardzo jest zakochany w Lei, a ona cały czas go odtrąca ; < Mam nadzieję, że w koncu dotrze do Lei to, jak bardzo kocha Goetzego :) <3
    A co do " związku " Marco i Jess, to dlaczego oni robią taie podchody do siebie ? Są dla siebie stworzeni, a oni się czają, jak nie wiem co :D
    Czekam na nn ! ;*

    Pozdrawiam, Karinka <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Po prostu uwielbiam tego bloga *.*
    Szkoda mi Mario ;c
    Mogli by wkońcu być razem ale mam nadzieję że Marco szybko coś wymysli żeby ich spiknac ;*
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. czemu oni po prostu nie mogą być ze sobą tylko tak nas męczysz? :)
    rozdział świetny ♥
    czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobra, dobra teraz to ja nie będę mogła spać po ty jak napisałaś, że "[...] nie ma sielanki, nie ma nic śmiesznego.
    Mamy kryzys, kryzys, kryzys ;>" No, ale nic innego mi nie pozostaje jak czekać na następny rozdział ;) Pozdrawiam Ann :*
    PS. Nie ta wstrętna Ann Kathrin :0 tylko zwykła Anka z ksywą Ann :*

    OdpowiedzUsuń
  12. ładne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochana ubóstwiam Twoje rozdziały ! :D
    Rozdział jest świetny <33
    Kocham ten blog ^^
    Zapraszam do siebie - http://przepraszam-ale-to-nic-nie-zmieni.blogspot.com/
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozdział genialny!! Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej ;) W wolnej chwili zapraszam do siebie: http://serce-nie-slugaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Genialny rozdział jak zawsze :)
    Niech ta Ann się odczepi... denerwuje mnie ona.
    Mam nadzieję, że Mario i Lea jednak w końcu będą razem. Czekam na to, widzę że nie ja jedna :)
    Na pewno coś jeszcze się zadzieje. Czekam na kolejny rozdział :) Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  16. Łohoho... Dopiero tego bloga nadrobiłam ;)
    Uwielbiam go! Co do rozdziału supper i czekam na nn <3 ;))

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej. Jestem spowrotem..... czytałam na bierząco, ale nie komentowałam. Miałam po prostu za dużo na głowie. Przepraszam. Dziś nadrabiam wszystkie blogi.... Bo mam zaległości. I to spore..... ;-) Teraz postaram się wszystko ci wynagrodzić komentując częściej.
    Rozdział jest po prostu wspaniały! Nie wiem jak ty to robisz że zawsze wszystko jest tak cudownie przedstawione. Bardzo kibicuję Lei i Mario , Jess i Marco też. Mam nadzieję że ten Sylwester będzie jeszcze udany i Mario wyłumaczy wszystko Lei. A ta cała Ann zniknie z ich życia. Pozdrawiam serdecznie!
    Kasia :-*

    OdpowiedzUsuń