Słysząc dźwięk mojego dzwoniącego telefonu, pofatygowałam się do salonu, skąd dobiegała muzyka. Oczywiście nigdzie go nie było, a telefon jak dzwonił, tak nie przestawał. Szukałam wszędzie, nawet pod kanapą i dywanem! Tak, na pewno będzie pod dywanem. Mądre. Za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie go wczoraj zostawiłam, zważywszy na to, że ciągle jestem w domu Mario, a sam właściciel posiadłości nie ruszył swoich czterech liter z łóżka... Aż do teraz. To będzie jeden z tych gorszych dni.
- Gdzie jest mój telefon, do cholery? - spytałam w miarę grzecznie, aby za moment wybuchnąć. - Kurwa, kto to się tak dobija. - nie zwracałam uwagi, że zostawiam po sobie bajzel, telefon ważniejszy.
- Mistrz! Normalnie mistrz. - zaczął bić mi brawo. - Spostrzegawczość pierwsza klasa, kocie. - wskazał na stolik, gdzie leżała moja zguba, już ucichła.
- Jak? Szukałam wszędzie. - patrzyłam się na niego, jak na idiotę.
- Wszędzie, ale nie tu. - zaśmiał się. Złapałam za komórkę, spojrzałam w ekran. Dziewięć połączeń nieodebranych od mamy. W błyskawicznym tempie do niej oddzwoniłam.
- No co jest mamuś? - spytałam niewinnie, gdy odebrała.
- Lea, co masz pilnego do roboty, że telefonu odebrać nie możesz? - naskoczyła na mnie. Coś było na rzeczy. Podpadłam, ale jeszcze nie wiem co takiego zrobiłam.
- Nie mogłam znaleźć. - rzekłam krótko.
- Na pewno, Lea? Na pewno? W domu coś cię nie widać. - Cholera, przyjechała do nas... Teraz wybór, skłamać, czy powiedzieć całą prawdę... ale i tak będą podejrzenia, że ja i on. Ugh!
- Jestem u... - przerwałam na chwilę, szybko się zastanawiając. - U Je... Mario. - ze świstem wypuściłam zbędne powietrze. Zapewne i tak Marco się wygadał, jakbym go nie znała.
- No proszę, proszę. Nie mam nic przeciwko, abyś umawiała się z Mario, ale olałaś przy tym pewną sprawę. - Szkoła. Na sto procent chodzi o tą jebaną uczelnię. Nie mam ochoty tam dłużej uczęszczać. Poza tym nie umawiam się z nim. Boże, nienawidzę tej gadki.
- Skąd wiesz? - spytałam.
- Nieważne. Jako jedyna z grupy nie zaliczyłaś testu. Masz się tam zjawić jeszcze dzisiaj, dyrektor ma z tobą do pogadania. - mówiła stanowczo.
- Nawet do niego nie przystąpiłam. - mruknęłam.
- Ładnie. Nie ma się czym chwalić. Zawsze chciałaś być słynnym fotografem, mieć ten zawód. To twoja ostatnia szansa, Lea. Nie zmarnuj jej. - Boże czuje się jak w jakimś filmie. Jeszcze te słowa, normalnie jakby rolę odgrywała.
- Ale... - rozłączyła się! - Niech to szlag. - klasnęłam w dłonie z udawanym entuzjazmem i już mnie nie było. Pobiegłam na piętro przyodziać wczorajsze ubrania i na odwal ułożyć włosy. Na szczęście długo mi to nie zajęło i z powrotem zbiegałam na dół, gotowa do wyjścia.
- Nawet do niego nie przystąpiłam. - mruknęłam.
- Ładnie. Nie ma się czym chwalić. Zawsze chciałaś być słynnym fotografem, mieć ten zawód. To twoja ostatnia szansa, Lea. Nie zmarnuj jej. - Boże czuje się jak w jakimś filmie. Jeszcze te słowa, normalnie jakby rolę odgrywała.
- Ale... - rozłączyła się! - Niech to szlag. - klasnęłam w dłonie z udawanym entuzjazmem i już mnie nie było. Pobiegłam na piętro przyodziać wczorajsze ubrania i na odwal ułożyć włosy. Na szczęście długo mi to nie zajęło i z powrotem zbiegałam na dół, gotowa do wyjścia.
- Co jest? Pali się? - zaśmiał się, a mi nie było do śmiechu. W sumie.. to pali się, ale zaraz zgaśnie światełko mojej szansy. Uch, czy on zawsze musi mieć tak zajebisty humor, kiedy ja jestem w sytuacji zagrożenia życia, a raczej zaprzepaszczenia planów na przyszłość.
- Puść mnie. - warknęłam, gdy ten objął mnie w tali i przycisnął do siebie swoimi wielkimi, silnymi łapami. - Kurwa, nie słyszałeś? Nie mam czasu na głupoty. - dodałam patrząc mu złowrogo w oczy. - Odwieź mnie. - westchnęłam bezradnie.
- Najpierw powiedz o co chodzi. - dał warunek, czym jeszcze bardziej przedłużał.
- Mario, potem. Naprawdę nie mam czasu. - rozluźnił uścisk, dzięki czemu mogłam się uwolnić. Pociągnęłam go za rękę, a on w biegu złapał za kluczyki.
- Muszę zamknąć dom. - oznajmił, zatrzymując się.
- Siadaj, nie okradną cię. - odparłam. Ten oczywiście posłuchał się moich słów i po chwili już siedzieliśmy w samochodzie. - Możesz szybciej? - ponagliłam.
- Nie wiem co się dzieję, ale martwię się o ciebie, Lea. - powiedział, łapiąc mnie zwinnie za rękę, gdy chciałam wysiąść. Wykrzywiłam swoje usta w uśmiechu, co od razu odwzajemnił.
- Pogadamy potem. - odjechał.
W domu nie wdawałam się w pogawędkę z kochanym braciszkiem, choć ciągle coś do mnie gadał, to nie zwracałam na niego większej uwagi. Już w wolniejszym tempie odświeżyłam się i ogólnie ogarnęłam, zjadłam wreszcie śniadania i spoglądając przelotnie na zegar, stwierdziłam, iż jeszcze chwilę mogę poczekać. Szczerze? Bałam się trochę. Nie wiem co będę musiała zrobić, może jakieś dodatkowe prace.. Oby nie! Nienawidzę pracować nad głupotami w domu, nigdy bym się za to nie zabrała. Byłoby ciągle: Zaraz, zaraz i tak w kółko. Nie tracąc więcej czasu pieszo w spokojnym tempie pokonałam drogę na uczelnię.
Czułam się jak zbuntowany dzieciak, który przeskrobawszy coś siedzi pod gabinetem dyrektora na swoją kolej, w podobnej sytuacji jestem ja. Tyle, że bardziej skomplikowanej. Chyba. Bynajmniej mam nadzieję, że zaliczę tą szkołę i będę mogła wreszcie od niej odpocząć. Tak mało tu bywałam, a tak wiele się działo. Zaczynając od poznania Chris'a mega przystojniaka, kończąc na uciekaniu przed Chris'em damskim bokserem. Nie mam czego wspominać. W szybkim czasie zrobiło się tłoczno na pustym korytarzu. Moja grupa właśnie może iść do domu, a ja znowu nie byłam na zajęciach. Nowość? Nie. Musiałam większości odpowiadać "Cześć, a nic.." na pytanie "Hej, co odwaliłaś?". Na szczęście dłużej już nie musiałam czekać, koleś w końcu zwolnił mi gabinet, gdzie urzędował sam pan Smith.
- Dzień dobry. - odezwałam się. Ten odwrócił się i zdziwiony, że tak szybko się zjawiłam, odpowiedział równie miło.
- Dobrze, że jesteś Lea. - gestem, nakazał mi się rozsiąść w fotelu po drugim stronie jego wielkiego biurka. - Pozwól, że przejdziemy do sedna sprawy. - na to liczyłam. W między czasie sekretarka przyniosła nam świeżo zaparzoną herbatę.
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się delikatnie, nie chcąc sprawić wrażenia, roztrzepanej blondynki, choć tu jestem za taką brana. Fajnie, nie?
- Nie będziemy cię tu trzymać rok dłużej, bo to nie ma sensu. - przyznałam mu rację, przytakując. - Są dwa wyjścia z tej sytuacji, to zależy od ciebie. - zawahał się przez chwilę. - Także.. albo zapomnisz, że kiedykolwiek uczęszczałaś do tej uczelni, albo przyjmiesz praktyki u jednego z najlepszych niemieckich fotografów. Wszyscy w tej szkole znamy twoje możliwości, wiesz dosłownie wszystko o fotografii, jak już jesteś na zajęciach to ciągle się udzielasz, zasługujesz na tę szanse.
- A gdzie będą te praktyki? - zapytałam, upijając łyk gorącej cieczy. W Dortmundzie są świetni fotografowie.
- W Berlinie. - wyplułam całą zawartość swojej buzi na swoją bluzkę. - Cholera. - mruknął. Ups... na jego koszulę także.
- Przepraszam, nie spodziewałam się.... - tłumaczyłam. Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Nie musisz podejmować teraz tej decyzji, bo to nie jest proste. - uśmiechnął się życzliwie. - Jeżeli zdecydujesz się pojechać to samolot czeka na ciebie jeszcze dziś w nocy. - rzekł, przekazując mi bilet lotniczy.
- Dobrze dziękuję. Zastanowię się. - powiedziałam z lekkim wahaniem. Już teraz myślę co zrobić. Na początek zadzwonię po radę do mamy, bo jak nie ona mi pomoże, to kto? - Do widzenia. - wyszłam.
Zachciało się wielkiej kariery fotografa. Przyjemna praca, ale zdobyć doświadczenie nie jest tak łatwo, chyba że jesteś mną i praktyki podkładają ci pod sam noc. Jedna, jedyna szansa. Co robić? Wybrałam numer do mamy.
- Halo? Lea, i co? Poszłaś tam? - Mama jak zwykle nie da mi dojść do słowa, zdążyłam się przyzwyczaić. - Odezwij się w końcu! - nawijała niczym zawodowa plotkara (a nią nie jest).
- Stop! Dasz mi coś powiedzieć!? - krzyknęłam, nie zwracając uwagi na większość przechodniów wpatrujących się we mnie, jakby człowieka nie widzieli. A sami nim są. Dobre, nie?
- Przecież ciągle czekam, aż coś powiesz. - odparła.
- No chyba nie... - bezsensowna rozmowa z mamą potem nabrała sensu, jak owe zdanie. Czyli w ogóle nie miała sensu. Pogadałyśmy jeszcze chwilę, opowiedziałam jej wszystko pomijając fakt, że już zadecydowałam. Widząc gromadzące się ciemne chmury na niebie, przyśpieszyłam kroku. Normalnie jakby to było zaplanowane. Spadające krople deszczu były w tym momencie bardzo nastrojowe. Tak, pierdol dalej głupoty, a na pewno dojdziesz do domu sucha. Ktoś coś mówił? Czy wasza podświadomość też często działa wam na nerwy? Moja tak. Dzisiejszy dzień zapowiadał się naprawdę beznadziejnie.
Wchodząc do domu, przepełnionego przyjemnym ciepłem, spotkałam się z wielkim wybuchem... śmiechu, oczywiście Marco.
- Gdybym powiedziała, że wyjeżdżam też byś się tak cieszył? - spytałam, wchodząc do salonu. Byłam przemoczona do suchej nitki, ale to nie znaczy, że chciałam być tak "miło" powitana.
- A wyjeżdżasz? - rzekł zdezorientowany, niczego się nie domyślając, natomiast ja pobiegłam szybko się przebrać.
- Lea... - usłyszałam głos przyjaciółki zza drzwi. Z tego wszystkiego, nawet nie zauważyłam obecności Jess. - Co się dzieje? - dodała, widząc moją grobową, nic nie wyrażającą twarz.
- Proszę, spędźmy resztę dnia razem... - powiedziałam błagalnym głosem. - Ostatnio w ogóle nie rozmawiamy. Pomyślałaś, że od czasu do czasu potrzebuję swojej przyjaciółki?
- Wiem, przepraszam. - spuściła głowę w dół - Dzisiaj naprawdę nie mogę. Mam pracę, zaraz uciekam. - praca? Od kiedy ona pracuje i dlaczego jak zwykle nic nie wiem?
- Okej, więc żegnaj. - mruknęłam. - Wiesz.. ja znalazłabym czas dla przyjaciółki, której nie zobaczę przez dłuższy czas. - zawiodła mnie. Spotyka się tylko z Marco, do mnie nawet nie zajrzy, a jestem w tym samym domu. - A może zaprzyjaźniłaś się teraz z Leną? - to było trochę chamskie, ale w tej chwili nie obchodziło mnie to. - Idź sobie. Praca czeka. - prychnęłam. Wyszła, ja zaraz za nią.
- Jess, idziesz już? - zapytał.
- Tak, Jessica właśnie sobie idzie. - odpowiedziałam za nią. - Marco, nie fatyguj się. - dodałam, gdy chciał ją odprowadzić. - Ona ma pracę, jest ważniejsza od wszystkiego innego. - nie posłuchał się mnie i wybiegł za nią. Zakochany palant. Teraz już chyba wszyscy mają mnie gdzieś. Spoko... z wzajemnością.
Po dłuższej chwili blondyn wrócił do swojej najukochańszej siostry... Ta. Stojąc przede mną, patrzył wzrokiem zmartwionego brata. Moim zdaniem była to tylko iluzja. Wymierzyłam mu policzek, wyładowując swoją złość. Nie zareagował.
- Co ty wyprawiasz...? - rzekł łagodnie, stając naprzeciw mojej osoby, chwytając za ramiona.
- Może to było zaplanowane... - zaczęłam. - Pewnie specjalnie Lena pojawiła się w tym domu, zajmując moje miejsce... - myślałam głośno. - Tak w ogóle to gdzie ona jest?
- U rodziców i nie pieprz głupot, dobrze? - przyciągnął mnie do siebie, przytulając. - Naprawdę nie wiem o co chodzi. Rano wróciłaś i zaraz cię nie było. Chcę wiedzieć co się dzieje, jesteś moją młodszą siostrzyczką. Martwię się.
- Prawie zostałam wywalona ze szkoły, ale zamiast do niej chodzić i zaliczać wszystko od początku.. - urwałam. - Dostałam propozycję praktyk, dobrych praktyk. To jedyna okazja, żeby stać się kimś w życiu.
- To świetnie! Od kiedy zaczynasz? - totalny idiota, ale czasem 'najlepsiejszy' brat na całym świecie. - Czekaj.. to jest ten powód złości i użalania się nad sobą? - patrzył na mnie jak na wariatkę.
- Nie dasz mi dopowiedzieć? Okej, to się nie dowiesz. - wyminąwszy go, poszłam do swojego pokoju, spakować walizkę, najlepiej dwie. Blondyn krzyczał za mną coś, chyba 'Przepraszam'... ale mało mnie to interesowało. Otworzyłam szafę jak i walizki i nie spiesząc się wrzucałam do nich ubrania. Dosłownie wrzucałam, przy okazji odnajdując 'zaginione' części garderoby.
- To nie praktyki w Dortmundzie. Wyjeżdżam. - powiedziałam, słysząc otwierane drzwi.
- Lea... - urwał. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam, że on wcale nie przyszedł tu sam.
Podbiegłam do Mario i wskoczywszy mu w ramiona, oplotłam nogi wokół jego bioder.
- Rozumiem. Zostawię was... samych. - Marco ulotnił się z pokoju, a jego najlepszy przyjaciel właśnie tulił mnie mocno do siebie. Ciągle boję się do tego przyznać, ale... zakochałam się.
___
Boże, co ja zrobiłam z tym blogiem :D Był założony dla śmiechu, a wyszło jak zawsze... czyli nie wyszło XD Rozdział moim zdaniem dziwny, nie podoba mi się mój styl pisania... Jakby było to pisane przez kogoś innego, wyszłoby o niebo lepiej. Ale cóż.. to mój blog, staram się. Ostatnie zdania przemilczę, miało go nie być... szczegół. Teraz będzie mniej Lei (chyba)... xd Mam nadzieję, że Wam się podoba i dacie znać w komentarzu co i jak. Ja bardzo kocham szczere komentarze, nawet gdy macie co do tego jakieś uwagi. Długie opinie motywują potrójnie! :D
Są wakacje, postaram się dodawać częściej.. nie obiecuję! Bo mam za dużo blogów!
Pozdrawiam <3
- Puść mnie. - warknęłam, gdy ten objął mnie w tali i przycisnął do siebie swoimi wielkimi, silnymi łapami. - Kurwa, nie słyszałeś? Nie mam czasu na głupoty. - dodałam patrząc mu złowrogo w oczy. - Odwieź mnie. - westchnęłam bezradnie.
- Najpierw powiedz o co chodzi. - dał warunek, czym jeszcze bardziej przedłużał.
- Mario, potem. Naprawdę nie mam czasu. - rozluźnił uścisk, dzięki czemu mogłam się uwolnić. Pociągnęłam go za rękę, a on w biegu złapał za kluczyki.
- Muszę zamknąć dom. - oznajmił, zatrzymując się.
- Siadaj, nie okradną cię. - odparłam. Ten oczywiście posłuchał się moich słów i po chwili już siedzieliśmy w samochodzie. - Możesz szybciej? - ponagliłam.
- Nie wiem co się dzieję, ale martwię się o ciebie, Lea. - powiedział, łapiąc mnie zwinnie za rękę, gdy chciałam wysiąść. Wykrzywiłam swoje usta w uśmiechu, co od razu odwzajemnił.
- Pogadamy potem. - odjechał.
W domu nie wdawałam się w pogawędkę z kochanym braciszkiem, choć ciągle coś do mnie gadał, to nie zwracałam na niego większej uwagi. Już w wolniejszym tempie odświeżyłam się i ogólnie ogarnęłam, zjadłam wreszcie śniadania i spoglądając przelotnie na zegar, stwierdziłam, iż jeszcze chwilę mogę poczekać. Szczerze? Bałam się trochę. Nie wiem co będę musiała zrobić, może jakieś dodatkowe prace.. Oby nie! Nienawidzę pracować nad głupotami w domu, nigdy bym się za to nie zabrała. Byłoby ciągle: Zaraz, zaraz i tak w kółko. Nie tracąc więcej czasu pieszo w spokojnym tempie pokonałam drogę na uczelnię.
Czułam się jak zbuntowany dzieciak, który przeskrobawszy coś siedzi pod gabinetem dyrektora na swoją kolej, w podobnej sytuacji jestem ja. Tyle, że bardziej skomplikowanej. Chyba. Bynajmniej mam nadzieję, że zaliczę tą szkołę i będę mogła wreszcie od niej odpocząć. Tak mało tu bywałam, a tak wiele się działo. Zaczynając od poznania Chris'a mega przystojniaka, kończąc na uciekaniu przed Chris'em damskim bokserem. Nie mam czego wspominać. W szybkim czasie zrobiło się tłoczno na pustym korytarzu. Moja grupa właśnie może iść do domu, a ja znowu nie byłam na zajęciach. Nowość? Nie. Musiałam większości odpowiadać "Cześć, a nic.." na pytanie "Hej, co odwaliłaś?". Na szczęście dłużej już nie musiałam czekać, koleś w końcu zwolnił mi gabinet, gdzie urzędował sam pan Smith.
- Dzień dobry. - odezwałam się. Ten odwrócił się i zdziwiony, że tak szybko się zjawiłam, odpowiedział równie miło.
- Dobrze, że jesteś Lea. - gestem, nakazał mi się rozsiąść w fotelu po drugim stronie jego wielkiego biurka. - Pozwól, że przejdziemy do sedna sprawy. - na to liczyłam. W między czasie sekretarka przyniosła nam świeżo zaparzoną herbatę.
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się delikatnie, nie chcąc sprawić wrażenia, roztrzepanej blondynki, choć tu jestem za taką brana. Fajnie, nie?
- Nie będziemy cię tu trzymać rok dłużej, bo to nie ma sensu. - przyznałam mu rację, przytakując. - Są dwa wyjścia z tej sytuacji, to zależy od ciebie. - zawahał się przez chwilę. - Także.. albo zapomnisz, że kiedykolwiek uczęszczałaś do tej uczelni, albo przyjmiesz praktyki u jednego z najlepszych niemieckich fotografów. Wszyscy w tej szkole znamy twoje możliwości, wiesz dosłownie wszystko o fotografii, jak już jesteś na zajęciach to ciągle się udzielasz, zasługujesz na tę szanse.
- A gdzie będą te praktyki? - zapytałam, upijając łyk gorącej cieczy. W Dortmundzie są świetni fotografowie.
- W Berlinie. - wyplułam całą zawartość swojej buzi na swoją bluzkę. - Cholera. - mruknął. Ups... na jego koszulę także.
- Przepraszam, nie spodziewałam się.... - tłumaczyłam. Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Nie musisz podejmować teraz tej decyzji, bo to nie jest proste. - uśmiechnął się życzliwie. - Jeżeli zdecydujesz się pojechać to samolot czeka na ciebie jeszcze dziś w nocy. - rzekł, przekazując mi bilet lotniczy.
- Dobrze dziękuję. Zastanowię się. - powiedziałam z lekkim wahaniem. Już teraz myślę co zrobić. Na początek zadzwonię po radę do mamy, bo jak nie ona mi pomoże, to kto? - Do widzenia. - wyszłam.
Zachciało się wielkiej kariery fotografa. Przyjemna praca, ale zdobyć doświadczenie nie jest tak łatwo, chyba że jesteś mną i praktyki podkładają ci pod sam noc. Jedna, jedyna szansa. Co robić? Wybrałam numer do mamy.
- Halo? Lea, i co? Poszłaś tam? - Mama jak zwykle nie da mi dojść do słowa, zdążyłam się przyzwyczaić. - Odezwij się w końcu! - nawijała niczym zawodowa plotkara (a nią nie jest).
- Stop! Dasz mi coś powiedzieć!? - krzyknęłam, nie zwracając uwagi na większość przechodniów wpatrujących się we mnie, jakby człowieka nie widzieli. A sami nim są. Dobre, nie?
- Przecież ciągle czekam, aż coś powiesz. - odparła.
- No chyba nie... - bezsensowna rozmowa z mamą potem nabrała sensu, jak owe zdanie. Czyli w ogóle nie miała sensu. Pogadałyśmy jeszcze chwilę, opowiedziałam jej wszystko pomijając fakt, że już zadecydowałam. Widząc gromadzące się ciemne chmury na niebie, przyśpieszyłam kroku. Normalnie jakby to było zaplanowane. Spadające krople deszczu były w tym momencie bardzo nastrojowe. Tak, pierdol dalej głupoty, a na pewno dojdziesz do domu sucha. Ktoś coś mówił? Czy wasza podświadomość też często działa wam na nerwy? Moja tak. Dzisiejszy dzień zapowiadał się naprawdę beznadziejnie.
Wchodząc do domu, przepełnionego przyjemnym ciepłem, spotkałam się z wielkim wybuchem... śmiechu, oczywiście Marco.
- Gdybym powiedziała, że wyjeżdżam też byś się tak cieszył? - spytałam, wchodząc do salonu. Byłam przemoczona do suchej nitki, ale to nie znaczy, że chciałam być tak "miło" powitana.
- A wyjeżdżasz? - rzekł zdezorientowany, niczego się nie domyślając, natomiast ja pobiegłam szybko się przebrać.
- Lea... - usłyszałam głos przyjaciółki zza drzwi. Z tego wszystkiego, nawet nie zauważyłam obecności Jess. - Co się dzieje? - dodała, widząc moją grobową, nic nie wyrażającą twarz.
- Proszę, spędźmy resztę dnia razem... - powiedziałam błagalnym głosem. - Ostatnio w ogóle nie rozmawiamy. Pomyślałaś, że od czasu do czasu potrzebuję swojej przyjaciółki?
- Wiem, przepraszam. - spuściła głowę w dół - Dzisiaj naprawdę nie mogę. Mam pracę, zaraz uciekam. - praca? Od kiedy ona pracuje i dlaczego jak zwykle nic nie wiem?
- Okej, więc żegnaj. - mruknęłam. - Wiesz.. ja znalazłabym czas dla przyjaciółki, której nie zobaczę przez dłuższy czas. - zawiodła mnie. Spotyka się tylko z Marco, do mnie nawet nie zajrzy, a jestem w tym samym domu. - A może zaprzyjaźniłaś się teraz z Leną? - to było trochę chamskie, ale w tej chwili nie obchodziło mnie to. - Idź sobie. Praca czeka. - prychnęłam. Wyszła, ja zaraz za nią.
- Jess, idziesz już? - zapytał.
- Tak, Jessica właśnie sobie idzie. - odpowiedziałam za nią. - Marco, nie fatyguj się. - dodałam, gdy chciał ją odprowadzić. - Ona ma pracę, jest ważniejsza od wszystkiego innego. - nie posłuchał się mnie i wybiegł za nią. Zakochany palant. Teraz już chyba wszyscy mają mnie gdzieś. Spoko... z wzajemnością.
Po dłuższej chwili blondyn wrócił do swojej najukochańszej siostry... Ta. Stojąc przede mną, patrzył wzrokiem zmartwionego brata. Moim zdaniem była to tylko iluzja. Wymierzyłam mu policzek, wyładowując swoją złość. Nie zareagował.
- Co ty wyprawiasz...? - rzekł łagodnie, stając naprzeciw mojej osoby, chwytając za ramiona.
- Może to było zaplanowane... - zaczęłam. - Pewnie specjalnie Lena pojawiła się w tym domu, zajmując moje miejsce... - myślałam głośno. - Tak w ogóle to gdzie ona jest?
- U rodziców i nie pieprz głupot, dobrze? - przyciągnął mnie do siebie, przytulając. - Naprawdę nie wiem o co chodzi. Rano wróciłaś i zaraz cię nie było. Chcę wiedzieć co się dzieje, jesteś moją młodszą siostrzyczką. Martwię się.
- Prawie zostałam wywalona ze szkoły, ale zamiast do niej chodzić i zaliczać wszystko od początku.. - urwałam. - Dostałam propozycję praktyk, dobrych praktyk. To jedyna okazja, żeby stać się kimś w życiu.
- To świetnie! Od kiedy zaczynasz? - totalny idiota, ale czasem 'najlepsiejszy' brat na całym świecie. - Czekaj.. to jest ten powód złości i użalania się nad sobą? - patrzył na mnie jak na wariatkę.
- Nie dasz mi dopowiedzieć? Okej, to się nie dowiesz. - wyminąwszy go, poszłam do swojego pokoju, spakować walizkę, najlepiej dwie. Blondyn krzyczał za mną coś, chyba 'Przepraszam'... ale mało mnie to interesowało. Otworzyłam szafę jak i walizki i nie spiesząc się wrzucałam do nich ubrania. Dosłownie wrzucałam, przy okazji odnajdując 'zaginione' części garderoby.
- To nie praktyki w Dortmundzie. Wyjeżdżam. - powiedziałam, słysząc otwierane drzwi.
- Lea... - urwał. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam, że on wcale nie przyszedł tu sam.
Podbiegłam do Mario i wskoczywszy mu w ramiona, oplotłam nogi wokół jego bioder.
- Rozumiem. Zostawię was... samych. - Marco ulotnił się z pokoju, a jego najlepszy przyjaciel właśnie tulił mnie mocno do siebie. Ciągle boję się do tego przyznać, ale... zakochałam się.
___
Boże, co ja zrobiłam z tym blogiem :D Był założony dla śmiechu, a wyszło jak zawsze... czyli nie wyszło XD Rozdział moim zdaniem dziwny, nie podoba mi się mój styl pisania... Jakby było to pisane przez kogoś innego, wyszłoby o niebo lepiej. Ale cóż.. to mój blog, staram się. Ostatnie zdania przemilczę, miało go nie być... szczegół. Teraz będzie mniej Lei (chyba)... xd Mam nadzieję, że Wam się podoba i dacie znać w komentarzu co i jak. Ja bardzo kocham szczere komentarze, nawet gdy macie co do tego jakieś uwagi. Długie opinie motywują potrójnie! :D
Są wakacje, postaram się dodawać częściej.. nie obiecuję! Bo mam za dużo blogów!
Pozdrawiam <3
odpowiada mi twój styl pisania :) ale dlaczego kiedy wreszcie Lea zbliża się do Mario znowu ma ich coś rozdzielić?głupi Berlin... zapraszam do mnie, dopiero zaczynam i szukam czytelników :) http://walcz99.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńNo, no!
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny! :) Nie, powiem zdziwiłaś mnie tym stylem pisania bo go jeszcze od Twojej strony nie znałam. Ale bądź czy siak podoba mi się Twój obecny styl pisania i nie przeszkadza! :)
Jestem ciekawa jak zareaguje Mario na to, że Lea wyjeżdża do Berlina na praktyki! Szkoda, że kiedy Mario i Lea się do siebie zbliżają musi się coś dziać, że jednak ich coś rozłączy. :c Mam nadzieje, że te praktyki miną dość szybko i Lea wróci do Dortmundu! :)
Czekam na nn <33
Buziaki ;*
Rozdział wspaniały jak każdy.Mam nadzieje że wszystko będzie dobrze i nic nie rozłączy Lei i Mario i będzie wszystko dobrze między nimi. Rodział cudowny ja zawsze i czekam na następny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.Sandra :*
Nie no, tego się kompletnie nie spodziewałam ! :) Lea nareszcie przyznała się co do swoich uczuć do Marco. Szkoda, że wyjeżdża. Boję się, że Mario coś odwali. Jess mnie zawiodła, zawaliła sprawę na całej linii. Ma chłopaka, dobrze, ale nie powinna zaniedbywać przyjaźni z Leą. A ile będą trwały te praktyki? Mam nadzieję, że krótko. Nie wytrzymam bez "scen" z udziałem Mario, Marco i Lei. A wracając do tematu związku i przyjaźni, przypomniała mi się jedna sprawa. Od kiedy Marco chodzi z Jess nie zaniedbuje przyjaźni z Mario. Dobra, koniec tych moich bezsensownych wywodów :) czekam na nowy rozdział ;) i serdecznie cię pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńPS. Masz talent dziewczyno! Nie zmarnuj go! :* #borussen
Witaj kochana !
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że rozdział, na który wyczekiwałam z niecierpliwością jest świetny !
Fajnie, że Lea w końcu wyjawiła swoje uczucia, szkoda tylko, że musi wyjechać.
Mam tylko nadzieje, ze Mario będzie na nią czekał i nie poczuje nic do siostry panny Reus.
Co do Jess, to nie spodziewałam się po niej takiego zachowania.
W końcu niby jest przyjaciółką Lei i powinna ją wspierać zważywszy na to, że w ostatnim czasie całe dnie sądzą w tym samym domu co ona.
Mam nadzieje, ze podczas nieobecności Lei nikt nie zajmnie jej miejsca, bo to by była tragedia...
Mówiąc, że będzie mnie Lei masz na myśli, że będzie więcej Leny ?
Jakoś nie trawie tej kobiety, eh.
Dobra, kończę moje budzenie.
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział, życzę dużo weny i pozdrawiam gorąco :)
P.S. W wolnej chwili zapraszam do mnie na nowy rozdział historii o Marco i Melanie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWspaniały^^♥
OdpowiedzUsuńNie no niech nie wyjeżdza :( Niech wreszcie coś się zadzieje między nią a Mario :)) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam *o*
OdpowiedzUsuńLea w końcu przyznała się co do uczuć.!
Ja też jakoś nie trawię tej Leny.
Znikąd się pojawiła i znów coś się namiesza. :/
Szkoda, że akurat w takim momencie urwane. Ale czekam z niecierpliwością. <3
Mam nadzieję, że Lena nie " przerobi się " w Lea.
Coś czuję, że hmm...jakby to napisać? Teraz scena z Mario się tak nie skończy. ;D
Dziewczyna też dobrze, że chce zbudować sobie przyszłość.
Mimo, że niby zmieniłaś styl pisania to dla mnie nic się nie zmieniło.
Cały czas czyta się jak wcześniej. A nawet lepiej.
Rozdział nic dodać nic ująć! Kocham tego bloga!
Będę cierpliwie czekać i pozdrawiam :*
ps. Uwielbiam wszystkie blogi, które piszesz <3 :*****
Jej....nie wiem komplenie co napisać..... Lea nareszcie przyznała się że kocha Mario.....<3
OdpowiedzUsuńTa jej mama jest strasznie natrętna.... no ale martwi się.... to dobrze.
Szkoda że Lea zakręciła się tak w tym wszystkim. Strasznie dużo tego wszystkiego.
Rozdział jest genialny ....Boszzz no cudo po prostu !
A ten blog jest GENIALNY CUDOWNY WSPANIAŁY IDEALNY.<3<3
Pozdrawiam ;-)
Genialny rozdział. Dopiero niedawno zaczęłam, czytać tego bloga, ale tak się wciągnęłam, ze normalnie nie mogę przestać oczekiwać na nowy rozdział. Tak więc czekam na następny
OdpowiedzUsuńŁo... Myślałam, że się już nie doczekam.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze genialny...
Chodź trochę mnie zawiodłaś. Nie w sensie pisania czy czegoś, ale... Po prostu zawiodłaś mnie co do treści rozdziału. Trochę szkoda, że Lea wyjeżdża, bo już nie będzie tak samo. Stosunki Lea- Mario? Jestem bardzo ciekawa jak to będzie dalej pomiędzy nimi.
Lea w końcu przyznała się, że kocha Mario. W końcu... Chyba dotarło do niej jak bardzo go kocha, ale to coś zmieni..? Mam nadzieję, że Mario jakoś na nią zadziała i wpłynie na jej decyzję co do wyjazdu. Szkoda, że jak zaczyna coś się dziać pomiędzy Leą, a Mario to wszystko zaczyna się zmieniać i psuć.
Rozdział jak zawsze genialny, cudowny, nieziemski... Mogłabym tak wyliczać w nieskończoność, ale dam sobie spokój.
Czekam na nn. ;))
Buziaki.. ;** <3
Borze zielony i szumiący :D Jest dobrze :) Bardzo fajnie to się czyta. Tak luźno, bez żadnego musu. Tak trzymać ;)
OdpowiedzUsuń